Przejdź do strony głównej Zarejestruj się Kalendarz Lista użytkowników Członkowie Teamu Szukaj Często Zadawane Pytania
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Oko kota » Witamy gościa [Zaloguj się|Zarejestruj się]
Ostatni Post | Pierwszy Nieczytany Post Drukuj | Dodaj Temat do Ulubionych
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Przeskocz na dół strony Oko kota 4 Ankieta - średnia ocena: 10,004 Ankieta - średnia ocena: 10,004 Ankieta - średnia ocena: 10,004 Ankieta - średnia ocena: 10,004 Ankieta - średnia ocena: 10,00
Autor
Post « Poprzedni Temat | Następny Temat »
gihad
King


images/avatars/avatar-5619.gif

Data rejestracji: 10-08-2007
Postów: 754
Kraina: Moria IV
Skąd: Krk

Oko kota Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Pukanie do drzwi przerwało ciszę nocy.
- Kogo tam niesie? Otwarte.
Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia szybkim krokiem wkroczył wysoki, młody człowiek opatulony przybrudzoną peleryną z charakterystycznym czerwonym okiem wyszytym na plecach. Towarzyszył mu drugi, równie dobrze zbudowany i ubrany podobnie do towarzysza. Stary karabin, przewieszony przez jego plecy z pewnością pamiętał lepsze czasy.
- Będzie tu za dziesięć minut - rzucił pierwszy.
- O chryste, teraz? Ja niegotowy, jeszczem nie oprawił wszystkiego.
-Nie kwękaj mi tu Selko, ubieraj gacie i chociaż ręce z tej juchy plugawej umyjcie, bo na gębe chyba czasu nie starczy - warknął młodzieniec. Niepozorny mężczyzna nazwany Selkiem przeskakiwał nerwowo wzrokiem z jednego żołnierza na drugiego. W końcu widząc że nic nie wskóra, niemal wybiegł przez drzwi za jego plecami, znikając w innym pomieszczeniu. Żołnierze odwrócili się i wyszli na brudną ulicę, oświetloną przez mdłe światło padające z porozwieszanych nad ich głowami lamp. Drugi żołnierz wyjął z kieszeni niewielki brązowy woreczek i wyjął kilka szczypt tytoniu.
- Nie będzie łatwo, hę? - zagadnął nawilżając językiem kawałek bibułki.
-A co mnie to? Chwilę spokoju będzie przynajmniej jak go zaciukają, bo zanim się wyliże to dychniemy z dzień, albo dwa - jego towarzysz wzruszył ramionami i oparł się o mur.
- Co Ty Waszek, nie tak głośno!
-Nie bój się lebiego, mnie na razie nie tknie, zresztą dopiero pewnie z komory wylazł. Młodyś jeszcze Kristo, za niedługo to będziesz czuł jego pierda nawet jak go puści na rubieżach, a Ty na posterunku w mieście będziesz - Waszek uśmiechnął się krzywo.
Przez następne kilka minut stali w milczeniu paląc na spółkę papierosa, siwy dym z wolna rozwiewał się w dusznym, czerwcowym powietrzu. Po chwili z ciemnej ulicy wyłoniła się sylwetka mężczyzny odzianego w długi biały płaszcz odsłaniający bladą klatkę piersiową. Przy pasie kołysało mu się kilka sztyletów, a zza pleców wyglądała błyszcząca lufa wojskowego Mausera. Mężczyzna poruszał się żwawo, ale bezszelestnie, długie biały włosy powiewały w lekkich podmuchach nocnego wiatru.
-Patrz, sam idzie - Kristo przydeptał peta butem.
- No sam, pewnie go ciśnie już - Waszek szepnął cicho i przyklęknął przed zbliżającym się mężczyzną.
-Panie, Selko czeka - rzucił nie podnosząc głowy. Mężczyzna omiótł wzrokiem drugiego żołnierza i nie zatrzymując się wszedł do środka starego budynku. W niewielkim pomieszczeniu, wyposażonym tylko w masywny metalowy stół i dwie ławy siedział Selko. Na widok bladoskórego mężczyzny zerwał się na równe nogi i podobnie jak Waszek przyklęknął na jedno kolano.
- Wstawaj Selko, sam jestem - beznamiętnym głosem rzucił nieznajomy.
- Czego życzysz panie? Ja im mówiłem, jeszczem nie skończył, nie mam wszystkiego, nie wiedziałem że przyjdziesz osobiście - Selko wstał otrzepując kolano.
-Oka mi trzeba, dostałeś rano kotołaka, jeszcześ go nie oprawił?
-A nie panie, kotołaka to ja wiem że trzeba najprzód oprawić. Mam, mam oko panie, zaraz przyniosę - w głosie Selka zabrzmiała ulga. Sinoskóry mężczyzna przysiadł przy stole a charakternik zniknął w drugim pokoju. Po chwili wrócił, trzymając w ręku niewielką sakwę i rzucił ją na stół.
- Tak jak zawsze będzie? - zapytał nieśmiało Selko. Mężczyzna rozsupłał sznurek i otworzył sakiewkę, zaglądając do środka, Selkowi wydawało się że dostrzega delikatny blask bijący ze środka.
- Jak zawsze - odparł zawiązując woreczek, po czym przypiął go do pasa. Nagle ich uwagę odwrócił cichy, ale dosłyszalny jęk dochodzący zza drzwi prowadzących na ulicę.
- Co to? Słyszałeś... - Selko zamilkł w pół zdania spoglądając na twarz towarzysza. Źrenice sinoskórego mężczyzny zaczęły nagle blednąć, aż do całkowitego zlania się z białkiem, po czym rozjarzyły się bladym blaskiem. Selkowi zdawało się że jego biały kunsztowny kaftan jeszcze bardziej się rozjaśnił. Gdy mężczyzna sięgnął po sztylety przy pasie, charakternik mógłby przysiąc że zobaczył przez sekundę plątaninę naczyń krwionośnych przecinających blade ciało wampira.
- A to skurwysyny, znaleźli mnie - warknął przez zęby. Selko zauważył jego nienaturalnej długości siekacze i mimowolnie cofnął się pod ścianę.
- Chryste Panie, co... - ponownie nie udało mu się dokończyć, bo w tym samym momencie drzwi wyjściowe z ogłuszającym hałasem rozprysnęły się w drobny mak. Do środka wdarł się niesamowity przeciąg wyrywając z podłogi przyśrubowaną, metalową ławę. Sinoskóry mężczyzna skoczył do przodu jak błyskawica i starł się z barczystym, śniadym mężczyzną, który nie wiedzieć kiedy znalazł się w środku. Nieznajomy napastnik odziany był na czarno, w skórzaną kurtkę i spodnie, w rękach dzierżył ogromną buławę, a jego oczy jarzyły się czerwienią.
Selko wiedział że zaraz zginie, jego pęcherz już się poddał, ale mimo to nie potrafił ani się ruszyć, ani nawet odwrócić wzroku. Z obu sylwetek biła niesamowita moc, dająca się niemal pomacać. Zwieracze Selka poszły w ślad za pęcherzem, na dźwięk rozbijanych okien i widok luf karabinów zaglądających przez nie do wnętrza pokoju. Rozległa się salwa, charakternik zobaczył jak w białym płaszczu pojawia się kilka dziur, jedna kula trafiła w niemal białą teraz szyję z której trysnęła ciemna krew. Blady mężczyzna warknął i uskoczył przed ciosem śniadego, ogromna maczuga roztrzaskała stalowy stół. Sinoskóry odbił się od ściany i dosłownie wskoczył na plecy napastnika kłując go sztyletem w szyję i ciemną klatkę piersiową. Krew chlapała na boki a dwaj mężczyźni miotali się po pokoju splecieni w śmiertelnym tańcu. Czerń i biel odcinały się od siebie w mdłym świetle przepalonych ogniw, Selko z trudem nadążał wzrokiem, oczy zaczęły mu łzawić od wyładowań mocy ale nie mógł ich wytrzeć. Ciemnoskóry mężczyzna zawył nieludzko gdy sztylet przeciwnika rozorał mu bark. Rozległa się druga, ogłuszająca salwa, sinoskóry wampir stracił na sekundę równowagę i zachwiał się. Selko nawet nie zauważyłby ruchu śniadego, gdyby nie to że ruch ten pozbawił głowy jego bladego niedoszłego klienta. Bezgłowy korpus padł na kolana, śnieżnobiały płaszcz momentalnie stracił swój blask i pokrył się gęstą posoką oraz kawałkami niebieskawego mózgu. Z momentem upadnięcia na ziemię korpus bladoskórego obrócił się w pył, a w powietrzu rozszedł się ostry trupi zapach. Po zwłokach pozostały tylko zmurszałe kości i strzępki ubrania, oraz powoli krzepnąca krew, zdobiąca ściany i podłogę przedsionka. Śniady wampir wyprostował się i ukazał okazałe kły w grymasie mającym chyba służyć za uśmiech. Do środka wpadło kilku żołnierzy z dymiącymi jeszcze lufami. Na bojowych zbrojach widniał herb przedstawiający niebieską zaciśniętą pięść.
- Zdechł? - zapytał jeden z nich.
-Na tyle na ile - odparł wampir w czerni, krzywy uśmiech nadal nie znikał z jego twarzy - Kainici się zdziwią że ich przywódca nie stawi się na wezwanie.
-A ten? - drugi żołnierz wskazał na kulącego się w kącie Selka. Dopiero teraz mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu, czerwona poświata przesłaniająca jego oczy powoli przygasała.
- Przyda się, to chyba charakternik i to sprawny, patrząc na jego siwy łeb.
-Panie litości - wyjęczał słabym głosem Selko. Wampir popatrzył na niego. Jego oczy wyglądały normalnie, miały naturalny bursztynowy kolor, ale mimo to widać w nich było otchłań tak głęboką że charakternikowi zabrakło powietrza w płucach.
- Przegrzebcie dobrze ten barłóg, może ten pies ma gdzieś skrytkę, ludzie są jak głupie sroki latające za błyskotkami z którymi nie wiedzą potem co zrobić. Ręka mnie boli oprawco, poradzisz co?
-Tak panie, tak, w drugiej izbie jest... - Selko urwał, bo mężczyzna nagle zniknął mu z oczu. Ostatnim jego uczuciem był okropny ból, jakby do szyi przystawiono mu rozżarzoną głownię, a wzrok przesłoniła mu biało czerwona mgła. Oko kotołaka leżało w kącie jarząc się lekkim światłem.

__________________
R13:Gihad
cytat:
SushiMaker napisał:
Nie da się.

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez gihad: 04-01-2012 20:25.

04-01-2012 20:24 gihad jest offline Szukaj postów użytkownika: gihad Dodaj gihad do Listy kontaktów
Cerebrus
Triple Ace


images/avatars/avatar-23434.gif

Data rejestracji: 07-07-2011
Postów: 215
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia IX
Skąd: Opole

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Konkretny tekst, dobrze napisany, gładko i przyjemnie się czyta... Napisany trochę w stylu Sapkowskiego. Co do fabuły to też ciekawa.. doszło do pojedynku Łapacza z Kultystą jak mniemam, tyle że ten drugi z "agencją ochrony"... Big Grin

__________________

04-01-2012 23:01 Cerebrus jest offline Szukaj postów użytkownika: Cerebrus Dodaj Cerebrus do Listy kontaktów
gihad
King


images/avatars/avatar-5619.gif

Data rejestracji: 10-08-2007
Postów: 754
Kraina: Moria IV
Skąd: Krk

Autor tematu Temat rozpoczęty przez gihad
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Cerebrus, chyba lvl upa w avatarze złapałeś Tongue Powoli się pisze ciąg dalszy Tongue

edit down:
To nie jest całość, skonstruowałem to tak specjalnie żeby wyglądało na zamknięte opowiadanie bo chciałem zobaczyć czy się komuś spodoba, czy powinienem się jednak szydełkowaniem zająć Tongue

__________________
R13:Gihad
cytat:
SushiMaker napisał:
Nie da się.

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez gihad: 07-01-2012 15:16.

06-01-2012 20:16 gihad jest offline Szukaj postów użytkownika: gihad Dodaj gihad do Listy kontaktów
Mahazel1994
Emperor


images/avatars/avatar-18753.jpg

Data rejestracji: 25-03-2010
Postów: 1.100
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Moria III
Skąd: Z Gwardii Samaela

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Jest parę niedociągnięć, ale to jedyne opowiadanie jaki przeczytałem w mniej niż 3 minSmile

twarda 8 (długość i lekkie potknięciaWink )

__________________

Nau vel'bol?
r9:Azazel Blade

r15:Azazel Blade

07-01-2012 00:04 Mahazel1994 jest offline Szukaj postów użytkownika: Mahazel1994 Dodaj Mahazel1994 do Listy kontaktów
gihad
King


images/avatars/avatar-5619.gif

Data rejestracji: 10-08-2007
Postów: 754
Kraina: Moria IV
Skąd: Krk

Autor tematu Temat rozpoczęty przez gihad
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Księżyc srebrzystym blaskiem oświetlał piaskowe mury cytadeli Kainitów. Masywne mury, popękane w wielu miejscach, a jednak sprawiające wrażenie nadzwyczaj solidnych i spójnych strzelały spiczastymi wieżyczkami w mrok nocnego nieba. Na murach okalających wewnętrzne fortyfikacje majaczyły niewyraźne sylwetki kilkudziesięciu mężczyzn, nieruchome i spokojne, jak wyciosane z kamienia.

- Niech to szlag, gdzie on się kurwa podziewa - mruknął pod nosem bladoskóry mężczyzna odziany w śnieżnobiały płaszcz. Długie jasne włosy okalające jego twarz rozwiewał gorący nocny wiatr wiejący od strony majaczących na horyzoncie górskich szczytów.

- Już nie zdąży, czujesz? - Stojący obok niego paskudnie oszpecony mężczyzna skinął głową wskazując na piaszczysty step rozpościerający się przed murami twierdzy.

I rzeczywiście wiatr nagle ustał a rozgrzane powietrze zaczęło drgać, najpierw delikatnie, ledwo wyczuwalnie zawirowało wokół skupionego na murach oddziału, by po chwili rzucić w twarz obrońców tabun piachu ciągnącego z pustkowi przed twierdzą. Z każdą sekundą drganie powietrza narastało, aby po chwili zmienić się w regularny stukot wypełniający coraz głośniej ciszę nocy. Mimo mroku w oddali na horyzoncie zamajaczył cień odcinający się od szarobrunatnego, pozbawionego gwiazd nieba. Cień narastał a tętent wzmagał się. Blady wampir odwrócił się w stronę dziedzińca, na którym gnieździł się niewielki oddział obrońców. Strzelcy na basztach i murze obronnym wytężyli zmysły.

-Zbliżają się, zająć pozycje. To będzie gorąca noc, bez względu na to, co się wydarzy, pokażmy tym psim pomiotom, co to znaczy mienić się kainitą. Pokażmy im, że jesteśmy prawdziwymi władcami tego świata, nie uklękliśmy przed nikim od setek lat, i nie uklękniemy również teraz. Zetrzemy ich w proch, którym są a nasza zemsta będzie sroga i żaden uzurpator nie ukryje się przed naszymi szponami. Do walki Kainici!

Odpowiedział mu ryk zdający wydobywać się z setek tysięcy gardeł, niesamowity głęboki okrzyk zwycięstwa, jakby już zostało ono przypieczętowane.

- Piękna mowa Rascalu - szpetny wampir nachylił się do swego towarzysza - Znakomicie udajesz pewnego siebie.

- Milcz Aversamie, porażka nie wchodzi w grę, dobrze o tym wiesz - Rascal rzucił mu wściekłe spojrzenie - choć mimo wszystko wolałbym widzieć tutaj Queala. Dodał przyciszonym głosem, po czym odwrócił się z powrotem w stronę piaszczystych rubieży.

Na murach i dziedzińcu rozległ się szczęk dobywanej broni. Szarą poświatę nocy zaczęły rozświetlać rozjarzone źrenice, żądnych krwi wampirów. Skomplikowane słowa mocy wypalone na masywnej bramie, strzegącej dostępu do jednej z najbardziej niezdobytych twierdz świata, rozpaliły się srebrnymi płomieniami, gdy stojący w oddali nekromanci zaczęli mamrotać pod nosem swe inkantacje. Strzelcy na murach wyjmowali z futerałów wysłużone karabiny, łucznicy podpalali strzały i przypinali pasy obwieszone starannie wykonanymi nożami do rzucania. Przyzywane moce ciemności zaczęły w mgnieniu oka zmieniać ciała wampirów. Rozgrzane powietrze drgało, wyładowania niesamowitej mocy materializowały się w postaci strumyków ognia i snopów iskier.

Atakujący byli już na odległości kilku kilometrów. Poruszająca się z niesamowitą prędkością chmara wampirów zdawała się pędzić bez żadnego szyku, gnana po prostu rządzą krwi. Liczba atakujących niemal dwukrotnie przewyższała ilość obrońców zgromadzonych na murach. Wampir zwany Aversamem zarzucił na jeszcze bardziej odrażającą teraz twarz czarny kaptur, po czym podniósł zaciśniętą w rękę pięść. Strzelcy wystawili lufy przez okienka w basztach, łucznicy wznieśli łuki z zapalonymi strzałami w górę. Stoczyli już razem setki walk, mimo że po raz pierwszy zmuszeni byli stawać ramię w ramię w obronie miasta, wiedzieli, czego się spodziewać; wiedzieli jak wielką mocą dysponują i jak z niej korzystać.
To szaleństwo - pomyślał Aversam. Na co oni liczą, zgnieciemy ich jak robaki. Nikt od wieków nie odważył się zaatakować twierdzy deszczu, wiedząc, co grozi w razie porażki, która była niemal tak pewna, jak próba przeżycia w dziczy w środku dnia. Macki najstarszego sięgają aż po najdalsze krańce rubieży, uzurpatorzy nie ukryją się nigdzie, a czas nie zatrze wyroku wydanego na ich głowy. Kątem oka zerknął na Rascala, który dzierżył w dłoniach ogromną kosę pokrytą mieniącymi się runami. Jego twarz wydała się zatroskana.

-Ognia - Aversam opuścił dłoń i natychmiast rozległ się grzmot wystrzelonej salwy oraz świst strzał przecinający nocne powietrze. Pierwsza linia atakujących, będąca już tylko kilkaset metrów od bram zawyła, gdy dosięgły ich kule i ogień. Kilkunastu wampirów zatoczyło się i padło na twarz, zostając natychmiast stratowanymi przez oddziały napierające z tyłu. Obrońcy w pośpiechu przeładowywali broń i napinali cięciwy, kiedy nagle zbita ściana wampirów przed murami załamała się i zaczęła rozpraszać na boki. Bez żadnej komendy, rozproszona zgraja wampirów rozdzieliła się na trzy oddziały. Wampiry, które znalazły się w bocznych flankach przyspieszyły i zaczęły wskakiwać na masywny mur i wspinać się w górę. Przechyleni przez krawędź twierdzy Kainici szyli do nich strzałami, nożami i toporkami, a kilkunastu ogromnych rozmiarów walczących odpierało ataki tych, którym udało dostać się na szczyt. Agresorzy padali z roztrzaskanymi pod naporem ogromnych korbaczy głowami, odpadali ze ścian z ciałami przeszytymi strzałami i dziurami po kulach. Kosa Rascala dosłownie przepoławiała i dekapitowała wszystkich, którzy byli na tyle głupi by znaleźć się w jej zasięgu. Mury spływały gęstą posoką a zmasakrowane ciała pokonanych rozsypywały się w proch roztaczając w powietrzu woń śmierci i zgnilizny. Napór na mury jednak nie słabł, a nawet wzmagał się, jakby na miejscu każdego zabitego wampira pojawiały się dwa kolejne. Aversam wystrzelił serię w stronę nadbiegającego i zobaczył jak jeden z obrońców pada nie mogąc nawiązać walki z trzema odzianymi na czerwono wampirami. Po chwili na dziedziniec zwalił się znajomy mu snajper, ze srebrną gwiazdą utkwioną między oczami.

Po chwili ze środkowego oddziału wyłoniła się grupa kilku masywnych, czarnoskórych mężczyzn dzierżąca w dłoniach wielki metalowy taran. Jedynym skutkiem ich natarcia na bramę był głęboki dźwięk przypominający uderzenie dzwonu i łoskot upadającego taranu, gdy jego właściciele osuwali się w kurz porażeni zaklęciami obronnymi nekromantów. Coraz więcej szturmujących wdzierało się na mury miasta. Strzelcy, którzy nie zdążyli dobyć broni spadali z murów ugodzeni sztyletami i pozbawieni głów. Na pierwszą linię wysunęły się teraz wysmukłe postacie z długimi szponami i kolcami wyrastającymi im z ramion i barków, oraz muskularne wampiry ze skórą pokrytą zrogowaciałym pancerzem dziesiątkując zastępy wroga. Nagle, jedna po drugiej runy pokrywające wrota, które oddzielały walczących zaczęły strzelać snopami światła i gasnąć, zostawiając po sobie tylko wypalony w drewnie ślad. Rascal zawył i kilkoma susami przemieścił się na tyły dziedzińca gdzie ostatni bezbronny nekromanta padał na ziemię pod ciosem odzianego w skórzaną kurtkę mężczyzny. Bojowa kosa przecięła powietrze, które przed kilkoma sekundami zdawało się być plecami czarnoskórego. Rascal opadł na ziemię i poczuł niesamowity ból w prawym barku, który ustąpił pod okrutnym ciosem czarnego wampira. Osuwając się na ziemię usłyszał jeszcze głuche uderzenie, gdy taran uderzył w pozbawioną mocy bramę. Potem zdawało mu się, że zobaczył jeszcze Aversama przewalającego się przez mur z krwawą dziurą ziejącą z kaptura, a potem jego świat pogrążył się w czerwieni i cierpieniu, gdy kolejny cios roztrzaskał mu głowę.

__________________
R13:Gihad
cytat:
SushiMaker napisał:
Nie da się.

13-09-2012 19:30 gihad jest offline Szukaj postów użytkownika: gihad Dodaj gihad do Listy kontaktów
gihad
King


images/avatars/avatar-5619.gif

Data rejestracji: 10-08-2007
Postów: 754
Kraina: Moria IV
Skąd: Krk

Autor tematu Temat rozpoczęty przez gihad
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Śmierć swoich dwóch głównodowodzących odbiła się na morale pozostałych na placu boju żołnierzy. I chociaż nadal każdy z Kainitów kładł dziesiątkę agresorów nim sam oddał życie, chociaż napór atakujących zaczął słabnąć to ich siły gwałtownie malały, jakby przestawali wierzyć w zwycięstwo. Z głośnym trzaskiem puścił nagle skobel od bramy. W ferworze walki, pozbawieni kapitanów wydających rozkazy, nikomu nie przyszło do głowy wzmocnić pozbawione ochrony wrota. Bitwa przeniosła się na dziedziniec. Pozostali na placu boju Kainici skupili się w jeden zwarty oddział i odpierali skomasowane ataki najeźdźców. Nikt nie zauważył starego, poobijanego samochodu wyłaniającego się zza rogu pobliskiego budynku. Samochód pędził na złamanie karku i podskakując po nierównościach połatanej drogi zbliżał się do placu boju. Dopiero kiedy po kolejnym podskoku, jedna z przednich opon pękła, kilku walczących zwróciło uwagę na dziwaczny pojazd. Auto wpadło w poślizg, po czym przekoziołkowało kilka razy przez środek dziedzińca zmiatając przy okazji kilku walczących, którzy nie zdążyli ocknąć się w porę, aby rozbić się w końcu na murze obronnym. Natychmiast kilka postaci oddzieliło się od grupy i skoczyło w stronę dymiącego wraku, byli jednak zbyt wolni. Wybuch mocy rozerwał poskręcaną stal, gdy ze środka wyłonił się wysoki wampir o skórze i włosach białych jak śnieg. Jego płaszcz łopotał poruszany nieistniejącym wiatrem, a długie palce zakończone szponami zaciskały się na kolbach dwóch wytartych ingramów, pokrytych poskręcanymi symbolami. Mężczyzna poruszał się szybciej od myśli, łuski zakopywały się w piaszczystym podłożu, a nacierający rozsypywali się w proch. W garstkę ocalałych obrońców wstąpiła jakby nowa energia, runy pokrywające ich bronie rozjarzyły się jaśniej, karmione krwią złapanych w potrzask wampirów. Queal przeładował broń i uchylił się przed ciosem tracąc równowagę. Potężny kopniak posłał go kilka metrów w dal. Uderzając w twardą ścianę muru obronnego, Queal poczuł wszystkie, świeżo zrośnięte kości. Nie dał jednak szans napastnikowi. Prawa ręka uniosła się chłodnie i miarowo wypaliła serię w stronę nadciągającego wampira w czerni, znacząc jego ciało karmazynowymi kwiatami. Spróchniałą czaszkę, która podjechała mu pod buta zmiażdżył z zimnym uśmiechem.

- Teraz wisisz mi jeszcze kierowcę - Ta myśl przecięła jego umysł tylko na chwilę wystarczającą do przeładowania karabinków. Kiedy z cichym chrupnięciem kości ramienia powróciły na miejsce, biała śmierć zaczęła dopełniać swego dzieła.
Ocalałe ze szturmu wampiry ginęły dobijane na polu walki. Nadciągający brzask wypędził z pola walki nawet najbardziej wytrwałych żałobników. Pierwsza śmierć na polu walki musiała być należycie opłakana, łzami smutku i dumy zarazem, a kolejne wcielenie należycie przywitane. Tak się godziło, nieważne gdzie młokos poległ. Na rubieżach w służbie pana, czy też przygnieciony w kuźni run, druga śmierć i pierwsze narodziny były czczone wystawnie i sycie.

Twierdza deszczu przetrwała szturm, ostatni z wampirów znikali z pola walki. Zachlapane posoką mury obronne i powiewające w gorących powiewach, nadpalone strzępki ubrań i popioły poległych przywitało poranne słońce, dające mało blasku i rzadko wyglądające zza gęstych, brunatnych chmur. Ulice zaczynały zapełniać się ludźmi, po kilkunastu minutach na dziedziniec wtoczył się wóz wypełniony drewnem, w towarzystwie kilku mężczyzn ubranych w stare, połatane spodnie, oraz posklejane lub pozszywane byle jak buty. Kilku z nich zajęło się uprzątnięciem pobojowiska, a reszta zaczęła rozładowywać wóz. Po chwili mogli już rozpoczynać naprawę połamanych wrót wejściowych. Nie rozmawiali ze sobą za często, unikali także swojego wzroku. W twierdzy deszczu żyło się dostatnio, ale nie na tyle długo, aby można sobie pozwolić na luksus poosiadania przyjaciół.

__________________
R13:Gihad
cytat:
SushiMaker napisał:
Nie da się.

18-09-2012 00:05 gihad jest offline Szukaj postów użytkownika: gihad Dodaj gihad do Listy kontaktów
gihad
King


images/avatars/avatar-5619.gif

Data rejestracji: 10-08-2007
Postów: 754
Kraina: Moria IV
Skąd: Krk

Autor tematu Temat rozpoczęty przez gihad
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Katedra twierdzy deszczu, była najbardziej majestatycznym i budzącym respekt budynkiem, zbudowanym przed wiekami przez jednego z najstarszych. Podobnych budowli strzelających zaśniedziałymi wieżyczkami w niebo było na całym świecie jeszcze trzy. Cztery katedry, osadzone w miejscach wielkiej mocy, będące siedzibą czterech najstarszych wampirów nie były miejscami do których łatwo było się dostać. Oddalone od siebie o dziesiątki tysięcy kilometrów pustkowi, wypełnionych przerażającymi bestiami i spaloną pustynią, były jedynymi jasnymi punktami na szczątkowych mapach rubieży. Były to skupiska najbardziej doświadczonych i zasłużonych wampirów, którym udało się wkupić w łaski najstarszych i osiąść najbliżej, w chwale ich majestatu. Silnie strzeżony obszar pozostawał pod ciągłą ochroną gwardii przybocznej, oraz specjalnie do tego wyszkolonych żołnierzy. Wokół tych miejsc skupione były siedliska reszty nieśmiertelnych, walczących zajadle ze sobą o każdy piędź ziemi. Zapuszczając się dalej w głąb rubieży można było napotkać coraz bardziej zniszczone i pochylające się ku ziemi ruiny które zamieszkiwali najsłabsi, dający się zepchnąć na najdalsze obrzeża cywilizacji wampiry. Jeszcze dalej jak okiem sięgnąć ziała nieprzebyta pustynia, poorana kraterami i porośnięta rzadką roślinnością. Pokrywająca niemal całą planetę śmiertelnie groźna pustka, niezbadana i zamieszkiwana przez bestie stanowiące zagrożenie nawet dla nieśmiertelnych, lecz będąca nieustannym obiektem eksploracji. Nielicznym udawało się powracać z dalekich wypraw z potężnymi artefaktami wypełnionymi ogromną mocą. Jeszcze inni ginęli z wycieńczenia, spaleni morderczym słońcem bądź rozpłatani pazurami mutantów. Nawet skazując się na ból i cierpienie ponownych narodzin, szansa na zdobycie bogactwa i wspięcie się w hierarchii klanu rozpalała umysły wielu nieśmiertelnych.

W Sali audiencyjnej twierdzy deszczu Quael wraz z Aversamem i Rascalem omawiali wydarzenia poprzedniej nocy.

- A więc wojna?! - Rascal nie krył emocji. Miotał się po całej komnacie, a z jego oczu strzelały błyskawice - Te psie pomioty naprawdę ośmieliły się nas zaatakować. Kazałem z samego wieczora zmobilizować swoje oddziały, mogą być gotowi na jutro i radzę wam zrobić to samo. Najstarszy nie podaruje im tej zniewagi.

- Spokojnie, za gorącej krwi się dziś opiłeś chudzielcu. - Quael był spokojniejszy. Miał nadzieję że uspokoi świeżo odrodzonego adiutanta zanim pojawi się władca. I rzeczywiście Rascal przystanął i rzucił na Quaela wściekłe spojrzenie.

- A gdzie Ty byłeś gdy Cię potrzebowaliśmy? Wiesz jakie ponieśliśmy straty? Zdajesz sobie sprawę że twierdza naprawdę mogła paść. Zbagatelizowaliśmy ten atak sądząc że nadciąga jakiś wycieńczony, zdesperowany oddział. Taka armia z jaką się wczoraj zmierzyliśmy mogła być zorganizowana tylko przez jeden klan.

@ skomentuje ktoś? ma to sens jakiś? Bo to może być wstęp do niezłej powieści, ale potrzebuje jakiegoś feedbacku Tongue

__________________
R13:Gihad
cytat:
SushiMaker napisał:
Nie da się.

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez gihad: 17-02-2013 17:28.

17-02-2013 17:27 gihad jest offline Szukaj postów użytkownika: gihad Dodaj gihad do Listy kontaktów
Struktura drzewiasta | Struktura tablicy
Przejdź do:
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Oko kota

Oprogramowanie Forum: Burning Board 2.3.6, Opracowane przez WoltLab GmbH