Przejdź do strony głównej Zarejestruj się Kalendarz Lista użytkowników Członkowie Teamu Szukaj Często Zadawane Pytania
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Zepsuty Zegar ;) +18 (przekleństwa) » Witamy gościa [Zaloguj się|Zarejestruj się]
Ostatni Post | Pierwszy Nieczytany Post Drukuj | Dodaj Temat do Ulubionych
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Przeskocz na dół strony Zepsuty Zegar ;) +18 (przekleństwa)
Autor
Post « Poprzedni Temat | Następny Temat »
biggie87
Triple Ace


Data rejestracji: 06-02-2011
Postów: 183
Klan: Siła i Honor
Kraina: Necropolia
Skąd: brać na winyle?

Zepsuty Zegar ;) +18 (przekleństwa) Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Obudziłem się spocony, zegar wskazuje 4:15, ale wiem, że źle chodzi, według niego powinno już świtać, a tutaj jest ciemno jak w dupie u murzyna, marny ten tekst i marna pociecha. Zepsuty zegar tylko dwa razy w ciągu doby pokazuje dobrą godzinę, ten też zatrzymał się już jakiś czas temu, szczerze nawet nie wiem kiedy, bo nie było nas tutaj wtedy i pewnie nie będzie kiedy te ściany zwalą się od starości, jak domek z kart, a ten stary zegar razem z nimi.

Obudziłem się przed momentem i doszedłem do pieprzonego wniosku, że teraz już nic mi nie pozostało na tym świecie, mój brat umarł przed kilkoma dniami, szczerze mówiąc nic nie wskazywało na to, że jego koniec jest bliski. Tak jak zawsze co rano poszliśmy na plażę, Ja, Kate, On, Damien i Naomi, cała nasza piątka. Damien był na kacu, zresztą od kiedy odszedł jego kwiatuszek nie trzeźwiał. Nie miałem mu tego za złe, że ciągle pije sam pewnie też bym zaczął, ale nie mam za kim pić. Brat to jedno, a dziewczyna to drugie, po nim pozostały mi tylko łzy. Nie potrafię nic innego robić, zawsze byliśmy razem, nierozłączni bliźniacy, jak mówili o nas znajomi, nie zmieniło się to nawet wtedy kiedy ze wschodu nadciągnęło H1 po czym opanowało cały kraj, ba nawet wtedy kiedy wszyscy musieli uciekać i wirus się zmutował, a potem zamknięto szkoły, urzędy, sklepy na ulicach zapanował totalny chaos, nawet wtedy byliśmy razem, przez wszystko przeszliśmy razem, wprawdzie nie zawsze się zgadzaliśmy, tak było w przypadku Kate, ale o tym za chwilkę.

Pamiętam jak rozmawiałem z nim, szliśmy obok siebie, że tak powiem ramię w ramię, Kate i reszta trochę nas wyprzedziła, wtem on po prostu upadł i z jego nozdrzy wypłynęła krew, w pierwszej chwili nie pomyślałem o H1N1, ale to chyba było to kurestwo, przed którym uciekaliśmy tyle lat, myślałem, że Ci, którzy przeszli H1, są w jakimś stopniu uodpornieni, na jego gorszą odmianę, ale myliłem się. Matt umarł na moich ramionach, próbowałem jakoś zatamować krwawienie, widziałem w jego oczach przerażenie, nie mogłem mu już pomóc, umarł nie wiem czy ktoś w ogóle byłby w stanie uczynić cokolwiek dla niego, cokolwiek dla nas

Kiedy Kate do mnie przyszła, Matt już nie żył, a ja podobno tuliłem jego stygnące ciało do swojego, płakałem przy tym jak bóbr i mówiłem, ze wszystko będzie dobrze, ale jego już nie było już nic nie miało być dobrze. Odszedł człowiek z którym byłem od kiedy się urodziłem, najgorsze było to, że nie mogłem spełnić jego ostatniej woli, zawsze chciał być pochowany w Beitsch, takie było jego marzenie.
- Możesz, żyć na końcu świata, ale kiedy umrzesz, chcesz spocząć tam gdzie się urodziłeś. mówił mi, kiedy rozmawialiśmy o śmierci.

Ile nam jeszcze pozostało nim to wszystko się skończy? Ile jeszcze bezsensownych dni? Ile ciągłego okłamywania, się, że H1N1 już nie ma? On nie wybiera spośród biednych i bogatych, on nie wybiera on zabija każdego, nie ma litości widziałem masowe groby, widziałem śmierć całych ulic, miast kiedy człowiek przeżywa innego człowieka, czuje się lepiej, wmawia sobie dobrze, że to nie na mnie trafiło, ale potem zdaje sobie sprawę, że on chociaż ma już spokój, nie musi uciekać, nie musi budzić się każdego dnia z pytaniem na ustach kiedy, kiedy będzie moja kolei?;. Nie znacie dnia ani godziny nie znaliśmy.

Kate spotkaliśmy bardzo nietypowo, to było kilka tygodni po tym jak prezydent ogłosił, że teraz możemy robić co nam się żywnie podoba , sam spierdolił 200 metrów pod ziemię, czasem zastanawiam się, czy jeszcze zipie, czy może umarł z całą swoją świtą, chuj by mnie pewnie strzelił gdybym miał siedzieć przez kilka lat pod ziemią jak mysz pod miotłą.
Dla nas był to początek końca świata, nie chciałbym drugi raz tego przeżywać, przez kilka tygodni, co niektórzy próbowali utrzymać porządek, ale kiedy ich piękne miasta przestawały istnieć, zwijali nogi za pas i spierdalali gdzie się tylko dało. Elektrownie przestały działać w dwa miesiące po ogłoszeniu totalnej degrengolady przez władzę, już wtedy przebywanie w szpitalu było jak wyrok śmierci, one nie pomagały one zabijały, w pół roku po końcu świata przestało działać ostatnie radio, później jakieś naćpane małolaty poprzejmowały ziejące pustkami radia w stolicy, ale zamiast puszczać muzykę gadały o pieprzeniu i trawce, czasem złapaliśmy jakieś regionalne radio w którym słychać było modlitwy do Boba Marleya, śmialiśmy się wtedy z Mattem, Bob stał się drugim Jezusem, a nawet lepiej, stał się Bogiem, dobre sobie, ale szczerze mówiąc nam się to podobało. Boga nie ma, zostawił nas na pastwę losu, a ten jak widać nie wybrzydzał i zabijał wszystkich, nie pomogli nam lekarze i ich lekarstwa, nie pomogli nam księża i ich modlitwy, nic nam nie pomogło, ale zawsze może pomóc, nam trawka i Bob Marley. Trochę słów otuchy nigdy nie zaszkodzi, czasem zastanawiam się co się stało z tymi wszystkimi ludźmi tam na stacji kosmicznej, podobno ruscy wysłali własny prom kosmiczny i otworzyli jakąś przystań tam w przestrzeni kosmicznej, ale coś mi się nie chce w to wierzyć, oni bez amerykanów nie potrafili nawet zawiązać sznurowadeł, a z tego co wiem to stacja amerykańców spadła do oceanu jakiś czas temu. Ile w tym prawdy? Nie wiem, powołuję się na tych naćpanych małolatów, czasem jakiś łączył się z innymi poprzez Internet satelitarny cała ta technika nie była aż tak zła, może większa część rzeczy nie chodziła bez prądu, ale kiedy tylko go mieliśmy, świat i życie w nim stawało się łatwiejsze, a oni go mieli pod dostatkiem, przecież musieli jakoś nadawać. A bez prądu mogli co jedynie nadawać alfabetem morsa

No więc Kate poznaliśmy w bardzo niemiłych okolicznościach, to było zaraz po tym jak musieliśmy uciekać z naszego rodzinnego domu, w którym zmarli wszyscy nasi bliscy, nie wiem jak udało nam się przeżyć, do jego śmierci wmawiałem sobie, że jesteśmy uodpornieni, ale teraz nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, jego już nie ma, a jedyną przyczyną jego śmierci jaka przychodzi mi na myśl, to H1N1. Jechaliśmy naszym busem przez kraj w poszukiwaniu nowego domu, kiedy tak po prostu zabrakło nam paliwa, nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, ze zdarzyło się to przed stacją benzynową, świtało, nawet lepiej, bo gdyby to była noc w życiu nie wyszedłbym wtedy z samochodu i nie pchał go jak głupi chuj. Siedziałbym w środku i próbował modlić się do Bo& Boba Marleya, teraz się z tego śmieję, ale wtedy nie byłoby mi do śmiechu, jednak na nasze szczęście zabrakło nam paliwa o świcie i wystarczyło tylko dopchać go te parę metrów do stacji po czym napełnić bak do pełna i odjechać, nie liczyliśmy wprawdzie, że napełnimy go do pełna, ba, nawet nie zdziwiłby nas fakt, że paliwa już nie ma, wiele osób uciekało, w początkach tej cholernej degrengolady, wtedy podróż była bardzo niebezpieczna, na ulicach kręcili się młokosy z pistoletami i strzelali do wszystkich co się nie zatrzymali. Nikt nie mógł im nic zrobić, nie było policji było tylko bezprawie. Wtedy też ludzie wypompowali wszystkie stacje paliw, w ciągu naszej podróży natrafiliśmy tylko na jeden czynny CPN, reszta ziajała pustkami.

Jak na złość, zachciało mi się na drugie danie, wprawdzie nawet nie wiem po czym, nasze menu składało się głównie z sucharów, racje K jak mawiał Matt. Nie myśląc długo poszedłem do kibla, ta decyzja zaważyła chyba na wszystkim, gdyby nie to, Kate by nie było, umarłaby razem z tym w drodze do kibla słyszałem jakieś dziwne pomruki, ale myślałem, że to koty, był przecież marzec, a każdy wie, że one przecież mają wtedy swoje gody, no więc nawet się tymi pomrukami nie przejmowałem, ale kiedy otworzyłem drzwi z tzw. kopniaka uderzyłem w tego rzekomego kota i dość nieźle go poturbowałem. Ogólnie wyszło na to, że kupsko musiałem zrobić w obecności kobiety, a przy mojej nieśmiałości jest to cholernie trudne.
Matt oczywiście nie chciał się zgodzić, żeby ona z nami podróżowała, widział, przecież co się stało z rzekomym kotem, który marcował się za drzwiami wychodka koleś był młody, ale najwidoczniej to nie przeszkadzało mu w tym aby zmusić Kate do seksu, chciał się z nią pieprzyć w ostatnich godzinach życia był chory i tylko dlatego Matt, nie chciał się zgodzić abyśmy zabrali Kate ze sobą. Jednak ja wiedziałem swoje i kiedy on umarł przed kilkoma dniami nie mogłem i nie mogę uwierzyć w to, że był zarażony, tamten chłopak w tym wychodku miał takie dziwne oczy, widziałem w nich szaleństwo zresztą zachowywał się jak szaleniec mój kopniak ukrócił mu trochę męki, jakie zostały przed nim, ale bynajmniej ich nie złagodził, kiedy drzwi z rumorem ustąpiły pod moim kopniakiem uderzyły go tak niefortunnie, że nóż który trzymał w ręce wbił mu się w płuco, nie mogliśmy mu w żaden sposób pomóc, ba nawet gdybym mógł to bym mu nie pomógł za to co chciał jej zrobić nie zasłużył na nic lepszego
Wczoraj długo stałem przed lustrem i patrzyłem na swoje odbicie, ale nie tylko na nie, chciałem dostrzec w swoich oczach ten cholerny obłęd, tą pustkę jaka wypełniała oczy tego młodzieńca, który skonał dzięki mnie. Nie czuję się winny jego śmierci, tak miało być Boga nie ma, a piekło przeniosło się na ziemię, nic gorszego od tego co zdarzyło się przez te kilka lat nie może nam się przytrafić.

Kiedy udało mi się go namówić wyruszyliśmy w góry, znaleźliśmy domek i tam się zaszyliśmy Kate Damien, Mischa i Naomi przybyli do nas gdzieś pod koniec grudnia tego samego roku, to była sroga zima, na polu dniami i nocami sypał śnieg i dął wiatr, nawet nie wiem jakim cudem dostali się do naszej małej przystani, w której mieliśmy nawet generator, pieprzony generator, dający światło, które i tak oszczędzaliśmy, żeby nie dawać o sobie znać. Nigdy nic nie wiadomo, nie mieliśmy broni, Bob Marley zabronił nam jej używać Bob i jego wiara. To były niespokojne miesiące, a ich pojawienie się w naszym domku nie wróżyło niczego dobrego, spodziewaliśmy się, że przyjdą następni kurwa bądźmy szczerzy im więcej ludzi to tym większe zagrożenie, że któryś z nich jest chory ale oni oni byli tylko zziębnięci, a ich historie zamiast podtrzymać nas na duchu zmroziły nam krew w żyłach, wtedy to po raz pierwszy zacząłem sypiać z Kate, ale robiliśmy to bardziej jako znajomi budziła się z krzykiem przerażenia na ustach, a ja nie potrafiłem jej pomóc, balem się równie bardzo jak ona, bałem się, ale próbowałem tego po sobie nie poznać& ktoś musi być twardy ich opowieści do miłych nie należały, pochodzili ze wschodu, przemierzali cały kraj w poszukiwaniu ocalałych. Raz musieli zatrzymać się w szpitalu w czynnym szpitalu, albo jak kto woli w domu pogrzebowym Mischa, cierpiała na jakąś odmianę cukrzycy, zwykła choroba, która zabiła ją tak cicho tak, że nikt z nas nawet tego nie zauważył. Do końca była taka uśmiechnięta, pełna życia ale wróćmy do szpitala.
- Od razu cos mi się w tym nie podobało - Damien, kiedy to mówił tulił Mischę do siebie. drzwi frontowe były zabarykadowane, jakby ktoś bał się, że coś tam może wejść, albo co gorsza, coś może wyjść, coś złego bardzo złego. wtedy popatrzył mi prosto w oczy i zobaczyłem w nich strach, czysty i zimny jak truposz, strach. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy się tam dostać to co tam widziałem Boże ludzie na wpół żywi ale to jeszcze nic tam wszyscy byli zarażeni, błagali nas o jedzenie o wode Ci bardziej zdrowsi gwałcili tych słabszych, to był przykry widok, ale najgorsza była tamta kobieta trzymała na rękach dziecko i wszystko byłoby O.K gdyby nie to, iż to dziecko nie żyło od dobrych kilku dni tuliła je do siebie i śpiewała kołysankę kurwa do pieprzonego trupa - wybuchł tak niespodziewanie, że prawie podskoczyłem. Siedzieliśmy wtedy w kółku, na dworze panował mrok, okna zasłonięte mieliśmy jakimiś starymi szmatami, a pośrodku nas paliło się jedyne światło w promieniu setek kilometrów. Tak spędziliśmy święta, mieliśmy to szczęście, że poprzedni właściciele, zostawili nam dużo jedzenia, ale najlepsze kryło się w rogu piwnicy cały skład wina ba nie takiego zwykłego, ale przedniego wincacha sprzed kilku lat było co pić, ale nie było zbytnio okazji, co mieliśmy świętować? Rozpoczęcie końca świata? wprawdzie 21 stycznia trochę popiliśmy, ale kiedy zaczęliśmy wspominać stare lata, zamiast się cieszyć płakaliśmy jak bobry wtedy też Matt, rozpoczął swoją znajomość z Naomi.

Życie w górach nie było, aż takie złe, ba żylibyśmy pewnie tam nadal gdyby nie to, iż Mischy skończyły się leki, a było to w maju tego roku postanowiliśmy opuścić nasze gniazdko, zacząłem się w nim czuć jak u siebie w domu to był nasz dom, myśleliśmy tam jeszcze wrócić, ale jej śmierć spadła na nas tak nieoczekiwanie, że porzuciliśmy to wszystko. Zapakowaliśmy się do busa i pojechaliśmy 200 km do szpital w którym leczyła się Mischa, jednak nim tam dotarliśmy ona już nie żyła, umarła gdzieś w połowie drogi, z uśmiechem na ustach ta dziewczyna zawsze była uśmiechnięta jako jedyna cieszyła się z tego marnego życia wyszło na to, że i tak i tak musieliśmy jechać do jakiegoś szpitala, albo chociaż do apteki, bo Damien wpadł w cholerny dół, mamrotał tylko, że nie możemy jej zostawić na środku drogi, zaaplikowaliśmy mu środki uspokajające i zawieźliśmy tutaj nad morze. Zawsze chciała zobaczyć morze spełniliśmy jej ostatnie marzenie od tamtego dnia Damien nie trzeźwieje

Leżał w bezruchu i patrzył na zegar który wskazywał 4:15 zepsuty zegar tylko dwa razy w ciągu doby pokazuje dobrą godzinę. pomyślał, po czym dodał ten też.
- O czym myślisz? - zapytała Kate.
- Myślałem, ze śpisz - odparł o tym wszystkim. ruszył ręką dookoła pokoju.
- O mnie też? - nie dawała za wygraną. Miała taki kojący głos.
- Tak o Tobie też
- To był mój brat - wyszeptała - ten w...
- Ciii Kocham Cię - powiedział, po czym popatrzył jej prosto w oczy, bał się, że nic w nich nie zobaczy, ale jego obawy spełzły na niczym. Zdał sobie wtedy sprawę, że ma przecież ją Kate, była przy nim od kiedy pamiętał i będzie już na zawsze.
- Ja Ciebie też. - wyszeptała.
Nie zabiła nas żadna bomba, nie zabiła żadna wojna, nie zabiła kometa czy kosmici, zdziesiątkowała nas zwykła grypa zwykła pieprzona grypa.


P.S: przepraszam za literówki, ale po wklejeniu całego tekstu z worda pododawało mi jakieś takie błędy &#8221 itp.



Dziękuję, Dobranoc Wink

__________________
R3: adek008
23-05-2011 21:48 biggie87 jest offline Szukaj postów użytkownika: biggie87 Dodaj biggie87 do Listy kontaktów
Struktura drzewiasta | Struktura tablicy
Przejdź do:
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Zepsuty Zegar ;) +18 (przekleństwa)

Oprogramowanie Forum: Burning Board 2.3.6, Opracowane przez WoltLab GmbH