Przejdź do strony głównej Zarejestruj się Kalendarz Lista użytkowników Członkowie Teamu Szukaj Często Zadawane Pytania
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Psie Pola: Sierociniec cz 2 » Witamy gościa [Zaloguj się|Zarejestruj się]
Ostatni Post | Pierwszy Nieczytany Post Drukuj | Dodaj Temat do Ulubionych
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Przeskocz na dół strony Psie Pola: Sierociniec cz 2
Autor
Post « Poprzedni Temat | Następny Temat »
PanCzerwony
Junior Member


Data rejestracji: 09-02-2012
Postów: 12
Klan: Czerwone Bractwo
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Moria IV
Skąd: Wawa

Psie Pola: Sierociniec cz 2 Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Łazienka miała mniej więcej sześć metrów kwadratowych. Lustra zostały wybite na długo przed tym, jak dzieciaki się tu osiedliły. Ojciec Suchego już pierwszego dnia przekonał wszystkich, że najbezpieczniej będzie w izolatkach. Od razu też wybrał tą łazienkę na salę narad. Za pomocą głosowania wyselekcjonowali radę grupy, która tu zasiadała. Toaleta była największym pomieszczeniem na tym piętrze. Szczególnie, kiedy wymontowano z niej sedesy, zlewy i prysznice. Bieżącej wody i tak nie było, więc potrzeby starali się załatwiać na zewnątrz. Na pewno było to lepsze niż ciasna mokra cela z dziurą w podłodze zastępującą toaletę, jak w jednym z obozów pracy w Otwocku. Piraci kontrolowali miasto w stu procentach. Wyłapywali każdego, kto nie należał do ich grupy i umieszczali w obozach pracy. Tam ludzie harowali jak woły próbując doprowadzić glebę do stanu użyteczności, albo wydobywając kamienie w kamieniołomie. Wielu z więźniów umierało z wycieńczenia w pobliskich tartakach, ale był to chyba los, o jaki każdy z pirackich więźniów modlił się wieczorami.

Suchy i jego rodzina cudem uniknęli łapanki. Matka suchego opiekowała się jednym pirackim oficerem, kiedy ten dochodził do zdrowia. Można powiedzieć, że wraz z doktorem Marczewskim, ordynatorem szpitala, uratowali mu życie. Ten odwdzięczył się i ostrzegł kobietę na kilka dni przed atakiem. Dzięki temu uciekli z miasta. Jak ze zdumieniem odkryli, nie tylko im udało się zbiedz. W ruinach starej fabryki za murami miasta odnaleźli jeszcze kilka rodzin uciekinierów. Ojciec Suchego był nauczycielem fizyki i miał głowę na karku. Od razu domyślił się, że jak tylko piraci zadomowią się trochę w Otwocku, zaczną rozsyłać patrole po okolicy i prędzej, czy później znajdą ich. Zdecydował, że należy uciekać na południe. Było to czyste szaleństwo. Samotna podróż po pustkowiach niewiadomo, dokąd. Mimo to wielu ludzi poszło za nimi. Wędrowali trzy dni bez snu i wytchnienia nim odnaleźli szpital. Były to trzy najgorsze dni w życiu Suchego. Wtedy po raz pierwszy poznał prawdziwe okrucieństwo pustkowi. Mordercze wycieńczenie, odwodnienie, głód i choroby zabiły starszych ludzi. Chłopak do tej pory pamiętał łzy w oczach ojca, kiedy musiał zdecydować, że trzeba pozostawić tych, co nie mają sił iść sami. Wielu zamordowały mutanty, kiedy grupa próbowała przeprawić się przez ruiny jednej z wiosek. Chłopak czasami jeszcze budzi się w nocy zlany potem, dziękując Bogu że pająkowate istoty chcące wyrwać mu wątrobę to tylko koszmar. Jednak udało mu się przetrwać zmęczenie, choroby i ataki mutantów. Przeżył. Razem z dzieciakami byli cali i zdrowi. Dzięki tacie. Uratował im życie. Odnalazł szpital i zabezpieczył tak, by zminimalizować ryzyko zagrożenia. Miał jednak świadomość, że jeśli nie trafią pod skrzydła żołnierzy, nie są w stanie długo się tu utrzymać. Oprócz parania się fizyką, ojciec Suchego pisywał też artykuły dla Serca Podziemia, jednej z rebelianckich gazet. Tak dowiedział się, że polska armia szuka czegoś w tych okolicach. Kontakt z nimi wydawał się być jedynym wyjściem z sytuacji. Był pewien, że tata zdałoby tego dokonać. Uratowałby ich, gdyby tylko tu był. Dziś jednak go nie było, a życie dzieciaków spoczywa w rękach Suchego. To on musi skontaktować sie z żołnierzami i przekonać ich, żeby zabrali dzieciaki do Warszawy.
Być może to małe, odrapane pomieszczenie, ze starym, spróchniałym biurkiem na środku i kilkoma krzesłami dokoła będzie miejscem w którym narodzi się plan? Plan otwierający drogę do ich wyzwolenia.
-Jesteśmy tu już trzeci rok. Jaką masz pewność, że rebelianci nadal są w okolicy? –Siwa wyrwała suchego z zamyślenia, zanim chłopak zdążył rozkleić się na tyle, żeby reszta zdołała coś zauważyć.
-Przed burzą znalazłem za lasem ślady opon ciężarówki. Nawet jeśli to nie nasi, to ktoś na pewno tędy jeździ.-Odezwał sie chudy chłopak w koszulce zespołu piłkarskiego.
-Messi poszedłeś sam za las?! Mogłeś tam zginąć debilu! -Skarciła go Justyna.
-Spoko luz. -Uśmiechną się szeroko. -Tam i tak nie ma nic gorszego ode mnie. -Naprężył wątły biceps.
-Na pewno nie ma tam nic brzydszego od ciebie. -Zakpiła Miśka.
-Uspokójcie się do cholery! Messi poszedł tam na moje wyraźne polecenie. Gdybym nie był pewien, że sobie poradzi nie wysyłałbym go. Musimy koniecznie sprawdzić kto to. Jeśli to piraci obiecuje wam, że się stąd wyniesiemy, ale jeżeli to faktycznie nasi to mamy szansę się uratować. Nie można zmarnować takiej okazji. -Tłumaczył przechodząc od wzburzenia do wręcz błagalnego tonu.
-Jak chcesz się z nimi skontaktować. -Zapytał Szuler. Jego ton był stanowczy i pewny. Rozbrzmiewało w nim zaufanie. Pewność, że ich przywódca jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu.
-Po prostu poczekamy, aż będą wracać. -Wyjaśnił Suchy.
-Pojebało cię? -Żachnął się Mrówa. -Chcesz czekać w lesie, aż niezidentyfikowana ciężarówka pokaże się na horyzoncie? I kiedy chcesz iść? W środku burzy piaskowej? Skąd w ogóle wiesz, że będzie wracać dziś?
-Z kalendarza. Dziś kończy się ciepła pora. Niebieska łuna na niebie już prawie zgasła. Jeśli dziś nie wrócą do Warszawy, zamarzną na pustkowiach. -Tłumaczył cierpliwie Suchy.
-A jeżeli już dawno wrócili? -Siwa nie podzielała entuzjazmu najstarszego z chłopaków.
-Nie możliwe. W burze piaskową zawrze wypełzają Digery musieli znaleźć schron, żeby ją przeczekać. Każdy ruch na powierzchni jest przez nie rejestrowany, a ofiara nie ma szans. -Opuścił głowę. -Widzieliście, co sie stało z panem Tkaczem.
Dzieciaki milczały przez chwile oddając się smutnym wspomnieniom. Melancholie przerwał milczący do tej pory Zygmunt.
-A jeśli w ogóle nie wrócą? A jeśli tak, jak my przed laty, oni też po prostu uciekali z Otwocka, albo z Warszawy? Nie wierze, żebyśmy kiedykolwiek wyszli stąd żywi.
-Pierdolnę ci! -Mrówa aż poderwał się z krzesła. Mimo bojowej postawy był zmęczony i wystraszony tak samo jak reszta. Suchy dawał mu nadzieję na lepsze jutro. Jego umysł reagował agresją na każdą próbę rozbicia tej cieniutkiej bańki nadziei.
-Siadaj. -Uspokoił go Suchy. -Jest taka możliwość. -Przyznał. -Tylko pamiętajcie o tym, że trzeba mieć niezłe wpływy, żeby dostać samochód i benzynę, a ciężarówki zwykły śmiertelnik na pewno nie zdobędzie.
-Ślady na bank zostawiła ciężarówka. Jelcz, albo Kamaz. Trudno powiedzieć, w każdym razie ciężkie dziadostwo. -Wtrącił się Messi. Wiedział co mówił. Jego ojciec był mechanikiem. Najlepszym w całym Otwocku. Kto wie, może nawet i w Warszawie? Zanim przyszli piraci rodzina Messiego była bardzo wpływowa. Mieli złomowisko, na którym gromadzili różne sprzęty i wraki wielu samochodów. Messi zawsze z pasją słuchał, kiedy tata opowiadał, jakie musiały być wspaniałe, zanim trafiły na ich podwórze. Chłopak znał się na budowie silnika i wiedział wiele o motoryzacji. Może nie był by w stanie odrestaurować forda sprzed wojny, ale na pewno potrafił odróżniać ślady opon.
-Dokładnie. Jaka jest szansa, że ktoś buchnął wojskowym furgon? -Zapytał Suchy
-Żadna. -Messi odpowiedział bez namysłu.
-Niewielka. -Poprawił przywódca. -Jeśli nie spróbujemy to i tak prędzej, czy później tu zginiemy.
Zapadła cisza. Wszyscy kontemplowali w milczenia słowa kapitana. Nikt nie wniósł sprzeciwu. Każde z dzieciaków wiedziało, że długo tu nie wytrzymają. Do tej pory mieli szczęście. Piraci nie wysyłali tu regularnych patroli. Mutanty też jakimś dziwnym trafem omijały ich schronienie, ale szczęście nie mogło trwać wiecznie. W końcu dostanie się tu jakiś zabłąkany patrol, albo stado odmieńców postanowi skolonizować budynek. A wtedy wszyscy zginą. Jeżeli ruszą na pustkowia, nie przeżyją kilku dni. Co więc im zostało?
Drzwi łazienki skrzypnęły cicho. Do środka wszedł wysoki, gruby chłopak. Nie odrywał bystrych oczu od Suchego. Był jedynym człowiekiem, poza dowódcą, który nosił przy sobie strzelbę. Brązowy pasek do którego została przypięta niemal zlewał się z wytartym kubrakiem, osłaniającym wielki brzuch chłopaka. Nie miał więcej jak piętnaście lat, ale ważył chyba z osiemdziesiąt kilo.
-Chudzina. Dobrze, że jesteś.
-Co to za gość w czerwonej kurtce, o którym mówił Dawid? -Zapytał grubas wyraźnie zaniepokojony.
-No właśnie w tej sprawie po ciebie posłałem. -Wyjaśniał Suchy. -Mamy tu więźnia...
-Chyba zwariowałeś. -Przerwał mu Chudzina. -Od trzech lat nie było tu, nikogo prócz nas. Dlatego jeszcze żyjemy. A ty zgadzasz się na to, żeby zamknąć razem z nami jakiegoś gościa, o którym nic nie wiesz?
-Uspokój się. -Spokojny głos Suchego działał jak relanium na zszarpane nerwy reszty grupy. Chudzina złapał się pod boki czekając na wyjaśnienia. Suchy opowiedział mu co się stało u góry. O osobniku, którego zauważył Messi, o tym jak oglądał budynek. Że chciał się zatrzymać na dłużej. Może sprowadzić jeszcze kogoś. Tłumaczył, że nie mógł mu pozwolić przeczekać burzy u góry. Gotów był jeszcze sie tu zadomowić. Mrówa i Messi ubarwili dodatkowo opowieść własnymi komentarzami, co trochę uspokoiło Chudzinę.
-Mimo wszystko się go obawiasz. -Stwierdził wreszcie grubas.
-Tak. Nie ma broni, ani nie sili się nawet na kamuflaż. Wolę mieć pewność, że zabezpieczyliśmy sytuacje z każdej strony. Chciałbym, żebyś go przypilnował. Wieczorem cię zmienię.
Chudzina bez gadania wziął wolne krzesło i wyszedł z sali obrad. Jego wcześniejsza wypowiedź mocno zachwiała kamienną pewność siebie, jaka cechowała Suchego. A może nigdy nie był pewny siebie? Może zawsze myślał o sobie, jak o małym, głupim smarkaczu, który sili się na to, żeby być dorosłym? Może nie umiał się do tego przyznać przed samym sobą i maskował to udawaną pewnością siebie? Natychmiast odepchnął te myśli. Były teraz ważniejsze rzeczy do przemyślenia niż jego chwiejna osobowość.
Chudzina miał rację. Suchy bał się przybysza i postąpił bardzo nierozważnie zabierając go tu. Może faktycznie trzeba było go zabić w progu, a nie roztrząsać dylematy moralne typu: wolno, czy nie wolno? Stanowił dla nich śmiertelne zagrożenie. Byli grupą dzieciaków, bez wyszkolenia i sprzętu. Bez niezbędnej wiedzy o świecie i stworach go zamieszkujących. Ktoś taki jak człowiek w czerwieni, ktoś kto jest w stanie wędrować po Psich Polach w samej kurtce, zapewne miał wiedzę, jak zabić ich wszystkich bez większego wysiłku. Suchy właśnie ryzykował życie całej grupy. Dobitnie dotarło do niego jakim jest głupcem.
-A co z moją siostrą? -Justyna przerwała ciszę panującą od kilku minut. -Ona strasznie cierpi. Czasami jest lepiej, a czasami wrzeszczy z bólu jak opętana. Musimy coś z tym zrobić.
Posłała Suchemu błagalne spojrzenie. Nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć. Żadne z nich nie znało się na medycynie. O ile przeziębienie można było wyleczyć wykradzionymi lekami, tak brzuch Celiny był czymś o wiele poważniejszym. Gdyby mama tu była. Westchnął smutno. Ona zawsze wiedziała co robić, jak człowiek był chory.
-Justynka... -Głos mu się lekko załamał. Milczał chwilę szukając odpowiednich słów. Musiał wyjaśnić to dziewczynie możliwie jak najłagodniej -Nie wiemy co jest twojej siostrze. Na początku myśleliśmy, że bóle brzucha miną. że wywołał je głód albo coś, ale teraz kiedy się nasilają wygląda to poważnie. Nie wiem, czy cokolwiek możemy zrobić.
-Chcesz mi powiedzieć, że ona umrze? -W oczach brunetki pojawiły się łzy. Siwa podeszła do niej i zaczęła delikatnie rozcierać ramiona dziewczyny. Chudziutka osiemnastolatka o popielatych włosach wyniosła to z domu. Mimo tego, że wychowywała się tylko z ojcem –a może właśnie dlatego –nauczyła się, że kiedy człowiek czuje się bezradny, samotny, opuszczony, każde wsparcie jest ważne, choćby osoba wspierająca była tak samo bezradna. Nie myślała, że tak trzeba, że tak się powinno. To był odruch.
Dzieciaki poruszały wcześniej temat choroby Celiny bez wiedzy jej siostry. Nie chciały martwić jej na zapas, ale wszyscy wiedzieli, że kiedyś będzie musiała zmierzyć się z prawdą.
-Nie wiem. Nie mamy pojęcia, co to za choroba i czy jest śmiertelna, nie mamy czym jej leczyć. Jedyne, co możemy zrobić, to podawać jej środki przeciwbólowe. –Odpowiedział Suchy unikając wzroku dziewczyny. Czuł się bezsilny, słaby i głupi. Przez te trzy lata udało mu się unikać mutantów, radził sobie ze zdobywaniem jedzenia, wody i środków opatrunkowych, nauczył pozostałych, jak być niewykrywalnymi i utrzymał ich przy życiu. Teraz jednak nie miał pojęcia co robić. Brakowało mu wiedzy i pomysłowości. Sytuacja go przerosła. Nie mógł jednak dać tego po sobie poznać. Dobrze zdawał sobie sprawę, że tylko jego postawa i wiara dawała reszcie nadzieje na lepsze jutro. Nie mógł tego pogrzebać.
-Musi być jakiś sposób. Może w tym pirackim magazynie uda nam się coś znaleźć? -Zaproponował Szuler.
-Na pewno będziemy szukać, tylko że nie mamy pojęcia, czego dokładnie szukamy. Nie wiemy, co to za choroba i nie wiemy, czym się ją leczy, a nie możemy podawać Celinie leków w ciemno. To ją zabije szybciej niż brzuch. -Twarz Szulera posmutniała. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Suchy jak zwykle miał rację. Justyna szlochała cicho. Siwa nie odstępowała jej na krok. Szeptała do ucha, żeby się nie martwiła, że wszystko się ułoży..
Nagle Zygmunt podniósł głowę i wbił wzrok w sufit. Pogładził się dłonią po brodzie i wziął głęboki wdech. Od kilku sekund wszystkie spojrzenia patrzyły tylko na niego. Dzieciaki wiedziały, że tak właśnie się zachowywał, kiedy przyszło mu coś do głowy.
-Zapytajmy przybysza. -Przemówił wreszcie. -Na początku zebrania powiedziałeś, że nie jest ani wampirem, ani wilkołakiem. Nie wygląda też na mutanta. Powiedziałeś, że nadszedł od południa bez żadnego sprzętu. Jeśli faktycznie tak jest, to musi mieć niesamowitą wiedzę w wielu dziedzinach. Medyczną na pewno. Pierwsza pomoc i leczenie to wiedza bez której umiera sie na Psich Polach po paru dniach.
Suchy wiedział, że Zygmunt ma rację. Gdyby nie jego mama, pielęgniarka, nigdy nie doszliby tak daleko. Uratowała wielu ludzi od zapaleń płuc i powikłań grypy. A kiedy odkryli magazyn piratów i zyskali dostęp do leków, już w ogóle nie musieli się martwić chorobami. Ale teraz jej nie ma.
-Ma rację! -Justyna aż podskoczyła. -Musimy z nim porozmawiać. Na pewno będzie coś wiedział! -Omiotła zebranych spojrzeniem pełnym nadziei.
-To nie takie proste. -Zaoponował Suchy. Twarz Justyny natychmiast oblała fala zimnego gniewu. Wlepiła zawistne spojrzenie w dowódcę i zaczęła krzyczeć.
-Dlaczego dla ciebie nic nigdy nie jest proste?! Dlaczego do cholery ty zawsze jesteś przeciwny?! Moja siostra może umrzeć w pieprzonej izolatce dla czubków a ty nawet nie chcesz sprawdzić, czy ten facet coś wie?! Kawał chuja z ciebie wiesz?! Nienawidzę cię!
Justyna poderwała się z krzesła aż huknęło o podłogę. Bez zastanowienia wybiegła z łazienki.
-Siwa biegnij za nią. Nie pozwól jej się zbliżyć do celi tego typa.
Osiemnastolatka nie zastanawiała się nawet sekundy. Drzwi trzasnęły topiąc pomieszczenie w głuchej ciszy.
-A jak zechce z nim pogadać? -Zapytał w końcu Mrówa.
-Nie zabronię jej rozmawiać. Szczególnie, że żyjemy w takich a nie innych warunkach, ale myślę, że jednak tego nie zrobi.
-Jesteś pewien? -Dopytywał się podejrzliwie Messi.
-Tak. Boi się go tak samo jak my wszyscy.
Głucha i niezręczna cisza zapadła po raz kolejny. Prawdą było, że wszyscy bali sie mężczyzny w czerwieni. Suchy powiedział tylko głośno to, o czym zebrani myśleli. -Trzeba ruszyć po zapasy. -Miśka przerwała milczenie. -Z moich obliczeń wynika, że został nam bochenek chleba, dwie butelki wody, w sumie z pół kilo owoców, trochę bandaży i środków przeciwbólowych. Potrzebujemy wszystkiego.
-Tak szybko? -Zdziwił się dowódca. -Byliśmy w magazynie nie dalej, jak tydzień temu. Piraci nie mieli pewnie nawet nowej dostawy. Mogą się zorientować, że ich okradamy. Jak wzmocnią straże to możemy się już więcej nie przedrzeć. Nie wspominając o tym, że zaczną nas szukać.
-A jaki mamy wybór? Dawid musi jeść. Kaszle ostatnio i zaczyna kichać. Jak sie rozchoruje pozaraża wszystkich. Co mu dam, jak wszystko sie kończy? Celina ma gorączkę, musi dużo pić. Czy to ważne, jak zginiemy? Z głodu, czy z rąk piratów? -Tłumaczyła dziewczyna z trudem powstrzymując łzy. Suchy wiedział, że ma rację. Chodził w tą i z powrotem klnąc pod nosem. Byli w sytuacji bez wyjścia, którą on musiał rozwiązać. Zaczynał mieć tego dość. Z dnia na dzień było coraz gorzej, a on miał coraz mniej sił by z tym wszystkim walczyć.
-Wezmę Messiego, Mrówę i Zygę. Zobaczymy, czy uda nam się coś ugrać. -Powiedział wreszcie, ale sam nie był co do tego przekonany. Chłopacy kiwnęli głowami. Nawet jeśli nie uda im sie dostać do magazynu, to może chociaż nie zginą i dowiedzą sie czegoś? Messi poruszał się jak kot (dziś jego umiejętności wyjątkowo zaimponowały Suchemu, kiedy niezauważony obserwował przybysza w czerwieni i upewnił się, że nikt z nim nie przyszedł), Mrówa biegał szybko jak gepard a Zygmunt był mistrzem zabawy w chowanego. Mieli spore szanse. Robili to już nie raz i nie dwa, ale nigdy w tak krótkim odstępie czasu. Pozostawało mieć nadzieję, że piraci nic nie zauważą.
-A co zrobimy z przybyszem? -Zainteresował się Zyga.
-Nie wiemy kim jest. Może być piratem, ale oni raczej są uzbrojeni po zęby i najpierw strzelają, potem strzelają a na końcu zadają pytania. Może być łowcą niewolników, ale oni podróżują raczej grupami, więc i tą ewentualność bym wykluczył. -Zastanawiał sie głośno Suchy.
-Nie możemy zabić niewinnego człowieka... -Stwierdziła Miśka ściszonym głosem.
-O ile jest człowiekiem. -Dodał Mrówa. -A co jeśli to jebany wampir?
-Też mało prawdopodobne. Wampiry żyjące na pustkowiach to bezmózgie zwierzęta, albo chorzy psychicznie degeneraci. On nie wygląda ani na jednego ani na drugiego. Wilkołakiem też nie jest. W obu przypadkach nie dałby się uwięzić. Nie wiem tylko jak udało mu się przeżyć bez sprzętu. –To pytanie nie dawało suchemu spokoju. Przez cały czas miał w głowie obraz spokojnej twarzy przybysza. Faceta spętanego i uwięzionego w ciemności na środku śmiertelnej pustyni. Faceta tak spokojnego, jak by wreszcie trafił do ekskluzywnego uzdrowiska na upragnione wakacje.
-Szkoda że nie mamy latary UV. Walnęło by mu się po ślepiach i jak by się sfajczył to byśmy wiedzieli, a tak na wariata to niczego się nie dowiemy. -Upierał się chłopak w kożuchu.
-Tak czy inaczej... -Suchy zawiesił głos. Wiedział, że z trudem przejdzie mu przez gardło to, co ma do powiedzenia. Niestety musiał to zrobić. Musiał podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. -Nie możemy zaryzykować życia naszej grupy. Jeżeli to zwyczajny wędrowiec i nic nam z jego strony nie grozi, to będę się za to smażył w piekle, ale jeżeli faktycznie jest niebezpieczny i może nas pozabijać, to diabeł wciągnie mnie jeszcze głębiej, jeżeli nic nie zrobię. Zlikwiduję go, jak tylko skończy się burza. -Zadecydował. Przełknął nerwowo ślinę. Przecież nigdy nikogo nie zabił.
-Nie zgadzam się! -Zaoponował Zygmunt. Nie możemy zabić niewinnego człowieka. Ponadto, on może okazać się naszym zbawcą. Sam przyznałeś, że może mieć wiedze, o której mówiłem. Może uratować Celinę i w razie czego wskazać nam bezpieczny trakt do Warszawy. Przeżył tyle na pustkowiach. Musiał sobie jakoś radzić.
-Zgadzam się. Nie możemy go tak po prostu zabić nic o nim nie wiedząc. A może ma rodzinę, która na niego czeka? Chcesz, żeby czuli to co my dwa lata temu?! -Miśka zagryzła wargi. Wyraźnie obchodził ją los przybysza.
-Nie chcę żyć ze świadomością, że wydałem na kogokolwiek wyrok śmierci. -Wydawało się, że tym jednym celnym zdaniem Messi rozwiał wszelkie wątpliwości.
-Ja tam bym mu posłał kulkę w łeb. -Powiedział Mrówa. -No bo kurwa! Jego życie albo nasze. Może gość jest tylko głupim tłukiem, który ma fuksa jak sam święty Piotr i dlatego łazi samopas po pustkowiach, ale chyba nie chcę ryzykować, że poderżnie nam wszystkim pieprzone gardła podczas snu. Chuj wie co to za jeden, a jak chuj wie, to do piachu bo tak jest dla nas bezpiecznie.
Zygmunt, Messi i Dominika popatrzyli na Szulera. Jego głos miał zadecydować o uniewinnieniu, albo poddać sprawę pod ponowne rozpatrzenie. Takie ustalili sobie zasady. Jeżeli pojawi sie jakiś sporny temat, każdy z nich ma równy głos. Ilość głosów decyduje o rozwiązaniu, a w przypadku remisu poddaje się sprawę ponownemu rozpatrzeniu. Problem zostaje odłożony do następnego spotkania.
Szuler westchnął głęboko.
-Ja nie mam zdania. Z jednej strony nie chcę nikogo zabijać, ale z drugiej sam też nie chcę umierać. Wstrzymuje się.
Wiedzieli, że miał do tego prawo.
-Czyli trzy do dwóch. -Podsumował Zygmunt. -Nikt nikogo nie zabije.
Suchy nie miał zamiaru dyskutować. Czasy się zmieniły. Przed końcem świata umieli opanować trudnej sztuki rozmawiania. Narzucali sobie swoje zdanie nie rozumiejąc poglądów swoich rozmówców. Nie dochodzili do niczego. Koniec końców decydował silniejszy. Ojciec mu o tym opowiadał. O politykach i ich głupich sporach. O wojnach które wywoływały. Suchy, że brak jakiejkolwiek empatii to domena władców i ludzi możnych, ale ojciec opowiedział mu o Internecie. Na początku dwudziestego pierwszego wieku istniało tak zwane "pokolenie Internetu". Paradoksalna grupa zupełnie aspołecznych ludzi dążących do nawiązywania kontaktów z innymi tylko po to, by udowodnić sobie i całej reszcie, jak bardzo są mądrzy, wspaniali i wyjątkowi. Członkowie tej dziwnej sekty udzielali się na tak zwanych "forach" na których dyskutowali na jakiś temat i każdy uważał że jego zdanie jest najlepsze. Tata nazywał ich "sieciowymi znawcami wszech rzeczy", bo zachowywali się, jak by pozjadali wszystkie rozumy. Ciągle też powtarzał, że Internet był cudownym wynalazkiem ludzkości, którego najsłabszą stroną byli ludzie.
Suchy cieszył się, że żadne z jego dzieciaków nie zna tego cudu techniki. Jeszcze gotowe się zarazić. Na szczęście sieć nie miała okazji obudzić ich ukrytych kompleksów, ani wciągnąć w wir ignorancji. Był szczęśliwy, że pozostali zdają sobie sprawę, że tylko zasady i dyscyplina wciąż trzymają grupę przy życiu. A najważniejsza z zasad brzmiała: "wynik głosowania to rzecz święta i niepodważalna". Zasada, którą Suchy musiał złamać.

Tym razem bezpieczeństwo grupy było ważniejsze od demokratycznego głosowania. Oczywiście Suchy nie mógł nic powiedzieć. Nie mógł otwarcie przeciwstawić się grupie, bo straciliby do niego zaufanie. Nie był by już autorytetem, którego nie można podważyć. Kiedy skończy się burza, zarządzi że należy wypuścić przybysza. Wyprowadzi go za las i zastrzeli w miejscu do którego nikt nigdy nie chodzi. Dokoła jest mnóstwo takich. Walczył z myślami. Anioł w jego głowie podpowiadał mu, że tak nie wolno. Że źle robi, że nie będzie w stanie zabić człowieka. Że kiedy sprawa się wyda wszyscy go znienawidzą. Niestety w tej batalii mroczna część jego duszy miała przewagę. Przybysz znał położenie ich kryjówki. Niech nawet będzie zwykłym wędrowcem. Wystarczy ze sprzeda tą informację łowcom niewolników... Niech reszta go znienawidzi. Przynajmniej będą nienawidzić go na tym świecie. Lepiej mieć wrogów tu, niż po tamtej stronie.
-Wygląda na to, że wiemy już wszystko. -Suchy przysunął krzesło do biurka. Był to gest oznaczający koniec spotkania. -Chłopaki weźcie torby i latarki. Przygotujcie się. Niedługo ruszamy po zapasy. Dominika pogadaj z resztą. Justyna i Celina potrzebują teraz naszego, pełnego wsparcia. Nie możemy ich zawieść chociaż w tej kwestji.
Dziewczyna kiwnęła głową.
-Do roboty. Szkoda czasu. -Suchy zakomenderował ruszając w stronę drzwi.

Kiedy tylko Chudzina usiadł naprzeciwko Miłosza, dzieciaki jakby się ośmieliły. Wyszły ze swoich cel i zaczęły szeptać. Kilku chłopców rozpoczęło grę w karty w koncie korytarza. Dziewczyny siedziały pod ścianą i szeptały coś na temat więźnia. Ten wydawał się spać w najlepsze. Mimo to grubas z obrzynem nie miał zamiaru spuścić go z oczu. Nawet Aneta wyszła przeciągnąć się i rozprostować kości. Tylko Dawid i Justyna zostali przy, zlanej potem Celinie. Jęczała strasznie. Brzuch nie dawał jej spokoju. Chłopak co jakiś czas kładł jej na czoło nowy okład. Zimna, mokra szmata przynosiła pewną ulgę. Na pewno przynosiła. Mimo tego stan dziewczyny pogarszał się coraz bardziej. Jej siostra, odarta z sił siedziała w kącie celi szlochając bezsilnie.
Drzwi trzasnęły. Do środka weszła Dominika. Wszyscy spojrzeli na nią pytająco.
-Jak zebranie? -Zapytał wreszcie jeden z chłopaków. Dominika spojrzała podejrzliwie na więźnia. Chyba nie powinien wiedzieć, jakie problemy nękają grupę. Kiwnęła ręką wołając do siebie pozostałe dzieciaki. Te posłusznie siadły dokoła niej. Dziewczyna wzięła głęboki wdech. Zawsze z trudem przekazywała grupie złe wieści. -Po pierwsze zapasy się kończą. Suchy bierze chłopaków i rusza do magazynu. Potrzebujemy też leków. Dziki -wskazała dłonią niskiego szatynka. Dziesięcioletni chłopak aż drgnął z wrażenia. -W mojej celi są jeszcze kartki. Sprawdź jakich leków brakuje w apteczce i zrób listę. Dasz Suchemu. -Chłopak kiwnął głową.
-A co z lekami dla Celiny? -Zapytała jedna z dziewczyn w odpowiedzi na jęk dobiegający z ostatniej z cel. Dominika zwiesiła głowę.
-Będziemy szukać jakichś leków dla niej, ale nawet nie wiem co może jej pomóc. -Wyszeptała jeszcze ciszej niż do tej pory.
-Nie wyleczycie jej lekami. -Łagodny, ciepły głos wypełnił korytarz. Mimo całego ciepła, jakie niusł ze sobą, przerażone dzieciaki cofnęły sie pod ścianę. Chudzina natychmiast poderwał się z krzesła i cofnął kilka kroków, mierząc więźniowi prosto między oczy. Ten nie miał zamiaru ich otworzyć. Odpoczywał. Zdawał sobie jednak sprawę, że bezruch to za mało, żeby odzyskać siły. Justyna wybiegła jak oparzona. Stanęła obok Chudziny. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale coś ścisnęło jej gardło. Strach. Nogi ukryte pod grubą, szarą spódnicą drżały jak oszalałe. Wyśmieje mnie, myślała. Zmiesza z błotem. Gardzi takimi jak my. Takimi jak ja. Wzięła głęboki wdech. Nie wiedziała, czy jej granatowy, popruty sweter zrobił się nagle za ciasny, czy klatka piersiowa za mała. W każdym razie bolało. Pewnie ze strachu. Spojrzała na niewinną minę przybysza, na jego kruczoczarne, potargane włosy, na czerwoną kurtkę, tak bardzo nie pasującą to tego czarnego piekła rozciągającego sie do koła. Jej lęk gwałtownie wzrósł. Serce waliło tak, jak by chciało wyrwać się z piersi i uciekać jak najdalej. Przecież to nie człowiek. Myślała. To jakiś potwór. Każdy kto jest na tyle silny, by być wolnym musi być potworem. A on był wolny. Był wolny dopóki nie trafił do nas. Teraz go więzimy… A może to on więzi nas? Może po prostu czeka na chwile nieuwagi i jak mówił Mrówa, zamorduje nas we śnie? Przybysz miał bardzo miłą twarz. Nagle pomyślała, że ktoś, kto ma tak przyjazną buzię nie może chcieć zrobić jej krzywdy, poza tym Celina cierpi. Chciała tylko, żeby cierpienie się skończyło. Cierpienie i strach. Trzeba uciekać. Pomyślała. Jak ucieknie i schowa się w celi, to strach minie. Będzie bezpieczna. Chciała być już bezpieczna. Odwróciła się by by znaleźć schronienie w zimnej, ale znajomej izolatce. Drżąca Celina jęknęła spod koca. Była pół przytomna. Nawet Dawid stojący do tej pory przy drzwiach wrócił do niej, żeby chociaż być blisko. Widok siostry i opiekującego się nią dzieciaka zdusił w niej cały lęk. Spojrzała na zamknięte powieki Miłosza. Jej ciało nadal drżało, ale nie miało to już znaczenia. Strach nie minął. W tej jednej chwili nauczyła się po prostu o nim nie myśleć.
-Dlaczego to powiedziałeś? -Wyksztusiła wreszcie. -Wiesz, co się dzieje z moją siostrą?
Miłosz wolno podniósł głowę. Kosztowało to wiele wysiłku i dopiero teraz dotarło do niego jak trudno będzie się poruszać w tym stanie. Kiedy mięsnie już nie były rozgrzane, a stawy zasnęły w bezruchu, każdy wysiłek skutkował rwącym bólem. Dopiero teraz, kiedy nie musiał się skupiać na wykrywaniu wszelkiego zagrożenia, nie musiał sie martwić postępującą utratą sił, kiedy adrenalina opadła poczuł jak bardzo jest zmęczony. Jak blisko krawędzi stoi.
-Tak. -Miłosz mówił spokojnie. Nie otwierał oczu. Regeneracja, którą udało mu się uruchomić ostatkiem sił spełniała swoje zadanie. Wiedział, że niedługo powinien poczuć się lepiej. -Ma zapalenie wyrostka. Bez operacji nie przeżyje.
Justynę oblał zimny pot. Więc nie ma już ratunku? Nie ma tu nikogo, kto potrafiłby przeprowadzić operacje. Z resztą w tych warunkach, nawet jak się uda, to jej siostra umrze z zakażenia. A zaraz potem przeraziła się tym, jak łatwo uwierzyła przybyszowi.
-Kłamiesz! -Chudzina otrząsnął się z szoku jako pierwszy. W myślach Justyny błysnął promyk nadziei. Na pewno kłamie.
-Czemu miałbym łgać? -Mimo pytania, Miłosz wcale nie dziwił się, że dzieciaki mu nie wierzą.
-Bo jesteś w kaftanie, uwięziony pod ziemią i trzymany na muszce - grubas tłumaczył nerwowo. -Bo boisz się, że cię zabijemy i kłamiesz, żebyśmy uznali, że jesteś nam potrzebny.
Cwany dzieciak. Pomyślał przybysz uśmiechając sie w duchu.

C.D.N

__________________
"Ludzie oszukują się tak często, że gdyby im za to płacili, mogliby się spokojnie utrzymać"
Stephen King
17-02-2012 17:22 PanCzerwony jest offline Szukaj postów użytkownika: PanCzerwony Dodaj PanCzerwony do Listy kontaktów
Ranke
Lord


images/avatars/avatar-4468.gif

Data rejestracji: 21-01-2007
Postów: 344
Klan: Blue Dragon
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX; Necropolia XI
Skąd: Wrocław

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Uh, w końcu miałam chwilę, żeby usiąść na spokojnie i przeczytać ten fragment, jak mi się uda to jeszcze dzisiaj pokomentuję "Elektrownię".


Najpierw wiadomości niepozytywne:
Kilka błędów się znalazło, ze dwa ortograficzne i nieco więcej interpunkcyjnych, brakujące przecinki i tak dalej. Tutaj dwa co wyłapałam:
Zbiec*
UśmiechnąŁ*
kĄcie* korytarza
niÓsł* ze sobą

W całym fragmencie błędem w pisowni są dialogi. Chodzi mi o wielkie i małe litery oraz kropki w nieodpowiednich miejscach.
Jeśli piszesz zdanie wypowiadane przez bohatera, a potem "powiedział Suchy" powiedzmy musi to wyglądać tak:
- Siadaj - powiedział Suchy.
"Powiedział" z małej litery bo cała ta fraza jest jakby jednym zdaniem. Po "siadaj" również nie ma kropki bo to nie koniec zdania. Jeśli po zdaniu jest czasownik, który bezpośrednio
odnosi się do tego co powiedział bohater (powiedział/uspokoił go/przytaknął/westchnął etc) musi on być z małej litery.
Jeśli jednak wygląda to tak:
- Siadaj. - W głosie Suchego pobrzmiewało zdenerwowanie.
Tutaj są dwie osobne sprawy, bo to, co jest po myślniku nie jest czasownikiem.
Trochę pokrętnie wytłumaczone, ale taka jest zasada pisania dialogów.

Postać Chudziny - jak on się zachował z taką tuszą w czasach, gdzie oni głodowali, a żeby zdobyć pożywienie trzeba było
nieźle ryzykować?

Jeszcze jedno to trochę za długie wyjaśnienia i opisy pomiędzy dialogami. Bardzo fajnie oddajesz myśli bohaterów, ich rozterki i wahania, ale podczas ciekawych,
wciągających dialogów to jakoś zatrzymuje akcję, spowalnia ją.


Pozytywne za to:
Bardzo dobrze opisane dylematy ludzi, którzy z jednej strony za wszelką cenę chcą przetrwać, a z drugiej są tylko nastolatkami, którzy nigdy nikogo nie zabili.
Którzy nie zatracili człowieczeństwa i usiłują być moralni w tym okrutnym świecie.
Barwne postaci, każdy z dzieciaków jest inny, mają zabawne przezwiska i widać, że są ze sobą blisko. Bardzo dobrze opisujesz taką grupkę, której udało się
przetrwać tylko dlatego, że trzymali się razem.
Suchy jako zdeterminowany przywódca, który podjął straszną decyzję, żeby ich ochronić - świetne.

Fabuła się rozkręca, czytelnik dowiaduje sie więcej o życiu nastolatków, jak przetrwali, jak kombinują Smile
Dramatyzmu dodaje sytuacja małej Celiny, którą oni chcą uratować, ale nie mają pojęcia jak.
Nasz główny bohater jest w tym wszystkim wisienką na torcie, że tak to ujmę. Boją się go, ale może to on im pomoże, nie znają go, a jednak uratowali. Ciekawa jestem
bardzo jak to się wszystko dalej potoczy, chcę więcej! ^^

__________________
R1 - była Ranke, S_L i VVV.
R12 - była Blair, Blue Dragon.
R18 - Lucienne
http://forum.bloodwars.pl/thread.php?threadid=196523 - Oblężenie literackie Wink
19-02-2012 07:38 Ranke jest offline Strona domowa Ranke Szukaj postów użytkownika: Ranke Dodaj Ranke do Listy kontaktów
PanCzerwony
Junior Member


Data rejestracji: 09-02-2012
Postów: 12
Klan: Czerwone Bractwo
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Moria IV
Skąd: Wawa

Autor tematu Temat rozpoczęty przez PanCzerwony
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Dawno nie dostałem tak konstruktywnego komentarzaSmile Jeżeli chodzi o orty, to mój korektor ma wolne niestetyTongue Co do dialogów, to zawsze miałem z tym problem. Nie wiedziałem, co pisać i jak, tak że uwaga o dialogach stanowi nieocenioną wskazówkę.

Cieszę się, że moja historia przekonała Cię do siebie. Zawsze miałem problem z opisywaniem przekonujących postaci. Zawsze były płaskie i podobne do siebie. Ktoś zwrócił mi na to uwagę i w Sierocińcu postarałem się oddać ich myśli i uczucia. Nieudolnie, co zresztą zauważyłaś, spowalniając akcję. Będę musiał znaleźć sposób na zaadaptowanie przemyśleń poza dialogamiSmile Dzięki za uwagi. Naprawdę wiele pokazują, szczególnie, że ja znam swój świat i dla mnie, to co pisze jest naturalne i takie jakie powinno być. Każda uwaga zmienia mój punkt widzenia i usprawnia warsztatSmile

Dzięki.

__________________
"Ludzie oszukują się tak często, że gdyby im za to płacili, mogliby się spokojnie utrzymać"
Stephen King
19-02-2012 12:09 PanCzerwony jest offline Szukaj postów użytkownika: PanCzerwony Dodaj PanCzerwony do Listy kontaktów
Ranke
Lord


images/avatars/avatar-4468.gif

Data rejestracji: 21-01-2007
Postów: 344
Klan: Blue Dragon
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX; Necropolia XI
Skąd: Wrocław

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Ty komentujesz moje opowiadanie, ja Twoje i tak sobie pomagamy Smile Postaram się znaleźć więcej czasu w następnym tygodniu i coś dodać tutaj na forum, przynajmniej fragment czegoś nowego.
A póki co z niecierpliwością czekam na dalsze części "Psich Pól", bo naprawdę ciekawa jestem co nasz Mężczyzna w Czerwieni zrobi :>

__________________
R1 - była Ranke, S_L i VVV.
R12 - była Blair, Blue Dragon.
R18 - Lucienne
http://forum.bloodwars.pl/thread.php?threadid=196523 - Oblężenie literackie Wink
19-02-2012 12:36 Ranke jest offline Strona domowa Ranke Szukaj postów użytkownika: Ranke Dodaj Ranke do Listy kontaktów
Struktura drzewiasta | Struktura tablicy
Przejdź do:
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Psie Pola: Sierociniec cz 2

Oprogramowanie Forum: Burning Board 2.3.6, Opracowane przez WoltLab GmbH