Przejdź do strony głównej Zarejestruj się Kalendarz Lista użytkowników Członkowie Teamu Szukaj Często Zadawane Pytania
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Wątek opowiadań Shevira » Witamy gościa [Zaloguj się|Zarejestruj się]
Ostatni Post | Pierwszy Nieczytany Post Drukuj | Dodaj Temat do Ulubionych
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Przeskocz na dół strony Wątek opowiadań Shevira 8 Ankieta - średnia ocena: 9,758 Ankieta - średnia ocena: 9,758 Ankieta - średnia ocena: 9,758 Ankieta - średnia ocena: 9,758 Ankieta - średnia ocena: 9,75
Autor
Post « Poprzedni Temat | Następny Temat »
Shevir
Forum Ace


Data rejestracji: 22-12-2010
Postów: 89
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX
Skąd: Żary

Wątek opowiadań Shevira Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Wstańże babo! Wstańże chłopie!
Wstań żołnierzu, coś w okopie!
Błyśnij mieczu! Wystrzel Glocku!
Ryknij Bestio, coś w amoku!

Posłuchajcie, jak gra lira!
Zapowiadam teraz...
Wielki powrót Shevira!


Ot, rymek rodem z przedszkola, ale nie szykanujcie go Smile Niechaj luźną będzie mała zapowiedź mojego powrotu do BW, który niezwykłą radochę we mnie budzi Big Grin

Dla moda:

Oczywiście w tym wątku będę sobie kontynuował pisanie, ale już na poważniejszych zasadach, coś w stylu opowiadań, które znajdują się pod linkiem w mojej sygnaturce. Pozdrawiam i witam starych i nowych znajomych!

__________________
Nick w grze taki sam, jak na forum

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread...htuser=0&page=1

POLECAM!

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Shevir: 14-08-2012 13:56.

11-08-2012 15:03 Shevir jest offline Szukaj postów użytkownika: Shevir Dodaj Shevir do Listy kontaktów
Shevir
Forum Ace


Data rejestracji: 22-12-2010
Postów: 89
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX
Skąd: Żary

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Shevir
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

- Witaj, pasterzu. Skąd ta rozpacz? - zagadnął załamanego wieśniaka nieznajomy.
- A jak mam nie płakać, kiedy wilcy mi owce wybijają?! - odpowiedział pytaniem na pytanie stary pasterz.
- Jesteś pewny? O ile mi wiadomo, wilków w tej okolicy nie ma.
- Panie! Nie zwierzęta to, ino ludzie! Ta banda morderców wilkami siebie zwie! Każdego ranka, gdy idę obaczyć moje owce, jakaś leży zaszlachtowana, jakiejś brakuje! I co mam począć?! Ja ino stary pastuch jestem! Nic nie mam!
- Widziałeś tych bandytów?
- Taa, jam widział ich raz, gdym w nocy się podkradł cichcem. Straszna banda!
- I mówisz, że szlachtują ci owce każdej nocy?
- Tak, panie.
- Zobaczę, co da się zrobić. Nie spodziewaj się jednak zbyt wiele, dobry człowieku. To może nie być problem z łatwym rozwiązaniem.
- Naprawdę? - zapytał pastuch, przełykając łzy.
- Taa - ziewnął nieznajomy i odszedł...

Staremu wieśniakowi nie przyszło nawet zobaczyć twarzy nieznajomego. Spod kaptura widać było tylko cień oblicza - zdradzającego nieprawdopodobną pewność siebie wędrowca. Już sama jego obecność należała do większych niezwykłości, jakie mogły mieć miejsce w życiu zwykłego hodowcy owiec. I rzeczywiście - nieznajomy nie miał w sobie nic z zwykłego człowieka. Bo człowiekiem przestał być dawno temu...

Po zachodzie słońca kilka owiec, których tętnic jeszcze nie naruszył skrytobójczy sztylet, pasło się nieśmiało opodal chaty. Pasterz, któremu zawdzięczały opiekę, nie miał za co stworzyć im wygodniejszych warunków do bytowania. Bezpieczeństwo kosztowało - niekiedy prawdziwą fortunę. Gdy ciemność w zdecydowany sposób zstąpiła na polanę, z ukrycia wyszły także cienie. Sylwetki sześciu mężczyzn energicznie poruszały się w kierunku niewielkiego stadka karakułów. Na jedną chwilę ciemność została rozszarpana przez jasny błysk sześciu ostrzy. Na dwie chwile cisza została rozszarpana przez nieludzki skowyt... sześciu mężczyzn. Pasterz słyszał krzyki, lecz strach sparaliżował go całkiem, uniemożliwiając jakąkolwiek reakcję...

O świcie wieśniak wyszedł ostrożnie z chaty i oniemiał całkiem na widok sześciu ciał - okropnie zmasakrowanych, noszących ślady upuszczanej, a wręcz wysysanej krwi. Gdy naszła go refleksja nad sytuacją, poczuł znikąd zimny powiew na karku.
- Spokojnie - usłyszał równie zimny głos jak wiatr, który przed chwilą smagnął mu tył szyi.
- Cz...Czy to ty, panie? - zapytał niepewnie pastuch.
- To ja, dobry człowieku. Nie odwracaj się. Po prostu posłuchaj.
- D...dobrze, panie - odparł, z trudem wydobywając z siebie głos.
- Ci bandyci nie będą już cię niepokoili. Ale jedna rzecz martwi mnie.
- Jaka? - zapytał pasterz, czując, że blednie.
- Okłamałeś mnie, pasterzu. Okłamałeś mnie, mówiąc, że nic nie masz. Okazuje się, że masz i to całkiem sporo.
- O co wam chodzi, panie?! Ja ino stary pastuch jestem!
- Ty ino stary pastuch jesteś - przerwał mu nieznajomy - owszem, teraz mówisz prawdę. Ale masz skarb, którego domagali się tamci zbóje. Teraz domagam się go ja. Oddaj mi go, a odejdę i pozwolę ci zapomnieć. Jeżeli dalej będziesz próbował mnie okłamać, wezmę go sam, a ty już nie zapomnisz. Nigdy.
- Ja nic nie wiem! Ja ino stary pastuch jestem! - wybuchnął płaczem starzec.
- Ostrzegałem - odparł wędrowiec i zatopił kły w szyi sparaliżowanego starca. Po tym, gdy upadł, ruszył w kierunku chaty, precyzyjnie wytyczając sobie drogę ku starej komodzie. Otworzył ją i zabrał starą, na pozór bezużyteczną czapę. Czapa Pasterza należała teraz do niego. A może pastuch naprawdę nie wiedział, że ona jest magiczna?

------------------------

Ot, małe wypociny inspirowane moim pierwszym dropem na r16 - czapką pasterza Smile Ciąg dalszy pewnie nastąpi...

__________________
Nick w grze taki sam, jak na forum

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread...htuser=0&page=1

POLECAM!
14-08-2012 13:53 Shevir jest offline Szukaj postów użytkownika: Shevir Dodaj Shevir do Listy kontaktów
mamplan
Triple Ace


images/avatars/avatar-23820.jpg

Data rejestracji: 25-03-2012
Postów: 188
Kraina: Necropolia III
Skąd: ten joint?

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

bardzo przyjemnie sie czyta, kazde zdanie z zaciekawieniem sie chlonie. wiecej opowiadan wrzuc jak napiszesz Big Grin
a ta gwara, mistrzostwo Big Grin
14-08-2012 17:26 mamplan jest offline Szukaj postów użytkownika: mamplan Dodaj mamplan do Listy kontaktów
Shevir
Forum Ace


Data rejestracji: 22-12-2010
Postów: 89
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX
Skąd: Żary

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Shevir
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Dziękuję za pozytywną opinię Smile Jeżeli się podoba, a nie ma w tym wątku jeszcze nowych, to polecam moje dawne z gry na r14

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread...htuser=0&page=1

CDN

__________________
Nick w grze taki sam, jak na forum

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread...htuser=0&page=1

POLECAM!
14-08-2012 18:19 Shevir jest offline Szukaj postów użytkownika: Shevir Dodaj Shevir do Listy kontaktów
Outmare
Double Ace


images/avatars/avatar-22653.gif

Data rejestracji: 06-02-2011
Postów: 121
Kraina: Necropolia IX

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

brakowało mi tego .. dobrze że dotarł mój link na gg do nowego serwera Tongue
14-08-2012 18:23 Outmare jest offline Szukaj postów użytkownika: Outmare Dodaj Outmare do Listy kontaktów
Shevir
Forum Ace


Data rejestracji: 22-12-2010
Postów: 89
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX
Skąd: Żary

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Shevir
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

- Mówię pani, to był wąpierz! I to nie jeden, ino siedem! Był pośród tych trupów stary pasterz, ten no, co to żona zmarła mu zeszłej zimy. Na ten, no... A cholera wie na co!
- Poważnie pan mówisz? - zapytała gospodyni, z niedowierzaniem spoglądając na piekarza.
- Jak matkę kocham! Jaśko ze straży wiejskiej mnie mówił, że tam to się niep... Niepra.... Prawdopododybywana... Niesamowita zaraza zalęgła! Ponoć trupy o psich pyskach były, a ten biedny pastuch to szyję na wylot miał przekłutą! Jak matkę kocham, było tak!
- Coś mnie się wydaje, żeście ten kwas chlebowy miast sprzedać, toście wypili z czeladnikami, mistrzu piekarzu! I co ja mam niby wierzyć w takie bajędy?
- Nie chcecie, nie wierzcie, ale ja wam prawdę gadam! Groza naszła naszą wieś! Groza!

Lekki uśmiech wkradł się na twarz wędrowca. Uśmiech tak lekki, tak nikły, że spod cienia rzucanego przez kaptur był on zupełnie niedostrzegalny. Nagły zimny powiew pozostawił na szyi piekarza paskudny dreszcz. Obrócił się przestraszony... Ale nie dostrzegł nic niepokojącego. Stolik w rogu stał pusty. Leżała na nim tylko jakaś czapa. Nic nie podejrzewający piekarz ruszył w kierunku stolika i sprytnym ruchem porwał czapę, chowając ją za pazuchę jesionki. Wyszedł nie niepokojony przez nikogo...

- Mówię panu, temu piekarzowi łeb całkiem odjęło. Wąpierzy mu się zachciało we wiosce. W głowach ino pustka, a pod czaszką to nawet krzty rozumu nie znajdziesz. Ot co - samych bałwanów mamy w okolicy.
- A co pani powie na to? - odparł rozmówca gospodyni, pokazując jej garść dziwnie pogniecionego "białego czegoś".
- Co to za papki w kieszeni nosicie, kolejnym bałwanem żeście się stali?
- To jest czosnek, pani kochana! Pasterz nie zmarł przypadkiem. To naprawdę były żywe trupy!
- A dajcież mi spokój, głupcy wy wszyscy jesteście! Trupów wam się zachciało! Na smętarz se idźcie, głąby kapuściane!

Gospodyni otuliła się szczelniej szalem. Straszne zimno popełzło po jej szyi, ześliznęło się wręcz, niby ropucha niezdarnie zeskakująca z butwiejącego pniaka. Była zła. Drażniła ją paranoja, jaka owładnęła mieszkańców, a z wszelkimi rewelacjami przychodzili do niej i ona biedna - tych pierdół musiała słuchać.
- Przepraszam...
- Czego?! Kolejny chce się pochwalić, jaką to sobie kulkę z czosnku ugniótł?!
- Nie lubię czosnku - odparł obcy, który wyrósł przed nią jakby spod ziemi.
- To czego babie po zmroku głowę zawracacie?!
- Szukam czapy. Zostawiłem w karczmie. Nie rzuciłaby się aby w oczy zacnej gospodyni?
- A co mnie twoja czapa, włóczęgo ty! Dajże mi spokój! Niepokoić ci się dobrych ludzi po zmroku zachciało!
- Skąd ta złość, jeśli spytać pani pozwoli?
- A nie pozwoli, bo ma dość takich bałwanów jak ty i tobie pokrewnych. Żegnam! - wściekła się gospodyni i ruszyła szybkim krokiem. Nie uszła kilkunastu kroków, gdy ponownie spod ziemi wyrósł przed nią obcy w kapturze.
- Widziała pani czapę, czy nie?
- Nie zrozumiał? To powiem dosadniej, ot po chłopsku! W rzyci mam tę twoją czapę!
- Zrozumiałem. Proszę zatem zwrócić uwagę jutro w karczmie, czy aby pani rzyć będzie na swoim miejscu - odparł cicho, ale stanowczo nieznajomy.
- A paszoł won, ty bezczelniku, ty! Ty chamie ty! Bladź cię chyba zrodziła!

Nazajutrz gospodyni była w jeszcze gorszym humorze. Wbrew rozsądkowi, poddała się irracjonalnym obawom i sprawdziła to, co nosi mniej szlachetną nazwę od pleców. Rzyć była na swoim miejscu - tylko jakaś taka napuchnięta. Gdy nacisnęła, jeden z bąbli okrutnie pękł, promieniując strasznym bólem, porównywalnym tylko z bólem zęba wyrywanego przez tutejszego golibrodę. I ból ten nie chciał zejść, a wkurwienie pozostało...

Piekarz, o ile to możliwe, był z rana w jeszcze gorszym humorze niż gospodyni. Gdy chciał nabrać masy na poranne wypieki, zorientował się, że w naczyniu jakimś cudem znalazła się czapa. Ta sama, którą wczoraj zwinął ze stolika w gospodzie. "A pies jebał tę czapę" - pomyślał piekarz, wyjął nakrycie głowy z misy i wyrzucił do kubła na odpadki. Z masy upiekł standardową ilość wyrobów. Tak mizernego utargu nie miał nigdy. Chleb nie smakował. Bułki przyprawiały o mdłości. Precle miast łamać się same, łamały gryzącym zęby. To był fatalny interes. Ostatnie słowa, jakie piekarz wypowiedział przed snem były ostatnimi w jego życiu. Wypowiedziane z lekkim westchnięciem "Kurważ mać", gdy kładł się na niewygodne łoże, rano zmieniło się w donośne "Kurwa mać", gdy po raz drugi z rzędu ujrzał czapę w naczyniu z masą piekarniczą. Po tym wybuchu złości jego szyję owinął zimny szal. Bardzo zimny szal... A czapa wreszcie wróciła do właściciela...

"Ehh, czyszczenie jej zajmie mi dobre kilka godzin. Chędożeni wieśniacy" - pomyślał wędrowiec i ruszył w kierunku Miasta, zostawiając za plecami zimne ciało piekarza z szyją paskudnie przekłutą i oczami wyłupionymi jak u świątecznego karpia przed utratą łba...

__________________
Nick w grze taki sam, jak na forum

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread...htuser=0&page=1

POLECAM!
15-08-2012 03:21 Shevir jest offline Szukaj postów użytkownika: Shevir Dodaj Shevir do Listy kontaktów
mamplan
Triple Ace


images/avatars/avatar-23820.jpg

Data rejestracji: 25-03-2012
Postów: 188
Kraina: Necropolia III
Skąd: ten joint?

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

mam nadzieje ze sie na tym nie zakonczy i to jeden z wielo watkowej opowiesci wampirka Wink swietne
15-08-2012 14:31 mamplan jest offline Szukaj postów użytkownika: mamplan Dodaj mamplan do Listy kontaktów
Shevir
Forum Ace


Data rejestracji: 22-12-2010
Postów: 89
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX
Skąd: Żary

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Shevir
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Wyprawa do Loży Szyderców

Las


- Czuję się jak woda w rybie - głos zimny niby lód przeciął ciszę słodko drzemiącą w lesie.
- A nie jak ryba w wodzie? - ostrożny ton głosu zdradzał zdumienie drugiego wędrowca.
- A jak się czuje ryba w wodzie?
- No rewelacyjnie, pełnia życia i tak dalej, no wiesz, same pozytywy.
- No właśnie.
- Co no właśnie?!
- Czuję się jak woda w rybie.
- Kurwa! - wybuchnął drugi z podróżników - No niby czemu tak?! Przecież czujesz się dobrze tak? A dobrze to się może czuć ryba w wodzie!
- Durniu.
- Czego?!
- Ja jestem wkurwiony... A psująca się w rybich flakach woda musi być wkurwiona jeszcze bardziej. Dotarło? - odparł pierwszy, wykorzystując zimny podmuch, który niby antyczne flagellum smagnęło jego towarzysza po karku.
- Jak zzzimno. Musisz za każdym razem używać tego podmuchu? Dotarło... Kurwa - dodał pod nosem.

Przez dłuższy czas szli w milczeniu. Jeden czuł się jak woda w rybie, a drugi jak karp oczekujący na ostateczne cięcie w grzbiet. Nigdy nie można było być pewnym tego, co pierwszemu strzeli do łba. A strzelały już do niego różne rzeczy. Krążyły plotki o tym, że zmasakrował pastucha za poszarpaną czapkę. Podobno pokąsał także na śmierć piekarza za to, że ta sama czapka zniknęła ze stołu w karczmie, gdy poszedł do alkierza zdeflorować córkę jednego z pijanych pielgrzymów. A co ciekawsze - jedna fama niosła wieść o tym, że z ust pluł tak trującą parą, że na dupie rosły czyraki promieniujące bólem porównywalnym jak nie gorszym niż ból zęba wyrywanego przez wioskowego golibrodę. Ogólnie rzecz biorąc - podróż była napięta. A wędrowiec był wkurwiony.

- Czemu masz taki szkaradny język? - odezwał się po długim milczeniu pierwszy.
- O co ci znowu chodzi?! - wściekł się towarzysz.
- O to, że tak kurwami rzucasz na prawo i lewo.
- Nienormalny jesteś?! Nic nie mówiłem!
- Wiesz, gdzie jesteśmy?
- W lesie, kurwa!
- Blisko. To zagajnik ciszy.
- I co z tego?
- Słyszałeś kiedykolwiek o czymś takim jak ssak?
- No ta jaszczurka, o ta, co teraz myknęła pod głaz, jest ssakiem.
- Głupiś jak ta jaszczurka, ahh, wybacz jaszczurko. Głupi jesteś jak kamień, pod który umknęła.
- Ciekaw jestem, jakbyś ją nazwał, gdyby ci się do rzyci dossała - odgryzł się drugi.
- Na pewno nie ssakiem. W każdym bądź razie, pozwól, że wytłumaczę ci jedną rzecz.
- Mów - rzekł gniewnym tonem towarzysz.
- Te kilka drzew tworzących zagajnik ciszy, nosi swoją nazwę od rytuału, który przed laty wykonały tutaj ssaki. Rytuał nazywa się Uspokojeniem lub Ciszą Krwi. A ssaki to takie byty, które większość gminnych bajarzy nazwałaby wąpierzami. Mylnie, ale tak by było. Rytuał wykonano dziesiątki lat temu, a jego skutek utrzymuje się do teraz. Widzisz, drogi głuptasku - tutaj żadna myśl nie umknie bacznemu słuchowi. Ty słuchasz, a nie słyszysz. A ja mimo woli musiałem całą drogę wysłuchiwać twoich jęków i pokurwiwań. Teraz wkurwiłeś mnie naprawdę. I psująca się w rybich flakach woda da ci się wkrótce we znaki. Daję ci ostatnią szansę. Jeżeli dalej będziesz działał mi na nerwy, to twoje szyderstwa obrócą się przeciw tobie. To wszystko, co chciałem powiedzieć.

Jedyną odpowiedzią na jaką było stać narwanego towarzysza było milczenie. Pierwszy rad z efektu, jaki wywołała jego przemowa, energicznym krokiem ruszył w głąb Lasu. Siedziba Loży Szyderców była w Mieście, kawałek za lasem.

- Daleko jeszcze? - zapytał cicho drugi, przypominając bardziej zmęczone dziecko niż bezwzględnego rzezimieszka, którym był, a za którego nie chciał być uważany przez pierwszego.
- Znałem kiedyś taki jeden kawał.
- Co ma kawał do mojego pytania?
- Bo jest doskonałą odpowiedzią na nie.
- Mów - rzekł zniecierpliwiony rzezimieszek.
- A co tu gadać? Do celu jeszcze w chuj drogi.
- A ile to jest "w chuj"? - zapytał naiwnie towarzysz.
- Widzisz to drzewo w dali?
- Tam będzie "w chuj"?
- Nie. Jeszcze w pizdu za tym drzewem i będziemy u celu.
- Zabawne - odparł z przekąsem drugi.
- Wiem, mnie też to bawiło, gdy za pierwszym razem pewien żołnierz tym sposobem zrobił mnie w konia.
- I co było potem?
- Nic.
- Jak to nic?!
- No nic. Zabiłem go...

__________________
Nick w grze taki sam, jak na forum

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread...htuser=0&page=1

POLECAM!

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Shevir: 17-08-2012 01:03.

17-08-2012 01:00 Shevir jest offline Szukaj postów użytkownika: Shevir Dodaj Shevir do Listy kontaktów
Shevir
Forum Ace


Data rejestracji: 22-12-2010
Postów: 89
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX
Skąd: Żary

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Shevir
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Wyprawa do Loży Szyderców

Bisclavret i Syndrom Zamknięcia


Miasto, do którego zmierzało dwóch wędrowców, nawiedzał obecnie tabun kultystów. Na dniach miała się odbyć selekcja potencjalnych uzupełnień Loży Szyderców. Pierwszy z wędrowców - bezwzględny, cichy i subtelny morderca - nie zdradzał najmniejszych oznak niepewności. Wiedział doskonale, że selekcja nie będzie go dotyczyła. W końcu nie był jakimś tam kultystą, których w Mieście można było teraz spotkać dziesiątki. Nie był także jednym z awangardowych szarlatanów, którzy stale próbowali przekonać Lożę do swoich talentów. Ci awangardowi kultyści nazywali siebie Łapaczami. Od wielu lat nikt głośno nie mówił o istnieniu pokrewnych mu jednostek - wytrzymałych niby lwica broniąca swego miotu, nieprzewidywalnych niby rozpędzony nosorożec i bezwzględnych jak czarna wdowa oplatająca śmiertelną nicią swe ofiary. Tacy jak on nazywani byli Władcami. Mogli być Władcami różnych zjawisk - nieco na kształt istot boskich, których królestwem mogły być rozległe pasma górskie, mogły być nim też oceany lub firmamenty. Dlatego wędrowiec nie obawiał się niczego. A już na pewno nie obawiał się bandy niedoświadczonych akolitów, których myślą przewodnią była addycja do kohort Loży. Niestety... Nie każdy wiedział, że członkostwo w Loży Szyderców to nie jest jakaś tam zabawa na kształt berka czy graniastego koła, w których z uśmiechem na ustach integrują się bachory...

************

- Tędy nie można przechodzić! - krzyknął strażnik, widząc zbliżających się ku niemu dwóch nieznajomych.
- Wiem. I co z tego? - w odpowiedzi usłyszał dźwięk tak zły, że skóra na jego szyi zapiekła tak samo, jak wtedy, gdy został szarpnięty przez wilkostwora.
- Powtórzę zatem, nie można tędy przechodzić! To teren Loży, nie macie prawa... - nie zdążył dokończyć ostrzeżenia. Szybki ruch dłoni wędrowca zakończył się potężnym ściskiem na gardle kultysty. Chrupnęło i upadł bezwiednie na posadzkę.
- Idziemy - rzekł tym samym złym tonem pierwszy do swego towarzysza, który ze znużoną miną przyglądał się incydentowi.
- Musiałeś być taki brutalny? - zapytał z obrzydzeniem.
- Chcesz być następny? - odpowiedział pytaniem na pytanie pierwszy.
- Może innym razem - odparł towarzysz, siląc się na uśmiech, jednak wyszedł mu tylko nerwowy grymas, zdradzający totalny lęk przed gniewem pierwszego.
- To zamknij twarz, durniu. Ruszamy.

************

- Panie! - przerażenie kultysty dało się odczuć od razu.
- Czego? - zapytał Turok, zdradzając zupełne znużenie kolejną drobnostką, z jaką śmieli do niego przychodzić akolici.

Dłuższą chwilę zajęło Naczelnemu Kultyście Loży Szyderców wybadanie problemu, z jakim przybył do niego akolita. Okazało się, że nie był to kolejny drobiazg. Tym razem sprawa była poważna. A zareagować musiał osobiście....

***********

- Kogóż to widzę po tylu latach - rzekł sarkastycznie Turok.
- Stawiam się na wezwanie, zgodnie z dawną przysięgą - odparł wędrowiec, którego ton głosu zupełnie zaskoczył towarzysza, z którym przybył. Nie było mu dane słyszeć nigdy szacunku w głosie pierwszego. A okazało się, że istniał ktoś, komu nie będzie dane poznać uczucia wywołanego przez zimny podmuch na karku.
- Wezwanie zostało ogłoszone trzy tygodnie temu - suchy ton Turoka zdradzał zupełne zniecierpliwienie i poirytowanie oczekiwaniem na przybycie wzywanego.
- Na to już nic ci nie poradzę, przyjacielu. Miałem coś do zrobienia - odparł bezczelnie przybysz.
- Mordowanie pastuszków? Zabijanie piekarzy? A może zabawy w tawernianych alkierzach z jednoczesnym tworzeniem wrzodów na tyłkach gospodyń? - niecodzienny gość speszył się, ale nikt poza Turokiem nie mógł tego zauważyć.
- Zaczynasz mnie wkurwiać, Turoku - rzekł wędrowiec tak cicho, że towarzysz, który z boku przyglądał się rozmówcom oniemiał zupełnie.
- Zaczynam cię wkurwiać, Shevirze - uśmiechnął się zupełnie szczerze Kultysta - i co? Wypełnisz moje trzewia gnijącą wodą z rybich flaków?
- Taaa, tobie z wielką chęcią - odrzekł Shevir, po czym z zupełnym zadowoleniem obaj rozmówcy uścisnęli sobie dłonie.
- Witaj w Loży, Shevir. Mam nadzieję, że ten strażnik był ostatnim kultystą z mych szeregów, którego zabiłeś.
- Jego wina - żachnął się wędrowiec - mógł mnie nie wkurwiać.
- Albo mógł po prostu zapytać cię o tożsamość - oddał się zadumie Turok.

*************

- To pan jest tym słynnym kultystą, który wyszedł z Zamknięcia?
- Ta, bo co? - zdziwił się zapytany, że ktokolwiek w Loży kojarzy jego osobę.
- Mamy identyczny problem. Jeden z ważniejszych Wtajemniczonych padł ofiarą słonecznych reliktów. To Syndrom Zamknięcia - innej diagnozy nie mamy.
- Pokażcie mi go - odparł przybysz, podwijając rękawy swej koszuli - z której był niezmiernie dumny, bo była tak lekka, że w czasie walki zupełnie nie czuł, iż ma ją na sobie.

Noopler był drugim z przybyszów, którzy w ostatnich dniach odwiedzili Lożę. Dotarł na miejsce razem z Shevirem i niejednemu mogło imponować to, że nie został przez niego zamordowany. W końcu wyprowadzenie Shevira z równowagi do najcięższych rzeczy nie należało. Pomimo licznych przywar i etykiet, jakie musiał dzierżyć, był on także jedynym znanym przypadkiem kultysty, który samoczynnie wyszedł z strasznej przypadłości, jaką był Syndrom Zamknięcia. Sam przypadek kultyści Loży definiowali jako stan poudarowy lub wynik walki z użytkownikiem reliktów słońca. W najlżejszym przypadku trwał on kilka dni, po czym chory wracał do normalnego stanu zdrowia. W najcięższych zaś ciało nieszczęśnika stawało się jego grobem, ponieważ wszelkie połączenia między mózgiem, a ciałem zanikały. Ofiara mogła tylko widzieć i słyszeć. Nic więcej. Ciało było bezwładne. Noopler wyszedł cało z tego najcięższego przypadku. Jak potem sam opowiadał - zrobił to tylko dlatego, że bardzo pragnął zemścić się na użytkowniku reliktów, który spowodował u niego ów stan. Zemsta została dokonana, a sam Noopler dołączył z czasem do klanu kultystów, skąd fama o nim rozniosła się nawet na Lożę Szyderców, której progi przyszło mu teraz przekroczyć.

Przypadek, do którego został wezwany Noopler okazał się beznadziejnym.
- Przykro mi, ale jego się uratować nie da - rzekł zrezygnowanym tonem znawca.
- Jest pan pewny? To ważna postać! - błagalnym tonem odpowiedział mu jeden z szarlatanów przydzielonych do walki o egzystencję nieszczęśnika.
- Wiecie z kim tu przybyłem? - zapytał poirytowany Noopler.
- Słyszeliśmy, że z tym legendarnym mordercą. Jednak co ma piernik do wiatraka? - zapytał ostrożnie akolita.
- To, że potrafię być bardziej niebezpieczny niż on, gdy mnie ktoś wkurwia - odparł wyraźnie zniecierpliwiony przybysz.
- Obaj widzę mocno przeceniacie swoje możliwości - rzekł luźno Castamere, który wszedł do komnaty w trakcie kłótni.
- Masz jakiś problem, nieznajomy? - zapytał Noopler, nastawiając się na bijatykę.
- Może i mam - odparł swobodnie Castamere.
- Tu i teraz? - odparł zaczepnie pierwszy zwaśniony.
- Szkoda sali, a zapewniam cię, że będzie zdemolowana po walce ze mną.
- Zaraz się przekonamy - wściekł się Noopler i ruszył na przeciwnika...

*********

- Gdzie ja jestem? - zapytał Noopler, czując potężny ból promieniujący w jego czaszce.
- Ty to naprawdę silna bestia jesteś - odparł mu Shevir - zupełnie inny niż ten, z którym wędrował przez Zagajnik Ciszy. Ton jego głosu wyrażał podziw. Szczery podziw!
- Zapytałem gdzie jestem... Kurwa! Moja głowa!
- W sali, w Loży Szyderców, buraku - odparł mu wesoło kompan.
- Ale jak? Co? Kur...
- Zamknij twarz. Nie nadużywaj tego słowa, gówniarzu - wrócił ten sam Shevir.
- Odwal się - wściekł się Noopler i padł na poduszkę.
- Kto ci w ogóle kazał atakować Castamere'a? - zapytał zdziwiony Shevir.
- Co to jest Castamere?
- To jest typ, którego korpus porastają takie kolce, że jeden głęboki wdech i zaczyna wyglądać jak najeżka. Ty się nadziałeś. I tym sposobem mieliśmy możliwość oglądania pierwszego przypadku, jakim jest Syndrom Zamknięcia wywołany przez bodziec bólowy. No i dodatkowo, pobiłeś swój rekord. Bo wyszedłeś z niego po raz drugi. Nieśmiertelny durniu - roześmiał się Shevir.
- Świetnie. To na bogato zaczęła się moja przygoda w tej Loży - rzekł zmęczonym tonem Noopler i usnął wyczerpany.

*************

- Wychodzę.
- Gdzie niby? - zapytał zdziwiony Turok, patrząc z ukosa na zbierającego się do wyjścia Shevira.
- Bisclavret. Podobno pojawił się w okolicy. Czas zapolować.
- Co to jest Bisclavret? - zapytał siedzący w rogu komnaty Lethias.
- To wilczy pysk - odpowiedział mu Turok.
- Zdecydowanie wyrośnięty wilkołak - dopowiedział Shevir.
- Mogę iść z Tobą - zapytał błagalnie kultysta.
- Nie ma szans. To pewna strata dla Loży - kategorycznie zaoponował sposobiący się do wyjścia na polowanie alp.
- Nie zawiodę! Nie jestem nowicjuszem - zapewniał Lethias.
- Skoro nie słyszałeś o Bisclavretach, to jednak musisz być nowicjuszem - odparł cierpko Shevir i wyszedł, zostawiając za sobą mroźny podmuch.

- Turoku, mogę?
- Możesz, bylebyś nie rzucał mu się w oczy. To typ, który nie ma skrupułów.
- Dziękuję! - krzyknął zadowolony Lethias i ruszył za Shevirem tak, że ten zupełnie nie mógł wiedzieć, iż jest śledzony.

*************

Samo wytropienie Bisclavreta nie stanowiło problemu. Zdolności tropiących Shevir nabył trochę w czasie wojen. Problemem była identyfikacja wilkołaka. A tym mógł być każdy, kto znajdował się teraz w okolicy ostatniego z wilczych śladów. Niestety, istotną umiejętnością, jaką nader często posługiwali się lykantropowie był polimorfizm, czyli przemiana. Ułatwieniem jednak było to, że wilkołak potrafił funkcjonować w dwóch postaciach - ludzkiej i wilczej. Aktualnie Bisclavret musiał być człowiekiem, ponieważ ślad bestii urwał się....

- Szukasz kogoś? - zapytał Lethias, nie powstrzymując bezczelnego uśmiechu.
- Nie podoba ci się twoja twarz, durniu? - odparł tropiciel, nie siląc się na uprzejmość.
- Może i nie podoba - odparł swobodnie Lethias.
- A co z twoimi wnętrznościami? Też budzą wątpliwości? - nie dawał za wygraną Shevir.
- Słuchaj, kurważ mać - zniecierpliwił się jeden z awangardowych kultystów - nic do ciebie nie mam. Chcę po prostu zapolować na wilkołaka. Jesteśmy w jednej Loży, więc czemu nie chcesz mnie zabrać ze sobą?!
- Turok cię nie ostrzegał przed wkurwianiem mnie? - zapytał wolno, ale dobitnie alp, podchodząc do współczłonka Loży.
- Atak na mnie skończy się dla ciebie wygnaniem! - krzyknął ostrzegawczo Lethias.
- Zamilcz, durniu - syknął Shevir i rzucił się w jego kierunku...

************

- Pojebało cię, pomyleńcu? - zapytał mocarz, rozmasowując obolałe ramię po tym, jak przewrócił go zakapturzony jegomość. Z początku Shevir był gotów dać głowę, że wielkolud, który przechodził akurat za plecami Lethiasa jest owym Bisclavretem, na którego polował.
- Proszę wybaczyć - odparł sucho Shevir - pomyliłem pana... z kimś innym.
- A spierdalaj pan, jeszcze poznasz moich braci, gwarantuję ci to! - odgrażał się mocarz, szybkim krokiem oddalając się od dwójki członków Loży.

- Co to miało być? - zapytał zażenowany Lethias.
- Nasz Bisclavret - odparł Shevir, szczerząc zęby, wśród których szczególne wrażenie robiły świetnie wykształcone kły.
- To czemuś go nie zabił? - nie dawał za wygraną Łapacz.
- Ehh, wy wszyscy jesteście tacy sami - westchnął Shevir - wydaje wam się, że mam się za takiego twardego bojownika, który da radę każdej hordzie bestii.
- A nie jest tak? - zauważył sprytnie Lethias.
- No nie, kurwa! Nie walczyłbym teraz sam z ogromnym Bisclavretem. Powiedziałem tak, bo chciałem, żebyście się odpierdolili z Turokiem i nie wtrącali w mój biznes. Mnie interesowało to - tu Shevir pokazał towarzyszowi masywny medalion z wyobrażonym na nim wilczym pyskiem.
- Amulet wilkołaka? - zapytał nieufnie Lethias.
- Taaa - ziewnął Shevir - To mnie interesowało, bo ciągle brakowało mi jakiegoś talizmanu na szczęście. I przegrywałem pojedynki - przyznał niechętnie alp.
- To skąd te wilcze ślady, które badałeś? - dalej nie dawał za wygraną Lethias.
- Ehh, idź ty sobie lepiej poczytaj jakichś tomiszczy o psach, to może uda ci się znaleźć ryciny śladów najzwyklejszych miejskich kundli. A wtedy pogadamy o wilkołakach - tu Shevir poklepał towarzysza po ramieniu i rozpłynął się w powietrzu, które wypełnił szyderczy śmiech...


__________________________

Oto kolejna część przygód bohaterów, których od tej pory będzie przybywało, zważywszy na to, że wędrowiec dołączył w końcu do Loży. Dzisiaj dwa motywy przewodnie, inspirowane ciekawą przypadłością medyczną, jaką jest Syndrom Zamknięcia oraz moim najświeższym dropem - Amuletem wilkołaka.

Ahh, i gdyby ktoś był zainteresowany etymologią słowa "Bisclavret" - odsyłam do "Rękopisu..." Andrzeja Sapkowskiego. Pozdrawiam i mam nadzieję, że lektura miłą Wam była Smile CDN!

__________________
Nick w grze taki sam, jak na forum

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread...htuser=0&page=1

POLECAM!

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Shevir: 26-08-2012 17:16.

26-08-2012 16:02 Shevir jest offline Szukaj postów użytkownika: Shevir Dodaj Shevir do Listy kontaktów
Shevir
Forum Ace


Data rejestracji: 22-12-2010
Postów: 89
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX
Skąd: Żary

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Shevir
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Sprawdzian inteligencji


- Brakuje nam siły roboczej - stwierdził Turok, nie ukrywając kwaśnej miny.
- Jakim cudem? Przecież masz pod sobą dziesiątki akolitów - odparł jeden z doradców.
- Akolici mają inne zadania. Ja chcę możliwie najtańszą siłę roboczą, która wykopie zbiornik na krew za kawałek chleba. Chcę naiwniaków, którzy za samo przetrwanie pobiegną co tchu do lasu i przyniosą mi gałęzi na manekiny ćwiczebne. Loża czasami też musi oszczędzać. I teraz taki przyszedł nam czas.
- Zupełnie nie mam pomysłu na znalezienie takich ludzi - rzekł zrezygnowany doradca, pochylając głowę, by ukryć skruszoną minę.
- Widzę, że nawet sam kapelusz loży nie zawsze jest w stanie sobie poradzić - rozchodzący się nagle głos pociągnął spojrzenie Turoka i doradcy w kierunku wejścia do komnaty.
- Prosiłem, byś mnie tak nie nazywał - odparł spokojnie, acz stanowczo najwyższy kultysta, cierpkim wzrokiem taksując gościa.
- A ja jestem tak wypełniony złem, że będę cię tak nazywał, mając pewność, że nic specjalnego mi za to nie zrobisz - odparł przybysz, ostentacyjnie ziewając. Na ten widok kultysta podniósł wzrok ku sklepieniu komnaty, wyraźnie błagając bóstwa o cierpliwość. W jego sytuacji każdy chciałby mieć mnóstwo cierpliwości. Bo któż by nie pokusił się o porządny zamach skrywanym w rękawie puginałem, na widok niespodziewanego gościa, który lekceważy wszystkich wkoło i z zupełną nonszalancją podchodzi do okiennicy, by w końcu stanąć na parapecie i się z niego wysikać? Tylko Turok miał tyle cierpliwości do Shevira. Każdy inny wyciągnąłby puginał i pokusił się o zrobienie dodatkowego otworu w rzyci niepokornego. Problem w tym, że nie każdy miał odwagę. A nawet jeżeli już pojawiała się iskra odwagi, to już ogniskiem brawury nie było jej dane się stać. Z prostego powodu. Shevir bywał szybszy. Wystarczająco szybszy, by złapać rękojeść puginału, wyrwać go z rąk właściciela i zakończyć sprawę czymś spontanicznym. Prawdziwym szczęściarzem był ten, którego puginał został wyrwany z dłoni, bo zdarzało się, że Shevir wyrywał sztylet razem z dłonią oponenta. Wtedy bywało groźnie. I po co to wszystko było Turokowi? Z nim pewnie nie poszłoby Shevirowi tak łatwo. Być może w ogóle by mu nie poszło. Tylko po co ta cała impreza, kiedy zapalnikiem jest odrobina chamstwa i lekceważenia? Po głębszej kalkulacji Turok zmienił zdanie. Wstał błyskawicznie i zrzucił bałwana z okna....

**************

- To nie było miłe - rzekł Shevir, nie kryjąc wściekłości na widok spokojnego kultysty. W tym zaś toczyła się machia między rozbawieniem na widok czerwonego od krwi błazna a ochotą, by rzecz doprawić.
- Czyżbyś uległ rozmaitym urazom w czasie lotu? - zapytał przywódca loży, nie hamując kpiącego tonu głosu. Owszem, jasnym dla wszystkich było to, że bezpośrednio pod oknem komnaty znajdował się zbiornik po brzegi wypełniony świeżą krwią. W nim wylądował Shevir, a gdy wyszedł, przypominał bardziej tuszę wołową w trakcie parcelowania, niż dostojnego alpa. Na tym jednak koniec był błaznowania ze strony obu Szyderców. Na polecenie Turoka, Shevirowi przydzielono dwie niebanalnej urody służebnice, które miały się zająć jego higieną. Wędrowcowi zupełnie nie przeszkadzało to, że o wspólnej zabawie kultysta nie powiedział ani słowa. Bezproblemowo urozmaicił treść rozkazu i bez specjalnego wysiłku przekonał służki na kilka małych udogodnień, wśród których nie mogło braknąć jego ulubionej - podwójnego fellatio, starannie wykonywanego przez żeński duet.

************

- Te służki nigdy tak się nie ociągały przy myciu i praniu - stwierdził sucho Turok.
- Przy myciu i praniu zmieściły się w normie czasowej - odparł pozornie poważny Shevir.
- No właśnie widzę - spojrzał na inkrustowany złotem zegarek, leżący na stole.
- No wiesz - Shevir podrapał się zakłopotany w tył głowy - a1zdan ilişki idzie im dosyć opornie, muszą potrenować.
- Że co? - Turok uniósł brwi w zdziwieniu.
- To z języka tych pustelników, nomadami czasem ich zwą. No... na fellatio je zaprosiłem!
- Aha - konsternacja Turoka sięgnęła zenitu.

************

Koniec końców, Shevir spoważniał na tyle, żeby podjąć sensowną rozmowę z przywódcą Loży. Ten z kolei odnalazł nowe źródło pokładów cierpliwości i z ochotą przystąpił do wysłuchania propozycji jednego z Szyderców. Temat dotyczył taniej siły roboczej. Jak się okazało, sama loża nie wszędzie mogła dotrzeć. Jej wpływy były ograniczone. A Shevira w tym przypadku ograniczenia omijały szerokim łukiem.
- Jest taka podziemna strefa. Jedni nazywają ją dziedzińcem cudów, a jeszcze inni po prostu czwartą. Tam znajdziesz wszystko, co chcesz dostać po najniższych kosztach. Jakościowo bywa różnie, ale skoro byłeś w stanie zrzucić mnie z okna...
- I sugerujesz, że znajdą się tam debile, którzy będą pracować za półdarmo? - zapytał podejrzliwie Turok.
- Mało tego, tam są pośredniaki, które skupiają takich debili i oferują ich usługi tym mocniejszym. Jeżeli wykażemy odrobinę intelektu, to możemy spróbować przejąć jeden z nich.
- Czemu intelekt? Siłą nie da rady? - zapytał Turok, totalnie nie w swoim stylu.
- Nie żartuj sobie. Po co sobie wrogów robić z jednorękich bandytów, czterookich popaprańców, siedmiorękich nieszczęśników czy beznogich gnolli z krzywymi mordami?
- A co ci może zrobić taki jednoręki bandyta? - zapytał naiwnie Turok.
- Miałeś kiedyś coś długiego w dupie? - zapytał bezczelnie Shevir.
- A chcesz znowu pofrunąć do czerwonego morza? - odciął się kultysta.
- Ta, jasne. To ja idę - ziewnął na pożegnanie Shevir i wyszedł... A Turok popukał się w czoło, zastanawiając się, czemu do tej pory nie zrobił mu poważnej krzywdy.

***********

- Psst
- Czego?!
- Daj no moneciaka.
- W ryj mogę dać.
- To daj - syknął cwaniak. Dostał. I nie powstał.

**********

Dziedziniec cudów albo czwarta strefa to nie było nic innego, jak podziemna przestrzeń, w której niby szczury pomykały wiecznie typy z mrocznym pierwiastkiem, jakim naznaczone zostało ich życie. Albo nie-życie. Rzecz gustu. Jednym z takich typów był nieprawdopodobnie brzydki krętacz, powszechnie nazywany Gulmikiem. Gulmik odstraszał samym wyglądem, ale pozwalało mu to na liczne manewry między przepisami, których w strefie czwartej i tak nikt nie przestrzegał. Rzecz w tym, że nawet jeśli ktoś postawiony wyżej zechciałby skontrolować jego samego lub zorganizowany przez niego pośredniak, nie mógłby doszukać się nieprawidłowości. Gulmik nielegalnie krętaczył, nielegalnie cwaniaczył, był paserem, nielegalnie gwałcił, handlował, mordował i co tylko można było zrobić - robił to nielegalnie. Czasami nawet srał nielegalnie. Ale nic go to nie interesowało, bo regularnie lał na przepisy. A skisłe przepisy były niczym w oczach inteligentnego krętacza. Intelekt był wartością, którą cenił najbardziej. Był on dla niego ważniejszy nawet od zręcznego posługiwania się składanym nożykiem, który nosił w rękawie. Bez tego pośredniak nie prosperowałby w ogóle. A prosperował dobrze.

**********

- I co jeszcze?! Może mam ci swoje dziewczynki oddać na własność?! - wściekał się Gulmik.
- Nie, dziewczynek mi na co dzień nie brakuje - odparł tajemniczy gość z twarzą zasłoniętą przez kaptur.
- Jak ty to sobie, kurwa, wyobrażasz, hę? Ja ci oddaję moje cudo, efekt mojej wieloletniej pracy, a ty mnie chcesz przyjąć do jakiejś loży? Oferujesz mi lepsze życie? Co ty, kurwa, na głowę upadłeś?! Weź ty się lecz lepiej na wrzody, które pewnie skrywasz pod kapturem, bo na głowę już za późno, durniu!
- Jeszcze raz mnie obrazisz, to pogadamy inaczej - zniecierpliwił się obcy.
- Co?! Ty mi jeszcze grozisz?! Słuchaj, bezczelniku jebany. Nie wiem jak ty, ale ja intelekt cenię. A ceniony odpowiednio wysoko intelekt bardzo pomaga w życiu. Teraz ten mój kochany intelekt prawi coś o tym, że mnie stojący naprzeciw debil nie zabije, bo jestem mu potrzebny żywy. Czujesz to?
- Masz rację. Przepraszam - odparł szczerze przybysz.
- Tak lepiej. Skąd ty się wziąłeś, że mi tu taką imprezę odwalasz, hę? - zapytał zmęczony kłótnią Gulmik.
- Nieważne skąd. Ważny jest cel. A ten już ci przedstawiłem. Swoją ofertę również wyjawiłem. Jaka jest odpowiedź?
- Negatywna, a co ty myślałeś, że dam się omamić pierwszemu lepszemu głąbowi znikąd?
- Nie jestem głąbem - odrzekł ostro alp, pozwalając mroźnemu powiewowi na smagnięcie karku krętacza.
- Pojebało cię?! - krzyknął paser - Skoroś taki inteligentny, to odstaw na bok te swoje sztuczki, a zagrajmy w zagadki. Ale uwaga - jest haczyk. To, co jest odpowiedzią na zagadkę będzie jednocześnie stawką w grze. Zgadujesz - wygrywasz. Jasne? - zaproponował krętacz i nie czekając na odpowiedź, kontynuował:
Pięć oczu ma niby wściekły obserwator...
Śmierć niesie niespodzianą - czy to siostrom, czy to braciom...
Nigdy nie atakuje pierwszy, zawsze czeka w ukryciu...
Czyha i jednocześnie broni - utrudnia i pomaga w życiu...
Co to, kurwa, jest?

- To kastet. Nie stać cię na trudniejsze zagadki? - odparł przybysz.
- Twoja kolej - rzekł paser z przebiegłym uśmieszkiem wręczając oponentowi kastet wysadzany drobnymi rubinami.
- Nie szkoda ci go? - zapytał zdziwiony Szyderca.
- Skucha! - krzyknął tryumfująco Gulmik.
- Jaka skucha?!
- Nie grałeś nigdy w zagadki, durniu?!
- Nie - odparł zirytowany alp.
- To masz ostatnią szansę. Jak nie zgadniesz mojej, przegrywasz i odchodzisz stąd. Jak zgadniesz, to ja zdecyduję, co zrobimy - śpiewnym charkotem zaskrzeczał krętacz.
- No dobra - odparł ogłupiały przybysz, gubiąc się w sytuacji.
Jedno oko, lecz nie widzi...
Raz śpiewa, a raz szydzi...
Raz wiąże, a raz dzieli...
Raz kaleczy, a raz ratuje z celi...
Co to, kurwa, jest?

Oponent Gulmika przez długą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią i totalnie nic mu nie przychodziło do głowy. Ogłupienie, jakie go dotknęło podczas spotkania z krętaczem sięgnęło zenitu. Zirytowany zaczął obracać w dłoniach kastet, który otrzymał chwilę wcześniej.
- Czas mija - syknął chytrze paser. Tymczasem alp wściekający się coraz bardziej założył na dłoń ów kastet, chcąc zamachnąć się nim na cwaniaka... I nagle poczuł, że odlatuje z miejsca, w którym się znajdował. Poczuł mistyczną siłę, gama trudnych do zinterpretowania zjawisk wypełniła go od środka. Ogół tych uczuć nazwał mistycznym, nieprawdopodobnie dobrym...
- To pierścień! - krzyknął z niekłamaną ulgą.
- Tak, to pierścień - odparł Gulmik, wręczając mu drobne zawiniątko, po czym kontynuował:
- Jesteś totalnym bezmózgiem, ale wydaje mi się, że z pomocą tego kastetu i nowego pierścienia zyskasz nieco i wyjdziesz z niszy intelektualnej. I przekaż swojemu przywódcy, że dostarczę mu ludzi, ale będzie musiał się ze mną osobiście dogadać, co do rocznych kosztów, jakie poniesiecie za współpracę ze mną. Na pewno wyjdzie was taniej, a zwłaszcza ciebie - mrugnął okiem do Shevira, po czym oddalił się do piwnicy, skrzecząc szyderczo...

____________________________________________________

Kolejna opowiastka zainspirowana jakże zacną gierką, jaką jest BW. Ot, a konkretniej - moje ostatnie dropy: Dobry Mistyczny Kastet oraz Pierścień Geniuszu. Ponadto pozdrowienia dla mojego klanu oraz dla Gulmika, któremu tym razem przyszło się stać nowym bohaterem wprowadzonym do opowieści Smile Nieprawdopodobnie brzydkim, no ale chyba za ten intelekt wybaczy mi literacką fikcję Big Grin

__________________
Nick w grze taki sam, jak na forum

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread...htuser=0&page=1

POLECAM!
03-09-2012 18:12 Shevir jest offline Szukaj postów użytkownika: Shevir Dodaj Shevir do Listy kontaktów
Jack The Ripper
Niezarejestrowany
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

dawaj tego więcej, fajnie się czyta. poznałem nowe słowo: zdeflorować. a za wodę w rybie masz ode mnie 10 Big Grin
24-09-2012 20:28
Flanders
Junior Member


images/avatars/avatar-18959.jpg

Data rejestracji: 02-06-2010
Postów: 22
Kraina: Necropolia IV
Skąd: jak znikąd

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

temat zacny i czyta się uroczo Smile prosiemy o więcej Smile mistrzu Smile
25-09-2012 14:21 Flanders jest offline Strona domowa Flanders Szukaj postów użytkownika: Flanders Dodaj Flanders do Listy kontaktów
Struktura drzewiasta | Struktura tablicy
Przejdź do:
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Wątek opowiadań Shevira

Oprogramowanie Forum: Burning Board 2.3.6, Opracowane przez WoltLab GmbH