Przejdź do strony głównej Zarejestruj się Kalendarz Lista użytkowników Członkowie Teamu Szukaj Często Zadawane Pytania
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » SL vs HTC - opowiesc. » Witamy gościa [Zaloguj się|Zarejestruj się]
Ostatni Post | Pierwszy Nieczytany Post Drukuj | Dodaj Temat do Ulubionych
Zamieść nowy temat Wątek jest zamknięty
Przeskocz na dół strony SL vs HTC - opowiesc. 10 Ankieta - średnia ocena: 10,0010 Ankieta - średnia ocena: 10,0010 Ankieta - średnia ocena: 10,0010 Ankieta - średnia ocena: 10,0010 Ankieta - średnia ocena: 10,00
Autor
Post « Poprzedni Temat | Następny Temat »
Alastor
Junior Member


Data rejestracji: 10-11-2006
Postów: 11
Kraina: Necropolia VIII

SL vs HTC - opowiesc. Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Opowiadanie stworzone z inicjatywy Ranke. Jest to powieściowe ujęcie jednego ze starć między naszym klanem Shadow Light a High Templars Conclave. Od dłuższego czasu wojujemy, raz wygrywając raz przegrywając. Opowiadanie jest pisane z narracją pierwszo osobową. Alastora i Ranke na zmianę. Kto jest kto nie bedzie chyba trudno odgadnąć i bylo pisane z ukłonem ku naszemu SL oraz naszym przeciwnikom, których notoryczne oblęzenia pobudziły nasz klan do walki.

Za wzór i temat opowiadania posłużylo to oblęzenie: http://r1.bloodwars.pl/showmsg.php?mid=6...&key=58ca514999

Wygrane przez nas, wspieranych przez BK. Jak widac przewaga liczebna po naszej stronie i zwczięstwo zdecydowane, ale jakos bardziej wyrównanej walki, ale wygranej przez nas(własną porażkę opiszemy kiedy indziej ;P ) nie znalazłem. Opos jest calkowicie apolityczny i nie ma zadania propagandowego - nie jest tez wyrazem jakiekolwiek niechęci do kogokolwiek - więc prosiłbym raczej o komentarze opowiadania a nie samego oblęzenia. Po przydlugawym wstępie zapraszam co cierpliwszych do przeczytania ;P


SL vs HTC

***
Ziewnęłam, dopięłam zamek kurtki pod szyję. Orchidea. Świetnie, każdy pocisk z leciutką fioletową poświatą sprawiającą, że jego siła jest dużo większa. Ale dlaczego to jest tak cholernie cienkie - pomyślałam i zadrżałam od chłodnego powiewu wiatru. Oczywiście, gdy tylko wyszłam poza miasto zaczął padać śnieg. Najpierw małe drobinki, a potem coraz większe gwiazdki, pokrywające wszystko wokół i sprawiające, że wydychane powietrze zmieniało się w parę. Szlag by to trafił... Znowu ta podłoga, jakiś marmur, jakieś światełka, peeewnie... Co to, Boże Narodzenie czy jak? - już wiedziałam. Za chwilę znowu będzie tylko pustka w głowie, niezrozumienie i znajome - Mówiłam ci, że się nie nadaje... Ja się nie nadaję? Ja?!
Moje klątwy na jaskrawe światło, eteryczną kulę i dalszy brak odpowiedzi na pytania przerwał leciutki ból dłoni. Przeklinając tym razem zimno zdjęłam skórzaną rękawiczkę i spojrzałam na pojawiające się czerwone litery na skórze. Wiadomość do wszystkich członków klanu. Oblężenie z High Templars Conclave, Neval planuje oblężenie na kwadrat 4/47/4, celem oblężenia jest milus. Aha, znowu się zaczyna... Ostatnio walki z HTC nie były niczym nowym, albo my ich albo oni nas.

***
Jak co wieczór siedziałem w swej zbrojowni ukrytej głęboko pod moim Kwadratem. Leniwym ruchem polerowałem stare, wysłużone AK. Sprawdzałem magazynki, moi zaufani ludzie czyścili czarną, nabijaną ćwiekami, kurtkę. Na jej piersi lśniła wyszywana fioletową nicią Orchidea. Potężny artefakt. Potężny dar, którego cenę wciąż płacę. Z zamyślenia nad dawnym dziejami wyrwał mnie stanowczy stukot do drzwi. Moi najemnicy momentalnie pochwycili za broń, celując w wejście. Powstrzymałem ich gestem, gdyż tylko jedna istota wiedziała gdzie leży moja kryjówka. Posłaniec. Szarobura koperta, tak jak się spodziewałem, wleciała przez szparę pod drzwiami. Gdy podszedłem, zdołałem jedynie usłyszeć łopot skrzydeł odlatującego ptaka. Kruka. Posłańca od Ranke. Liścik jak zwykle krótki i do bólu konkretny. Adres, nazwa wrogiego klanu i miejsce i data spotkania. Uśmiechnąłem się, wiedząc ze gdybym żył krew szybciej zakrążyłaby mi w żyłach. Spojrzałem na czyszczony sprzęt. Rozładowane AK. Pokryte płytkami, pancerne spodnie. Rozłożoną na stojaku diamentową biżuterię. Lśniącą kurtkę orchidei oraz błyszczący hełm, należący niegdyś do sławnego wieszcza i proroka. Przeciągnąłem się, w zimnym, dusznym powietrzu unosił się lekki zapach krwi.

***
Żwawym krokiem wróciłam do swojego kwadratu, po drodze czytając kilkanaście wiadomości od poszczególnych klanowiczów. Oczywiście przeklinanie tych skurw..., a także wezwania do stawienia się pełnym składem w walce. Przechodząc ulicami zachwycałam się pięknie rozbudowanymi budynkami. Wiecznie żywa Agencja Ochrony, Garnizon o wysokich murach i ciągłych odgłosach musztry, potężny Posterunek Policji. Tam właśnie się skierowałam. Przeszłam przez błyszczące wypolerowanym metalem samo-otwierające się drzwi, niedbałym ruchem ręki odprawiłam moich ochroniarzy i rozsiadłam się wygodnie na skórzanej sofie. Opuszkami palców powoli przesuwałam po skórze dłoni, kreśląc litery i tworząc wiadomość klanową. Gdy poczułam charakterystyczne mrowienie świadczące o przekazaniu wieści zwołałam ponownie moich znajomych i wyszłam na ulicę. Uznałam, że dobrze będzie odwiedzić klanowiczów i sprawdzić jak tam idą im przygotowania do walki w siedzibie milusa. Pstryknęłam, a u mojego boku w momencie pojawiła się czerwona taksówka, z przymilnie uśmiechniętym kierowcą. Wsiadłam i kazałam zawieźć się na 4/47/4.

***
Zakląłem cicho, widząc że "Driver" znowu naćpany. Jazda z tym szaleńcem była czasem gorsza od najniebezpieczniejszych polowań na smoki. Westchnąłem, gdyż nie miałem wielkiego wyboru. Zapłaciłem bez słowa, a on pomógł mi spakować mój niewielki bagaż. Niecałą godzinę później mogłem już oglądać pierwsze zasieki Kwadratu milusa. Lata rozbudowy coraz to nowszych terenów nauczyły mnie krytycznie przyglądać się pozornie dobrze rozbudowanym miejscom, ale tutaj nawet ja nie mogłem zdobyć się na krytykę. Potężne gmachy Policji, całkiem przytulny "Wesoły Domek" oraz zaczątki szpitala sprawiły, że zaczynałem rozumieć tak zażartą chęć obrony tego miejsca. Nie miałem jednak zbyt dużo czasu na zachwyty, taksówka zatrzymała się. Zignorowałem pytanie "Driver'a" o napiwek i zabrałem swoją torbę. Spojrzałem przed siebie, na niewielką, acz foremną i dość elegancką jak na nasze standardy willę. Uśmiechnąłem się do siebie, gdyż zaczynało się całkiem nieźle, zwłaszcza, że na dachu, obok dumnego godła SL łopotały również flagi naszych sojuszników.

***
Wampiry i wampirzyce zazwyczaj przesiadywały w Zbrojowni, kompletując i naprawiając sprzęt, uzupełniając magazynki, ostrząc bronie. Na razie nic nadzwyczajnego, kiwnięciem głowy pozdrawiałam poszczególnych braci i siostry krwi. Milus swoją Zbrojownię urządził naprawdę nieźle. Barek z krwią, błyszczący parkiet, wygodne fotele i sofy, gdzie można spokojnie przeczekać fazę oczekiwań.
Wzrokiem znalazłam milusa, siedział przy barku,ze zmrużonymi oczami i popijał ciemnobordowego drinka. Uśmiechnęłam się lekko.
- Dokopiemy im.
Kiwnął mi głową, ale minę miał zaciętą i wyglądał na niezbyt przekonanego. Wstał, odstawił kryształową szklankę i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia. Po chwili odjechał gdzieś taksówką, słychać było warkot silnika. Ręka znów zaczęła dawać o sobie znać. Podwinęłam rękaw kurtki, zachwycając się przy okazji cudowną szmaragdową barwą mojej spaczonej biżuterii i dowiedziałam się, że milus wyruszył na poszukiwanie pomocy u sojuszników i najemników.
Rozejrzałam się uważniej. W głębi pomieszczenia, tuż za barkiem, Hurricane oglądał uważnie swoje szpony, obracał nadgarstkami, wykonywał po kilkanaście sekwencji ciosów. Był niesamowicie szybki, jego ruchy wręcz zamazywały mi się w oczach. Broń ta nazywana była pięściami niebios. Uznałam, że nie chciałabym być przeorana tymi potrójnymi ostrzami. Obok Saitan odkładał właśnie na stół jarzącą się nienaturalnym, ognistym blaskiem pałkę. Od skąpanej w posoce demonów broni wręcz biło ciepło, a jaskrawe ślady utrzymujące się w powietrzu jeszcze przez chwilę przy każdym ruchu magicznego przedmiotu robiły wrażenie. W kącie, nonszalancko oparty o ścianę, z założoną nogą na nogę, siedział Dzucha i z nieco mściwym uśmiechem polerował swoje doskonałe ak. Widać było po nim, że niejedno przeżył i następna bitwa czy nawet wojna nie robią na nim większego wrażenia. A raczej nie wywołają uczucia strachu, bo od Dzuchy, nazywanego też w Shadow Light Feniksem, wręcz biła adrenalina i zachwyt przed następną bitwą. Jak zwykle niezwykle spostrzegawczy zauważył mnie, ale jego reakcja ograniczyła się jedynie do konwencjonalnego kiwnięcia głową, po czym Feniks wrócił do polerowania broni i sprawdzania magazynku.
Pomachałam Luneme i kilkoma krokami znalazłam się przy barku. Nalałam sobie soku porzeczkowego i śmiejąc się ze skojarzeń co do tak banalnego napitku wbiłam wzrok w drzwi. W Zbrojowni znajdowało się nieco ponad dwadzieścia osób, co znaczy, że brakowało jeszcze co najmniej kilkunastu. Na zewnątrz, tuż obok ciemnogranatowej flagi SL widniały także sztandary Bloody Kingdom i Bloody Academy.

***
Główna Sala była ogromna, po prawej stronie znajdował się barek ze świeżą krwią, na środku pusty parkiet z pojedynczymi dywanikami – miejsca koncentracji i przywoływania magii wampirów. Po lewej, w stosownym dystansie od dywaników, wygodne fotele i sofa, szerokie stoły na uzbrojenie oraz manekiny na zbroje i ubrania. Miejsce to popularnie nazywano Zbrojownią. Z zadowoleniem przyglądałem się wszystkim obecnym. Było nas więcej niż dwudziestu - a więc już niemal wszyscy z rodzimego klanu. Skłoniłem się lekko, gdy zauważyłem przechodzącego dowódcę - Vigo, ale szybko odwróciłem wzrok. Jego rapier i sztylet były schowane, ale ich właściciela otaczała nieprzyjemna aura. Gdzieniegdzie wydawało mi się, że widzę twarze wykrzywione w bólu, opary zniekształcające rzeczywistość - żadna przyjemność wałczyć czy nawet spoglądać na kogoś kto włada brońmi unurzanymi w krwi Demonów. Otrząsnąłem się i rozejrzałem wokół szukając znajomych twarzy. Znałem niemal wszystkich, jednych lepiej lub gorzej. Z pola walk, z burdeli, z widzenia, ze wspólnych wypraw, a nawet ze Świątyń Siedmiu Dusz gdzie razem ponownie ożywaliśmy. Przy barze spostrzegłem na tyle ładny rewers kobiecego ciała, ze niemal bezbłędnie mogłem rozpoznać moją niedoszłą informatorkę. Dotknąłem dłonią kasku, uwolniłem jego moc i po chwili mogłem oglądać ją z bardzo bliska. Pozbyłem się wątpliwości, pewnych rzeczy się nie zapomina. Podszedłem do niej i lekko klepnąłem w ramię, choć nie wątpiłem, ze wyczuła już moją obecność.

***
Wyczułam go, gdy tylko wszedł. Trudno było pomylić tę aurę. Spokojnie jednak popijałam drinka, czekając aż podejdzie. Gdy poczułam delikatne klepnięcie w ramię odwróciłam się z niewinnym uśmiechem i lekko uniesionymi brwiami.
- Ach, to ty. - On wiedział, że ja wiedziałam i ja wiedziałam, że on wiedział. Ale cóż, chęć ciągłej gry pozorów zawsze była bardzo lubianym przeze mnie zajęciem. - No to znowu się zaczyna, co? Powinieneś się cieszyć, podobno mężczyźni lubią wojny, to ich mobilizuje. - Odstawiłam kieliszek na ladę, palcami przeczesałam włosy. - Myślisz, że mamy jakieś szanse?
- Myślę, że to oni powinni sobie zadawać te pytania i zamartwiać się o własne głowy. Ja tu tylko wpadłem na kilka kieliszków dobrej krwi i trochę postrzelać.
- No jasne - parsknęłam. - Jak zawsze pełna nonszalancji pewność siebie, nic tylko pozazdrościć. A tak przy okazji to milus wybrał się po naszych sojuszników, powinni... O. O wilku mowa - spojrzałam uważnie na wejście, gdzie właśnie pojawiało się trzech wojowników. Dwóch na przedramionach miało szkarłatne bandany ze złotym haftem Bloody Kingdom, a jeden z nich na piersi czarny haft B_A.
Wzruszył tylko ramionami.
- No to zabawa będzie po prostu krótsza, widzę, że będzie nas naprawdę sporo... Przywitałbym się, ale honory domu czynią milus i Vigo, więc nie będę się wtrącał... - bezceremonialnie spróbował z mojego kieliszka i natychmiast wypluł zawartość na podłogę, krzywiąc się z obrzydzenia. Spojrzał na mnie jak na wariatkę - Piłaś sok?
- Mhm... - odparłam, nadal uważnie przyglądając się nowo przybyłym. A było się czemu przyglądać. Pierwszy próg przekroczył wysoki wampir, o jasnych blond włosach, omiatając całe pomieszczenie wzrokiem chłodnych, błękitnych oczu. Bronie miał schowane, ale jego twarz wcale nie zachęcała do rozpoczęcia rozmowy. Zarówno on, jak i dwa wampiry stojące obok wyglądali niezwykle poważnie, a ich postawa wręcz mówiła, że teraz potrzebują czasu na własne przygotowania. Znałam ich, przynajmniej kojarzyłam imiona - Dezerter, Chasm, White_Warrior_. Władcy zwierząt. Potężna rasa potrafiąca opanować najsilniejsze bestie, mutanty, potwory. Niezwykła siła mięśni, determinacja, a podczas walki dzikie szaleństwo zabijania. Zerknęłam na naszych Władców - Laurantasa, Saitan'a, Hurricane'a... Taak... Reszty nie było widać w zasięgu wzroku, widocznie jeszcze nie przybyli. Sojusznicy, witani skinieniami głowy lub krótkimi zdaniami, zabrali się za dokładne sprawdzanie swojego sprzętu. Ponownie odwróciłam głowę w stronę Alastora.
- No, to niedługo zacznie się medytacja i transy. Nie wszyscy jeszcze przybyli, jednak ci, co są, widocznie czekają już na Rytuały - zerknęłam w stronę parkietu.
Łapacz kiwnął głową.
- Ja również pójdę się przygotować, zdaje się, że nasza kocia biżuteria jest na razie wolna... - spojrzał na mnie, uśmiechnął się - Do zobaczenia na polu bitwy.
- See ya - odparłam i odprowadziłam go wzrokiem. Uznałam, że też przydałoby się sprawdzić własnego akacza i diamenty. Sięgnęłam po swoją torbę, wstałam i skierowałam się na jedną z sof. Usiadłam sobie po turecku i wysypałam zawartość - aksamitna sakiewka, gdzie znajdowały się dwa diamentowe pierścienie i amulet, naboje w specjalnych pudełkach, a także szmatki do polerowania biżuterii i kilka innych zabawek potrzebnych do przygotowań. Spojrzałam na swoje wysłużone ak, leżące obok, błyszczące srebrnymi wykończeniami. Nie mogłam się powstrzymać, żeby go trochę nie upiększyć. Cóż, kobieca przypadłość i ukochanie srebra. Ostrożnie zdjęłam spaczone pierścienie, błyszczące cudownie i cieszące oko swoim blaskiem i misternie oprawionymi szmaragdami. Ahh! Cóż może być piękniejszego od drogiej biżuterii? Odpięłam łańcuszek amuletu i ułożyłam go wraz z pierścieniami w sakiewce. Teraz na moich palcach skrzyły się diamenty. Od razu poczułam się pewniej, zerknęłam do lustra przy barku. Miałam wręcz idealną fryzurę, oczy wydawały się jeszcze bardziej zielone, rzęsy dłuższe, usta pełniejsze... Do tego miałam wrażenie jakbym mogła wydobyć z mojego ak jeszcze większą moc. Uwielbiałam to uczucie. Spakowałam swoje rzeczy z powrotem, naładowałam magazynek i zwróciłam spojrzenie na parkiet. Właśnie wchodził na niego bajo23. Przejrzał uważnie Elastyczny zestaw, przetarł kamienie, kiwnął głową. Elastyk gotowy był do użycia.

__________________
Jeśli wygrałem to pisz na PW!
Nick - Ayodele r14

http://forum.bloodwars.pl/thread.php?threadid=196523&hilightuser=5492 - BW w wersji pisanej

Ten post był edytowany 4 raz(y), ostatnio edytowany przez Alastor: 04-10-2007 16:27.

04-10-2007 14:03 Alastor jest offline Szukaj postów użytkownika: Alastor Dodaj Alastor do Listy kontaktów
Alastor
Junior Member


Data rejestracji: 10-11-2006
Postów: 11
Kraina: Necropolia VIII

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Alastor
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

***
Odszedłem pewnym krokiem w kierunku parkietu. Poczekałem chwilę aż wampir siedzący na dywaniku dojdzie do siebie. Nie potrafiłem go rozpoznać, był spocony i drżał z wysiłku. Przywoływanie wampirzych mocy spotęgowanych przez starożytne artefakty było bardzo wyczerpujące. Mokre włosy opadały mu na pokrytą runami maskę. Zerwał ją z wysiłkiem, potem wyplątał się z kurtki, a na koniec ściągnął spodnie. Cierpliwie stałem obok, obserwując jak tamten wreszcie zbiera swoje rzeczy i odchodzi. Przez chwilę widziałem jego twarz i nie potrafiłem jej rozpoznać. Czyżby ktoś z Krwawego Królestwa? Wyglądał dość marnie, ale wiedziałem, że już niedługo magia zacznie działać i stanie się dużo groźniejszy niż był na początku. Westchnąłem ciężko, świadom, że niedługo sam nie będę w lepszym stanie. Usiadłem na dywaniku, rozebrałem się powoli, czując znane mi mrowienie w palcach. Włożyłem na siebie obwieszone łańcuszkami z kości spodnie, pokrytą krwawymi runami kurtkę. Zapach smoczej krwi uderzył w me nozdrza. Wzdrygnąłem się, czując jak moja moc staje się coraz większa, a palce niemal same składają się do gestów. Magiczne słowa potęgujące moją kontrolę nad ludźmi rwały mi się z gardła. Opanowałem się. To nie te moce chciałem przyzwać. Padłem na kolana, trzymając w dłoniach maskę. Drewniana, niepozorna, wyglądałaby jak tandetna zabawka gdyby nie lśniące, rzeźbione w drewnie znaki. Założyłem ją szybko - tak jest mi łatwiej. Poczułem szarpnięcie, spazm i straszliwy skurcz w klatce piersiowej. Wbrew własnej dumie zajęczałem, starając wciąż trzymać się zmysłów. Nie rzucenie własnych, krzyczących w mej głowie zaklęć kosztowało mnie sporo wysiłku. Otworzyłem oczy, wciąż czując spazmy w całym ciele. Zmusiłem się, aby sięgnąć po biżuterię. Arkana mej rasy szeptały. Modlitwy wiernych mi ludzi, policjantów z jednostki oddających za mnie życie bez chwili wahania, krzyki moich agentów zdobywających niezdobyte pozycje i słodki smak w ustach, gdy piłem krew pokonanego wampira - odpędziłem miraże, to nie był ich czas. Założyłem pierścienie, czując, że głosy, które słyszałem zmieniają się, są tłumione przez coś co się do mnie zbliżało, zupełnie bezszelestnie, a jednak wyczułem to. Stanowczym ruchem założyłem amulet i w tym samym momencie uwolniłem szarpiącą się we mnie moc. Zrobiło się cicho, bardzo cicho. Usłyszałem pomruk, obejrzałem się. Zdołałem dostrzec tylko błysk szponów i otworzyłem gwałtownie oczy. Dygocząc ze zmęczenia, rozmigotanymi, błyskawicznymi ruchami zerwałem z siebie przeklęte rzeczy. Po chwili, nie oglądając się na nikogo, zebrałem swój tobołek i ruszyłem w stronę barku. Zdecydowanie miałem ochotę na bardzo Krwawą Mary.

***
W spokoju przyglądałam się Alastorowi, zerknęłam jeszcze jak po Rytuałach wlecze się w stronę barku. Przeniosłam wzrok na wysoką postać, kierującą się w stronę parkietu. - Oho, następny. Laurantass odgarnął włosy z czoła, powoli przekroczył Linię Zmian. Obręcz wokół niego i pulpitu rozjarzyła się szkarłatnym blaskiem, tworząc powoli cieniutką zasłonę czerwonego światła, sięgającą prawie dwa metry w górę. Władca zdjął powoli skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami, na głowę włożył maskę, przypominającą indiańskie nakrycia twarzy szamanów. Wyglądała jak niedbale wycięta z kawałka drewna, jednak drzemała w niej potężna moc, o czym świadczył zarys jakby tronu z oparciem usłanym płomieniami unoszący się nad artefaktem. Gdy ostatnia część szamańskiego setu dotknęła ciała Laurantasa wydał się on potężniejszy, wręcz niezniszczalny. Oczy wampira, widoczne zza szpar w masce rozjarzyły się krwistym blaskiem, a on sam wydał z siebie okrzyk przypominający raczej ryk lwa, króla zwierząt. Laurantas powoli włożył na szyję amulet krwi, na palce pierścienie. Rubiny, oprawione w złoto, błysnęły oślepiająco. Władca wrzasnął ponownie, zadygotał, krąg zapłonął mocniej, obejmując szkarłatnym blaskiem także wampira. Kły Laurantasa wydłużyły się, a on sam wyglądał jak żądne mordu dzikie zwierze. Jednym zwinnym susem wyskoczył z kręgu, chwycił za broń. Krew demonów odpowiedziała na wezwanie. Szamańskie artefakty i biżuteria krwi ponownie były na swoich miejscach, a Władca uzbrojony był do walki. Wszyscy zamarli w bezruchu. Podczas Przemian, w których używany był Dziki Szał nikt nie mógł stanąć na drodze Władcy Zwierząt. Był on nieposkromiony, nie do zatrzymania. Laurantas, omiatając agresywnym spojrzeniem wszystko wokół, powolnym krokiem wyszedł ze Zbrojowni, kierując się w stronę pola bitwy.
Potrząsnęłam głową. Zawsze niezwykle podobał mi się proces używania Arkan, a Dziki Szał był tutaj jednym z bardziej efektownych. Mniej więcej wiedziałam co dzieje się w umyśle Władcy, jednak doprowadzenie go do takiego stanu wydawało mi się nieco przerażające. Co musiał widzieć w majakach, jak bardzo nad sobą panować, żeby nie pozabijać nas wszystkich? Mogłam tylko się domyślać.
Ziewnęłam i sama podeszłam do parkietu. Znane światło, bariera, szamańskie artefakty... Przebłyski, majaki, jakieś wrzaski, głosy... Mignięcie cienia w zakamarku pamięci...
Wytoczyłam się z kręgu, podparłam dłonią o barek. Nienawidziłam tego przejścia, ale wiedziałam, że potem będę dużo szybsza. Tylko początek był taki okropny. Skoczyłam po ak, narzuciłam na siebie kurtkę, zapłonęła znajomym fiołkowym światłem, upchnęłam loki pod kaskiem, założyłam rękawiczki bez palców i mocniej złapałam moje ak. Obok ujrzałam przechodzącego Alastora.
- Mrrau - uśmiechnęłam się do niego, machając ogonem pokrytym antracytowym futerkiem. Cóż, każdy miał jakieś skutki uboczne. - Zapowiada się ładna walka... - Jednym susem znalazłam się przy wyjściu, zmrużyłam oczy i zbiegłam po schodach, na zewnątrz.
Większość z nas stała już na swoich pozycjach. Władcy z przodu, za nimi strzelcy, po bokach, ukryci za budynkami i zamaskowani na dachach, byli snajperzy. Przebiegłam kawałek i usadowiłam się w wyznaczonym miejscu. Zza załomu roztrzaskanego kiedyś budynku mogłam widzieć całe pole bitwy, a przy okazji miałam dobre miejsce do ataku. To były ostatnie chwile, żeby rozejrzeć się dokładniej po polu walki. Po prawej, za jakąś pociętą plandeką, zauważyłam Cerbina. Nasze spojrzenia się spotkały, kiwnęłam mu głową z uśmiechem. Odpowiedział uniesieniem ręki. Z drugiej strony, w dosyć mało bezpiecznym miejscu, bo zaledwie za kilkunastoma rurkami rusztowania stał Iskon, ładując właśnie swoje ak. Nie mogłam znaleźć wzrokiem Alastora, ale byłam pewna, że już jest na swojej pozycji.

***
Na dachu Lombardu wiało, leżałem spokojnie na niewielki dywaniku, lustrując okolicę przez celownik. Było całkiem spokojnie, wampiry były jeszcze niewidoczne. Poukrywane, czujnie obserwujące okolice. Kolejne minuty mijały w bezruchu, w ciszy. Kask aktywował się sam, niemal bez mojego udziału. Ramie od razu podrzuciło celownik do oka. Zbliżenie było nieprecyzyjne, ale trudno było oczekiwać cudu, zwłaszcza przy takiej odległości. Mimo to nie miałem wątpliwości. Nadchodzili. Kask wariował, co chwile przybliżając inne miejsce wśród skałek, skupiłem się i opanowałem go. Ruch między skałkami w dalszej części ulicy, po chwili po przeciwnej stronie za dawno nieużywanym budynkiem, a następnie... na środku ulicy. Wszystko stało się nagle, księżyc wyjrzał zza chmur rozświetlając pole walk i zobaczyłem go w przybliżeniu. Szedł środkiem drogi, trzymając w dłoniach spore, szerokie miecze. Skórzana kurtka połyskiwała metalowymi płytkami. Szedł wyprostowany, rozluźniony, z niedopałkiem papierosa w ustach. Zatrzymał się, wbił miecze w beton ulicy i rozejrzał się wokół. Wypluł niedopałek i rozdeptał go powoli butem. Wycelowałem mu w pierś. Uśmiechnął się, jakby do wszystkich którzy do niego mierzyli. Lider. Wrogi dowódca. Nagle runął naprzód, rozmazując mi się w oczach. Rozległ się pojedynczy strzał, który trafił wprost w miejsce, gdzie przed chwilą stał. Ja zdołałem opanować dygnięcie palca na spuście. Nie zdążyłbym, nie trzeba było tyle się gapić. Teraz było już za późno. Rozejrzałem się za innym celem.

***
Powoli aktywowałam kask, skupiłam wzrok na pustej ulicy. Zanim zdążyłam wyostrzyć spojrzenie usłyszałam pojedynczy strzał. A za chwilę zduszony jęk. Obok mnie przemknął jakiś cień, ostrze błysnęło w mętnym świetle latarni. Ten sam cień skoczył w stronę Iskona, zobaczyłam tylko ognistą smugę pozostawioną przez demoniczną broń i usłyszałam charknięcie Łapacza. Zaklęłam cicho i wycelowałam w pustą ulicę. Pojawiali się szybko, zwinnie. Już wiedziałam, że tym pierwszym był ich przywódca, slowan, a za nim coś potężnego. Zmrużenie oczu i strzał. Widziałam jak dostało, dzięki wieszczowi zauważyłam grymas bólu na jego twarzy. Poruszał się dosyć powoli, jakoś tak ociężale. Bunkier, no tak. Wysoka obrona, prawie zero obrażeń od noży, mieczy i sztyletów. Ale nie od moich kul. Uśmiechnęłam się, czując jak adrenalina wzbiera się we mnie. Wycelowałam znowu, jeden z ich strzelców nie zdążył się uchylić. Zauważyłam rozchlastane pociskiem ucho i zamachałam ogonem.
Zerknęłam na bok ulicy. Jeden z naszych sojuszników, White Warrior zrobił w szeregach przeciwnika zachwycającą rzeźnię. Jeszcze nigdy w walce nie widziałam, by ktoś poruszał się tak szybko. Właściwie słyszałam tylko krzyki i jęki wśród umykających oku ognistych smug demonów. Tuż za nim przeciwników dobijał Jonaszek. White Warrior kolejny raz umknął przed zdradzieckim sztychem, obrócił bronie w dłoniach, wyszczerzył się wilczo. I skoczył. Tuż obok mnie przemknął Dezerter. Kiedyś miałam z nim małe potyczki, jednak teraz walczyliśmy ramię w ramię. Zobaczyłam, że krwawi, z szyi krew lała mu się strugami. Ale walczył. W jego dłoni migała doskonała szybka pałka. Niezwykle rzadka broń, kilka ataków. A w powietrzu nawet nie zostają smugi ruchu. Nic. Doskonale szybko, doskonale skutecznie, doskonale zabójczo. Nagle na środku ulicy pojawił się Drolk, vice lider klanu, ostatnio robiący nam w szeregach niezłe czystki. Co tylko wychodziło na dobre. Otoczony był przeciwnikami, ze wszystkich stron sypały się na niego ciosy. Drolk uniknął kilku lekko, ale zdążyłam spostrzec, że powłóczy jedną nogą, a zamiast policzka ma krwawy strzęp. Ssak krzyknął, wykrzywił się okropnie i z niesamowitą precyzją uderzył. Lybek zgiął się, jakby w ukłonie i upadł na kolana, trzymając się za brzuch.
- Klękaj... skurwysynie... przed Shadow Light...

***
W uliczkach po drugiej stronie rozległy się odgłosy walk. Grzechot serii AK, szczęk oręża, krzyki ranionych i zabijanych. Wycelowałem w tamtym kierunku, szepty płynące z kasku nakierowały mnie. Przez ułamek sekundy między uliczkami śmignął cień. Pocisk rozerwał kurtkę i ramię wrogiego lidera. Po chwili zobaczyłem wrogą grupę biegnącą liderowi z odsieczą. Środkiem ulicy. Puściłem za nimi serię, trafiając kilku z nich. Usłyszałem nagle odgłosy walki niedaleko mnie, zerwałem się na nogi i podbiegłem do krawędzi dachu. Zobaczyłem tylko zwinnie skaczącego po koszach na śmieci wampira, uskoczyłem do tyłu, ale nie dość szybko. Pazury rozszarpały mi pierś , przewróciłem się, uniosłem broń, ale przeciwnik już był obok. Nagle zatrzymał się, wyglądał makabrycznie, widać było, ze wraca z najcięższych walk. Nie zastanawiając się nad jego zachowaniem nacisnąłem spust i dźwięczne "klang" odebrało mi wiarę w boga. Akurat teraz? Koniec magazynku? Tamten jednak zupełnie nie zwracał na mnie uwagi, poruszał lekko nosem. Węszył. Zauważyłem skradającego się Ziom'a szybciej niż mój przeciwnik, ale tamten i tak zdołał uniknąć błyskawicznego pchnięcia szybkim obrotem. Ziom uśmiechnął się do mnie krwawo i mrugnął porozumiewawczo. Staliśmy we trójkę w bezruchu, a ja słyszałem tylko, że coś cieknie, cichy plusk. Ziom wciąż się uśmiechał, a po chwili zrozumiałem. Kobieta(dopiero teraz poznałem), która mnie atakowała upadła na kolana z rozpłatanym gardłem. Unik okazał się o cal spóźniony. Mój towarzysz zeskoczył z dachu i zniknął w mroku. Ignorując ranę obserwowałem w napięciu walczącą na niewielkim placyku grupę. Zacisnąłem zęby ze złości, widząc go. Manolo. Nasz stary znajomy, przyjaciel, druh. Były druh. Toczył właśnie zażartą walkę z jedną z naszych sojuszniczek. Obie postacie zwijały się w błyskawicznych unikach, zadając co chwilę szybkie pchnięcia i cięcia. Eskarina zdążyła nareszcie wyprzedzić ruch przeciwnika i celnym pchnięciem rozcięła mu bok, manolo wytrzymał, zwinął się w obrocie, uderzając na jej pierś długim nożem demonów. Uskoczyła, ale nie dość szybko, skośna czerwona linia na jej zbroi sprawiła, że wampirzyca zachwiała się. Manolo skoczył w przód, aby dobić, ale jak z podziemi obok wyrósł Vigo. Nie widziałem jak dobiegł, uderzył zdrajcę barkiem w pierś, tamten zachwiał się i opuścił na chwilę broń. Dowódca pewnym pchnięciem nabił go na rapier. Manolo szarpnął się silnie, starając się zsunąć z ostrza, ale Vigo naparł na głownię, przebijając wampira na wylot. Dziki wrzask z broni lidera słyszałem nawet ja, stojąc na dachu Lombardu. Cóż, Vigo nie na darmo ma na każdym ze swych ostrz po dwadzieścia pięć nacięć. Ciało wampira powoli zsunęło się na ziemię. Dowódca podniósł Eskarinę i runęli w mrok.

***
Nagle mój kask aktywował się sam. Przez moment zakręciło mi się w głowie, wszystko wokół zawirowało, a wrzask i szczęk oręża sprowadziły się do jednego metalicznego uderzenia. Skupiłam wzrok. Manolo... Od razu wycelowałam, palec na spuście. I nagle poczułam, że coś przewraca mnie na bok. Potrząsnęłam głową i dostałam znowu. Mimowolnie wrzasnęłam, wypuściłam z rąk moje ak. Złapałam się za klatkę piersiową, między palcami przepływała mi ciemna posoka, plamiąc kurtkę, spodnie, przelewając się na ziemię. "Szlag... no to koniec mojej zabawy..." - pomyślałam jeszcze, nieco zdrętwiałą ręką usiłując sięgnąć po ak. Ale jego już nie było. Zniknął jak cień. Powoli uniosłam się na kolana, zdjęłam z szyi chustkę i zrobiłam prymitywny opatrunek. Przynajmniej ta ciepła ciecz już nie przeszkadzała mi w koncentracji. Wiedziałam, że nie mogę umrzeć, ale rozcięcie biegnące od pachwiny prawie do szyi nie dodawało mi pewności siebie. Wstałam, sięgnęłam po moją broń, ponownie ustawiłam się na posterunku. Zauważyłam Neo007 wirującego w obrotach między ich bunkrem i usiłującego zadać jakiś cios, a także broniącego się przed ciosami nieprzyjaciół. Uśmiechnęłam się widząc jak zabija Lybka. Obok niego, z rozwianymi czarnymi włosami, posklejanymi krwią, pojawiła się Evve. Jednym cięciem pięści niebios prawie rozchlastała krępemu wampirowi gardło, poprawiła krótkim mieczem. Głowa przeciwnika potoczyła się po bruku. Wycelowałam, strzeliłam. Z nosa bunkra został malowniczy, krwawy strzępek. To wystarczyło, żeby go zdezorientować. Strzeliłam jeszcze dwa razy. Szyja, ramię. Po chwili Neval padł, drgając jeszcze pod pociskami. Odwróciłam głowę i mrugnęłam do Desperado, stojącego prawie na środku ulicy ze swoim ak. Usłyszałam trzask i zobaczyłam jak Laurantas wpada na teren Lombardu przez płot. Nie, nie nad nim. PRZEZ. Resztki desek przysypały Władcę. Ale jego przeciwnik nie zdążył się nawet ruszyć. Przed nim, ze zmrużonymi oczami, pojawili się bajo i Dezerter. Tamten, nie czekając, zaatakował. Szpony migały, przecinały z sykiem powietrze, ale wojownicy unikali ciosów z wręcz kocią gracją, nie dosięgnął ich ani jeden. Bahaullah, który przemknął obok, w biegu pomógł Laurantasowi i znów zniknął w ciemności. Nagle, wśród ogólnego zgiełku, udało mi się wyróżnić bardziej rozpaczliwe wrzaski niż wszystkie inne. Obróciłam głowę do tyłu. Naprzeciw pogotowia stał Dzucha, trzymając w dłoniach swoją broń. Cudowne, doskonałe ak, którego zdobycie na Necropolii równało się prawie z cudem. Dzucha stał dosyć niedbale i strzelał. Spokojnie, chłodno, pewnie. Każda kula trafiała do celu, przeciwnicy wycofywali się z pola bitwy pozostawiając za sobą smugi krwi. Dwa wampiry padły i nie udało im się podnieść.

***
Użyłem nieco mocy, by rana przestała krwawić. Rozejrzałem się, ale w okolicy nie było już do kogo strzelać. Zeskoczyłem z dachu na przybudówkę, a z niej na ziemię, a następnie pobiegłem w ciemną uliczkę, kierując się słuchem. Wyjrzałem zza rogu i ujrzałem cieszącą oko scenę. Oto na dachu budynku oraz poukrywani za różnymi osłonami członkowie SL ostrzeliwali wrogów. Nasi strzelcy. Iskon, Cerbin, Jarema, Black Warrior na dachu. Kajusz i Pabian za niewielką pozostałością po murku. Udało się przeciwników w miarę otoczyć, więc ogień krzyżowy masakrował kolejne wampiry. Ciała padały gęsto w błoto. Oprócz jednego. Zwijającego się w błyskawicznych obrotach i umykających oku unikach lidera. Był ranny, widocznie zmęczony ciężką walką, ale wciąż lawirował między kolejnymi osłonami, a kule,jak się wydawało, omijały go w niemal cudowny sposób. Widziałem jego wyszczerzone kły, wśród huczących salw brzmiał jego wściekły warkot. Wiedział już, że przegrał, że to koniec, ale zdaje się, ze chciał jeszcze kogoś zabrać ze sobą wprost do Kuźni Dusz. Widziałem też jak obrywa, jak przez chwilę słania się na nogach, by po chwili znowu ruszyć do przodu. Tigra, widać zniechęcona ostrzałem z dalszej odległości, wypadła zza rogu i wystrzeliła. Odrzut strzelby cofnął ją o krok. Wszyscy widzieli, jak Slowan pada płasko na ziemię, a po chwili zrywa siei biegnie w jej kierunku. Stojący obok Mlyni wycelował i oddał kilka strzałów, które tak jak i moje okazały się niecelne. Tigra nerwowo starała się przeładować broń, a ja patrzyłem z niedowierzaniem jak Slowan dopada jej w kilku błyskawicznych krokach. Wampirzyca rzuciła się na plecy, nagle obok nich pojawiło się wsparcie. Ziom, bajo23 wypadli zza tego samego rogu co Tigra i natarli na lidera. Strzały ucichły - nikt nie chciał trafić własnych kompanów, mimo to widziałem jak Jarema w bezruchu obserwuje walkę przez celownik, wiedziałem, ze czeka na stosowną chwilę. Slowan był niesamowicie szybki, odbił ataki i sam potężnymi cięciami mało co nie poharatał naszych. Widziałem jak Laurantas rzuca im się na pomoc, jak Jarema powoli naciska spust, jak Tigra wreszcie jest gotowa do kolejnego strzału. Wtem za Slowanem mignął cień, lider obdarzony nieprawdopodobnym refleksem ciął w tył. Cień odchylił lekko korpus i wyprowadził szybkie pchnięcie, ostrze rapiera rozerwało zbroję, i weszło głęboko w pierś Slowan'a. Wtedy go poznałem, Roter - młody, ale utalentowany Władca. Tamten szarpnął się, w tym samym momencie ostrza bajo23 i Zioma przeszyły jego ciało. Lider zadygotał, wisząc na ostrzach, wciąż się szarpiąc. Patrzyłem spokojnie jak powoli kona. Jego udrękę przerwał pojedynczy wystrzał, który rozerwał jego głowę na strzępy.

***
Oddychając płytko strzeliłam w któregoś z przeciwników, upadł z jękiem. Powolnym krokiem wyszłam zza załomu. Ulica, pobocze, wszystko wokół zasłane było trupami. Powykręcane nienaturalnie ciała, oderwane kończyny, resztki organów. Beton spływał ciemnoczerwoną posoką, wręcz czarną krwią. Ale walka jeszcze się nie skończyła. Po prawej stronie, pod ostrzałem naszych strzelców i snajperów wirował lider HTC. Unikał kul jakby był utkany z mgły, nic w niego nie trafiało. W jego oczach jarzył się płomień szaleństwa. Walka dobiegała końca, wygraliśmy. Kwestią sporną było tylko to, kogo Slowan zabierze ze sobą do Kuźni Dusz. Skrzywiłam się, czując przeszywający ból w klatce piersiowej. Cholerny władca... Pirel? Nie byłam pewna. Dosłownie na moment przymknęłam oczy i gdy je otworzyłam ujrzałam jak slowan pada. Obok niego, zdyszany, stał młody Roter, flankowany przez bajo i Zioma. Wzięłam głębszy oddech, podeszłam do nich, rozejrzałam się wokół.
- No to koniec, panowie...
Klanowicze podchodzili powoli, zmrużonymi, zmęczonymi oczami wpatrywali się w ciało Slowana. Przyniesiono ciała Mitosa i Dzuchy. Potem dowiedziałam się, że Mitos zginął już na samym początku, otoczony, rozniesiony na ostrzach. Usiłował się bronić, ale przeciwników było za dużo. Każdy z nas pochylił delikatnie głowę, oddając im cześć. Obok siebie poczułam obecność Alastora. Odwróciłam się do niego, uśmiechnęłam, widząc rozciętą kurtkę, poplamioną krwią.
- Widzę, że ty też tu dostałeś - przejechałam delikatnie palcem po swoim malowniczym nacięciu.
- Tak, ale u ciebie jest to dużo bardziej funkcjonalne. - Bezczelnie spojrzał mi w dekolt.
- Cholerny facet... - mruknęłam i odwróciłam się ostentacyjnie.
Milus, pokrwawiony, zdyszany, ale zadowolony, podziękował nam za wspólną walkę i zaprosił na odpoczynek oraz ucztę. Przy okazji wspomniał, że dla wampirów darmowe występy pań z "Wesołego Domku", a wampirzyce będą miały osobistych chippendalesów. Wyszczerzyłam się wrednie do Alastora i mrugnęłam do Luneme i Eskariny. Nucąc sobie hymn Shadow Light ruszyliśmy do willi.

Koniec

__________________
Jeśli wygrałem to pisz na PW!
Nick - Ayodele r14

http://forum.bloodwars.pl/thread.php?threadid=196523&hilightuser=5492 - BW w wersji pisanej

Ten post był edytowany 2 raz(y), ostatnio edytowany przez Alastor: 04-10-2007 16:27.

04-10-2007 14:04 Alastor jest offline Szukaj postów użytkownika: Alastor Dodaj Alastor do Listy kontaktów
Drolk
Junior Member


images/avatars/avatar-4823.png

Data rejestracji: 01-10-2006
Postów: 17
Klan: Krwawa Armia Khorna
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia
Skąd: Festung Breslau

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Bylem widzialem i po oblegu sok porzeczkowy pilem a wy pieknie ubralisie to w slowa. Fajne opowiadanko, lekkie, ciekawe zobrazowanie naszej zabawy. Gratuluje pomyslu i wykonania. Pozdrawiam.

__________________
ID 1538
nick : Drolk
04-10-2007 22:34 Drolk jest offline Szukaj postów użytkownika: Drolk Dodaj Drolk do Listy kontaktów
Zbanowany_Qbuś
Zbanowany

Data rejestracji: 19-07-2007
Postów: 128
Klan: Bardzo Mocno Pluszowy
Kraina: Necropolia; Moria; Necropolia II; Necropolia III; Moria II

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Bardzo bardzo piękne opowiadanko jestem pełen szczerego podziwu Smile

zupełnie jak Baldursa o BK Smile

choć tamto dotyczyło Pluszu a to HTC, szkoda tylko że zawsze tak dzielni stoją po niewłaściwej stronie barykady Frown

__________________
KubusPuchatek

PLUSZAK

beware on nups - they are everywhere.
05-10-2007 00:40 Zbanowany_Qbuś jest offline Szukaj postów użytkownika: Zbanowany_Qbuś Dodaj Zbanowany_Qbuś do Listy kontaktów
Ranke
Lord


images/avatars/avatar-4468.gif

Data rejestracji: 21-01-2007
Postów: 344
Klan: Blue Dragon
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia IX; Necropolia XI
Skąd: Wrocław

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Dlaczego niewłaściwej? No i dziękuję za komentarze Wink

__________________
R1 - była Ranke, S_L i VVV.
R12 - była Blair, Blue Dragon.
R18 - Lucienne
http://forum.bloodwars.pl/thread.php?threadid=196523 - Oblężenie literackie Wink
05-10-2007 20:05 Ranke jest offline Strona domowa Ranke Szukaj postów użytkownika: Ranke Dodaj Ranke do Listy kontaktów
bajo
Full Member


images/avatars/avatar-1002.jpg

Data rejestracji: 03-11-2006
Postów: 53
Klan: 0_o,VVV
Kraina: Moria
Skąd: Wrocław

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Spoko opowiadanko ...podobać sie Smile rotfl

__________________
r1: bajo23

r3:chciałbys wiedziecTongue
07-10-2007 16:01 bajo jest offline Szukaj postów użytkownika: bajo Dodaj bajo do Listy kontaktów
bloodreyne
Junior Member


Data rejestracji: 29-07-2007
Postów: 15
Kraina: Necropolia VI

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

niezłe mi sie bardzo podobaSmile

__________________
R1 nick : Volundr
08-10-2007 22:01 bloodreyne jest offline Szukaj postów użytkownika: bloodreyne Dodaj bloodreyne do Listy kontaktów
dagoneth
Junior Member


Data rejestracji: 21-11-2006
Postów: 10
Klan: vole
Kraina: Necropolia
Skąd: kr

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

wow Smile
20-10-2007 23:09 dagoneth jest offline Szukaj postów użytkownika: dagoneth Dodaj dagoneth do Listy kontaktów
wilk_szary
-= Szary Emeryt =-


images/avatars/avatar-22227.jpg

Data rejestracji: 20-08-2006
Postów: 781
Skąd: Tarnów

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Prosiłbym, żeby komentarze w tym dziale były nie co dłuższe niż "wow". Wink

dagoneth --> warn za spam.

__________________



cytat:
Xzar napisał(a)
Nikomu nie można zabronić bycia idiotą Tongue

21-10-2007 11:33 wilk_szary jest offline Szukaj postów użytkownika: wilk_szary Dodaj wilk_szary do Listy kontaktów
Xantas
Member


Data rejestracji: 17-11-2007
Postów: 38
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: Legionowo

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

nie no bardzo fajne Smile
20-11-2007 20:59 Xantas jest offline Szukaj postów użytkownika: Xantas Dodaj Xantas do Listy kontaktów
Struktura drzewiasta | Struktura tablicy
Przejdź do:
Zamieść nowy temat Wątek jest zamknięty
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » SL vs HTC - opowiesc.

Oprogramowanie Forum: Burning Board 2.3.6, Opracowane przez WoltLab GmbH