Przejdź do strony głównej Zarejestruj się Kalendarz Lista użytkowników Członkowie Teamu Szukaj Często Zadawane Pytania
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Oddech bogów ( cd.2) » Witamy gościa [Zaloguj się|Zarejestruj się]
Ostatni Post | Pierwszy Nieczytany Post Drukuj | Dodaj Temat do Ulubionych
Zamieść nowy temat Wątek jest zamknięty
Przeskocz na dół strony Oddech bogów ( cd.2)
Autor
Post « Poprzedni Temat | Następny Temat »
Dragonosferata
Newbie


Data rejestracji: 28-05-2008
Postów: 5
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia IV

Oddech bogów ( cd.2) Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Oddech bogów ( cz.2)
Korytarz ciągnął się bez końca. Był tak wysoki, że pomimo największej ostrożności nie dało się uniknąć szmeru kroków. Purpurowa suknia przylgnęła do jej ciała. Dragona przeklinała jej pomysłodawcę. Suknia skutecznie krępowała jej ruchy. Było to niestety jedyne ubranie jakie znalazła w pokoju, więc niezależnie od zdania, jakie miała na jej temat zmuszona była ją na siebie wcisnąć. Kilka godzin wcześniej obudził ją zapach świeżej krwi. Zanim zdążyła się zorientować wysysała z tętnicy powieszonej na łańcuchu krowy gorący, cudownie pobudzający nektar życia. Nadszarpnięte długą wędrówką siły wracały teraz pulsującymi falami. Gdy opadła na aksamitną czerń pościeli uświadomiła sobie jak bardzo była głodna. Nie zwróciła uwagi na poniżenie, wynikające z formy posiłku. Dawno przestała zważać na konwenanse. Najważniejsze było przetrwanie. Gotowa była o nie walczyć wszelkimi możliwymi sposobami. Gdy minęło otępienie rozejrzała się po pokoju. Łoże, na którym leżała było ogromne. Ciemny baldachim, ozdobiony napisami w niezrozumiałym języku wywoływał zawroty głowy. Wstała. Podeszła do ścierwa krowy i poszukała drzwi. Zaklęła. Okien też nie było. Ciemność rozświecała jedynie niewielka pochodnia umieszczona w otworze w podłodze. Obejrzała go uważnie. Głęboki na pół łokcia, dopasowany kształtem do drzewca pochodni stożek. Zaczęła szukać wyjścia. Powoli i bardzo dokładnie przeczesała dłońmi ściany pokoju. Gładka jak lustro powierzchnia nie pozostawiała wątpliwości - żadnego załamania, najmniejszej rysy, nic, co można było nacisnąć lub przesunąć. Ta bezwzględność doprowadzała ją do szału. Zajrzała pod łóżko - nic. Cal, po calu przeszukała podłogę - bez rezultatu. Wspięła się po łańcuchu, na którym powieszono krowę - żadnej zapadni. Pokój zdawał się być hermetyczny. Mózg nie dopuszczał jednak do siebie faktu istnienia tak nienaturalnego ideału. Po pierwsze jakoś musiała się dostać do środka, niezależnie od tego kto, lub co ją tutaj zamknęło, musiało wejść i wyjść. Nawet jeśli potrafiło przenikać przez ściany, w co Dragona szczerze wątpiła, to dla niej, składającej się z krwi i kości było to niemożliwe. Po drugie gdyby pokój był rzeczywiście szczelnie zamknięty już dawno nie miałaby czym oddychać. Musiało zatem istnieć jakieś wyjście. Słyszała rzecz jasna legendy o istotach potrafiących żyć bez powietrza, o wiecznych ogniach, nie dających się zgasić, czy ktoś jednak słyszał o wampirze nie potrzebującym tlenu?! Ponownie przeszukała pomieszczenie i ponownie nic nie znalazła. Tego jej umysł nie ogarniał. Zwaliła się na łóżko i zaczęła przeklinać tego, który tak ją urządził. Nie zauważyła kiedy zmorzył ją sen. Jawa zlała się z marą i zanim zdążyła się obejrzeć dryfowała po bezkresnym morzu krwi. Otaczała ją nieprzenikniona noc. Daleko na horyzoncie szalała burza. Pioruny rozcinały powietrze, i wówczas, przez ułamki sekund majaczył na horyzoncie samotny, ciemny ląd. Nie miała siły płynąć. Cierpiała niewypowiedziany głód. Za każdym razem, kiedy zbliżała usta do purpurowej powierzchni ta zmieniała się w niezdatną do przełknięcia cuchnącą maź. Wysoko nad głową słyszała łopot ogromnych skrzydeł. Były chwile, kiedy miała wrażenie, że na tle nieprzeniknionego nieba majaczy jeszcze ciemniejszy kształt. Wtedy umysł odmawiał jej posłuszeństwa. Czas wlókł się. Minuty zmieniały w godziny, godziny w dni, dni w nieskończoność... spała, budziła się, znowu zasypiała. Koszmar nie mijał. Gdy wywlekli ją za włosy miała już tysiące lat. Źrenice zbielały, krew sczerniała. Związali ją drutem kolczastym. Dwie postacie, z mordami przypominającymi małpie przywiązały ją do ogromnego ogiera i pognały w głąb lądu. Część wyspy, na której się znalazła była pozbawionym drzew i krzewów piaszczystym pustkowiem, poprzecinanym tylko w niektórych miejscach gigantycznymi głazami szczerzącymi do nieba swe ostre krawędzie. Dragona widziała podążające w ślad za nią tłumy. Pochodnie falowały bezwładnie nad ich głowami. Stworzenie dosiadające konia nieustannie poganiało go batem, a wówczas ciągnące ją zwierzę wydawało ciche parsknięcie. Poza tym panowała idealna cisza. Aż trudno było uwierzyć, że cała ta zgraja myśli, czuje, porusza się. Ciągnęli ją zaledwie chwilę, choć dla nich musiało to trwać i tak za długo. Kiedy się wreszcie zatrzymali księżyc przebił się przez nierozerwalną powłokę chmur i Dragona zobaczyła najpiękniejszą z jego twarzy, pełnię, a tuż obok, dosłownie na wyciągnięcie ręki, o połowę mniejszego brata bliźniaka. Jakiś małpiszon podszedł do niej i rozpiął łańcuch łączący ją z koniem. Więzy nieznacznie zelżały, były jednak wciąż zbyt mocne, by próbować ucieczki. Rozejrzała się; leżała w centralnym punkcie ogromnej polany. Idący za nią od plaży tłum zatrzymał się na skraju i czekał. Na co? Trzy postacie odłączyły się od tej nieruchomej ściany krwi i ruszyły w jej stronę. Szli lekko pochyleni, kołysząc nieproporcjonalnie wielkimi głowami. Byli do siebie niezwykle podobni, jedynie drobne szczegóły pozwalały stwierdzić, że nie były to klony. Gdy pochylili się nad nią Dragonę uderzyło szaleństwo tlące się w ich oczach. Kontrastował z nim nienaturalny spokój ruchów i cisza. Dwóch mniejszych stanęło o krok od niej w pozycji gotowej do wyprowadzenia ciosu, największy obejrzał ją uważnie, po czym odwrócił się i odszedł poza zasięg jej wzroku. Jeden z pilnujących ją goryli, jak nazwała ich Dragona, spojrzała jej prosto w oczy. Uśmiechnął się. Odwzajemniła się tym samym. - No pochyl się jeszcze odrobinę, skarbie - mruknęła, odsłaniając lśniące kły. Strażnik jakby zrozumiał. Zwęził chytrze oczy i zatrzymał nos tuż nad jej twarzą. Z głośnym świstem wciągnął powietrze. Dragona tylko na to czekała. Zbierając w sobie resztki sił uniosła się najdalej jak mogła i składając usta jak do pocałunku sięgnęła szyi niczego nie podejrzewającego idioty. Odrobina, choćby najpodlejszej krwi diametralnie mogła zmienić jej sytuację. Zabrakło milimetrów. Strażnik wyprostował się gwałtownie i z całej siły kopnął ją w twarz. W tej samej chwili, ten, który zniknął z jej pola widzenia stanął obok niedoszłego celu wampirzycy i wbił szponiastą rękę w umięśnioną klatkę piersiową. Szybkim ruchem wyciągnął ją z powrotem z pulsującym w ostatnich skurczach sercem. Parująca krew trysnęła na piasek. Dragonie pociemniało w oczach. Rzuciła się w tamtą stronę, jednak drut wytrzymał napór jej mięśni. Istota, która przed sekundą zamordowała swojego pobratymca, a która musiała być wodzem, kapłanem, bądź kimś równie ważnym, odwróciła się i wybrała z tłumu kolejnego wartownika. Tym razem jednak już nikt nie patrzył jej w oczy. Dragona wysyczała przez zęby najobrzydliwszy zestaw przekleństw, na jaki było ją stać, została jednak zignorowana, rozluźniła się więc i zaczęła rozwiązywać krępujące ją więzy. Ponieważ otoczenie przestało na nią zwracać jakąkolwiek uwagę, mogła wiercić się, sapać i stękać, bez obawy, że ktokolwiek zainteresuje się powodem tej niezwykłej ruchliwości więźnia. Po upłynięciu mniej więcej kwadransa nie posunęła się nawet o krok w swoich wysiłkach, zaprzestała więc ich, postanawiając, że następnej nadarzającej się okazji nie schrzani tak jak poprzedniej. W tym samym momencie stanął nad nią ten ważny i z obojętnym wyrazem twarzy zaczął zdzierać z niej cieniutkimi plasterkami skórę. Dragona zacisnęła zęby. Jeszcze nigdy przed nikim nie okazała słabości. Nie zamierzała łamać tej zasady, niezależnie od tego jak bardzo wymyślne tortury dla niej przygotowali. Kapłan tymczasem nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, całkowicie pochłonięty swoją pracą. Pracował szybko i dokładnie, tak, że po pewnym czasie Dragona zaczęła go nieznacznie podziwiać. - Przynajmniej zdechnę porządnie - zadrwiła. Mężczyzna kazał odwrócić ją na brzuch i kontynuował swoje dzieło. Po chwili skończył. Zebrał wszystkie fragmenty skóry i położył na drewnianym półmisku. Warknął coś do strażników. - Jak faszerowana pieprzona ryba - pomyślała Dragona i zaśmiała się do własnych myśli. Gdyby w tej chwili zobaczyła ją reszta klanu z pewnością by nią wzgardzili. W głębi serca sama czuła do siebie odrazę. Była większa od bólu, głodu, nawet od nienawiści, jaką pałała do tych przeklętych istot. Nie potrafiła sobie wybaczyć błędu, jaki popełniła ze strażnikiem. Coś z głośnym hukiem spadło jej na plecy, wgniatając twarz w zimny piasek. Poczuła jak pękają żebra. W następnej chwili ryknęła z bólu i wściekłości. Ciałem wstrząsnął konwulsyjny spazm rozdzieranych przez srebrne gwoździe komórek. Nogi, ręce i brzuch. Na szczęście stop, z którego je wykonano nie był idealnie czysty. Po chwili zmysły do niej wróciły. Wisiała teraz parę metrów nad ziemią, przybita do jakiejś gładkiej powierzchni. Na polanie nastąpiły w tym czasie niezwykłe zmiany. Istoty nie stały już na skraju polany, setki ich biegało w pośpiechu we wszystkie strony. Grupka małpoludów, jak w myślach nazwała ich Dragona, kucała przy drewnianej misie zszywając fragmenty jej skóry w całość. Pilnował ich kapłan, co chwilę wydając z siebie ciche pomruki. Kilkadziesiąt stworzeń niosło na ramionach ogromne płaskie głazy, mające, jak się domyśliła, służyć im za siedzenia. Pozostali biegali wokół własnej osi, wykonując ruchy podobne do machnięć olbrzymich skrzydeł. Po chwili wszystko było gotowe. Małpoludzie zajęli miejsca na widowni. Zapanowała cisza. Dragona zwróciła uwagę na olbrzymią odległość dzielącą ją od pierwszych rzędów. Z trudem utrzymywała koncentrację. Nie czuła bólu. Nie czuła już nic. Tylko głód przepełniał ją całą, paraliżował, doprowadzał do szaleństwa.
Na środku pustej przestrzeni, z ramionami wzniesionymi do gwiazd stał kapłan. Dziwaczny strój z czarnej tkaniny zwisał z jego ramion, poniżej pasa był nagi, na głowie zaś miał coś, czego Dragona jeszcze nigdy nie widziała. Była to, wysoka na pół metra plątanina torsów, głów i kończyn, falująca wraz z najmniejszym poruszeniem kapłana. Zza ostatnich rzędów wybiegły dwie grupy postaci niosących długie żerdzie z przybitymi poprzeczkami. Ustawili je po obu stronach Dragony, na każdą wlazł jeden małpolud. Gdy wszystko się uspokoiło kapłan gwałtownie zamachał rękami i wtedy dotarło do Dragony co miał ten strój imitować. Zza jej pleców wyszła druga postać. Kiedy ją zobaczyła splunęła i zaklęła siarczyście. W stronę kapłana, niepewnie, z ociąganiem sunęła istota ubrana w skórę Dragony. Dwa komiczne kły wystawały z jej ust. Kapłan spojrzał na nią, zamachał ramionami i powoli, okrążając wielkim łukiem zaczął się przybliżać. Przebrana za Dragonę postać skuliła się w sobie, opadła na kolana i udając przerażenie zawołała przejmująco wysokim głosem coś, co brzmiało mniej więcej: GROAM-MO-GROAM-MNA-TE-WRA-GROAM. Wtedy kapłan rzucił się na nią. Przewracając na plecy rozsunął nogi i zaczął kopulować w przerażająco obrzydliwy sposób. Czarny jak smoła fallus pojawiał się i znikał z cichymi plaśnięciami, udająca wampira istota darła na sobie skórę Dragony i bez przerwy wrzeszczała: GROOAM-MOO-GROOAM-MNA... Z oddali dobiegł głuchy łomot bębna. Pierwsze gwoździe, wbite w jej ciało zdziwiły ją. Kolejne zirytowały. Ostatnie przeszyły niewypowiedzianym bólem. Z trudem spojrzała w tamtą stronę i zrozumiała – dziewięć srebrnych prętów sterczało z jej serca. Dragona konała. Kapłan, czy czym ta cholera była, osiągnął zdumiewającą prędkość i patrząc Dragonie w dogasające źrenice śmiał się, śliniąc i sapiąc. Podrygująca pod nim samica zdarła wreszcie z siebie resztki stroju i przekrzywiwszy głowę na bok wymiotowała zielono krwistą flegmą. Dragonie bielmo zaczęło przesłaniać oczy, a wtedy jeden z siedzących na żerdzi małpoludów ogromnym młotem złamał szczękę i silnymi jak obcęgi palcami wyrwał kły. Absolutne poniżenie dopełniło się. Powietrze wibrowało od ryku, grzmotu bębnów i świstu czarnych jak bezkres nocy skrzydeł. Dwa punkty zbliżały się, z każdą chwilą były coraz bliżej, aż wreszcie mrok z nich płynący przepełnił ją całą i wiedziała już, że dzieje się coś niezwykłego. Czy bóg to był, czy demon? Przepełnił ją swym bytem, wlał w nią nieokreślone pokłady mocy, połączył się w jedną, pulsującą krwią, rządzą i nienawiścią, istotę, i pożerając stworzył na nowo. Gdy zawisła parę metrów nad kończącym kapłanem nie zdążył odwrócić głowy. Jego mózg spłynął na piszczącą teraz z przerażenia samicę. Przy niej Dragona zatrzymała się chwilę dłużej. Złapała ją za włosy i uniosła w powietrze. Przegryzając skórę na karku zawahała się, czy nie wbić kłów odrobinę dalej, jednak obrzydzenie zwyciężyło. Przegryzła skórę i jednym sprawnym ruchem zdarła olbrzymi płat z pleców. Następnie przez łopatki sięgnęła do żołądka i wyciągnęła parujące wnętrzności, a gdy samicą wstrząsnęły pierwsze konwulsje wyrwała jej serce i zmiażdżyła w dłoni. Potem gołymi rękami Dragona rozerwała każdego idiotę obecnego przy jej męczarniach. Gdy skończyła zaczęło świtać. Nie odczuwała bólu. Promienie nie były w stanie jej zranić. Przepełniała ją tak ogromna moc, że nie potrafiła nad sobą zapanować. Biegała po skrwawionej ziemi i rozrywała te resztki, które zdołały się ukryć przed jej wzrokiem we wgłębieniach ziemi. W jej piersi biło serce ognia, w jej łonie rozwijał się pomiot mroku. Dragona śmiała się. Po raz pierwszy w swoim podłym nieżyciu była szczęśliwa. Kiedy pierwsze promienie słońca wychynęły zza widnokręgu stanęła na najwyższym wzniesieniu skąpana w posoce krwi i zaśpiewała swój stary hymn bitewny:

znad pokładów gwiazd

wprost w bitewny wir

stoczył się cień

grzmotu i chwały

w łopocie flag

w pochodzie głów

faluje pomruk

żądzy i sławy...

Otworzyła oczy. Leżała zastanawiając się gdzie jest i skąd się tu wzięła. Dopiero po chwili przypomniała sobie pokój bez wyjścia. Spróbowała rozprostować skrzydła i wtedy zauważyła, że nie ma żadnych skrzydeł. Przeszył ją lodowaty dreszcz. Dragona nie miewała snów. Zdarzały się proroctwa, wizje, przepowiednie - nie sny. Jeśli zatem nie był to sen, to znaczy, że wywróżyła sobie przyszłość, albo odnalazła brakujący fragment z przeszłości. Podniosła się na łokciach i ziewnęła. Pościel leżała obok łóżka. Widocznie rzucała się podczas snu. Jej uwagę jednak przykuł szczegół, którego wcześniej nie zauważyła: fragment czerwonego materiału zwisający z baldachimu. Szybko wspięła się na górę.
Na atłasowym materiale, ozdobionym słowami, których znaczenia nie rozumiała leżała suknia, a nad nią, na gładkiej powierzchni sufitu rysował się słabo widoczny w tym świetle zarys prostokąta. Znalazła wyjście. Przejechała koniuszkiem palca po krawędzi i lekko popchnęła. Właz ustąpił bezszelestnie, odsłaniając słabo oświetlony korytarz. Złapała suknię i po chwili pokój był już pusty. Mogłoby się zdawać, że nikogo w nim nigdy nie było, gdyby nie wiszące na łańcuchu ścierwo krowy, wyssane do cna z krwi i odbity ślad skrzydeł na wciąż jeszcze ciepłej pościeli.

c.d.n.
22-06-2008 02:23 Dragonosferata jest offline Szukaj postów użytkownika: Dragonosferata Dodaj Dragonosferata do Listy kontaktów
Dragonosferata
Newbie


Data rejestracji: 28-05-2008
Postów: 5
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia IV

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Dragonosferata
Wyjaśnienie Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Przez pomyłke zamieściłam ciąg dalszy oddechu tutaj. Zgłosiłam juz sprawę administratorowi i czekam na usunięcie tego tematu, a cześć 2 znajdziecie w temacie z częścią 1. Sorki wszystkich za zamieszanie. Pozdrówki
22-06-2008 02:54 Dragonosferata jest offline Szukaj postów użytkownika: Dragonosferata Dodaj Dragonosferata do Listy kontaktów
Struktura drzewiasta | Struktura tablicy
Przejdź do:
Zamieść nowy temat Wątek jest zamknięty
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » Oddech bogów ( cd.2)

Oprogramowanie Forum: Burning Board 2.3.6, Opracowane przez WoltLab GmbH