Przejdź do strony głównej Zarejestruj się Kalendarz Lista użytkowników Członkowie Teamu Szukaj Często Zadawane Pytania
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » "Łowcy smoków","Zemsta","Bitwa","ADHD" Oraz 6 rozdział "Legenda"(20.03.10) Proszę o komentarz! » Witamy gościa [Zaloguj się|Zarejestruj się]
Ostatni Post | Pierwszy Nieczytany Post Drukuj | Dodaj Temat do Ulubionych
Strony (8): « pierwszy ... « poprzednie 2 3 [4] 5 6 następny » ... ostatni » Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Przeskocz na dół strony "Łowcy smoków","Zemsta","Bitwa","ADHD" Oraz 6 rozdział "Legenda"(20.03.10) Proszę o komentarz! 146 Ankieta - średnia ocena: 8,80146 Ankieta - średnia ocena: 8,80146 Ankieta - średnia ocena: 8,80146 Ankieta - średnia ocena: 8,80
Autor
Post « Poprzedni Temat | Następny Temat »
Morela10
Junior Member


Data rejestracji: 19-02-2009
Postów: 22
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Jak to,nikt jeszcze tego nie czytał???? A szkoda,bo jak zwykle jest super!Smile I wcale nie piszę tego "po znajomości"Smile )
14-06-2009 11:50 Morela10 jest offline Szukaj postów użytkownika: Morela10 Dodaj Morela10 do Listy kontaktów
jill4U
Member


Data rejestracji: 02-05-2008
Postów: 49
Klan: MROK/ABK
Kraina: Necropolia
Skąd: NimfomANIA

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

mmmm a ja jestem druga w kolejności jako ta co chłonęła opowiadanko! rewelaryjne baaaardzo mi się ta część podobałaWink Smile Ciekawe co wyniknie z tej "nowej" przyjaźni? Co w tej główce Graxikowej się jeszcze skrywa co? ten wątek z tym włazem jest dobry, nagle zmiana wątku, coś innego, a zaraz potem zwot akcji na poczet zemsty tych kmiotów "załatwionych" uprzednio. Dalszy ciąg zapowiada się conajmniej interesująco!
Czytając miałam uśmich jak na budyniu Big Grin ( i to bananowym bo taki lubie) momentami hihihi, ale były i momenty grozy, dokładnie jak w dobrych bestselerach! Wątki, które nie pozalają oderwać się od czytania.

Gratuluję wypocin GraxiuSmile na prawdę nie sądziłam, że kolejną część będę tak ciekawie czytać.....podczas oststnich wykłądów na uniwerkuSmile miast siedzieć i się uczyć to widzisz.....NIE MOGŁAM się oprzeć by tego nie poczytać tu i teraz!



SUPER opowiadanko!!!!!!
PS-No Vegeta, rusz się i czytaj, stać Cię chyba na dłuższy komentarz no nie ?! Bratnia Ty duszo Graksika Tongue Tongue Tongue

Ten post był edytowany 2 raz(y), ostatnio edytowany przez jill4U: 14-06-2009 16:30.

14-06-2009 16:27 jill4U jest offline Szukaj postów użytkownika: jill4U Dodaj jill4U do Listy kontaktów
Maratha
Member


Data rejestracji: 26-03-2008
Postów: 26
Klan: tam gdzie dobrze płacą :P
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia
Skąd: Częstochowa/Cieszyn

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Genialne jak zawsze... 10/10

__________________
R1 nick Maratha
Najemnik za repa
www.lustrokaren.blog.onet.pl
14-06-2009 19:53 Maratha jest offline Strona domowa Maratha Szukaj postów użytkownika: Maratha Dodaj Maratha do Listy kontaktów
bumbumbum
Triple Ace


images/avatars/avatar-21792.gif

Data rejestracji: 01-05-2009
Postów: 189
Klan: Date
Kraina: Necropolia
Skąd: Poznań :)

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

nie ma co duzo mowic Big Grin wiadmomo co bym powiedzial i jaka ocene wystawil Smile

ale dla przypomnienia powiem- daje 100/10 Smile

__________________

r1 - werek
14-06-2009 22:02 bumbumbum jest offline Szukaj postów użytkownika: bumbumbum Dodaj bumbumbum do Listy kontaktów
vegeta1970
Full Member


images/avatars/avatar-15602.gif

Data rejestracji: 21-03-2009
Postów: 71
Klan: DATE
Kraina: Necropolia
Skąd: Poznań/Malbork

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Grax33 jest najlepszy w spisywaniu historii Blood Wars!
Potwierdza to 3 częścią Legendy!
Dla mnie jest super! Chociaż bardziej podobała mi się 2 część, przy której się prawie poryczałem!!!! Pozdrawiam Cię brat i czekam na dalsze części!!!!!!!!!!
Vegeta

Jill jak widzisz dałem radę !!!

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez vegeta1970: 14-06-2009 23:16.

14-06-2009 23:06 vegeta1970 jest offline Szukaj postów użytkownika: vegeta1970 Dodaj vegeta1970 do Listy kontaktów
labedz
Full Member


Data rejestracji: 28-03-2009
Postów: 60
Kraina: Necropolia

No Graxik Tak trzymaj Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Z kazdym rozdzialem sie rozwijasz ,albo nabierasz pewnosci siebie ,jeszcze troche a dojdziesz Sapkowskiego ,tylko dalej nie rozumiem czemu ograniczasz sie tylko do forum BW Tongue

Stary PiernikWink
15-06-2009 07:29 labedz jest offline Szukaj postów użytkownika: labedz Dodaj labedz do Listy kontaktów
IcrUseK
Full Member


Data rejestracji: 12-09-2008
Postów: 67
Klan: MLK
Kraina: Necropolia II
Skąd: rzeszow

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Masz talent ;] Nie wiem czy wiesz ale eragona napisal 16 latek. moze napisz cos dluzszego i wyslij na jakis konkurs albo do gazety?

__________________

R3 : IcrA

15-06-2009 11:32 IcrUseK jest offline Szukaj postów użytkownika: IcrUseK Dodaj IcrUseK do Listy kontaktów
jill4U
Member


Data rejestracji: 02-05-2008
Postów: 49
Klan: MROK/ABK
Kraina: Necropolia
Skąd: NimfomANIA

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

NIOOOO VegetaWink jestem z Ciebie równie dumna co z GraxikaWink dałes rade a jakże Pleased

Pozdrawiam serdecznie wielbicieli bestselerów Graxa Wielkiego, jak ja to mówięWink ))


Lulka....jak to mnie przechrzcił wieszczWink nasz kochany Big Grin

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez jill4U: 15-06-2009 19:07.

15-06-2009 19:07 jill4U jest offline Szukaj postów użytkownika: jill4U Dodaj jill4U do Listy kontaktów
MuckA
Newbie


Data rejestracji: 15-05-2009
Postów: 2
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Naprawde Bombowe opowiadanie niczym Adam Mickiewicz Albo Henryk Sienkiewicz
18-06-2009 20:49 MuckA jest offline Szukaj postów użytkownika: MuckA Dodaj MuckA do Listy kontaktów
kahan
Newbie


Data rejestracji: 29-12-2008
Postów: 5
Klan: ak DATE
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

czyta sie jednym tchem super sprawa Smile gratuluje pomyslu i tylko tak dalej
18-06-2009 23:38 kahan jest offline Szukaj postów użytkownika: kahan Dodaj kahan do Listy kontaktów
benek98
Viking


Data rejestracji: 30-01-2009
Postów: 690
Kraina: Necropolia VI; Necropolia X

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

No nie ;] chyle czoła , czekam na kolejną część!!

__________________
Nick w grze
Burning Avenger
21-06-2009 10:50 benek98 jest offline Szukaj postów użytkownika: benek98 Dodaj benek98 do Listy kontaktów
GONZOsguad
Member


images/avatars/avatar-4653.gif

Data rejestracji: 26-08-2007
Postów: 30

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

dla mnie rewelacja
szacuneczek dla autora Wink
21-06-2009 23:28 GONZOsguad jest offline Szukaj postów użytkownika: GONZOsguad Dodaj GONZOsguad do Listy kontaktów
martinez102
Newbie


Data rejestracji: 07-02-2008
Postów: 8
Kraina: Necropolia III

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

wypada tylko dopisać trochę dogadać się z BW i wydać w postaci opowiadaniaSmile Konkurencja dla Sapkowskiego jak się patrzySmile

__________________
r3:asienka
r4:martinez102
28-06-2009 20:15 martinez102 jest offline Szukaj postów użytkownika: martinez102 Dodaj martinez102 do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

He, he! Byłoby fajnie! rotfl
Następny rozdział Legendy już za tydzień! Zapraszam! Big Grin

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584
28-06-2009 21:36 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

"Legenda" rozdział 4.

Minęło siedem lat... Były to najpiękniejsze chwile, jakie przeżyłem w mym ponad trzystuletnim nie-życiu. Dolina, w której stoczyliśmy z Vegetą potyczkę z bandą najemników, była naszym domem. W miejscu, gdzie dawniej znajdowało się wejście do magazynu broni, wybudowaliśmy drewnianą chatę. W jej wnętrzu nie było luksusów. Jedna duża izba z dwoma łóżkami, stołem i wielką szafą- to było wszystko, co udało nam się wystrugać... Oczywiście, był też kominek, dzięki któremu mogliśmy się ogrzać w chłodne, zimowe wieczory. Na drewnianej podłodze leżały niedźwiedzie skóry, które dość skutecznie zamaskowały ukrytą w podłodze klapę. Co wieczór mój wychowanek, dziś czternastoletni młodzieniec, podnosił wielkie drewniane skrzydło, by odkryć tajemny właz. Mimo że Vegeta był wyrośnięty ponad swój wiek, i tak był zbyt słaby, by samodzielnie otworzyć stalowe, okrągłe drzwi. Wyręczałem go w tym zadaniu bardzo chętnie, wiedząc, że jego fascynacja starymi księgami może nam przynieść w przyszłości wiele korzyści.
Nigdy nie zapomnę jego uporu do nauki pisania i czytania... Już jako dziewięciolatek opanował tę sztukę w sposób na tyle biegły, że każda wampirza uczelnia byłaby dumna, mając takiego ucznia. Oczywiście, gdyby był wampirzym dzieckiem. Jako człowiek nie miałby prawa poznawać tych sekretów. W całej Necropolii bowiem istniał zakaz uczenia "ludzkiego bydła". Wyjątkiem była nauka służenia swym wampirzym panom, gdzie za główną pomoc dydaktyczną służył bat. Mój stosunek do ludzi zmienił się diametralnie. Zrozumiałem, że są to istoty rozumne, nie zasługujące na tak okrutny los, jaki zgotowały im wampirze rządy. Przestałem pożywiać się ludzką krwią, zastępując ją zwierzęcą posoką. Była paskudna w smaku, ale wartości odżywcze miała takie same.
Utrzymywaliśmy się z Vegetą głównie z hodowli koni. Do rozrodu posłużyły nam wierzchowce zdobyte w bitwie z najemnikami, którzy zakończyli swój żywot w tej dolinie. Do miasta wyjeżdżałem bardzo rzadko. Mimo upływu lat listy gończe nadal rozwieszano we wszystkich dzielnicach Necropolii. Cena za moją głowę wzrosła do czterech tysięcy sztuk złomu. Była to bajońska sumka, za którą można by było kupić małą wieś... Jednak wyjazdy były konieczne. Raz na osiem, dziewięć miesięcy musiałem zakupić niezbędne rzeczy potrzebne do przetrwania w odludnym gospodarstwie.

Tak było i tym razem. Musiałem jechać do Necropolii, by zrobić zakupy... Schodząc po metalowej drabince do podziemia, zastanawiałem się czy i tym razem Vegeta będzie nalegał, bym go zabrał. Wiedział, że nie mogę tego zrobić, jednak prosił o to za każdym razem, gdy informowałem go o wyjeździe. Wchodząc do pomieszczenia z regałami, zastałem go siedzącego na skrzyni, czytającego przy świetle lampy oliwnej jakąś księgę.
- " Szkoda, że nie ma już tutaj światła" - pomyślałem, wspominając dzień sprzed sześciu lat, gdy wielki agregat zaczął nagle kaszleć i iskrząc w smugach dymu, zakończył swój żywot.
Zbliżyłem się do młodzieńca i zapytałem:
- Cóż tym razem czytasz?
Vegeta spojrzał na mnie i odkładając ostrożnie książkę do plastykowego pojemnika, odpowiedział:
- Książka opowiada o wielkiej wojnie między dwoma potężnymi armiami. Jest dość ciekawa, a co najważniejsze, czytając ją zrozumiałem, do czego służą te owalne metalowe jaja z napisem F1.
- I wszystko wyczytałeś z tej książki? - zapytałem nieco zdziwiony.
- No, z tej i innych książek o tematyce wojennej. - uśmiechnął się chłopiec.
- Więc mi powiedz, bo mnie ciekawość zżera. - odparłem, odwzajemniając uśmiech.
- Dowiesz się jutro rano, gdy będziesz świadkiem eksperymentu - zamilkł, by dodać po chwili tajemniczo - Nie wcześniej.
- Jutro wyjeżdżam. - powiedziałem stanowczo - A ty zaczekasz tu na mnie, póki nie wrócę z miasta.
- Ile dni ciebie nie będzie?
- Góra dwa tygodnie. W tym czasie nie będziesz schodził do podziemia, więc zabierz już teraz na górę książki, które ciebie interesują i schowaj za kominkiem.
Vegeta podniósł ze skrzyni przezroczyste pudełko, w którym znajdowało się sześć woluminów. Po chwili wspiął się na regał i wyjął cztery sztuki metalowych jaj, po czym skinął głową na znak, że to już wszystko... Wieczorem, przy kolacji, tradycyjnie oblizując palce zapytał:
- Chyba nie ma sensu prosić ciebie, byś mnie zabrał?
- Jak najbardziej nie ma. - odrzekłem z uśmiechem - Wiedziałem, że zapytasz.
- Rozumiem. - odparł - Boisz się, że ściągnę na nas kłopoty.
- Boję się o twoje życie, chłopcze. Sam wiesz, jak wyglądało twoje życie, zanim mnie poznałeś. - mówiąc to, obserwowałem jego reakcję - W Necropolii ludzie nadal są głównym źródłem pożywienia...
Pokiwał powoli głową i powiedział:
- Jak wrócisz będziemy musieli porozmawiać, co można z tym fantem zrobić.
- Z czym? Z niewolnictwem? - nie bardzo wiedziałem, o co mu chodziło - Żartujesz chyba?
Spojrzał na mnie z powagą i wyszeptał:
- Wierzę gorąco, że kiedyś ludzie i wampiry będą żyli na równych prawach. Dlatego każdego dnia schodzę tam na dół i ślęczę nad tymi starymi księgami, by zrozumieć, cóż takiego zdarzyło się przed "wielką wojną", że staliśmy się tym, czym jesteśmy dzisiaj. Sam powiedziałeś kiedyś, że żyliśmy przed wiekami jako wolni ludzie...
- Masz rację, ale powiedziałem też, że ci wolni ludzie niemal doprowadzili do zagłady wszystkiego, co żyło na tym świecie. To właśnie po wybuchach atomowych część pradawnych stała się krwiożerczymi bestiami. Powstało wtedy mnóstwo mutacji groźnych zwierząt, które wskutek promieniowania urosły do niewyobrażalnych rozmiarów! Smoki, hydry, sfinksy... Tego nigdy wcześniej nie było.
Vegeta furknął pod nosem mówiąc:
- Smoki to bajki...
- Jesteś za młody, by mówić takie rzeczy - podniosłem głos o ton wyżej - Widziałem smoki, nawet parę zabiliśmy, gdy wyruszyliśmy z klanu Date na ekspedycję. To potężne stworzenia...
Młodzieniec spojrzał na mnie i powiedział, tym samym kończąc rozmowę:
- Idę zobaczyć do koni. Potem proponuję położyć się spać, bo jutro musimy wcześnie wstać.
- Idź - powiedziałem - I wracając przynieś trochę drewna, bo noc będzie chłodna.
Gdy zniknął za drzwiami, wstałem od stołu i wyciągnąłem spod łóżka moje miecze.
- Czas was troszeczkę podostrzyć - mruknąłem pod nosem i wyjąłem z torby wysłużoną osełkę.
Czynność tę wykonywałem instynktownie. Moje myśli zaprzątała niedawna rozmowa z chłopcem. " To chyba taki wiek..." pomyślałem, uśmiechając się - "Już zapomniałem jak to było za młodu".

Rano, gdy wyszedłem przed chatę, Vegeta już na mnie czekał. Kiwnął głową na znak powitania, a gdy odwzajemniłem ukłon, uśmiechnął się i zapytał:
- Którego źrebaka zabierasz do miasta?
- Tym razem obejdzie się bez konia - odparłem - Wczoraj zabrałem z magazynu jedną sztukę AK-47. Spróbuję sprzedać ją w jednym z lombardów w dzielnicy trzeciej strefy. Mam nadzieję, że dostanę za nią co najmniej osiemset sztuk złomu.
Vegeta popatrzył mi prosto w oczy szepcząc:
- Próba sprzedaży takiego cacka może odbić się echem w całej Necropolii. Wiesz, że ryzykujesz życie?
Przytaknąłem.
- Tak, wiem. Jednak, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to przez kolejnych pięć, sześć lat nie będę musiał niczego więcej już sprzedawać. Ryzyko jest duże i mam tego pełną świadomość.
Chłopak, wiedząc, że nie odwiedzie mnie od tej podróży, wyjął z kieszeni skórzanej kurtki dwa okrągłe przedmioty i wręczając mi je, powiedział:
- Masz. To są granaty. Mogą ci uratować życie, jeśli znajdziesz się w tarapatach...
Zważyłem podarunek w dłoniach, nie bardzo wiedząc, co się z tym robi. Usłyszałem śmiech Vegety, którego rozbawiło moje pytające spojrzenie.
- Zaraz ci wytłumaczę, jak je stosować - zachichotał - Musimy tylko zejść nad rzeczkę, tam koło tego starego, wywróconego konara.
Poszliśmy w stronę wskazanego przez niego miejsca, a ja rozkoszowałem się jesiennym, porannym wiatrem. To właśnie tutaj przed laty leżały wielkie ilości stalowego drutu kolczastego. Z czasem został on uprzątnięty i zakopany na skraju lasu.
- No, dobrze. Rób ten swój pokaz, bo za godzinę wyruszam w drogę - powiedziałem widząc, że Vegeta celowo przedłuża eksperyment, by jeszcze bardziej wzbudzić moją ciekawość.
- Już pokazuję, tylko schowaj się za konarem i nie wychylaj głowy!
- Nie żartuj! - żachnąłem się - Jeśli się schowam, nie zobaczę twojego pokazu.
- Turok, mówiłem ci, że z roku na rok robisz się coraz bardziej marudny? - skomentował moje niedowierzanie - Masz schować się i zrób mi miejsce obok, bo jeśli się nie mylę, to po wrzuceniu tego do rzeczki, sprowadzę na naszą dolinę deszcz.
- No, dobrze. - poddałem się - Ale jeśli robisz sobie ze mnie żarty, to jeszcze przed wyjazdem zrobię pożytek z mojego wysłużonego, ćwiekowanego paska.
Chłopak nic nie odpowiedział widząc, że wykonuję jego polecenia. Po ruchu kącików jego ust widziałem, że jak zwykle nie wziął sobie do serca mojej groźby. Gdy siedzieliśmy skuleni za pozostałością drzewa, Vegeta ściskając granat w dłoni zaczął tłumaczyć:
- W środku jest ładunek wybuchowy, który po wyrzuceniu uaktywnia się, rozrywając te metalowe segmenciki - przerwał na moment, lecz po kuksańcu w bok, który mu zadałem, kontynuował - Samoobsługa jest bardzo prosta. Trzeba tylko przestrzegać kilku zasad. Nie wolno tego rzucać pod nogi, musisz też się za czymś skryć, bo z opisów wyczytałem, że to małe cacko robi spore spustoszenie.
- Przestań tyle gadać i rzucaj! - wysapałem, nie mogąc doczekać się pokazu.
- A więc tak. Zaciskamy tę klameczkę - kontynuował Vegeta, wprowadzając słowa w czyn - Drugą ręką wyciągamy ten mały bolec z otworu i rzucamy granat...
Chłopiec wykonał potężny zamach, wypuszczając przedmiot. Granat poszybował w powietrze, po czym przelatując jakieś piętnaście metrów wpadł do rzeczki... Wybuch był tak potężny, że na kilka sekund straciłem słuch. Przylgnąłem całym ciałem do ziemi, czując jak wszystko wokół mnie drży. Po dwóch, trzech sekundach wystawiłem nieznacznie głowę znad pniaka. W mym kierunku w fontannie deszczu leciał jakiś przedmiot.
- " Co to jest do diabła?" - pomyślałem i zanim zdążyłem schować z powrotem głowę, oberwałem w twarz wielką, pokrytą śluzem rybą. Upadłem na plecy, odrzucając na bok "latającego" pstrąga. Wokół nas wśród kaskady wody i szaleńczego śmiechu Vegety spadały ryby. Wstałem z ziemi i nie kryjąc złości, zacząłem rękawem wycierać policzek. Chłopak nie żałował sobie. Turlając się po trawie, trzymał się rękoma za brzuch, a jego śmiech był niemal histeryczny. Po dłuższej chwili, gdy już się nieco uspokoił, wytarł cieknące mu po policzkach łzy i próbując się opanować, powiedział:
- Nie myślałem nigdy, że dożyję chwili, kiedy zobaczę, że zostałeś znokautowany... I to jeszcze przez pstrąga!
Znowu zaczął się śmiać, lecz gdy zrobiłem krok w jego kierunku, odwrócił się na pięcie i biegnąc w stronę zagrody, rzucił przez ramię:
- To ja lepiej przygotuję twojego wierzchowca do podróży.
Nie odpowiedziałem. Dopiero gdy oddalił się na tyle daleko, by mnie nie słyszeć, mruknąłem do siebie:
- Cholera. Dlaczego tylko mi zdarzają się takie rzeczy?
Podniosłem z ziemi rybę i patrząc jej głęboko w oczy, dodałem:
- Za karę zostaniesz zjedzona przez Vegetę.
Pstrąg jakby zrozumiał groźbę, otwierając usta w niemym proteście. Uśmiechnąłem się i ruszyłem do chaty na śniadanie, po którym miałem wyruszyć do Necropolii.

Miasto było olbrzymie. Gdy wjeżdżałem przez zachodnią bramę do dzielnicy zwanej przez wszystkich piątą strefą, dopadły mnie wspomnienia. To właśnie tutaj prawie dwadzieścia lat temu zostałem wysłany przez mojego dowódcę, by w podziemnych kanałach wytropić i zabić morderczego mutanta. Po tamtej przygodzie pozostała mi wielka blizna w okolicy mostka. Przeciwnik był silniejszy ode mnie. Machając niestrudzenie wielką kolczastą maczugą, połamał mi kilka żeber. Mimo wszystko zabiłem go, a jego głowa długo zdobiła salę tronową klanu Date. To były dobre czasy...

Jechałem konno popękaną ulicą, rozglądając się na boki. Widok najbiedniejszej dzielnicy Necropolii nie zmienił się od stulecia. Między zniszczonymi po dawnej wojnie budynkami piętrzył się gruz. W powietrzu unosił się smród nieczystości wylewanych zwykle na ulice i zaśmiecone podwórza. Piąta strefa słynęła z rozbojów i innych przestępstw spowodowanych najzwyklejszą biedą. Mieszkali tutaj przestępcy trudniący się przemytem pierścieni i diamentów skradzionych zazwyczaj w bogatszych dzielnicach miasta. Tutaj też osiedliła się olbrzymia liczba dopiero co przemienionych w wampiry ludzi. Nie mieli oni lekkiego życia. Pozostawieni po przemianie samym sobie, bez pieniędzy potrzebnych, by przedostać się do spokojniejszych dzielnic, zamieniali się w bestie. Mordując siebie nawzajem dla zaspokojenia głodu, żyli przeciętnie trzy, cztery miesiące... Tylko co dwudziesty osobnik miał szansę przetrwać na tyle długo, by nauczyć się żyć z piętnem wampiryzmu. Jeśli sprzyjało mu szczęście lub wykazał się szczególnym okrucieństwem, zostawał członkiem jakiegoś pomniejszego klanu. Tam dopiero mógł się czuć w miarę bezpiecznie, o ile klan nie toczył jakiejś wojny... Jak za dawnych lat, tak i teraz widziałem stojące w zniszczonych bramach prostytutki, zachęcające przechodniów do nierządu.

Co kilka przecznic zauważałem wielkie, zniszczone tablice umieszczone nad obskurnymi drzwiami. Widniał na nich napis: "bar" lub "hotel", co w mym odczuciu było zbyt szumną nazwą dla tych koszmarnych melin. Przy drzwiach stali "ochroniarze", którzy najmowali się w dzień do pilnowania gości tylko po to, by po wyłowieniu z tłumu kogokolwiek ze sztabką złomu, zamordować go nocą, gdy udał się na spoczynek. Nie zamierzałem się tutaj zatrzymywać. Postanowiłem, że odpocznę w jakiejś tawernie czwartej strefy, gdzie będę mógł zostawić w stajni wierzchowca bez obawy, że gdy rano wstanę, już go nie będzie. Rozmyślania moje przerwał chudy, odziany w brudne szmaty wampir. Gdy się zbliżał do mnie, zauważyłem na jego twarzy ślady poparzeń. Blizny pokrywały lewy policzek i szyję, biegnąc głęboko za kołnierz brudnej kurtki. Spiąłem konia nogami, zmuszając go do kłusa. Rozejrzałem się dookoła. Z okolicznych ruin i budynków zaczęły wychodzić młode wampiry... Jak fala zalały całą ulicę, zagradzając mi drogę. Moja dłoń spoczęła na klindze demonicznego miecza. Zatrzymałem konia, jednak nie wykonałem żadnego ruchu, który sprowokowałby tę głodną hordę do ataku. Wampiry uzbrojone były w pałki, tasaki i zardzewiałe miecze. Mimo że szczelnie mnie otoczyły, nie atakowały, najwyraźniej na kogoś czekając. W końcu przez tłum żebraczych bandytów przedarł się wielki, pokryty bliznami pradawny, który, mimo że był ubrany w szmaty jak pozostali, wyróżniał się emanującą od niego aurą majestatu. Tylko jedna myśl zaświtała w mej głowie. Stojący naprzeciw mnie wampir był banitą wygnanym z jakiegoś wielkiego klanu. Stał tak chwilę w lekkim rozkroku, z rękoma opartymi o olbrzymi, antyczny miecz. W końcu przemówił:
- Witamy w najpiękniejszej części miasta, wędrowcze. - gdy wypowiadał te słowa z kilku gardeł jego kompanów dobiegł mnie śmiech - Czego to szukasz o tak wczesnej porze? - kontynuował - Atrakcji u nas wiele. Zapewniamy strudzonym wędrowcom bezpieczny przejazd aż pod bramę do czwartej strefy za naprawdę niewielką opłatą. Organizujemy też jedyne w swoim rodzaju sparingi dla tych turystów, którzy chcieliby się zabawić, nie oddając swoich sztabek złomu w byle jakie ręce... - mówiąc to, wystawił dłoń w wiadomym geście, trąc palec o palec.
Rozejrzałem się po okolicy, upewniając się, że nigdzie nie widać patrolu policyjnego, po czym zsiadając z konia i oddając uzdę najbliżej stojącemu nędznikowi, powiedziałem:
- Pilnuj konika i pamiętaj, że jeśli tylko zrobisz choćby krok w innym kierunku niż mój, zginiesz, a twoje ścierwo posłuży za karmę dla psów! - powiedziałem, następnie odwróciłem się do herszta bandy i bez zbędnej dyplomacji zapytałem - Ile chcesz za przepuszczenie mnie do bramy głównej?
Wódz zrobił zamyśloną minę, udając, że się zastanawia i podrapał się po głowie:
- Wziąwszy pod uwagę fakt, że nie mam pojęcia, ile masz przy sobie, powiem tak... - przerwał na chwilę, a jego ludzie zaczęli szturchać się nawzajem łokciami -Ty nam dasz sztabki - kontynuował wampir - a my pozwolimy ci odejść w twoim ubraniu. Oczywiście, bez konia i mieczy...
- W takim razie wybieram drugą opcję - warknąłem, porządnie już rozzłoszczony tą sytuacją...
- Czyś ty oślepł, czy liczyć nie umiesz? - pradawny zaniósł się śmiechem - Przecież nas tu jest ze trzydziestu...
- Ja widzę tu jedynie trzydzieści trupów...
Moje miecze wystrzeliły z pochwy, tnąc od dołu dwóch stojących po bokach nie-umarłych. Ich rozpołowione ciała osunęły się na ziemię, robiąc mi nieco więcej miejsca. Herszt odskoczył do tyłu, z ledwością parując moje ciosy. Jego miejsce zajęło kilku marnie uzbrojonych młodzików.
- Brać go! - krzyczał histerycznie olbrzym, cały czas się cofając - Dam dwadzieścia sztuk złomu temu, kto zakończy jego nędzny żywot!
Po tych słowach horda wampirów rzuciła się w moją stronę. Ich pałki i maczugi rozsypały się pod ciosami moich demonów. Przeprowadzane przez nie niezdarne ataki świadczyły o tym, że nigdy wcześniej nie uczestniczyły w prawdziwej bitwie. Przyśpieszyłem, mając świadomość, że dla większości agresorów moje miecze były jedynie rozmytymi, niewyraźnymi i błyszczącymi plamami. Uderzyłem w bark stojącego najbliżej wampira. Jego ręka, krwawiąc obficie, zawisła na skrawku płóciennej koszuli. W dzielnicy zagościł nienaturalny wrzask wydobywający się z ust poszkodowanego. Nie dobiłem go, mając świadomość, że umierający nieszczęśnik, uciekając z placu boju, obniży morale jego i tak już oszołomionych współtowarzyszy. Krzyki i jęki konających mieszały się z uderzeniami krzyżowanej broni. Z zadowoleniem stwierdziłem, że mimo kilkuletniej przerwy, moja sztuka fechtunku nadal stała na mistrzowskim poziomie. Miecze tańczyły w porannym słońcu, rzucając refleksy po otaczających mnie wokół szarych budynkach. Co kilka uderzeń, na ziemię padało rozprute ciało, by po paru sekundach w konwulsjach wydać ostatnie tchnienie. W pewnym momencie poczułem ostry ból rozchodzący się w okolicy lewego uda. Odparowałem cios zadany tasakiem przez nacierającego na mnie nie-umarłego i wbiłem ostrze w jego krtań. Z mego uda tryskała krew, bryzgając zbroję. Odwróciłem się i zobaczyłem sprawcę zadanej mi przed chwilą rany. Niecałe pół metra od mojej nogi siedział na ziemi brodaty osobnik. Z jego brzucha wylewały się flaki, które jedną ręką próbował włożyć z powrotem. W drugiej trzymał zakrwawiony sztylet, próbując dźgnąć mnie ponownie. Wziąłem zamach zdrową nogą i z całej siły kopnąłem go. Usłyszałem trzask... Wampir, wypuszczając broń, poszybował do tyłu. Wylądował dwa metry dalej ze zmiażdżonymi kręgami szyjnymi, o czym świadczyła nienaturalnie przekręcona głowa.
W tym samym czasie herszt bandy, widząc, że nadarzyła się okazja do zadania śmiertelnego ciosu, podbiegł do mnie ze wzniesionym mieczem. Słysząc tupot nóg, wyprowadziłem zamaszysty cios demoniczną bronią. Ostrza uderzyły o siebie, wyzwalając słup iskier. Wampir naparł z całej siły na miecz, chcąc mnie powalić na ziemię. Nie ustąpiłem... Próbę sił przerwałem, obracając miecz spoczywający w wolnej ręce ku dołowi, by po chwili wbić go niczym proporzec w stopę przeciwnika. Pradawny, wyjąc z bólu, zaniechał próby kolejnego ataku. Nie mógł się cofnąć, ponieważ nie pozwalał mu na to demon tkwiący w stopie i ziemi aż do połowy swojej długości. Wyprowadziłem pięścią potwornie mocny cios w twarz. Jego łuk brwiowy strzelił, a z rozchodzącej się rany zaczęła sączyć się karmazynowa krew... Rozejrzałem się na boki, by z ulgą stwierdzić, że pozostali przy życiu nie-umarli zaczęli w popłochu uciekać do pobliskich ruin.
- I jak ci się podobał sparing? - zapytałem na wpół nieprzytomnego wampirzego dowódcy.
- Kim jesteś? - odpowiedział pytaniem na pytanie ledwo słyszalnym głosem.
Z jego ręki wypał miecz.
- Tym, który zakończy za chwilę twój nędzny żywot! - odparłem, szykując się do zadania ostatecznego ciosu...
W tym samym momencie zza zakrętu zniszczonej kamienicy wybiegł jeden ze szpiegów, których herszt bandyckiego oddziału rozstawił zapobiegawczo na czujkach, by obserwowali strażników przy bramie do czwartej strefy. Wampir wyhamował gwałtownie na widok ciał rozrzuconych na poboczu drogi. Spojrzał wystraszony na swojego wodza i przełknąwszy z trudem ślinę, wysapał:
- Zbliża się uzbrojony oddział policji!
Zaczął uciekać, lecz gdy pokonał jakieś dziesięć metrów, padł po oddanej przez pogoń salwie z pistoletów. Pięć sekund później moim oczom ukazał się kilkunastoosobowy patrol policji. Poruszali się pieszo w zwartym szyku bojowym. Przez krótką chwilę zastanawiałem się, co robić. Sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej niebezpieczna.
- "Jeśli zginę, co stanie się z Vegetą?" - pomyślałem w trosce o los mojego podopiecznego.
W chwili, gdy wspominałem chłopca, przypomniałem sobie o jego wybuchowym podarunku. Nie zastanawiając się dłużej, sięgnąłem ręką do ćwiekowanego pasa.Szarpiąc mocno, oderwałem rzemienne sploty zabezpieczające przedmiot przed zgubieniem. Cały czas trzymając watażkę za brudną koszulę, drugą rękę trzymającą granat przystawiłem do ust i wyszarpnąłem zębami zawleczkę...
- I niech się dzieje, co chce! - warknąłem, rzuciwszy niespodzianką w sam środek szykujących się do oddania strzału stróżów prawa. Tym razem nie zamierzałem oglądać efektów specjalnych powstałych w czasie wybuchu. W chwili, gdy puściłem wodza, rzucając się na ziemię, nastąpiła eksplozja. Gdy po kilku sekundach znowu się podniosłem, na ulicy przede mną zobaczyłem zmasakrowane zwłoki policjantów. O dziwo, przywódca żebraczego oddziału nadal stał z tkwiącym w stopie demonem. Zbliżyłem się do niego i wyjmując z jego nogi głęboko tkwiący miecz, powiedziałem:
- Skoro przeżyłeś wybuch, to nie zostaje mi nic innego, jak tylko uszanować wolę pana ciemności. Daruję ci życie, mając nadzieję, że docenisz ten dar.
- Co? - krzyknął herszt, patrząc na mnie wytrzeszczonymi oczyma.
Dopiero teraz zauważyłem, że z jego uszu sączy się krew. Przekląłem pod nosem zirytowany faktem, że gawędząc z głuchym, straciłem jedynie cenny czas. Odwróciłem się w stronę, skąd przyjechałem. Z ulgą stwierdziłem, że mój koń oddalony o jakieś dwadzieścia metrów nadal jest pilnowany przez obdartego bandziora. Wampir był tak przerażony, że gdy zacząłem kuśtykać w jego stronę, zaczął się wydzierać zapewniając, że nie ruszył się z miejsca na krok. Podszedłem do spłoszonego wierzchowca i głaszcząc jego kark, uspokoiłem go. Odebrałem lejce od zlanego potem nie-umarłego i dosiadłem konia. Zanim odjechałem, rzuciłem mu niewielką sakiewkę ze sztabkami złomu, mówiąc:
- To za to, że nie uciekłeś... Wykorzystaj ten złom i nie pakuj się więcej w kłopoty. Kto wie, może będzie jeszcze z ciebie porządny wampir? A teraz zmykaj stąd, bo za pięć minut dotrze tu oddział siewców śmierci.

Nie musiałem powtarzać. Brudas pobiegł w stronę chwiejącego się herszta i pomagając mu, oddalił się z miejsca pobojowiska. Dobrze wiedziałem, że póki będą żyli on, herszt i nieliczni, którzy uniknęli ostrza mego miecza, nigdy nie zapomną dnia, w którym zaczepili bezimiennego pradawnego. Jeszcze zanim czas zetrze czerwone plamy krwi z ulic dzielnicy biedoty, do wszystkich klanów Necropolii dotrą wiadomości o tym, co się dziś tutaj stało. Zawróciłem konia w stronę przedmieścia z zamiarem opuszczenia miasta. Wszystkie moje wcześniejsze plany sprzedaży broni spaliły na panewce, więc pozostało mi tylko powrócić do domu. Gnałem jak wicher świadomy, że możni "wampirzego miasta" wyślą swoich najlepszych żołnierzy, by pojmali sprawcę tej masakry...


Stałem na wzgórzu otoczony przez panującą noc. Obserwowałem migające ogniska oddalone o jakieś cztery kilometry stąd. Było ich pięć lub sześć, co świadczyło o tym, że miałem do czynienia z całym oddziałem ścigających mnie pradawnych. Zszedłem do konia, któremu pozwoliłem godzinę odpocząć przed dalszą podróżą. Zwierzę było mocno wychudzone i słaniało się na nogach, próbując skubać resztki zielonej trawy rosnącej przy wodopoju.

Ostatnie dni jesieni dały mi się mocno we znaki. Uciekałem już od ponad dwóch tygodni w ciągłym deszczu, zziębnięty i głodny. Krew, którą miałem w obszytym skórą bidonie, wypiłem w pierwszym dniu pogoni, chcąc wyleczyć ranę zadaną sztyletem. Nie wiedziałem, co robić. Mimo że kluczyłem podczas ucieczki, często zmieniając kierunek trasy, brodziłem dniami i nocami, jadąc kamienistymi strumieniami, nie mogłem zgubić pogoni. Nawet, jeśli przez jeden dzień lub noc nie widziałem ognisk, to następnej pojawiały się złowieszczo, wróżąc moją porażkę. Coś było nie tak... Byłem dobrym tropicielem, uczonym przez najlepszych i najstarszych członków klanu Date. W ich szeregach musiał być ktoś o wyjątkowych zdolnościach łowieckich. W Necropolii było tylko kilku, może kilkunastu nie-umarłych lepszych ode mnie w tym fachu. Kto dał się przekonać do tego, by zamienić wygodne życie w trzeciej strefie na szaloną pogoń za zbiegiem w deszczu i spartańskich warunkach bytu? Dosiadłem konia, cały czas łamiąc sobie głowę tajemniczym pradawnym. Zmieniłem kolejny raz kierunek, podążając na wschód w stronę domu. Nie chciałem tego, jednak nie miałem wyboru. Koń mógł paść lada dzień, a wtedy od śmierci dzieliłyby mnie jedynie godziny...
Byłem zły na siebie, wiedząc, że muszę wciągnąć w tę niebezpieczną rozgrywkę mojego wychowanka. Zresztą nie byłem pewny, czy Vegeta zaniepokojony moim już tygodniowym opóźnieniem nie wpadł na pomysł, by mnie odnaleźć. W końcu był to tylko czternastoletni chłopiec, wychowany z dala od wampirzych traktów... Naiwny jeszcze i nieznający życia.
- "Muszę za wszelką cenę dotrzeć do naszej doliny, by zdążyć przygotować siebie i Vegetę do dalszej ucieczki, zanim nadciągnie wróg!" - pomyślałem.

Tak więc z godziny na godzinę zbliżałem się do domu, ciągnąc za sobą hordę nieustępliwie depczących mi po piętach pradawnych. Kiedy dwa dni później zajechałem przed chatę, chłopiec akurat zbiegał ze wzgórza z przewieszonym przez plecy AK-47. Gdy tylko się zbliżył, kazałem mu przytrzymać mojego konia. Wykonał polecenie w całkowitym milczeniu, obserwując, co robię... Odpiąłem skórzany bukłak i sięgnąłem do niewielkiej kieszonki znajdującej się u boku ćwiekowanego pasa. Wyjąłem z niej dwoma palcami specjalną mieszankę ziół służącą do pasteryzacji krwi i wsypałem ją do pustego naczynia. Podszedłem do zwierzęcia i tuląc się do jego pyska, nadciąłem sztyletem skórę w pobliżu tętnicy szyjnej... Krew zaczęła sączyć się do przystawionego do rany bukłaka. Zwierzę niespokojnie zadrżało, więc zacząłem do niego łagodnie przemawiać. Gdy naczynie zaczęło się przepełniać, nadpiłem z niego połowę karmazynowej zawartości i powtórzyłem zabieg. Przypływ sił był natychmiastowy. Ręce przestały drżeć, a zmęczenie odeszło niczym wielki odpływ, cofając się i niknąc w dali. Chłopiec w końcu nie wytrzymał:
- Coś poszło nie tak? - był wyraźnie przestraszony.
- Wszystko! - chciałem zakończyć rozmowę jednym słowem, jednak, gdy spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem w nich troskę i strach, dodałem - Ściga mnie oddział siewców śmierci prowadzony przez kogoś doskonale zorientowanego w sztuce tropicielskiej. Wyprzedzam ich o pół dnia drogi, może mniej. Szczerze, to sam nie wiem...
- Co zrobimy? - zapytał.
Wyjąłem z pochwy miecz i wręczając mu go, powiedziałem:
- Muszę iść do magazynu wziąć amunicję i kilka sztuk granatów.Za dwadzieścia minut zostawimy to wszystko, chłopcze, i odjedziemy przed siebie, mając nadzieję, że zgubimy pościg.
- Co mam zrobić z mieczem?
Vegeta patrzył na mnie, nie bardzo rozumiejąc, po co dałem mu broń. Starałem się nie patrzeć mu w oczy wiedząc, że zadanie, jakie mu dałem, wzburzy jego chłopięcą dumę.
- Pójdziesz do stajni i wybierzesz cztery najsilniejsze wierzchowce. Reszta nie może wpaść w ręce pogoni...
Przez moment panowała absolutna cisza, którą po chwili przerwał jego cichy głos:
- Nie zrobię tego. Słyszysz, Turok. Nie zrobię!
- Rób, co ci powiedziałem! - ryknąłem na niego - Tu nie ma czasu na samarytańskie protesty! - spojrzałem mu w oczy i widząc łzy spływające po jego policzkach, dodałem już spokojniejszym głosem - Vegeta, synu... Pójdziesz tam i zarżniesz wszystkie konie. Jeśli tego nie zrobisz, najpóźniej jutro nasze głowy będą zdobić siodła pogoni... Ja w tym czasie postaram się godnie przywitać niechybnie zbliżającą się elitarną jednostkę pościgową...
Chłopiec, nic nie mówiąc, oddalił się w stronę stajni. Nie czekałem, by sprawdzić czy wykona zadanie. Wyjąłem zza pasa sztylet i zaprowadziłem mojego wierzchowca za dom. Stałem przez chwilę zasmucony tym, co za chwilę miałem zrobić... Pogłaskałem konia po chrapach i zdjąłem siodło.
- Przepraszam ciebie, kasztanku. - szepnąłem cicho do towarzysza podróży i przystawiłem ostrze do szyi wierzchowca. Koń jakby w odpowiedzi parsknął cicho...

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584

Ten post był edytowany 2 raz(y), ostatnio edytowany przez Grax33: 07-07-2009 18:27.

07-07-2009 07:26 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Dwie minuty później schodziłem do podziemia, zastanawiając się, czy mój wychowanek kiedykolwiek wybaczy mi, że zmusiłem go do zarżnięcia osiemnastu koni, którymi opiekował się przez połowę swojego życia. Z magazynu zabrałem około czterystu sztuk amunicji do AK-47, czternaście granatów i dodatkowy karabin, w razie gdyby któryś z naszych uszkodził się w przyszłości. Wspiąłem się po metalowej drabince i zamknąłem wielką, stalową klapę. Przykryłem ją dodatkowo drewnianym skrzydłem podłogi. Rozejrzałem się po pokoju. Podszedłem do kominka, nad którym wisiało wysuszone niedźwiedzie mięso. Zapakowałem je do plecaka, obliczając, że jeśli będę je racjonował rozsądnie, powinno wystarczyć chłopcu na jakieś dwa tygodnie. Zabrałem też parę książek, wiedząc, że Vegeta na pewno chciałby je wziąć. Wyniosłem wszystko na zewnątrz i ułożywszy ekwipunek, wróciłem do chaty.
- "No, dobra." - pomyślałem - "A teraz zrobimy naszym gościom niespodziankę".
Przyciągnąłem łóżko pod same drzwi, a następnie otwierając szafę, wyjąłem gliniany dzban z oliwą. Otworzyłem wieko i zaglądając do środka, szepnąłem do siebie:
- Trochę mało...
Zacząłem skrapiać pomieszczenie oleistą cieczą. Gdy zobaczyłem, że została mi tylko końcówka, roztłukłem dzban na drewnianych konarach w kominku. Pochyliłem się i rozpaliłem palenisko. Kiedy ogień już na dobre zaczął się palić, strzelając wesoło w kamiennym, zabudowanym palenisku, zbliżyłem się do kufra i wyjąłem dratwę. Idąc ku drzwiom, pochyliłem się i unosząc jedną stronę przesuniętego tam wcześniej łóżka, położyłem pod jego drewniane nogi dwa granaty w taki sposób, by były skierowane zawleczkami ku wyjściu. Czynność uwiązania zawleczek do dratwy zajęła mi dosłownie parę sekund. Kiedy wyszedłem na ganek, uwiązałem drugi koniec mocnej nici do drewnianej zapadki.
- "Dobrze, że otwierają się na zewnątrz" - pomyślałem, delikatnie domykając drewniane skrzydło.
Gdy odwróciłem się i ruszyłem w stronę pozostawionego na podwórzu plecaka, zobaczyłem Vegetę. Był cały blady, jednak nie płakał. Podjechał do mnie i pomógł umocować siodło do przyprowadzonego wierzchowca. Kiedy odjeżdżaliśmy, spojrzał na ulatujący z komina dym. Ubiegłem jego pytanie, mówiąc:
- Rozpaliłem w kominku, mając nadzieję, że nasi prześladowcy wejdą do środka, by się ogrzać, dając nam tym samym więcej czasu na ucieczkę.

Skierowaliśmy się w stronę lasu, by po kilkudziesięciu minutach wjechać w nurt płytkiej rzeczki. Zastanawiałem się, co z nami będzie. Wróg był dobrze przygotowany do pogoni. Miał wyśmienitego tropiciela, który wręcz perfekcyjne odnajdywał maskowane od tygodni ślady końskich kopyt. Na naszą korzyść przemawiał fakt, że mieliśmy wypoczęte konie i sporą ilość pożywienia. Grupa pościgowa podążała na umęczonych do granic możliwości wierzchowcach. Ich zapasy krwi też pewnie były na wyczerpaniu. To dobrze. Będą zmuszeni zrobić sobie dwu-, trzydniowy postój. Żywiłem także wielką nadzieję, że moja niespodzianka zlikwiduje pradawnego, który w imponujący wręcz sposób rozpoznawał, w którą stronę podążamy. Dwadzieścia minut później w oddali dało się słyszeć potężny wybuch, który niczym potężne grzmienie w czasie burzy przemknął po niebie, płosząc ptactwo. Zaśmiałem się, patrząc na rozglądającego się na wszystkie strony towarzysza podróży.
- Ha, ha! Ciekawe, ilu padło trupem? - krzyknąłem, wznosząc zaciśniętą pieść w zwycięskim geście.
- To dlatego majstrowałeś przy drzwiach? - zapytał Vegeta - Mam nadzieję, że nie znajdą wejścia do magazynu - dodał po chwili cichym głosem.
Spojrzałem na chłopca i odpowiedziałem:
- Całe pomieszczenie zlałem resztkami oliwy tak, że myślę, iż w tym momencie mają tam niezłe ognisko. Poza tym... - dodałem po chwili - jeśli znajdą wejście do magazynu, zaprzestaną pogoni. To cenne znalezisko. Z takim potencjałem broni, jaki tam się znajdował, każdy, nawet najmniejszy klan w Necropolii, mógłby stać się potęgą...
- Może masz rację - odparł zamyślony młodzieniec.


Następne tygodnie mijały nam na ciągłej ucieczce. Co dwa dni zmienialiśmy wierzchowce, przesiadając się na wypoczęte, uwiązane do siodeł cienkim rzemieniem, konie. Była w tej ucieczce pewna monotonia. Co dzień zacieraliśmy ślady, często klucząc. Zmieniał się jedynie krajobraz, w którym zaczynała królować biel. Opady śniegu zdarzały się już każdego dnia i każdej nocy. Z początku niewielkie, z czasem, gdy zbliżaliśmy się do odległych na widnokręgu gór, przemieniły się w potężne, śnieżne zamiecie. Nie znałem tych okolic, jednak musiałem znaleźć jakąś wioskę, by przeczekać nawałnicę i uzupełnić topniejące zapasy. Dobrą nowiną było to, że od dnia wybuchu nie widziałem żadnych ognisk, obserwując nocami okolice. W mym wampirzym sercu zaczynała tlić się nadzieja, że siewcy śmierci zaniechali pogoni...

Dzień później natrafiliśmy na niewielką wioskę zarządzaną przez ośmiu pradawnych. Gdy przekraczaliśmy marnie wybudowaną palisadę, spojrzałem na Vegetę i powtórzyłem jeszcze raz słowa, jakie wpajałem w młodzieńca od paru godzin:
- Musisz cały czas mieć spuszczoną głowę. Nie odzywaj się, nie rozglądaj i pod żadnym pozorem nie dotykaj broni. Gdy tylko dostaniemy jakieś lokum, udasz się tam i nie ruszysz z niego na krok. Ja zrobię niezbędne zakupy i zaraz do ciebie przyjdę. Zrozumiałeś?
- Tak, panie - odpowiedział Vegeta, kłaniając się dyskretnie w moją stronę i udając lekki strach...
- Nic nie mów! - warknąłem, widząc, że zbliża się jeden z zarządców.
Chłopiec spuścił głowę i zsiadając z konia, podbiegł do mojego wierzchowca, po czym padł na kolana, robiąc z siebie żywy schodek.
- "Masz lanie!" - obiecałem sobie w myślach, widząc jego przedstawienie.
Sapnąłem zirytowany i zsiadłem z siwka, dbając o to, by nicpoń odczul na grzbiecie ciężar mojego buta. Westchnął ciężko, jednak nic już więcej nie powiedział. Wyszedłem naprzeciw niewysokiego wampira, który zanim jeszcze uścisnął mi dłonie, wykrzyknął :
- Witaj, panie. Widzę, że porządnie wytresowałeś swojego niewolnika. - zmierzył Vegetę płonącym wzrokiem i dodał - W tych czasach dobry niewolnik jest prawdziwym rarytasem. Nie chcesz go odsprzedać?
Spojrzałem w jego świńskie oczka. Widziałem w nich wręcz chore pożądanie.
- Mam go dopiero od miesiąca. Nie jest na sprzedaż. - odpowiedziałem stanowczo - Chciałbym wynająć izbę i zrobić niezbędne zapasy. Jutro wyruszam w dalszą drogę.
- Oczywiście - rzekł wampir, nie spuszczając Vegety z oczu - Zaraz przydzielę ci izbę. W "centrum" faktorii jest niewielki bar, tam możesz zakupić niezbędne rzeczy.

Udaliśmy się we trójkę do niewielkiego budynku, w którym przydzielono nam pokój. Tam zostawiłem ekwipunek i chłopca, sam zaś poszedłem do pobliskiego baru. Mały, tęgi wampir udał się, jak to powiedział: "do swoich obowiązków", polegających na pilnowaniu niewolników wyprawiających skóry upolowanych poprzedniego dnia wilków. Wnętrze niewielkiej tawerny nie odbiegało standardem od prowincjonalnych pijalni. W panującym półmroku rozświetlonym jedynie kilkoma lampami oliwnymi zobaczyłem parę zbitych z desek stolików i krzeseł. Przy każdym z nich siedział pradawny wsłuchany w pieśń śpiewaną przez wędrownego barda usadowionego najbliżej baru. Z racji, że przy drzwiach nie było wieszaka na broń, nie zdejmując mieczy, podszedłem do chudego, bladego barmana.
- Czym mogę służyć? - usłyszałem zachrypnięty głos obsługującego.
Nic nie mówiąc, podałem wampirowi kartkę, na której wcześniej zapisałem rzeczy potrzebne do dalszej podróży. Pradawny, studiując ją bystrym wzrokiem, powiedział:
- Suszonej wołowiny nie mamy, może być jedynie suszone niedźwiedzie.
Kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam. Barman schował kartkę do kieszeni i nalewając do pełna kufel krwi, powiedział:
- To trochę potrwa. Proszę, byś spoczął i skosztował krwi utoczonej w naszej osadzie. Moi słudzy powinni się uwinąć w piętnaście minut
Wziąłem kufel do ręki, płacąc z góry za zakupiony towar. Cztery sztabki złomu zniknęły w wielkiej sakwie barmana. Odwróciłem się i zobaczyłem, że śpiewający bard zaprosił mnie gestem do swojego stołu. Przysiadłem się i popijając schłodzoną krew, wsłuchiwałem się w słowa pieśni. Jednocześnie przyglądałem się wielkiej, antycznej kosie, opartej o ścianę dokładnie w zasięgu ręki bawiącego gości pradawnego.


Kiedy Turok walczył jego demon śpiewał.
A śmiertelne psalmy krwawy wiatr roznosił.
Gdy w namiętnym szale dusze wrogów zbierał,
Ranking trupów rósł wciąż, kiedy miecz swój wznosił

Ref. Dlaczego pradawny zdradził swoich braci
Czy życie szczeniaka było tego warte
Jakie to uczucie gdy się wszystko traci
Kiedy los napisze nową księgi kartę?

Aż raz coś w nim pękło, gdy spotkał człowieka.
I śmierci go wykradł, zabijając brata
I uciekł wraz z chłopcem, wiedząc co go czeka,
Gdy znajdzie go pościg, zginie z ręki kata.

Ref. Dlaczego pradawny zdradził swoich braci
Czy życie szczeniaka było tego warte
Jakie to uczucie gdy się wszystko traci
Kiedy los napisze nową księgi kartę?

I cała brać wampirza wysłała list gończy.
I zewsząd ściągały hordy tropicieli.
Czy ich kiedyś złapią? Jego koń jest rączy...
A w dłoniach moc wielka. Wszyscy to wiedzieli!

Ref. Dlaczego pradawny zdradził swoich braci
Czy życie szczeniaka było tego warte
Jakie to uczucie gdy się wszystko traci
Kiedy los napisze nową księgi kartę?


Tak więc pierwszy raz w życiu wsłuchiwałem się w pieśni o sobie i swoich domniemanych czynach. Mimo że rymy były proste, trafiały do słuchacza udekorowane pięknym brzmieniem głosu nie-umarłego. Gdy skończył, w pomieszczeniu zapanowała cisza, którą po chwili przerwały brawa. Bard ukłonił się nieznacznie, po czym wzniósł w moją stronę kufelek "wampirzego" i powiedział:
- Nazywam się Grax. Jeżdżę po całej Necropolii i spisuję zasłyszane pieśni oraz opowieści. W moim klanie mówią o mnie "wieszcz", chociaż osobiście bardziej uważam się za kronikarza. A tobie jak na imię, przybyszu? - zapytał z zaciekawieniem.
- Mówią na mnie Trigen. - skłamałem przyzwyczajony już do nowego imienia - Przemierzam prowincję, zatrudniając się jako najemnik.
- He, he. To całkiem jak bohater mojej pieśni... - powiedział i nadpił sporą część ze swojego kufla.
- Nie słyszałem całego utworu. - odparłem - Jednak, sądząc po oklaskach, musiał być naprawdę dobry...
- Może i był, jednak w te strony przygnała mnie inna legenda. - ściszył tajemniczo głos, zmuszając mnie, bym pochylił się w jego stronę - Otóż, miejscowi twierdzą, że w pobliskich górach mieszkają duchy...
- Duchy? - powtórzyłem jak echo - Chyba w to nie wierzysz?
Grax odchylił głowę do tyłu, śmiejąc się szczerze.
- Ja nie, przyjacielu, jednak pradawni w tej wiosce prędzej poszliby z gołymi rękoma na hydrę niż zapuścili się w "Przeklęte Góry".
- Ciekawa nazwa.
- Ano, ciekawa! - zgodził się ze mną - Widzisz, cała historia zaczęła się kilka lat temu, gdy grupa myśliwych, polując na niedźwiedzie dla potrzeb tej wioski, zapuściła się w górzyste tereny, zmierzając ku "Śnieżnym szczytom". Z polowania nie powrócił nikt żywy. Sytuacja powtarzała się wielokrotnie. Wysłano nawet oddział żołnierzy z samej Necropolii, ale słuch o nich zaginął. Raz jeden powrócił jedynie koń albo raczej to, co z niego zostało. - wampir przerwał na chwilę, by uraczyć się paroma łykami krwi, po czym podjął opowieść - Zwierzę miało wyłupane ślepia. Jego prawy bok był poszarpany... Nie wiadomo jak wierzchowiec zdołał powrócić do osady, ale od czasu, gdy pradawni zobaczyli, jak pojawił się w wiosce, ciągnąc za sobą długie na metr pasy własnej skóry, zaniechano polowań w tamtych górach.
- Może to smok? - próbowałem zgadnąć, co mogło grasować w tamtych okolicach.
- Też tak myślałem, ale smoki nie wydłubują koniom oczu. - przerwał, by po chwili dodać - Miałem cholerną ochotę się przekonać, co tam siedzi, ale muszę wracać do Necropolii. Wczoraj dostałem wiadomości od gońca, że w mieście odbyła się jakaś bitwa, w której najprawdopodobniej brał udział Turok! - gdy wymawiał moje imię, jego oczy jakby rozbłysły wewnętrznym światłem. Wampir kontynuował - Od lat śledzę opowieści o tym nie-umarłym i tym razem nie zamierzam przepuścić okazji, by spisać tamte wydarzenia.
- Znasz go?- zapytałem jakby od niechcenia .
- Nie znam, a szkoda. - odparł żarliwie - Ten wampir jest iskrą mogącą spalić całą Necropolię. Drżą przed nim wszystkie starsze rody.
- Nie wiesz dlaczego? - zapytałem.
- Nie bardzo. - odparł z zakłopotaniem - Może dlatego, że był członkiem klanu Date. Ich zawsze się obawiano... Któż to wie?
Dopiłem swoją porcję "czerwonego" widząc, że barman powrócił z zamówionym towarem. Wstałem od stołu, życząc Graxowi szczęścia w gonitwie za przygodą i zabierając zamówione artykuły, wyszedłem z pijalni.

Gdy zbliżałem się do drzwi wynajętego pokoju, usłyszałem krzyk Vegety... Wszedłem do środka z mieczem w dłoni. Na środku pokoju stał na wpół rozebrany wampirzy osobnik, który złożył mi pół godziny wcześniej propozycję kupna chłopca... Jego owłosione łapska zaciskały się na szyi mojego podopiecznego, który kopał i drapał nie-umarłego, próbując się uwolnić.
- Zabieraj łapy od mojego syna! - ryknąłem wściekle, ruszając w jego stronę niczym wicher....
Pradawny zbaraniał, robiąc głupią minę:
- Syna? - jego ręce nadal zaciskały się na szyi Vegety.
Miecz przeciął powietrze, tnąc gładko kończyny na wysokości łokci... Nie czekałem na wrzask zboczeńca i poprawiłem, wyprowadzając cios dopiero co opadłym ostrzem ku górze w stronę krtani. Ciało osunęło się bezwładnie na ziemię. Głowa potoczyła się pod same drzwi, ukazując zdziwioną moimi słowami twarz. Spojrzałem na chłopca. Stał z rozdziawioną buzią, wpatrując się w nadal zaciskające się na jego szyi kikuty...
- Już dobrze. - szepnąłem - Nie pozwolę ci zrobić żadnej krzywdy. - mówiąc do niego uspokajająco, pomogłem pozbyć się nieprzyjemnego balastu.
Dziesięć minut później wymknęliśmy się z zasypanej śniegiem osady. Kierowałem się w stronę osławionych upiorną legendą szczytów, ufny, że i tym razem los będzie dla nas łaskawy. Vegeta nic nie mówił...
Dopiero następnego dnia, gdy zatrzymaliśmy się przy niewielkiej grocie na zasłużony odpoczynek, zapytał:
- Turok?
- Tak, chłopcze? - odpowiedziałem.
- Wtedy, w pokoju, gdy ten pradawny chciał mi zrobić... - przerwał, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Krzywdę... - pomogłem mu - Chciał ci zrobić krzywdę.
- Wtedy powiedziałeś... - kontynuował - Nazwałeś mnie synem.
- Yyyy... Przejęzyczyłem się. - próbowałem wybrnąć jakoś z tej niezręcznej rozmowy.
- Często się przejęzyczasz. - odpowiedział Vegeta, szczerząc zęby w uśmiechu - zważywszy, że to już drugi raz .
- Drugi? - zapytałem, zdając sobie sprawę, że nie wykręcę się tak łatwo.
- Wtedy pod chatą u nas w dolinie też nazwałeś mnie synem.
Nic nie odpowiedziałem. Rozłożyłem koce i położywszy się na jednym z nich najnormalniej udawałem, że śpię.
- Turok? - młodzieniec nie dawał za wygraną - Chcę, żebyś wiedział, że byłbym dumny, mogąc być twoim synem...
Usiadłem i patrząc Vegecie prosto w oczy, powiedziałem:
- To ja jestem dumny, chłopcze, mogąc tak ciebie nazywać. Dzięki tobie zacząłem postrzegać ten świat całkiem inaczej, mimo że chodzę po nim od ponad trzystu lat... - przerwałem na chwilę, by zapanować nad drżącym głosem - A teraz kładź się spać, bo jutro czeka nas długa droga. Miejmy nadzieję, że niebo nieco się wypogodzi...
- Dobranoc, ojcze. - szepnął Vegeta, przykrywając się kocem.
- Dobranoc - odpowiedziałem, zdając sobie sprawę, że i tak szybko nie zasnę z powodu emocji, jakie rozbudziła nasza rozmowa.
Na zewnątrz szalała wichura. Unosząc białe płatki śniegu, zawodziła złowieszczo. W końcu usnąłem nieświadomy tego, co przyniesie jutro. Kierując się w stronę gór nazywanych "Przeklętymi", miałem nadzieję raz na zawsze zatrzeć w pamięci widmo pościgu. Moim marzeniem było znaleźć bezpieczną przystań, by razem z Vegetą szczęśliwie spędzić tam kolejne lata z dala od wojen i zatargów wampirzego świata.

Ranek przyniósł nam piękną pogodę. Wyszedłem na skraj jaskini i przysiadłem obok towarzysza podróży na specjalnie przyciętych przez niego gałązkach świerku. Siedzieliśmy tak razem, podziwiając widoki.
- Piękna okolica. - szepnął po chwili Vegeta - Byłoby fajnie osiedlić się tutaj...
- Wiesz dobrze, że nie możemy. - odparłem smutno - Może za pięć, sześć dni znajdziemy jakąś dolinę i gdy upewnimy się, że nikt nas już nie ściga, spędzimy w tych górach zimę. - poklepałem go po plecach i upewniwszy się, że już jest po śniadaniu, zacząłem wyprowadzać nasze wierzchowce z jaskini.

- Musimy optymalnie wykorzystać ładną pogodę. - zagadnąłem chłopca, gdy jechaliśmy już jakiś czas zaśnieżoną dróżką - Jeśli w najbliższych dniach opady śniegu będą równie obfite co wczoraj, będziemy zmuszeni prowadzić konie pieszo.
- W takim tempie nie zrobimy do wieczora więcej jak piętnaście mil - odpowiedział Vegeta, rozglądając się wokoło po otaczających nas zalesionych wzgórzach.
- To i tak niezła prognoza - zaśmiałem się szczerze zaskoczony trafnym obliczeniem pokonywanej przez nas w ciągu dnia odległości - Za tydzień lub dwa ten szlak będzie nie do przebycia....

Tak oto jechaliśmy, umilając sobie czas beztroską pogawędką, odsuwają na bok wszelkie troski. Za kolejnym zakrętem leżało powalone drzewo. Zsiedliśmy z koni, by ominąć przeszkodę. Szliśmy ramię w ramię, wsłuchując się w nawoływanie nocnego ptactwa.
- Sowa?- zapytał Vegeta - W środku dnia?
Zatrzymałem chłopca, łapiąc go za ramię. Starałem się wyostrzyć moje wampirze zmysły, mimo że za dnia były mocno przytępione...
- Dziwne... - wyszeptałem, sondując okoliczne szczyty - Tam coś jest! - dostrzegłem jakiś ruch - Uważaj! - ryknąłem, równocześnie rzucając się w stronę Vegety, by wepchnąć go w pobliskie zarośla.
Całą doliną wstrząsnął huk wystrzału... moja zbroja zajęczała, poddając się ołowianym kulom. Świat zawirował... Zrobiłem dwa kroki w kierunku cieni schodzących w moją stronę po zaśnieżonym stoku wzgórza. Drżącą dłonią wyjąłem z pochwy jeden z demonicznych mieczy. Kolejny strzał rozerwał moją klatkę piersiową, a kula niczym sopel ugrzęzła głęboko w sercu. Upadłem na ziemię, obficie krwawiąc. Ktoś do mnie podbiegł i krzycząc, próbował odciągnąć w bezpieczne miejsce.
- Turok! Turok! - rozpacz chłopca zmusiła moje ciało do ostatniego wysiłku.

Otworzyłem oczy i zobaczyłem gęstniejącą, czerwoną mgłę... W samym jej środku widniała rozmazująca się z każdą sekundą twarz mojego podopiecznego. Przełknąłem ciężko ślinę i krztusząc się własną krwią, wyszeptałem:
- Vegeta... Synu... Uciekaj!!!
Krzyk i płacz przeplatały się... a potem wszystko przycichło. Ból odszedł, szybując gdzieś między szczytami...
- "Będzie dobrze" - pomyślałem - "Ta cisza... Będzie dobrze..."
- Ojcze! - Vegeta tulił moją martwą twarz do swojej piersi - Ojcze, proszę cię, nie umieraj!!!
Jego ostatnich słów już nie słyszałem. Moja wampirza dusza poszybowała prosto w ramiona łakomej śmierci, bym z podniesionym czołem mógł stanąć przed swoim stwórcą i odpowiedzieć za wszystkie złe czyny, jakich dopuściłem się jako wampir na tym zapomnianym przez boga świecie...

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Grax33: 07-07-2009 17:41.

07-07-2009 07:51 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
benek98
Viking


Data rejestracji: 30-01-2009
Postów: 690
Kraina: Necropolia VI; Necropolia X

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

więcej ;d zajebiscie piszesz , jestem ciekawy co dalej bedzie;] pozdrawiam i zycze Ci weny abyś szybciej napisal kolejną opowieść!

__________________
Nick w grze
Burning Avenger
07-07-2009 10:42 benek98 jest offline Szukaj postów użytkownika: benek98 Dodaj benek98 do Listy kontaktów
bumbumbum
Triple Ace


images/avatars/avatar-21792.gif

Data rejestracji: 01-05-2009
Postów: 189
Klan: Date
Kraina: Necropolia
Skąd: Poznań :)

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

No no Smile Jestem pod wrazeniem Smile
Teraz mam mysli co bedzie dalej, musze przyznac ze umiesz ladnie polaczyc humor ze smutkiem Smile

Oby tak dalej graxSmile

__________________

r1 - werek
07-07-2009 12:18 bumbumbum jest offline Szukaj postów użytkownika: bumbumbum Dodaj bumbumbum do Listy kontaktów
kahan
Newbie


Data rejestracji: 29-12-2008
Postów: 5
Klan: ak DATE
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

czekam na dalsze suuper opowiadanko
07-07-2009 18:33 kahan jest offline Szukaj postów użytkownika: kahan Dodaj kahan do Listy kontaktów
jill4U
Member


Data rejestracji: 02-05-2008
Postów: 49
Klan: MROK/ABK
Kraina: Necropolia
Skąd: NimfomANIA

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Drogi- w rzeczy samej jak Cię nazywam - WIESZCZU! Zaiste zasługujesz na takie miano, jesteś prawdziwym wieszczem i mistrzem pióra!
Skoro tylko dowiedziałam się że opowiadanko już jest, rzuciłam swoje sprzątanie i burdel w pokoju po całomiesięcznym studiowaniu z książkami bo miałam egzaminy, to mimo , iż nie mogę się na książki patrzeć to NIE mogłam się oprzeć tej pokusie aby nie przeczytać Twojego opowiadania!!! Ooo nie, tego nie przepuszczę, wolę nie nauczyć się na egzamin hihihWink
Począwszy od euforii i podniecenia co będzie dalej w tej legendzie muszę szczerze powiedzieć iż moje najśmielsze oczekiwania zostały spełniona, baaa a nawet więcej! Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Od pierwszego zdania nie mogłam sie oderwać od monitora, mimo , iż wolę czytać trzymając tekst w dloni.

Były momenty, gdzie śmiałam się z głównego bohatera, bo ja zaraz jak czytam to wszytsko sobie wyobrażam, i widze jego gesty, widze go jak mówi, widzę Toroka jak pada na ziemię, i jego zdziwienie po wybuchu tego granatu przemienia sie w przerażenia a za chwilę w irytacje hihihih, ten tekst z mokrą rybą był świetny hehehe. Do tej pory jak sobie to wspomnę to mam uśmiech jak na budyniuSmile Big Grin Big Grin

Zaraz potem trzeba się skupić bo zaczyna się robić niebezpiecznie, walka Toroka o swoje życie w Nekropolii! Z jaka łatwością przechodzisz od takich momentów śmiesznych i zabawnych, człowiek popada w stan zadowolenia po czym zaraz zjeżdża jak z wysokiej kolejki w stan grozy o życie bohatera! Prawdziwy mistrz pióra! Smile

Następnie emocje czytelnika zostają uspokojone by zaraz go totalnie wzruszyć, po prostu wyzwoliłeś we mnię kaskade uczyć! Jest cudowne to opowiadanko!
Wzruszający moment gdy Torok "przejęzyczył " się i nazwał Vegetę synem z czego ten jest niesamowicie dumny! Ja po prostu czuję uczucia dzielnego Vegety szczerze oddanego swojemu wybawicielowi. Nawet jestem w stanie postawić się na miejscu Turoka i odczuć jego zażenowanie z tego powodu ale i również rozpierającą go ze swojego "syna" dumę...oraz zapewne żal do świata, że człowiek i wampir nie mogą normalnie żyć w symbiozie.

No i wplotłeś w tę historię kolejny swój dar! Wiersz-pieśń.......piękny! bardzo dobry tekst i na dodatek rymy ab ab a wiem, że ciężko się to pisze Wink
I punkt kulminacyjny! Niespodziewany zwrot akcji! Nie przypuszczałam, że mnie tak zamuruje! Śmierć głównego bohatera....Rodzą się w mej głowie pytania, wątpliwości i prognozy na dalsze losy dzielnego Vegety.

Mam nadzieję, że choć w połowię mój komentarz odda to co czułam i co chciałam wyrazić.
Pozdrawiam Cię Graxiu- moja bratnia duszo!
Buziaczek;*

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez jill4U: 07-07-2009 20:25.

07-07-2009 20:23 jill4U jest offline Szukaj postów użytkownika: jill4U Dodaj jill4U do Listy kontaktów
Mefir
Newbie


Data rejestracji: 02-01-2008
Postów: 6
Klan: MIDIAN
Kraina: Necropolia; Moria III
Skąd: Gniezno

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Czytałem wiele takich opowiadań jak i na ogame i innych grach.. Ale to co przeczytałem jest świetne, wszystkie opowiadania zasługują na miano bestselera.
Wszystko dopracowane jak należy wątki, które idealnie są wpasowane, ahh ;]
byle więcej takich opowiadań Smile czekam z niecierpliwością na kolejne ;]
CzarnyAfgan ;]

__________________
R1- rhmir
R9 - Mefir
R13 - Mefirr
08-07-2009 23:14 Mefir jest offline Szukaj postów użytkownika: Mefir Dodaj Mefir do Listy kontaktów
Stah
Forum Ace


images/avatars/avatar-11639.jpg

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 91
Klan: KodeX,TERROR
Kraina: Necropolia II; Necropolia IX
Skąd: Strzegom

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

mmm wszystko jest tak pyszne jak Daniels z colą i lodem ! miło i przyjemnie sie czyta !
toż to nie opowiadanie tylko Sztuka !
Propsy !

__________________


r3-Sójeczka r16-Kalliope


09-07-2009 00:01 Stah jest offline Strona domowa Stah Szukaj postów użytkownika: Stah Dodaj Stah do Listy kontaktów
Torden
Newbie


Data rejestracji: 09-07-2009
Postów: 4
Kraina: Moria III
Skąd: Warszawa

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

dla mnie rewelacja! czekam na wiecej! 10/10
09-07-2009 16:53 Torden jest offline Szukaj postów użytkownika: Torden Dodaj Torden do Listy kontaktów
vegeta1970
Full Member


images/avatars/avatar-15602.gif

Data rejestracji: 21-03-2009
Postów: 71
Klan: DATE
Kraina: Necropolia
Skąd: Poznań/Malbork

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

No Brat przerosłeś samego siebie !! Jestem zachwycony tą częścią Legendy i wierzę że to opowiadanie się tak nie skończy. I znajdziesz zaskakujące rozwiązanie tragicznego zakończenia tej części !!! Trzymam kciuki za dalsze opowiadania !!!!

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez vegeta1970: 11-07-2009 01:34.

11-07-2009 01:33 vegeta1970 jest offline Szukaj postów użytkownika: vegeta1970 Dodaj vegeta1970 do Listy kontaktów
synthol
Member


images/avatars/avatar-18806.jpg

Data rejestracji: 11-07-2009
Postów: 30
Klan: najlepszy :D
Kraina: Necropolia
Skąd: z BETONOWYCH LASÓW;]

10/10 Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Niesamowite
Te opisy walki i całego świata BW
Bardzo Mi się podobały
Wielki talent, jak tak dalej pójdzie może jakąś książeczkę wydasz
Czekam na następne części Legendy
Szacunek jestem pełen podziwu rotfl
12-07-2009 12:31 synthol jest offline Szukaj postów użytkownika: synthol Dodaj synthol do Listy kontaktów
monk
Forum Ace


images/avatars/avatar-23637.jpg

Data rejestracji: 31-10-2007
Postów: 90
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: gdansk

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

moim zdaniem 10/10 przeczytalem wszystkie twoje opowiadania z zapartym tchem i jak reszta czekam na wiecej

pozdrawiam

__________________
moj najlepszy drop

nick: Ghost Dog

jesli cos wygram prosze o ofke w grze


19-07-2009 01:32 monk jest offline Szukaj postów użytkownika: monk Dodaj monk do Listy kontaktów
Camrus
Lord


Data rejestracji: 13-03-2008
Postów: 289
Kraina: Moria
Skąd: O_o

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

dla mnie super bardzo płynnie się czyta opowiadania ciekawe
masz talent
20-07-2009 00:36 Camrus jest offline Szukaj postów użytkownika: Camrus Dodaj Camrus do Listy kontaktów
_Cyr_
Double Ace


images/avatars/avatar-16401.jpeg

Data rejestracji: 08-02-2009
Postów: 116
Klan: Złodzieje Dusz
Kraina: Necropolia
Skąd: Katowice

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Co tu dużo pisać Wink genialne jak zawsze i z rozdzialu na rozdzial coraz lepiej az sie nie moge doczekac ostatniego rozdzialu gdzie bedzie opisane wszystko ladnie i pieknie. Grax ale jeszcze z 2 zrob hehehe lub wiecej Smile


tak jak pisalem w 1 poscie juz gdy komentowalem twoje pisanie

JESTES NUMEREM 1 W PISANIU

__________________
R1 : Cyrax
23-07-2009 14:20 _Cyr_ jest offline Szukaj postów użytkownika: _Cyr_ Dodaj _Cyr_ do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

cytat:
_Cyr_ napisał(a)
Grax ale jeszcze z 2 zrob hehehe lub wiecej Smile


Zapewniam że rozdziałów będzie znacznie więcej... rotfl
Dziękuję wszystkim, którzy zdołali przebrnąć przez wszystkie opowieści! Happy W sierpniu następny rozdział (druga połowa!)Big Grin Big Grin Big Grin

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Grax33: 01-08-2009 11:44.

23-07-2009 18:08 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
benek98
Viking


Data rejestracji: 30-01-2009
Postów: 690
Kraina: Necropolia VI; Necropolia X

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

1 Sierpnia czekam na opowiadanie rotfl Big Grin

__________________
Nick w grze
Burning Avenger
01-08-2009 07:58 benek98 jest offline Szukaj postów użytkownika: benek98 Dodaj benek98 do Listy kontaktów
Strony (8): « pierwszy ... « poprzednie 2 3 [4] 5 6 następny » ... ostatni » Struktura drzewiasta | Struktura tablicy
Przejdź do:
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » "Łowcy smoków","Zemsta","Bitwa","ADHD" Oraz 6 rozdział "Legenda"(20.03.10) Proszę o komentarz!

Oprogramowanie Forum: Burning Board 2.3.6, Opracowane przez WoltLab GmbH