Przejdź do strony głównej Zarejestruj się Kalendarz Lista użytkowników Członkowie Teamu Szukaj Często Zadawane Pytania
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » "Łowcy smoków","Zemsta","Bitwa","ADHD" Oraz 6 rozdział "Legenda"(20.03.10) Proszę o komentarz! » Witamy gościa [Zaloguj się|Zarejestruj się]
Ostatni Post | Pierwszy Nieczytany Post Drukuj | Dodaj Temat do Ulubionych
Strony (8): « pierwszy ... « poprzednie 3 4 [5] 6 7 następny » ... ostatni » Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Przeskocz na dół strony "Łowcy smoków","Zemsta","Bitwa","ADHD" Oraz 6 rozdział "Legenda"(20.03.10) Proszę o komentarz! 146 Ankieta - średnia ocena: 8,80146 Ankieta - średnia ocena: 8,80146 Ankieta - średnia ocena: 8,80146 Ankieta - średnia ocena: 8,80
Autor
Post « Poprzedni Temat | Następny Temat »
Maratha
Member


Data rejestracji: 26-03-2008
Postów: 26
Klan: tam gdzie dobrze płacą :P
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia
Skąd: Częstochowa/Cieszyn

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Przeczytałam 2 ostatnie części... Rewelacja jak zawsze. Jedna tylko uwaga.
cytat:
Grax33 napisał(a)Ile dni ciebie nie będzie?
- Góra dwa tygodnie. W tym czasie nie będziesz schodził do podziemia, więc zabierz już teraz na górę książki, które ciebie interesują


W tym wypadku powinny być formy skrócone zaimka czyli cię. Tak się czepiam, bo mi sie to rzuciło w oczy i osobiście trochę razi, a szkoda paprać taką pierdółką tak rewelacyjne opowiadanie.
10/10

__________________
R1 nick Maratha
Najemnik za repa
www.lustrokaren.blog.onet.pl

Ten post był edytowany 2 raz(y), ostatnio edytowany przez Maratha: 01-08-2009 21:32.

01-08-2009 13:19 Maratha jest offline Strona domowa Maratha Szukaj postów użytkownika: Maratha Dodaj Maratha do Listy kontaktów
Ebrmo
Member


Data rejestracji: 26-07-2009
Postów: 30
Klan: Death.V
Kraina: Necropolia
Skąd: racek

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Cudo Cudo i jeszcze raz...

Tylko zakonczenie smutne bo jak sie czlowiek wciągnie to przerzywa.

Jest Sierpień czekam na Opowiadanko.

Pozdro;]

__________________
R1-Boohater
01-08-2009 20:19 Ebrmo jest offline Strona domowa Ebrmo Szukaj postów użytkownika: Ebrmo Dodaj Ebrmo do Listy kontaktów Dodaj Ebrmo do twojej listy kontaktowej AIM Screen Name of Ebrmo: WANC YIM Account Name of Ebrmo: wanc Zobacz profil MSN Ebrmo
monk
Forum Ace


images/avatars/avatar-23637.jpg

Data rejestracji: 31-10-2007
Postów: 90
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: gdansk

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

druga polowa sierpnia no to jestesmy zmuszeni czekac do 15 Tongue

__________________
moj najlepszy drop

nick: Ghost Dog

jesli cos wygram prosze o ofke w grze


06-08-2009 13:29 monk jest offline Szukaj postów użytkownika: monk Dodaj monk do Listy kontaktów
Ebrmo
Member


Data rejestracji: 26-07-2009
Postów: 30
Klan: Death.V
Kraina: Necropolia
Skąd: racek

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Ojć juz 11;]

ale niewytrzymam 4 dni moze wiecejTongue

__________________
R1-Boohater
11-08-2009 20:38 Ebrmo jest offline Strona domowa Ebrmo Szukaj postów użytkownika: Ebrmo Dodaj Ebrmo do Listy kontaktów Dodaj Ebrmo do twojej listy kontaktowej AIM Screen Name of Ebrmo: WANC YIM Account Name of Ebrmo: wanc Zobacz profil MSN Ebrmo
luknwpl
Newbie


Data rejestracji: 01-04-2009
Postów: 1
Klan: Parias
Kraina: Necropolia
Skąd: ns

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

dziś 15...

mój 1 post

__________________

Ten post był edytowany 5 raz(y), ostatnio edytowany przez luknwpl: 15-08-2009 17:56.

15-08-2009 17:52 luknwpl jest offline Szukaj postów użytkownika: luknwpl Dodaj luknwpl do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Proszę o niespamowanie w moim temacie...

Weny u mnie nie pogonicie a jedynie stresów mogę się nabawić! Frown
Rozdział jest już w 95% ukończony, nie ma jednak czasu by wklepać to wszystko na kompa... Bądźcie bardziej cierpliwi. Happy
pozdrawiam. Big Grin

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584
16-08-2009 01:19 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
olo_nr1
Newbie


Data rejestracji: 13-11-2008
Postów: 4
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia

RE: "Łowcy smoków" Proszę o komentarz! Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

superSmile )))))))))))))))) genialne pióro pan masz Smile
18-08-2009 08:25 olo_nr1 jest offline Szukaj postów użytkownika: olo_nr1 Dodaj olo_nr1 do Listy kontaktów
Xardon Lotharra
Junior Member


images/avatars/avatar-15263.jpg

Data rejestracji: 14-04-2009
Postów: 11
Klan: MARATHA
Kraina: Necropolia V
Skąd: 5/521/1 :)

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Świetne! Słów więcej nie trzeba.Big Grin

A może się tak złożymy na wydanie książki, to może pisarzem zostaniesz? Smile

__________________

cytat:
Napisałem kumplowi SMS żeby przyszedł na piwo. Przyszedł szybciej niż raport doręczenia o.O

25-08-2009 12:12 Xardon Lotharra jest offline Szukaj postów użytkownika: Xardon Lotharra Dodaj Xardon Lotharra do Listy kontaktów
Mlodsza
Full Member


images/avatars/avatar-15951.jpg

Data rejestracji: 15-01-2009
Postów: 66
Klan: Szydercy
Kraina: Necropolia
Skąd: się biorą spamerzy?

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Wreszcie udało mi się przez wszystko przebrnąć i jestem pod wrażenie. Widać jak się rozwijasz. A Legenda jest już imponującym opowiadaniem. Świetnie piszesz i to się liczy. Czekam na następny rozdział Legendy.

__________________

Opowiadanie które się podoba
28-08-2009 11:18 Mlodsza jest offline Szukaj postów użytkownika: Mlodsza Dodaj Mlodsza do Listy kontaktów
Syhtar
Newbie


images/avatars/avatar-15546.jpg

Data rejestracji: 10-07-2009
Postów: 2
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Noo..nooo... ^^
Wspaniale wprost idealne..
Normalnie w szkole nic nie chce mi sie czytac ale to... poprostu genialne ^^
trzymaj tak dalej a zostaniesz Prawdziwym PRO ^^ Big Grin

Syhtar = Rathys ^^

__________________
Jesli cos wygram lub sprzedaje pisac:

Necropolia I - andrzej666
02-09-2009 20:00 Syhtar jest offline Szukaj postów użytkownika: Syhtar Dodaj Syhtar do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Rozdział piąty.



W czeluściach piekieł, gdzie spoczywałem,
Przegraną bitwę tocząc z chaosem,
Wezwano me imię i głos ten znałem...
Niczym łańcuchem związany był z mym losem.
A gdy przemówił: Ojcze, ja czekam!
Rycząc w twarz śmierci okowy zerwałem
I krocząc wśród cierpień rzekłem: Uciekam!
Wiedząc, że z zmarłych właśnie powstałem.
I krzyk nagle ucichł dusz potępionych,
A ognie piekielne dokoła przygasły.
Nabrałem powietrza z gór zalesionych,
Widząc w oddali horyzont jasny.





Mym "narodzinom" towarzyszył ból. Był wszechobecny, w najczystszej postaci... Z wielką trudnością otworzyłem oczy. Powieki były tak ciężkie, że po chwili opadły niekontrolowane na dawne miejsce. Wyczułem jakiś ruch po mojej lewej stronie. Ktoś był w tym samym pomieszczeniu. Przez moment zbierałem siły, by spróbować ponownie sprawdzić, kto to był. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem, było drewniane naczynie przystawione do mych ust. W nozdrza wdarł się zapach świeżej, ludzkiej krwi. Piłem łapczywie, czując że z każdą sekundą wyostrza mi się wzrok, a me ciało wchłania życiodajną energię zawartą w kleisto-karmazynowej substancji.
- Witaj, Turok. - usłyszałem głos mojego podopiecznego. Był drżący, cichy i przepełniony nadzieją. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że jesteś znów z nami.
- I ja się cieszę, synu... - przerwałem w połowie zdania, zdając sobie sprawę, że nie jesteśmy sami. Podciągnąłem się rękoma, zmuszając ciało do siadu i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Kilka metrów od łóżka, na którym siedziałem, stał stół. Ściany dookoła były kamienne, udekorowane niedźwiedzimi i wilczymi skórami. Przy wejściu do pomieszczenia, na niewielkim stołku siedział starzec...
- "Już kiedyś go spotkałem" - pomyślałem, szukając w mej wampirzej pamięci jego imienia.
- Witaj, doktorze. - przemówiłem ponownie, rozpoznając w nim Marcusa z wioski nawiedzonej siedem lat temu przez wilkołaki.
- Witaj, Pradawny. - odpowiedział ledwo słyszalnym, drżącym głosem - Witaj i wybacz nam, że doprowadziliśmy do twojej śmierci. Siedem lat temu wzięliśmy sobie do serca twoje cenne rady, jak przetrwać w tym ogarniętym wojnami i niewolnictwem świecie. - przerwał na chwilę, by odpocząć. Widać było, że jego ludzkie życie zbliża się ku końcowi. - Musisz nam, panie, wybaczyć. Gdyby ludzie z patrolu nie usłyszeli twojego imienia wykrzyczanego przez tego oto młodzieńca, straciliby nadzieję na lepsze życie, zabijając swojego wybawcę, jakim niewątpliwie jesteś.
- Dobrze ich wyszkoliłeś. - powiedziałem łagodnym głosem - Ogromnie się cieszę, że Vegecie nic się nie stało. Nie mogę też mieć żalu do ciebie i twoich ludzi o to, że dbacie o swoje bezpieczeństwo.
Vegeta, który do tej pory się nie odzywał, podał mi ponownie miseczkę z krwią mówiąc:
- Masz, pij! Mam nadzieję, że ci smakuje. To krew najwyższej jakości. - wypowiadając te słowa, uniósł dłonie do góry, pokazując mi opatrunki na nadgarstkach. Wytrzeszczyłem oczy i o mało nie zakrztusiłem się krwią.
- Karmisz mnie własną krwią? - wysapałem zaskoczony.
- A co? Nie smakuje? - uśmiechnął się złośliwie. - Chętnych do oddania krwi było wielu. Zresztą wylaliśmy jej kilkanaście litrów na twoje ciało, kiedy wyciągaliśmy z ciebie te cztery kule. - Wyciągnął dłoń w moją stronę, ukazując niewielkie, spłaszczone kawałki ołowiu. - Jesteś tutaj legendą, wiesz? Wszyscy pamiętają, co zrobiłeś dla nich i nigdy ci tego nie zapomną. Uwolniłeś spod jarzma niewolnictwa sześćdziesiąt dziewięć istot. Zabiłeś też wilkołaki dziesiątkujące wioskę. Jesteś bohaterem, ojcze.
- To miło. - powiedziałem, wstając z łóżka. Kręciło mi się w głowie, ale wiedziałem, że i ta niedogodność za chwilę minie. Podszedłem do starca i widząc, że próbuje się podnieść, dodałem - Cieszy mnie to, że udało się tobie, doktorze, odnaleźć bezpieczną przystań wśród tych szczytów. Teraz wiem, skąd wzięły się opowieści o przeklętych górach.
- Rozpuszczenie takich plotek po okolicznych wioskach nie było trudne - odrzekł Marcus - Wszędzie mamy swoich ludzi. Żyjemy w tych górach, zabijając każdego, kto odważy się w nie zapuścić. Jaskinie są naszym domem, a górzyste lasy dają strawę. Witaj w pierwszym wolnym mieście, Wybawco!
- Będę szczęśliwy, mogąc spędzić z wami trochę czasu. - odparłem z powagą.
Starzec spojrzał mi prosto w oczy i kładąc rękę na mym ramieniu powiedział:
- Wszyscy ludzie mieszkający tutaj mają nadzieję, że zamieszkasz z nimi na stałe. Ja także do nich nalezę. - jego głos drżał, gdy to mówił - Niedługo umrę. Zanim to się stanie chcę mieć pewność, że ktoś zadba o to, by w przyszłości rodzaj ludzki miał szansę na godne życie. Ty jako wampir udowodniłeś, że twój gatunek może zmienić swoje nastawienie do ludzi... Pomóż nam, Turok. Jesteś naszym przeznaczeniem. Uratowałeś sześćdziesiąt dziewięć istnień, co zaowocowało po siedmiu latach tym, że w tej chwili w jaskini żyje trzystu ludzi. Z każdym dniem ta liczba wzrasta. Wyrywamy niewolników spod jakże okrutnego, wampirzego jarzma i dajemy im, tak jak ty nam dałeś, dar w postaci wyzwolenia. Przemyśl to, proszę.
- Turok wam oczywiście pomoże. - zapewnił szybko Vegeta, widząc że szczęka mi opadła... Faktycznie zbaraniałem... Pomogłem Marcusowi wstać i razem z Vegetą prowadząc go pod rękę, wyszliśmy z pomieszczenia do głównej jaskini.
Była ogromna... Swobodnie mogłaby pomieścić w swoim wnętrzu małą wioskę. Dookoła skały wybudowane drewniane chaty. Wyglądały tak, jakby projektant postawił połowę domu, opierając dach i całą konstrukcję o skalną ścianę. Takie "połówki" służyły zapewne jedynie do odpoczynku. Środek jaskini tętnił życiem. Każdy mieszkaniec wykonywał jakąś pracę, wkładając w nią całe swoje serce. Z prawej strony siedziało kilkunastu starców i wytwarzało z gałęzi nieznanego mi gatunku drzewa strzały i łuki. Parę metrów dalej inny mężczyzna na wielkiej osełce obracanej korbą przez dwóch młodych chłopców ostrzył zakrzywiony, wielki miecz. Po lewej stronie kilka kobiet uwijało się przy czterech ogniskach, piekąc jelenie i dzika. Jeszcze inna grupka młodych ludzi wyprawiała skóry lub szyła ubrania. Wszyscy byli zorganizowani i pełni zapału. Byłem pod sporym wrażeniem. Vegeta, odgadując moje myśli, powiedział:
- To jeszcze nic! Osada liczy sobie stu dziesięciu zbrojnych w różnego rodzaju broń żołnierzy. Jaskinia ma własne źródło wody i drugie wyjście oddalone od głównego wejścia o jakieś szesnaście kilometrów w linii prostej.
- To jak duża jest ta jaskinia? - zawołałem z niedowierzaniem.
Starzec drepczący między nami, widząc że chłopiec nie zna odpowiedzi na to pytanie, odparł:
- Dokładnie tego nie wiemy. Podejrzewam, że będzie kilkadziesiąt kilometrów korytarzy i wąskich tuneli.
- Nie sprawdziliście tego? - spytałem zirytowany - Przecież tu chodzi o wasze bezpieczeństwo!
- Nie jest tak, jak myślisz. - ton jego głosu wydawał się smutny - Gdy tylko znaleźliśmy tę jaskinię, wysłałem trzech ludzi na zwiady. Co kilka dni wracali, przynosząc mi szkice jaskiniowych tuneli. W międzyczasie wybudowaliśmy w wejściu do pieczary umocnienie, wycinając rosnące w pobliżu drzewa. Z tyłu palisady są specjalne platformy mogące pomieścić około dwudziestu uzbrojonych w łuki obrońców. Mamy też kilka sztuk broni palnej, lecz kończy się nam amunicja... - Marcus zamilkł, by po chwili podjąć opowieść - Pewnego dnia ze zwiadu powrócił tylko jeden człowiek. Był ranny i wyczerpany. Walczyłem o jego życie przez kilka dni. Zanim zmarł, mamrotał w gorączce o jakimś potworze. Myśleliśmy, że najnormalniej majaczy. Rany na jego plecach wskazywały na niedźwiedzia. Gdy umarł, wyznaczyłem czterech najlepszych ludzi, by odnaleźli zwierza i go zatłukli. Byli uzbrojeni w miecze, a jeden w jedyną znaną mi broń mogącą zabić dorosłego osobnika jednym strzałem...
- Strzelba - odgadłem.
- Tak, daliśmy mu najcenniejszą broń w osadzie. Magnuss, bo tak miał na imię jeden ze śmiałków, był najlepszym strzelcem wśród moich ludzi.
- Co się z nim stało? - spytał Vegeta, nie mogąc doczekać się dalszej opowieści. Starzec westchnął ciężko mówiąc:
- Tego nikt nie wie... Z polowania nie powrócił żaden człowiek.
- Niedobrze. Jeśli coś tam jest, lepiej żeby to było martwe. - powiedziałem stanowczo - Jeśli tylko oddacie mi mój sprzęt, jutro wyruszę z kilkoma ludźmi zlikwidować zagrożenie.
Starzec pokiwał głową mówiąc:
- Oczywiście, Vegeta zaprowadzi cię do twojej izby. Tam jest cały twój ekwipunek. O konie nie musisz się martwić. Są pod dobrą opieką.
Rozejrzałem się po jaskini, by stwierdzić, że ludzie przestali wykonywać swoje dotychczasowe prace. Ze wszystkich stron ściągali w moim kierunku. Dwie minuty później stałem otoczony przez kilkusetosobową grupę mężczyzn, kobiet i dzieci. W grocie panowała absolutna cisza. Nie wiedząc jak się zachować, spojrzałem pytająco na starca. Lekarz przemówił:
- Kochani! Od trzech lat szukaliśmy wampira, dzięki któremu możemy dzisiaj chodzić z podniesionym czołem. Nasze patrole, ryzykując życie, zapuszczały się w odległe prowincje w nadziei, że natrafią na ślad Wybawcy. Jak wiecie wszystkie poszukiwania zakończone były niepowodzeniem. Wczoraj los przywiódł naszego przyjaciela w pobliże pierwszego, "wolnego" miasta, a my nieświadomie uśmierciliśmy jedyną życzliwą dla nas duszę na tym krwawym świecie. Jednak Turok w swej wielkiej dobroci wybaczył nam... Zaofiarował też pomoc w zabiciu bestii grasującej w czeluści odległego labiryntu. Żywię wielką nadzieję, że w przyszłości zaopiekuje się nami, dając rodzajowi ludzkiemu szansę na życie w pokoju i szacunku na równi z innymi rasami Necropolii. Niedługo nadejdzie dzień, w którym opuszczę ten świat. Wierzę gorąco, że umrę szczęśliwy, wiedząc że gdy mnie nie będzie, zaopiekuje się wami praworządny i dbający o wszystkich dowódca... - przerwał na chwilę, i patrząc mi prosto w oczy, dodał. - Chciałbym, by tym dowódcą był Turok!
Zatkało mnie po raz kolejny... Ten człowiek zaproponował zebranym tu ludziom, by rządził nimi wampir! Spojrzałem przerażony na Vegetę. Chłopiec uśmiechnął się, widząc moją minę.
- "Przecież ci ludzie byli do niedawna niewolnikami!" - pomyślałem. Byłem pewny, że prędzej mnie zlinczują niż zgodzą się ze słowami szalonego starca...
- Turok! - krzyknął mój podopieczny na całe gardło. W chwili, gdy miałem udzielić mu reprymendy, jaskinią wstrząsnął okrzyk wielokrotnie spotęgowany echem. Z trzystu gardeł wydobyło się moje imię:
- Turok! Turok! Turok!
Stałem w milczeniu oszołomiony siłą tego głosu. Sondowałem ich umysły jeden po drugim, by stwierdzić, że przepełnia ich szczerość, nadzieja i wola walki. Podniosłem rękę do góry, a rozszalała wrzawa ustała prawie natychmiast... Złapałem kilkakrotnie w płuca świeżego powietrza, by odgonić ogarniającą mnie tremę i przemówiłem:
- Dziękuję wam za zaufanie, jakim mnie obdarzyliście. Jestem wampirem... I jako wampir składam wam obietnicę, że póki chodzę po tym świecie, zawsze stanę w obronie tego miasta i jego mieszkańców. Choćbym miał to przypłacić moim istnieniem. - skończyłem przemawiać, jednak gdy cisza, jaka nastała, trwała kolejne długie sekundy, wyciągnąłem w górę zaciśniętą pięść krzycząc - Wytniemy sobie drogę do lepszego życia! Siła i Honor!
Tłum szalał, wiwatując wciąż moje imię. Stojący obok Vegeta krzyknął mi do ucha, mając nadzieję, że go usłyszę:
- No, toś im powiedział, co chcieli usłyszeć...

Reszta dnia upłynęła mi na zwiedzaniu umocnień przy wyjściu do jaskini, jak i tych zbudowanych w jej głębszej części. Kolejny raz musiałem przyznać, że ludzie byli bardzo zaradnym gatunkiem... Palisada oddzielająca "miasto" od ciemnych lochów była tak samo solidna jak brama zewnętrzna. "Skrzydło" grubych na czterdzieści centymetrów pni nie mogło być wkopane w ziemię, ponieważ podłoga była kamienna. Niedogodność tę usunięto poprzez pomysłowe zamocowanie poprzecznych belek w szczeliny bocznych, skalnych ścian. Cokolwiek żyło w zakątkach jaskiniowych czeluści, nie miało najmniejszej szansy na wdarcie się do siedliska ludzi.
Wieczorem, siedząc przy ognisku, obserwowałem Vegeta, jak czyścił lufę swojego AK-47. Chłopak właśnie wymieniał niewielką szmatkę na końcówce wycioru.
- Wiesz, synu? - zagadnąłem - Tak sobie myślę, że lepiej będzie, jeśli zostaniesz z Marcusem. Wolałbym mieć pewność, że jeśli coś pójdzie nie tak, to miasto nie straci zdolnego, wykształconego młodzieńca, który w przyszłości będzie niewątpliwie dobrym przywódcą.
Chłopiec nawet na moment nie przerwał czyszczenia broni, wykonał jeszcze kilka szybkich ruchów wyciorem i wyjął go z lufy, oglądając szmatkę. Z zadowoleniem stwierdził, że jest idealnie czysta i odłożył ją na bok. Dopiero wtedy uniósł głowę mówiąc:
- Turok, ile razy gdzieś wyruszałeś, kazałeś mi siedzieć w naszej chacie, bojąc się o moje życie. - uśmiechnął się - Dobrze wiesz, że jutro wśród wybranych przez Marcusa ludzi nie znajdziesz człowieka, który umiałby w pełni wykorzystać ten karabin. Strzelam celniej nawet od ciebie, mimo że jesteś wampirem...
- Nie o to chodzi, chłopcze. - powiedziałem łagodnie - Oszalałbym chyba, gdybyś zginął. Jesteś jedyną istotą na tym świecie, na której mi zależy bardziej niż na swoim życiu...
- Wiem, ojcze. Chcę, byś wiedział, że po stokroć odwzajemniam to uczucie, jednak musisz zaufać moim snajperskim zdolnościom. Nie możesz w nieskończoność zamartwiać się o moje bezpieczeństwo. Żyję dzięki tobie i nigdy nie spłacę tego długu. Jednak w momencie, kiedy dostrzegłem szansę na to, by rodzaj ludzki mógł wyrwać się spod jarzma nie-umarłych, moje priorytety zmieniły się. Oddam życie, jeśli zajdzie taka potrzeba za mieszkańców tej jaskini. Jeśli los zażąda w zamian takiej zapłaty... Nie darowałbym sobie nigdy wiedząc, że przez moją asekurancką postawę zaprzepaściłbym szansę, jaką dali ludziom bogowie tej krainy. Jutro wyruszę razem z tobą, by upolować nieznaną bestię i nikt ani nic mnie nie powstrzyma...
Spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja zrozumiałem, że nie są to już oczy małego chłopca. Poddałem się i ciężko wzdychając powiedziałem:
- A więc dobrze. - wstałem i odchodząc dodałem - Tylko proszę cię, uważaj na siebie.
Gdy odszedłem już dobrych pięć metrów, usłyszałem za plecami głos Vegety:
- Ja ciebie też kocham, ojcze.
Nie zwolniłem kroku. Udałem się w stronę bramy, by za jej umocnieniami, wśród śnieżnej zamieci, z dala od wścibskich oczu ostudzić szalejący w mej duszy żar spowodowany niedawną rozmową. Dziś oto pojąłem, że mój wychowanek stał się mężczyzną... Stojąc tak samotnie w gęstniejącej ciemności, zatęskniłem do czasów, kiedy mały, ludzki szkrab wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję, by się do mnie przytulić. Te czasy bezpowrotnie minęły, a ja musiałem się z tym pogodzić.

Następnego dnia sprawdziłem ekwipunek przygotowany na wyprawę przez Vegetę. Było tego sporo. Liny, żywność, lampy oliwne, koce i granaty... Co do tych ostatnich, byłem przekonany, że nie zdadzą egzaminu. Istniało duże prawdopodobieństwo, że po ich użyciu cały strop spadnie nam na głowy. Gdy powiedziałem o tym mojemu wychowankowi, uśmiechnął się i drapiąc po głowie, powiedział:
- Od przybytku głowa nie boli.
- Powinieneś też sobie przytroczyć do pasa miecz - upomniałem go - Nie możesz polegać jedynie na broni palnej.
- Myślisz, że od huku karabinu strop też może runąć? - zapytał.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem – Jednak musimy wziąć i to pod uwagę.
- W takim razie wezmę jeszcze łuk - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Może się przyda.
Spojrzałem na niego zirytowany. Młodzieniec, widząc że nie mam od rana humoru, szybko dodał:
- Oczywiście, miecz też wezmę.
Kiwnąłem głową, dając mu do zrozumienia, że zakończyłem dyskusję. Następnie udałem się w kierunku pomieszczenia, w którym poprzedniego dnia przywrócono mnie do nie-życia. Zastałem tam Marcusa, który oczekiwał na moje przybycie.
- Witaj, pradawny. - rzekł cicho - Chciałbym przedstawić ci towarzyszy podróży, których wybrałem z sześćdziesięcioosobowego grona ochotników.
- Witajcie. - pozdrowiłem trójkę młodych, najwyżej trzydziestoletnich ludzi - Mam nadzieję, że znacie ryzyko związane z ekspedycją.
- Znają, Turok, znają. - zapewnił mnie starzec - Cała trójka została wybrana do tego zadania z powodu ich umiejętności, które mogą być przydatne podczas polowania.
Przyjrzałem się ochotnikom. Wszyscy byli młodzi, ubrani w przyzwoite, płócienne ubrania. Spojrzałem na najwyższego, a zarazem najszczuplejszego mężczyznę. Cała prawa strona jego twarzy była zniekształcona. Był to zapewne efekt poparzenia wrzątkiem.
- Skąd masz tę bliznę, chłopcze? - zapytałem.
- Nazywam się Bigboy, panie. - odpowiedział młodzieniec, dając mi do zrozumienia, że wolałby, bym zwracał się do niego po imieniu - Jakieś sześć lat temu pracowałem przy wytwarzaniu oliwy do lamp w niewielkiej wampirzej wiosce. Pewnego dnia wybuchł pożar... Kiedy po ugaszeniu wytwórni znaleziono mnie wśród ruin, wampiry stwierdziły, że nie ma sensu mnie ratować. Na ich polecenie zostałem wywieziony poza osadę i wrzucony do dołu służącego na co dzień za wysypisko odpadów. Leżałem tam, czekając na śmierć, szarpany przez zlatujące się na posiłek kruki... Znalazł mnie patrol zwiadowców wysłany przez Marcusa na rekonesans. Ocknąłem się tutaj... Jeśli trzeba, oddam życie za ludzi żyjących w tej jaskini.
- Miejmy nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. - powiedziałem do niego - No dobrze, Bigboy. Powiedz mi jeszcze coś o swoich umiejętnościach, dzięki którym zostałeś wybrany do tej ekspedycji.
Mężczyzna uśmiechnął się i podszedłszy do wielkiego, zrobionego z grubych, dębowych desek stołu, podniósł leżący na nim łuk i przewiesił go sobie przez ramię mówiąc:
- Trafię w cel wielkości jabłka z odległości pięćdziesięciu metrów niezależnie od tego, czy jest nieruchomy, czy gna jak szatan w wybranym kierunku. - jego zeszpecona twarz pojaśniała dumą.
- Nieźle. - powiedziałem - A jak ci idzie w walce na miecze?
- Radzę sobie jakoś - rzucił krótko.
- W takim razie witaj w drużynie. - uśmiechnąłem się, przesuwając w stronę stojącego obok niewysokiego grubaska - A tobie jak na imię? - zapytałem zaciekawiony - Wyglądasz raczej na kucharza niż na miejscowego zabijakę.
Niewielki, łysiejący mężczyzna zachichotał najwyraźniej rozbawiony moją uwagą. Podniósł ręce na wysokość wydatnego brzucha i klepiąc się po nim, rzucił wesołym głosem:
- Bo tak było, panie. Byłem kucharzem całe życie. Zwą mnie Maciej. Kiedy zabito moją żonę, uciekłem z córką w te góry, by chociaż przez kilka dni móc żyć na wolności zanim pożrą nas duchy "gór przeklętych". Natknęliśmy się na czujki oddalone o sześć kilometrów stąd i tak oto tu trafiłem.
- Kucharza nam nie potrzeba. - stwierdziłem - No chyba, że posiadasz inne umiejętności...
Przysłuchujący się rozmowie starzec odpowiedział, wyprzedzając tym drapiącego się po brzuchu mężczyznę:
- Maciej jest pomysłodawcą zamocowań przy wewnętrznej palisadzie. Mieliśmy z tym spory problem. Jest także projektantem kuszy wielobełtowej zainstalowanej na bramie głównej. Broń ta jedną salwą wysyła ponad trzydzieści bełtów. Jeśli ktokolwiek wejdzie w jej piętnastometrowy zasięg strzału, gorzko pożałuje... Maciej jest zdolnym wynalazcą.
- A tam, zdolnym. - żachnął się grubasek - Skoro kusza strzela jednym bełtem, to sobie pomyślałem, że po paru przeróbkach mogłaby równie dobrze strzelać trzydziestoma. Zrobiony egzemplarz jest oczywiście większy, ale z naciągnięciem cięciwy nie ma już problemów. Zastosowałem specjalny kołowrót ułatwiający tę czynność...
- A walczyć umiesz? - spytałem z nadzieją.
- Nieźle radzę sobie z nożami. - zachichotał - W końcu taki mój kucharski fach!
Pokręciłem z niedowierzaniem głową, myśląc że to będzie naprawdę dziwna ekspedycja. Spojrzałem na trzeciego ochotnika i pełen podziwu rzekłem:
- Masz nadzwyczajnie rozbudowaną sylwetkę... - brakło mi słów.
Stojący przede mną mężczyzna był tak mocno zbudowany, że mimo niewielkiego wzrostu ważył więcej ode mnie. Jego ręce, umięśnione niczym bochny chleba, spoczywały na wielkim, dwuręcznym toporze. Szerokie barki i byczy kark świadczyły o wielkiej sile.
- "Szkoda, że to tylko człowiek" - pomyślałem.
W całej Necropolii wiedziano bowiem, że nawet najsilniejszy z ludzi nie sprostałby w walce z nie-umarłym. Śmiertelni nie mieli takiej mocy co zdrowy, przeciętny wampir. Mimo wszystko te zwały mięśni zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
- A ty, byczku, jak się nazywasz? - tradycyjnie zacząłem od tego pytania. Siłacz spojrzał na mnie, przechylił głowę na bok i... nic nie odpowiedział. Spojrzałem na Marcusa, nie wiedząc, o co chodzi. Starzec uśmiechnął się wyjaśniając:
- Nasz przyjaciel nazywa się Solo. Jak zauważyłeś, nie jest zbyt rozmowny. Jest za to bardzo silny i oddany sprawie. Pięć lat temu zgłosił się z szóstką innych mężczyzn do eksperymentu, jaki chciałem przeprowadzić na ludziach... Mam w posiadaniu książkę z czasów dawnej cywilizacji z opisami, jak stworzyć z roślin i innych mieszanek lek mogący wymusić nadnaturalny rozrost tkanki mięśniowej. Z tych wszystkich ludzi, którym zaaplikowałem dawkę specyfiku, przeżył tylko Solo... Turok, proszę, nie patrz tak na mnie. Musisz zrozumieć sytuację, w jakiej wtedy byliśmy. Potrzebowaliśmy żołnierzy, ludzi, którzy byliby w stanie sprostać wampirom w walce wręcz. Od tego eksperymentu zależał los mieszkańców tej jaskini... Cena, jaką zapłaciliśmy, była wysoka. Zmarło sześciu młodych mężczyzn, a ja do końca życia będę miał na sumieniu ich niewinne dusze. Jedynie Solo przeszedł kurację bez jakichkolwiek objawów utraty zdrowia. Uparł się, by brać coraz większe dawki toksycznego leku. Dzisiaj jest gotowy, by stanąć oko w oko z pradawnym...
- Chciałbym zobaczyć próbkę jego umiejętności - powiedziałem szczerze zaciekawiony.
Solo, słysząc moje słowa, spojrzał na starca. Gdy ten zezwalająco kiwnął głową wskazując toporny, dębowy stół, błyskawicznie nachylił się nad nim, uderzając powierzchnię blatu otwartą ręką... Grube na sześć centymetrów deski, poddając się ogromnej sile, strzeliły na wszystkie strony. Byłem zdumiony widząc, z jaką łatwością siłacz zdemolował mebel. Cios, jaki wyprowadził, powaliłby nawet nie-umarłego! Kiwnąłem z uznaniem głową mówiąc:
- Jeśli równie łatwo będziesz radził sobie z przeciwnikiem, to mogę zapewnić ciebie, że zyskasz sobie mój szacunek.
Atleta kiwnął nieznacznie głową, przyjmując komplement ze stoickim spokojem. Jego twarz nie zmieniła się ani odrobinkę. Cały czas była posępna niczym kamienny głaz. Tak więc, zebrawszy tę jakże oryginalną drużynę, mogłem udać się po swój ekwipunek. Wszyscy mieliśmy spotkać się za trzydzieści minut pod wewnętrzną palisadą, w której znajdowała się niewielka brama zaryglowana na co dzień dębową belką. Naszą piątkę odprowadzał tłum ludzi, którzy porzucili codzienne czynności, by życzyć nam szczęśliwego powrotu i dodać otuchy przed czyhającym w ciemnych korytarzach niebezpieczeństwem.
Kiedy byliśmy dobrą godzinę drogi od ludzkiej osady, nasz kucharz poprosił o krótką przerwę. Spojrzałem na niego z dezaprobatą i kiedy już miałem mu to wytknąć na głos, grubasek wyjaśnił:
- Pozwoliłem sobie w nocy na mały eksperyment, biorąc od Marcusa worek z ziołem, na co dzień nazywanym "świecącą paprocią". Roślina była stosowana przez naszego lekarza przy ostrych zatruciach jako środek wywołujący wymioty. Jednak po całkowitym wysuszeniu i sproszkowaniu przestawała wydzielać fluoroscencyjne światło... Dodałem do tego proszku żywicy i po zrobieniu malutkich kulek wysuszyłem wszystko nad ogniskiem. W rezultacie otrzymałem kilkaset twardych kuleczek, które nawet przy niewielkiej ilości światła jarzą się zielonkawym kolorem.
- I co? Będziesz rzucał w przeciwnika kulkami? - zażartował Bigboy, który oświetlał korytarze lampą oliwną.
- Nie. - zaśmiał się Maciej - Ale jeśli rzucę taką kulkę na ziemię... - mówiąc to zademonstrował wszystkim, co miał na myśli... - kiedy będziemy wracać, z łatwością odnajdziemy drogę do miasta.
- Ciekawe. - powiedział Vegeta, klepiąc grubaska po ramieniu - Niegłupio to sobie wymyśliłeś.

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584

Ten post był edytowany 3 raz(y), ostatnio edytowany przez Grax33: 15-09-2009 22:33.

10-09-2009 07:03 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Ruszyliśmy w dalszą drogę, co chwilę odwracając się, by widzieć niewielki żarzący się zielenią blask żywicznej kuleczki...
Następne kilka dni wędrowaliśmy ciemnymi korytarzami, mając za towarzyszy jedynie nietoperze, których tysiące zamieszkiwały w jaskiniowych podziemiach. Droga nie sprawiała większych trudności, dzięki mapom sporządzanym przez poprzednie zwiady, jakie wysyłał strzec. Nie traciliśmy czasu na kluczenie wśród często rozwidlonych korytarzy. Czasem zdarzało się, że przejście było bardzo wąskie, zmuszające naszą piątkę do posuwania się na kolanach. Na szczęście były to tylko krótkie odcinki, za którymi mogliśmy swobodnie się wyprostować. Czwartego dnia dotarliśmy do niewielkiej groty rozjaśnionej promieniami dnia wpadającymi do środka przez półtorametrowy skalny wyłom.
- To tutaj kończy się szlak naniesiony na mapy. - powiedział Vegeta, przyglądając się szkicom - Jak myślisz, Turok, możemy chyba sobie zrobić dłuższą przerwę zanim wejdziemy w obszar korytarzy nie naniesionych na mapę?
- Oczywiście. - odparłem - Możemy wypocząć, ale jeden z nas powinien czuwać, by w razie zbliżającego się niebezpieczeństwa zaalarmować pozostałych. Kto się zgłasza na ochotnika?
Nie musiałem długo czekać. Solo zrzucił plecak i oddalając się w stronę ciemnego korytarza, powiedział niskim, dźwięcznym głosem:
- Za trzy godziny niech ktoś mnie zmieni.
Szczęka mi opadła. Nastała cisza, którą gdy tylko mięśniak się oddalił, przerwał Vegeta:
- A niech to! - szepnął zaskoczony - Byłem pewny, że Solo jest niemową!
- Eee... ja też! - przyznałem.
Usłyszałem śmiech. Odwróciłem się w stronę, skąd dobiegał. Maciej i Bigboy nie żałowali sobie... Grubasek, siedząc na plecaku i chichocząc raz po raz, zawołał:
- Nikt nigdy nie mówił, że nasz siłacz jest niemową! - kolejna salwa śmiechu rozniosła się po jaskini - Po prostu chłop jest bardzo oszczędny w słowach...
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, po czym rozłożyliśmy się wygodnie na pościelonych kocach, by odpocząć od trudów wędrówki. Kiedy prawie godzinę później, nie mogąc zasnąć, usiadłem wsłuchując się w równomierne chrapanie towarzyszy, do mych uszu dobiegł dźwięk cichych kroków od strony niezbadanej części tunelu. Wstałem, podnosząc leżące koło mojego posłania demoniczne miecze i udałem się w kierunku siłacza. Kiedy doszedłem do wielkiego stalagmitu, przy którym spodziewałem się zastać Solo, okazało się, że go nie ma...
- "Gdzie on się włóczy?" - pomyślałem - "Już ja mu dam w kość!"
W tej samej chwili usłyszałem metaliczny dźwięk tuż za załamaniem korytarza. Zacząłem się skradać, unosząc jednocześnie miecze do pozycji obronnej. Wychyliłem się nieznacznie zza rogu, sprawdzając co znajduje się w dalszej części korytarza. Sześć metrów dalej zobaczyłem stojącą na ziemi lampę oliwną. Obok niej leżał Solo. Mężczyzna, ciężko dysząc, czołgał się w moją stronę, wkładając w tę czynność resztki sił... Podbiegłem do niego i stwierdzając, że w zasięgu wzroku nie ma żywej duszy, pochyliłem się nad siłaczem.
- Co ci się stało? - zapytałem cały czas wpatrując się w jaskiniowe czeluście.
- Uważajcie... - syknął młodzieniec takim głosem jakby walczył z niewyobrażalnym bólem. Nachyliłem się i pomogłem mu wstać... Oparł się o ścianę i zaczął powoli unosić głowę w taki sposób jakby robił to ostatkiem sił. To, co ujrzałem, sprawiło, że włos stanął mi dęba... W świetle jaśniejącej bladym światłem lampy dostrzegłem twarz siłacza. Cała jej powierzchnia pokryta była nabrzmiałymi żyłami. Były nienaturalnie ciemne, wpadające w szarozielony odcień. Jego prawy policzek posiadał dwa niewielkie nacięcia, z których sączyła się lepka, turkusowa wydzielina. Jednak najgorsze były oczy... Niegdyś brązowe, teraz pokryte śluzowatym bielmem... Przytrzymałem go mocniej czując, że zaczął osuwać się na ziemię
- Co jest grane!? - krzyknąłem wyraźnie przestraszony.
- Pająki! - szepnął, tracąc świadomość - Wielkie, pieprzone pająki...
Tego było za wiele. Przerzuciłem nieprzytomnego osiłka przez ramię i pognałem w stronę rozłożonego obozowiska. Gdy dobiegłem na miejsce, wszyscy już byli na nogach.
- Co się stało? - krzyczeli na zmianę.
- Zamknąć się i słuchać! - przerwałem stanowczym głosem - Bigboy i Vegeta, postawcie lampę przy wejściu do korytarza. Jeśli cokolwiek zobaczycie, macie to zabić! - widząc, że posłusznie wykonują rozkazy, zwróciłem się do Macieja:
- Rozpal ogień i zagrzej w manierce wody. Trzeba rannemu przemyć tę ropiejącą ranę na policzku.
Kiedy grubasek zaczął się uwijać przy ognisku, pochyliłem się nad mężczyzną, chcąc przyjrzeć się dokładnie ugryzieniu. Mocno napuchnięty policzek zdawał się pulsować... Żyły w kolorze szarozielonym rozchodziły się po całej twarzy, tworząc wzór pajęczej sieci z najciemniejszym punktem w miejscu ugryzienia. Sama rana nie była wielka. Wstałem z posłania, na którym leżał Solo i odwracając się w stronę Macieja, powiedziałem:
- Naszemu przyjacielowi pozostało w najlepszym razie parę godzin życia... Znasz się może na ukąszeniach?
- Niestety. - odparł zrezygnowanym głosem - Może Marcus mógłby pomóc...
- Zanim doniesiemy rannego z powrotem do osady, miną trzy dni i noce. Musimy działać teraz. - odparłem zirytowany sugestią kucharza - No dobra, daj mi tę wodę i jakąś czystą szmatkę.
W chwili, gdy to mówiłem, poczułem jak coś złapało mnie za nogę. Spojrzałem w dół... To była wielka dłoń siłacza. Myśląc, że oprzytomniał i chce mi coś powiedzieć, pochyliłem się nad nim. To, co się stało, zaskoczyło mnie! Jeszcze przed chwilą umierający, teraz zerwał się z posłania, łapiąc mnie za szyję, by w następnej chwili szarpnąć mocno w dół. Wytrzeszczyłem oczy, czując że lecę na kamienną posadzkę... Solo był szybki i strasznie silny... Dwie sekundy później siedział na mnie okrakiem, dusząc obiema rękoma. Złapałem go za nadgarstki, próbując bezskutecznie rozerwać śmiertelny ścisk. Patrzyłem w jego wypełnione śluzowatym bielmem oczy. Były straszne. Pochylał powoli głowę, zbliżając się do mojej twarzy, a z jego ust razem z cieknącą obficie śliną wypłynęły słowa:
- Zginiesz pradawny! A twoje flaki będą zdobić pajęczynę mojego nowego pana... Zaniosę mu w hołdzie twój mózg... Bo wielbić Ceesta chcę przez wieki! - zaśmiał się chrapliwym głosem i pełen zwycięstwa dodał - Nadchodzi dzień, w którym wielki Arachne Ceest wyjdzie z ukrycia ze swoją armią, a wtedy wszystko, co chodzi po tym świecie, zginie w jego pajęczej sieci... Cała Necropolia, wszystkie ludzkie osady, ptactwo i zwierzęta! - przerwał na chwilę, uwalniając uścisk, by w następnej chwili ryknąć z całą mocą - Nadchodzi bóg zniszczenia Ceest!!!
Cały świat zaczął się rozmywać. Uderzyłem siłacza kilka razy w skroń, lecz moje ciosy nie robiły na nim wrażenia. Usłyszałem potężny huk i poczułem, że cale ciało napastnika wiotczeje... Odepchnąłem go na bok i widząc, że leży nieruchomo, poderwałem się do góry. Dopiero teraz zobaczyłem swojego wybawcę. To był Maciej! Stał nad leżącym, nieprzytomnym Solo z wielką metalową patelnią, przymierzając się do ponownego uderzenia.
- Jednak twoje umiejętności kucharskie na coś się przydały. - powiedziałem, próbując rozładować napiętą sytuację.
- Dziękuję, przyjacielu, za uratowanie mi życia. Chyba już wiem, z czym mamy do czynienia. Pomóż mi związać naszego towarzysza, zanim dojdzie do siebie.
- Moja najlepsza patelnia! - powiedział smutno grubasek. Po czym odrzucił między skały wygięty przedmiot i zaczął szukać w plecaku rzemieni i troków...
Dziesięć minut później spoglądaliśmy we dwóch na siłacza, którego ciało owinięte było kokonem zrobionym dla naszego bezpieczeństwa ze wszystkich rzeczy, jakie mogły w tej chwili posłużyć do unieruchomienia nadludzko silnego mężczyzny.
- Musimy przenieść "więźnia" i ekwipunek do miejsca, w którym nasi przyjaciele pełnią wartę - powiedziałem.
Kucharz skinął głową, zgadzając się ze mną. Schylił się po najbliżej leżący plecak i pognał w stronę posterunku. Kiedy doszedłem za nim na miejsce, dźwigając ciało nadal nieprzytomnego Solo, Maciej kończył właśnie streszczać Bigboyowi i Vegecie naszą niedawną przygodę. Widziałem w oczach mojego wychowanka strach, którego nawet nie próbował ukryć. Podszedł do mnie wzruszony i nic nie mówiąc, objął z całych sił... Odwzajemniłem uścisk, szepcząc mu do ucha:
- Musisz być dzielny, chłopcze. Nic mi nie jest... Nie pozwól, by nasi towarzysze zwątpili w nas i cel tej misji. Damy radę... Zobaczysz.
- Wiem, ojcze, wiem... - szepnął Vegeta i odchrząkując głośno, odwrócił się do pozostałych członków ekspedycji - No dobra. - powiedział - Macie jakieś pomysły, jak walczyć z tym Ceestem, pająkami i całą resztą tych cholernych potworów?
- Najpierw trzeba ustalić co z Solo. - powiedziałem - Wiemy już, co się z nim stało... Został ukąszony przez pająka. Na początku myślałem, że jest to jakaś nieznana odmiana jaskiniowych pająkowatych. Dlatego powiedziałem, że ukąszony umrze... Teraz jestem pewny, że gdzieś w tych korytarzach żyje Arachne. Jest to stworzenie niezwykle niebezpieczne. Kiedyś, gdy jeszcze jako młody wampir wstąpiłem w szeregi klanu Date, usłyszałem historię o grupie śmiałków, którzy w asyście kilkunastu ludzkich niewolników poszli zapolować na to stworzenie...
- Zabili potwora? - zapytał Vegeta.
- Tak. - odpowiedziałem - Z ekspedycji powróciło zaledwie dwóch pradawnych i jeden niewolnik. Opowiadali o wielkich, włochatych pająkach. W obozie, jaki rozbili w Pajęczych Lasach, jeden z niewolników "oszalał", zabijając trzech ludzi. Oczywiście, zdołano go zabić i nie przerwano poszukiwań "pajęczego boga". Jednak na następnym postoju sytuacja się powtórzyła. Tym razem zginęło pięciu ludzi i wampir! Sprawcą morderstwa było dwóch ugryzionych godzinę wcześniej ludzi. Rozstawiono wzmocnione straże. Na agresora nie musieli długo czekać. Około północy wszyscy zerwali się z posłań zaalarmowani krzykiem strażnika. Wampir został ukąszony w szyję, lecz pomimo rany zdołał zabić pająka. Został związany na własną prośbę, mówiąc że słyszy jakiś wewnętrzny głos nakazujący mu wymordować własnych braci. Przeżył. Rano okazało się, że pajęcza wydzielina wpuszczona w krwioobieg nie-umarłego nie zadziałała w taki sam sposób jak w przypadku śmiertelnych... Pradawny w pełni kontrolował własne poczynania, a jego twarz poza niewielką opuchlizną nie była zeszpecona.
- A głosy? - zapytał Bigboy - Czy wampir nadal słyszał głosy?
- Tak. - powiedziałem - Dar, jaki zdobył, pomógł w późniejszym czasie zabić stworzenie, które nasłało na nich swoje "dzieci".
- Ładne mi dzieci... - szepnął Maciej, nachylając się i przypatrując siłaczowi.
- On mówi o pająkach. - pouczył go Vegeta - To one były "dziećmi" Arachne, prawda Turok?
- Oczywiście. - przytaknąłem - Potwór posiadł moc kontrolowania umysłów "słabych istot", które zostały ukąszone. W ten sposób pozyskiwał nowych żołnierzy do swojego gniazda.
- Brr... - wzdrygnął się kucharz - Jak wygląda taki Arachne?
- Jest wielki... - zamilkłem na chwilę, by zebrać myśli - Od pasa w dół wygląda jak monstrualny pająk.
- Jak to od pasa w dół? - nie wytrzymał grubasek - Chcesz powiedzieć, że to nie jest wielki, włochaty, brzydki i wiecznie głodny pająk?
- Wieki, brzydki i wiecznie głodny na pewno. - odrzekłem - Z tym, że górną część ciała ma humanoidalną.
- Czyli, że ludzką? - dopytywał się mój podopieczny.
- Tego nie wiem... - ich pytania zaczęły mnie już męczyć - Przyjmijmy, że podobną. - uciąłem krótko.
- Ojcze? - zapytał niepewnie Vegeta.
- Tak?
- Powiedziałeś, że w zabiciu bestii pomógł fakt, że jeden z wampirów został ugryziony...
Kiwnąłem potwierdzająco głową. Oczy chłopca zrobiły się wielkie jak talary. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, przełknął ślinę i zapytał:
- Chyba nie chcesz dać się ukąsić pająkowi, prawda? Nie zrobisz tego?
- W życiu! - wrzasnąłem cienkim głosem.
Przez ułamek sekundy wszyscy spojrzeli na mnie głupawo... Zrobiło mi się nieswojo. Byłem zły na siebie, że zareagowałem w ten sposób na zadane przez chłopca pytanie...
- Eee... zaskoczyłeś mnie tym pytaniem. - przyznałem się, czując że uszy mi się czerwienią...
Młodzieniec odetchnął z ulgą. Pozostali towarzysze też przestali wstrzymywać powietrze.
- To, co zrobimy? - zapytał Bigboy - Ochotników brak, więc jednym słowem mamy przerąbane!
Uśmiechnąłem się do towarzyszy mówiąc:
- Mamy ochotnika. Myślę, że świetnie się do tego nada!
Wszyscy podążyli w kierunku potężnego siłacza... Zapanowała absolutna cisza, którą przerwał Maciej:
- Ale on nie jest pradawnym! Sam powiedziałeś, że jad nie działa tylko na wampiry.
- Masz rację. - przytaknąłem - Dlatego postanowiłem, że jeszcze dzisiaj przemienię Solo w mojego wasala!
- Nie podoba mi się ten pomysł! - powiedział Bigboy - Nie można zmienić człowieka wbrew jego woli...
Wyjąłem zza pasa niewielki sztylet. Obróciłem go rączką w stronę oponenta mówiąc:
- W takim razie weź ode mnie nóż i go zabij!
- Co? Dlaczego? - mężczyzna cofnął się o krok wystraszony - O co ci chodzi?
Stojący obok Vegeta ubiegł mnie z odpowiedzią:
- Chodzi o to, że jeśli Turok go nie przemieni, Solo nigdy już nie będzie sobą.... Musicie zrozumieć, że to jedyna szansa, by nasz przyjaciel ozdrowiał. W przyszłości moce, jakich nabędzie, przydadzą się nam wszystkim! Przecież wszyscy wiemy, że jako człowiek zrobiłby wszystko, by pomóc wiosce. Dlaczego uważacie, że jako wampir nie będzie nam pomagał? Spójrzcie na Turoka! Jest wampirem i jednocześnie przyjacielem ludzi. Solo będzie miał wolną wolę... I będzie żył...
Bigboy wymienił się spojrzeniem z kucharzem, a gdy ten kiwnął głową, powiedział:
- Dobrze... Co mamy robić?
- Wy pilnujcie tunelu, a ja zajmę się naszym przyjacielem...
Pochyliłem się nad ciałem siłacza z zamiarem wypicia jego krwi. W chwili, kiedy wgryzłem się w jego tętnicę, poczułem palące pieczenie w ustach. Zerwałem się z klęczek, wypluwając żrącą krew na posadzkę. Zakląłem siarczyście.
- Co jest...? - nie skończyłem zdania, widząc że Vegeta spojrzał w moją stronę.
- "Najwyraźniej krew nie nadaje się do spożycia" - pomyślałem, ponownie klękając przy "ochotniku".
Wyjąłem niewielki sztylet, którego wcześniej nie przyjął ode mnie Bigboy i przeciąłem nim żyły na obydwu nadgarstkach nieprzytomnego Solo. Krew trysnęła rytmicznym strumieniem, barwiąc jaskiniową posadzkę na niezdrowy, turkusowo-karmazynowy kolor. Obserwując w milczeniu, jak uchodzi życie z tego silnego, młodego człowieka, zastanawiałem się, co powiem moim kompanom, jeśli przemiana się nie uda... Mówiąc im o przemianie Solo w wampira nie wspomniałem o najważniejszym... Jako pradawny dobrze wiedziałem, dlaczego wampiry czystej krwi, czyli tacy, którzy rodzili się z tym darem, rzadko decydowali się, by przemieniać człowieka. Każdy wybraniec powinien odznaczać się wyjątkową odpornością psychiczną. Ludzie tacy byli często wybierani spośród setek nieświadomych kandydatów. Wszelkie przejawy depresji i impulsywności dyskwalifikowały potencjalnego biorcę. Takie zabezpieczenia spowodowane były wieloma doniesieniami o atakach dopiero co przemienionych nie-umarłych na wszystkie istoty żyjące w Necropolii. W większości przypadków wampiry naznaczone piętnem szaleństwa ginęły w pierwszych tygodniach swojego nie-życia...
- "Będzie dobrze". - pomyślałem, podciągając skórzany rękaw kurtki.
Uniosłem rękę do ust i przegryzłem nabrzmiałą żyłę na nadgarstku. Potem pochyliłem się nad Solo i otwierając mu usta pozwoliłem, by krew cieknąca z mojej dłoni znikła w jego ciele. Dwie minuty później korpus siłacza zaczął drgać w konwulsjach.
- Starczy ci tej uczty. - szepnąłem, czując że zaczyna mi wirować w głowie.
Spojrzałem na nadgarstki siłacza. Zakażoną krew cieknącą z rany zastąpiła czysto czerwona posoka. Sięgnąłem po przygotowane wcześniej płócienne pasy leżące przy ciele i owinąłem nimi rany młodzieńca. Wstałem, widząc że Solo przestał się ruszać. Odwróciłem się do towarzyszy obserwujących wejście do schodzącego w dół korytarza.
- Jeden z was będzie go pilnował! - zawołałem zmęczonym głosem - Jak tylko się obudzi, powiadomcie mnie o tym.
Odpiąłem przytroczony do pasa bukłak z krwią i pijąc z niego, obserwowałem idącego w moją stronę Macieja. Niósł ze sobą kilka strzał. Spojrzałem pytająco:
- Postanowiłem, że w międzyczasie przymocuję tuż za grotami strzał nasączone oliwą szmaciane tampony. odpowiedział grubasek - W tych korytarzach jest za ciemno. Jeśli zajdzie taka potrzeba oświetlimy sobie przeciwnika, wbijając mu w dupsko parę płonących strzał!
- Świetny pomysł. - powiedziałem - Tylko pilnuj Solo, by go nic więcej nie ugryzło. Ja muszę się położyć. Troszeczkę przesadziłem z krwiodawstwem. Obudź mnie za parę godzin.
- Oczywiście, kładź się! - odrzekł kucharz. Po chwili dodał z uśmiechem - Ciebie też popilnuję.
Położyłem się obok na kocu i od razu usnąłem...

- Wstawaj! Solo się wybudził! - głos Macieja był wyraźnie podniecony - Spałeś ponad pięć godzin.
Podniosłem się z posłania, patrząc na siłacza. Leżał spokojnie, wpatrując się w skalny sufit. Kiedy usiadłem przy nim, stwierdziłem, że na jego twarzy nie było już śladów ukąszenia. Solo był blady, co było całkowicie normalnym zjawiskiem u wampira.
- Witaj, pradawny! - zagadałem - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że zdecydowałem się poddać ciebie przemianie. Nie było innego wyjścia, przyjacielu...
- Wiem. - odpowiedział siłacz - Z dwojga złego wolę być... - tu przerwał na chwilę, szukając odpowiedniego słowa - twoim bratem.
- Jesteś nim. - zapewniłem go - I jak się czujesz jako "nowo urodzony"? - zażartowałem.
- Czuję straszny głód. - odpowiedział - Uwolnisz mnie?
- Oczywiście! - skinąłem na grubaska, a ten od razu zaczął rozwiązywać rozmaite linki i troki, którymi wcześniej obwiązaliśmy chorego. Gdy rozsupłał ostatni węzeł, mruknął do swojego przyjaciela:
- Mam nadzieję, że mnie nie chapniesz...
Solo uśmiechnął się mówiąc:
- Raczej nie. Chociaż muszę przyznać, że ładnie pachniesz.
- Ojejku! - pisnął Maciej cicho i odsunął się od młodego wampira.
Dopiero po chwili, gdy usłyszał mój śmiech, zrobiło mu się głupio. Popatrzył na Solo i nie kryjąc zażenowania, powiedział:
- Przez chwilę zwątpiłem w naszą przyjaźń. Wybaczysz mi, Solo?
- Nie przejmuj się. - odpowiedział siłacz wstając. - Sam sobie za bardzo nie wierzę... Nie dość, że słyszę cały czas jakieś głosy, to jeszcze to przeszkadza mi w mówieniu - wyszczerzył się, odsłaniając dorodne uzębienie z nadzwyczaj dobrze rozwiniętymi nawet jak na wampira siekaczami.
Podeszliśmy w trójkę do kompanów pilnujących wejścia w głąb niezbadanych korytarzy. Vegeta z Bigboyem nie krył wzruszenia z faktu, że Solo jest cały i zdrowy. Kiedy już się wyściskali, podałem wampirowi opróżniony do połowy bukłak mówiąc:
- Masz i napij się... Musisz zregenerować siły przed czekającą nas walką. Opowiedz nam przy okazji, jak doszło do tego niefortunnego ukąszenia.
Solo pociągnął solidny łyk życiodajnego trunku i wycierając usta w rękaw, zaczął opowiadać:
- Poszedłem na posterunek zgodnie z naszymi ustaleniami. Trzydzieści minut później usłyszałem coś w głębi korytarza...
- Pewnie pająki! - nie wytrzymał grubasek.
- Nie! - zdecydowanie zaprzeczył Solo - To był ludzki krzyk. Pobiegłem w tamtą stronę, oświetlając sobie drogę lampą. Minąłem długi korytarz i za trzecim załamaniem zatrzymałem się nad przepaścią, szeroką na jakieś dziewięć metrów. Na jej przeciwległym skraju stał mężczyzna, a wokół niego krążyły cztery, wielkie jak psy pająki.
- Człowiek!? Jesteś pewny? - zapytałem - Może był tylko w połowie człowiekiem? Może to był Arachne?
- To był człowiek! Jestem pewny...- Solo wyraźnie posmutniał. Zmagał się z czymś przez chwilę, a potem wyrzucił z siebie jedno słowo: - Magnuss.
Maciej i Bigboy pobledli. Spojrzeli najpierw na siebie, potem na Solo i z niedowierzaniem pokręcili głowami.
- Nie może być! - rzekł Bigboy - Zdawało ci się! Magnuss zginął w czasie ekspedycji w te regiony ponad trzy lata temu.
- Dajcie mu dokończyć! - przerwałem stanowczo - Dlaczego nie bierzecie pod uwagę, że trzy lata temu ludzka ekspedycja została zaatakowana i zniewolona w identyczny sposób jak Solo? Dajmy mu skończyć!
- To był Magnuss. - powtórzył jak echo siłacz - Stał tam otoczony pająkami. Ocierały się o niego, wydając z siebie dziwne, klekoczące odgłosy, na które im odpowiadał w identyczny sposób. Potem przemówił do mnie. Mówił, że trzy lata temu, kiedy przeprawiali się przez tę przepaść, zerwała się lina i wszyscy jego towarzysze zginęli. W ten sposób został pozbawiony możliwości powrotu do domu. Jadł nietoperze i pił wodę z podziemnych źródeł. Zapytałem o pająki, a on zapewnił mnie, że są nieszkodliwe i żywią się nietoperzami... Było ciemno, bo lampa nie oświetlała wszystkiego tak jakbym sobie życzył... Powiedziałem mu, żeby zaczekał, aż wrócę z przyjaciółmi i liną. Kiedy się odwróciłem, okazało się, że pająki nie tylko są strasznie krwiożercze, ale też świetnie skaczą. Jeden wylądował mi na plecach. Zabiłem go, zanim mnie ugryzł. Kiedy spojrzałem na przeciwległy skraj przepaści, następne pająki skoczyły, szybując w moją stronę. Wtedy właśnie zostałem ugryziony w twarz przez kolejne, obrzydliwe monstrum... Jad był silny, a pająk zachowywał się tak jakby nie jadł od miesięcy. Rozerwałem go gołymi rękoma. Złapałem za lampę i topór, i zacząłem uciekać. Gonił mnie śmiech Magnussa...
- Orzesz ty... - jęknął Vegeta - Nie cierpię pająków!!!
- To jest nas dwoje! - przyznał się Maciej - Musimy zabić potwora żyjącego w tych lochach! A Magnussa uratujemy!
- Niby jak? - zapytałem, chcąc upewnić się, że grubasek proponuje przemianę kolejnego człowieka w nie-umarłego.
- Przemienisz go w swojego wasala - odpowiedział z taką pewnością jakby to nie był żaden problem - Dasz radę!
- To nie takie proste. - powiedziałem - Widzisz, przemieniając Solo nie miałem pewności, czy powołam do nie-życia istotę w pełni zdrową umysłowo. Zdarzały się dość częste przypadki, że "nowo narodzeni" mieli poważnie zachwianą psychikę. Zawsze w takich sytuacjach kończyło się to śmiercią.
Zapadła cisza, którą przerwał siłacz:
- Co by nie było, warto zaryzykować. Jeśli o mnie chodzi, wdzięczność moja wobec twojej osoby nigdy nie zostanie spłacona.
- Nie jesteś mi nic winien. - żachnąłem się - Dbaj o ludzi z "wolnego miasta", a będą cię szanować i chronić. Taka jest rola, do której cię powołałem.
- Taki też mam zamiar. - uśmiechnął się - A teraz proponuję pójść i zmierzyć się ze złem mieszkającym w tej górze. Poprowadzę was do gniazda Arachne. Cały czas słyszę jego krzyk. Gość jest nieziemsko wkurzony.

Plecaki postanowiliśmy zostawić w obozowisku. Wyjęliśmy z nich tylko przedmioty, które naszym zdaniem miały przydać się w czasie przeprawy przez strome urwisko i w czekającej nas bitwie. Wyjąłem ostatni bukłak z krwią, mając nadzieję, że wystarczy on dla mnie i Solo, by wyleczyć nasze ewentualne rany odniesione w przyszłości. Kląłem w duchu siebie za to, że pozwoliłem Vegecie wziąć udział w tej niebezpiecznej wyprawie. Był w końcu jeszcze taki młody... Patrzyłem na mojego podopiecznego, wyczuwając jego strach. Tuszował go jak tylko umiał, jednak ja nie dałem się oszukać. Maciej i Bigboy także się bali, jednak jako dorośli przedstawiciele ludzkiej rasy wiedzieli o ryzyku, zgłaszając się do zadania. Solo, który szedł jako pierwszy, był poza moim zasięgiem. Zeskanować wampirzy umysł umieli jedynie najstarsi Necropolii. Po kilkunastu minutach doszliśmy do miejsca, gdzie znalazłem na wpół przytomnego siłacza. Prowadzący nas wampir zatrzymał się. Unosząc dłoń, dał nam sygnał, byśmy zrobili to samo... Minąłem ludzi i podchodząc do niego, spytałem:
- Co się stało?
- Ceest wysłał przeciwko nam swoje pajęcze potomstwo... - odparł nerwowo Solo - Proponuję stawić im czoła nad urwiskiem. - gdy to mówił, potrząsał co chwilę głową, jakby chciał się pozbyć natrętnego jazgotu nawiedzającego go od chwili ugryzienia.
- Daleko do urwiska? - zapytałem.
- Kilkanaście metrów za tym zakrętem - wskazał na ostre załamanie korytarza - Tam będzie wyjście na niewielką skalną półkę.
Ruszyliśmy znowu, przyspieszając z każdym krokiem. Wiedząc, że jesteśmy już prawie u celu, powiedziałem:
- Vegeta i Bigboy, macie stać po obu naszych bokach. Strzelajcie do pająków, jak tylko się pokażą po drugiej stronie urwiska. Jeśli coś się przedostanie na naszą stronę, ja i Solo zajmiemy się tym.
- A co ja mam robić? - zapytał biegnący za nami Maciej.
- Ty będziesz pilnował, by mnie i siłaczowi nikt nie dobrał się do tyłka! Zrozumiałeś?
Najwyraźniej zrozumiał, bo skinął głową i wyjął zza pasa dwa wielkie, kuchenne noże... Wbiegliśmy na skalną półkę w chwili, gdy pierwszy pająk przeskoczył na naszą stronę i wylądował na kamiennej posadzce dwa metry od nas... Zanim zdążyłem do niego doskoczyć, by rozłupać go moim mieczem, zobaczyłem jak w jego kierunku leci ostry niczym brzytwa nóż kucharza. Ostrze wbiło się w wielki odwłok pająka, zatapiając po samą rękojeść. Nie miałem czasu na pochwalenie Macieja, bo kolejne monstra szybowały w naszą stronę, skacząc z przeciwległej strony przepaści... Usłyszałem wystrzał z AK-47 i zobaczyłem, że wiszące nad naszymi głowami stalaktyty drżą niespokojnie... Kolejne dwa pająki odrzucone siłą rozpędzonej kuli spadły w przepaść. Także Bigboy trafił z łuku jednego włochatego osobnika, przybijając go do ściany. Stworzenie przez dobrych kilkanaście sekund jeszcze się szamotało, by w końcu spocząć w bezruchu.
Kolejna fala olbrzymich, włochatych stawonogów wypełzła z czerniejącej otchłani. Stworzenia te nie zdradzały strachu, skacząc w akompaniamencie wszędobylskiego klekotu... Kolejne strzały nie zatrzymały wielonogiego wroga. Pająki atakowały nas zewsząd, łypiąc złowieszczo kilkunastoma oczami. Po kilku minutach bezskutecznego szturmu zmieniły taktykę... Zaczęły skakać nie na nas, lecz na ścianę pod nami i powyżej nas. Zrozumiałem, że tym razem to ja i Solo będziemy mieli sporo roboty... Dwie sekundy później spod naszej półki zaczęły wyłaniać się pierwsze włochate bestie. Uderzyłem mieczem i ze zdziwieniem ujrzałem, że pająk, któremu oddzieliłem łeb od reszty odwłoka, nadal zmierza w moją stronę. Wzdrygnąłem się i poprawiłem drugim ciosem. Zielona posoka strzeliła obficie, brudząc nogi siłacza. Wampir nawet tego nie zauważył... Był zajęty rozłupywaniem pajęczej nawałnicy swoim potężnym toporem. Machał nim lekko to z prawej, to z lewej strony, za każdym razem skutecznie trafiając czarną bestię. Kiedy już myślałem, że wyłaniająca się z za skalnej krawędzi pajęcza armia nie ma końca, jej szeregi zaczęły rzednąć... Przyspieszyłem, z nadzieją nacierając mieczami na futrzane istoty. Nie umiałem powiedzieć, ile udało mi się odrąbać włochatych kończyn i łbów. Po prostu się pogubiłem... Zdyszany patrzyłem, jak Solo rozdeptuje ostatnie kulejące ścierwo, które uciekło spod mojego miecza. Wtedy usłyszałem krzyk Vegety:
- Maciej!
Spojrzałem w kierunku kucharza. Jego ciało spoczywało tuż pod ścianą. Wyglądało to tak jakby siedział, opierając się o nią plecami... Jego szkliste oczy patrzyły na nas bez smutku czy strachu. Widziałem w nich dumę i chęć walki. Walki, która skończyła się śmiercią. Na jego piersi spoczywał potężny pająk, którego nieszczęśnik zdołał ukatrupić swoim wielkim, kuchennym nożem. Staliśmy tak wszyscy w ciszy, nie mogąc zrozumieć, jak do tego doszło, że nikt nie zdołał go ochronić. Pierwszy otrząsnął się mój wasal, który odrzucił olbrzymie ścierwo stawonoga, odrywając go od martwego wynalazcy. W brzuchu pierwszej śmiertelnej ofiary ekspedycji widniała dziura, z której uszła, mieszając się z pajęczym jadem czerwona krew. Staliśmy bezradni, oddając hołd mężnemu przyjacielowi. Ciszę przerwał Solo, który wziął leżącą obok zwłok linę:
- On się zabił... - powiedział w sposób tak oczywisty jakby to widział.
- Co ty gadasz? - jęknął z niedowierzaniem Vegeta - W jego oczach zobaczyłem łzy...
- Zabił się... - powtórzył jak echo atleta - Kiedy to ścierwo na niego skoczyło i go ugryzło, Maciej świadomie wbił w jego powłokę całe ostrze kucharskiego noża. Przebił nim pająka i siebie prawie na wylot. Zrobił to celowo, by nie dopuścić do takiej samej sytuacji, w jakiej ja się znalazłem tuż przed przemianą...
- Musimy go pochować... - zaczął Bigboy, jednak zdecydowanie zaprzeczyłem.
- Nie! Nie mamy czasu na chowanie zmarłych! - ściszyłem nieco głos i dodałem - Zrobimy to dopiero, gdy zabijemy Arachne! Albo raczej, jeśli... - gdy to mówiłem, Solo zaczął właśnie kręcić nad głową liną, na której końcu znajdowała się metalowa kotwiczka.

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584
10-09-2009 07:38 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Przez kilka sekund wirowała nad nim, by po chwili wystrzelić na drugą stronę przepaści... Kiedy spadła pomiędzy dwa, leżące obok siebie, olbrzymie głazy, wampir szarpnął mocno i czując opór, naciągnął linę. Drugi jej koniec przywiązał do wielkiego stalagmitu, jaki znajdował się przy wejściu do tunelu, skąd przyszliśmy.
- Powinno wytrzymać - powiedział siłacz, zapraszając mnie gestem, bym spróbował jako pierwszy przejść na drugą stronę.
- No dobrze, czas na nas. - rzekłem, schyliwszy się po niewielką torbę kucharza, w której znajdowało się jeszcze sporo zielonkowatych kulek - "Może się jeszcze do czegoś przydadzą" - pomyślałem.
Złapałem rękoma linę i powoli zacząłem się przemieszczać na drugą stronę przepaści, skąd niedawno wylazła cała masa klekoczących morderców. Gdy dotarłem bezpiecznie na miejsce, wyciągnąłem z pochwy miecze i ruszyłem w kierunku metrowego wyłomu w skale. Za moimi plecami słyszałem Bigboya instruującego Vegetę, jak bezpiecznie przedostać się na drugą stronę. Nie odwróciłem się, by zobaczyć, jak sobie radzi. Byłem pewny, że nie będzie z tym miał najmniejszych problemów. Po chwili młodzieniec dołączył do mnie, mówiąc:
- Dlaczego nie idziemy dalej?
Uciszyłem go, przytykając palec do ust i nakazałem gestem, by się cofnął za kamienie, o które Solo zahaczył kotwiczkę. Chłopiec posłuchał natychmiast, ściągając przewieszony przez ramię karabin. Ukląkł za głazem i wycelował w stronę ziejącego czernią otworu. Kiedy upewniłem się, że mój podopieczny jest bezpieczny, ponownie zacząłem skanować istotę skrywającą się w zakamarkach jaskini. To był na pewno człowiek! Odwróciłem się i skinąłem na Bigboya, który po przejściu na tę stronę wraz z Solo, stał w pobliżu Vegety i czekał na moje rozkazy. Oszpecony mężczyzna zbliżył się bezszelestnie i dał znak, skinąwszy głową, że jest gotowy do współpracy. Pokazałem na jego łuk i strzałę z olejowym tamponem. Sam wyjąłem garść zielonych kulek i robiąc zamach, cisnąłem je do środka pomieszczenia. Po kilku sekundach nasłuchiwania powtórzyłem operację, wyrzucając kilka garści żywicznego wynalazku zrobionego przez nieżyjącego Macieja. Bigboy, zrozumiawszy o co mi chodzi, wyjął z bocznej kieszeni kurtki zapałki i podpalił czubek strzały. Tampon, nasączony uprzednio w oliwie, zapłonął jasnym ogniem. Skinąłem głową i szykując się do skoku, nakazałem szczupłemu mężczyźnie wystrzelić płonący pocisk. Bigboy puścił cięciwę, a strzała, jęcząc cichutko, poszybowała do wnętrza czeluści, by w ułamek sekundy później wbić się w wapienny strop jaskini. Wtedy właśnie wskoczyłem do środka. Blask w pomieszczeniu zaskoczył nie tylko czającego się niecałe trzy metry dalej przeciwnika, ale i mnie. Wyprostowałem się widząc, że oprócz mnie i wyłaniającego się zza głazu mężczyzny, w tej części groty nie ma nikogo.
- Jak ci na imię? - zapytałem, by upewnić się, że mam do czynienia z Magnussem.
Dwie sekundy później byłem już pewny, że mam przed sobą byłego mieszkańca "wolnego" miasta. W moją stronę wystrzeliła bowiem myśliwska dwururka, wznosząc wokół nas obłoki dymu... Skoczyłem szczupakiem w bok, unikając śmiercionośnego spotkania z rojem lecących kul... Zerwałem się natychmiast z ziemi w momencie, gdy agresor, krzycząc coś w niezrozumiałym dla mnie języku, wyprowadzał cios tą samą strzelbą, używając jej tym razem jako maczugi. Wzniosłem demona, zasłaniając się przed uderzeniem i wyprowadziłem kopnięcie w okolicę mostka. Broń poleciała na ziemię, a jej właściciel znieruchomiał na wystarczająco długi czas, bym mógł go związać. Przez otwór wskoczyli towarzysze podróży. Zbliżyli się do budzącego się więźnia. Bigboy pochylił się nad nim i kneblując mu usta, powiedział:
- Witaj, stary przyjacielu! Na razie muszę cię uciszyć, ale gdy wszystko już się
zakończy i z twych oczu zejdzie to... to bielmo, będziemy mogli sobie porozmawiać jak za dawnych czasów...
- Tutaj go zostawimy - powiedziałem i podniosłem wzrok, patrząc na dogasającą strzałę tkwiącą w stropie - Niedługo wejdziemy do głównej pieczary Ceesta. Proponuję więc zastosować tę samą taktykę.
- Masz, synu. - oddałem chłopcu torbę z żywicznymi, świecącymi kulkami - Jak tylko wejdziemy do groty, wysypiesz w stronę potwora resztę kulek i schowasz się za najbliższy głaz lub cokolwiek innego mogącego cię osłonić. Stamtąd będziesz prowadził ostrzał. To samo Bigboy... Postaraj się atakować człowieczego pająka. Z drugiej strony za każdym razem podpalaj tampony przy strzałach. - podałem mu lampę oliwną mówiąc - Masz, odpalaj od lampy, byś nie tracił czasu na zapalanie zapałek.
Solo przysłuchujący się do tej pory powiedział:
- Mamy dwie lampy, więc z oświetleniem nie powinno być problemu. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się - Mam nadzieję, że skurczybyk zdechnie ze strachu na zawał, zanim go znajdziemy... - potrząsnął głową i powiedział - Ja cały czas go słyszę... Boi się, ale będzie z nami walczyć, bo na czymś mu zależy... Chroni czegoś...
- Domyślasz się czego? - zapytał Vegeta.
- Nie mam pojęcia. - mruknął siłacz, marszcząc brwi i potrząsając ponownie głową.
Ruszył w stronę kolejnego korytarza. Dwadzieścia minut później weszliśmy do ogromnej jaskini, w której walało się pełno kości i kawałków różnego rodzaju oręża. Cały sufit, z którego zwisały zwykle stalaktyty, pokryty był gęstą, białą pajęczyną. Tak samo wyglądały ściany. Wśród pajęczyn można było dostrzec wysuszone ludzkie ciała. Były ich całe dziesiątki. Poskręcane i wysuszone leżały porozrzucane po podłodze w wielkich i mocnych niczym sieci pajęczynach. W powietrzu unosił się stęchły zapach zepsutego mięsa i wilgotnej gleby. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był brak jakichkolwiek oznak życia.... Żadnych nietoperzy czy jaskiniowych szczurów, które towarzyszyły nam na co dzień podczas podróży przez podziemne tunele. Zatrzymałem się tuż przed wielką pajęczyną mówiąc:
- Jesteśmy u celu. Nie widzę tylko potwora. Bądźcie ostrożni, bo on gdzieś tu jest i z pewnością zaatakuje.
Vegeta, nie spuszczając palca ze spustu, powiedział:
- Ta jaskinia jest równie wielka jak nawa w osadzie. Myślisz, że damy radę znaleźć w niej bestię?
- Na pewno. Solo wskaże nam miejsce, w którym się chowa. – mówiąc to, spojrzałem na siłacza.
Stał, ściskając nerwowo ciężki, dwuręczny topór. Jego blada twarz skierowana była ku stropowi, który znikał w morzu gęstej pajęczyny.
- On jest wszędzie... - rzekł cicho, z trudem przełykając ślinę - Słyszę, jak do mnie mówi, szydzi i straszy. Raz jest z prawej strony, a zaraz potem z lewej... Musimy go sprowokować, żeby się ujawnił.... Mogę wystrzelić parę płonących strzał w różne strony jaskini... Zawsze jest nadzieja, że go oświetlimy. - mówiąc to, wyjął parę strzał przygotowanych do podpalenia.
Vegeta też nie próżnował. Zaczął garściami wyjmować żywiczne kulki z woreczka i rzucał je we wszystkie strony. Pierwsza płonąca strzała poleciała w stronę odległej ściany jaskini... Jako wampir widziałem w ciemności dużo lepiej niż ludzie, jednak teraz widoczność utrudniały wszędobylskie pajęczyny. Kiedy strzała doleciała i uderzając w skałę, spadła na ziemię, przez moment zrobiło się nieco jaśniej. W całej jaskini na kilka sekund rozbłysły świecące kulki.
- Nie widzę go! - zgrzytnął zębami Solo - Bigboy, spróbuj strzelić jeszcze raz, ale tym razem chcę, abyś spróbował podpalić tamten wielki kokon. - mówiąc to, pokazał na olbrzymi, wiszący jakieś dwadzieścia metrów nad naszymi głowami zlepek nici. Miał około dwóch metrów długości, a z jego prawej strony wystawała wysuszona ludzka noga... Kiedy uświadomiłem sobie, że patrzę na żłobek Arachne, dreszcz przebiegł mi po plecach. Zaczynałem się naprawdę niepokoić. Bigboy odpalił od lampy następną strzałę... Kiedy strzelił w kokon, ogień zaczął oblizywać zeschłe ciało, zwiększając blask z każdą sekundą.
I wtedy go zobaczyłem!!! Jego wielką czarną postać... Siedział niecałe dwa metry od płonącego, pulsującego kokonu. Pajęczy i na swój sposób piękny... Najczystsze zło, jakie kiedykolwiek widziałem. Monstrualne kończyny były mocno owłosione, a z włosia tego wyrastały ostre jak kolce wypustki. Nogi wrastały w potężny odwłok, nie różniący się zbytnio od odwłoków pajęczych dzieci, które nas zaatakowały kilkadziesiąt minut wcześniej. Potężne barki i wydatna niczym u atlety klatka piersiowa wpadały w szary odcień. Ceest posiadał cztery ręce, lecz tylko dwie wyglądały jak ludzkie. Para rąk znajdująca się nieco niżej była bardziej umięśniona, zakończona potężnymi dłońmi... Jednak twarz była piękna... Szara, pozbawiona jakiegokolwiek owłosienia kontrastowała z resztą ciała. Niewiadomej płci regularne rysy i mocna zaciśnięta szczęka sprawiały wrażenie, że już kiedyś go widziałem... A oczy... Oczy wielkie i całkowicie czarne niczym węgiel odbijały ogień z płonącego kokonu... Potrząsnąłem głową... Co jest? Ten Arachne najwidoczniej posiada jakąś zdolność hipnozy! Nie mogłem poruszyć rękoma. Tak było do czasu.... Świst strzały przeciął stęchłe powietrze i całą jaskinią wstrząsnął niewiarygodny pisk. Potrząsnąłem głową, by stwierdzić, że czar prysł. Spojrzałem w prawo na Bigboya, który jakimś cudem słał w górę kolejną strzałę. Zacząłem dochodzić do siebie. Mój podopieczny schylił się po karabin, który najwyraźniej upuścił podczas hipnozy. Solo wstał z klęczek, jednak nie bardzo wiedział, co robić, bo przeciwnik siedział wysoko na sklepieniu jaskini. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że moje miecze leżą na ziemi. Kiedy się schyliłem, żeby je podnieść, zauważyłem kątem oka, że ciało Bigboya uniosło się do góry. Poderwałem się, by złapać go za nogi, jednak było za późno...
Ceest był niebezpieczny, a my nie wiedzieliśmy, jak z nim walczyć. Z jego potężnej dłoni kolejny raz wystrzelił słup lepkiej pajęczyny, trafiając mnie w prawy bark. Arachne cofnął kończynę, pomagając sobie drugą parą rąk zwijać pajęczą pułapkę. Unosiłem się w zastraszająco szybkim tempie wprost w wielkie łapy stworzenia, które było niewątpliwie bardzo silne. Jednak nie spanikowałem. Czekałem cierpliwie na odpowiedni moment, ściskając w lewej ręce demoniczny miecz. Kiedy byłem zaledwie trzy metry od potwora, ten skończył właśnie zwijać sieć, na której końcu wisiał unieruchomiony Bigboy. Pajęczy stwór złapał go za nogę i uderzył z całej siły w strop...
- Chciałeś zabić boga?! - jego krzyk przypominał klekot - Podniosłeś rękę na
Arachne?! Zabiję was wszystkich! Jednego po drugim, a potem pójdę tam, skąd was na mnie nasłano!! Zabiję was wszystkich! - to rzekłszy, złapał za głowę bezwładnie zwisającego łucznika i szarpnął z całej siły.
- Nie! - krzyknąłem, dławiąc się krwią ściekającą na mnie z bezgłowego towarzysza podróży. Gniew przepełnił moje serce. Wytężyłem wszystkie siły i wyprowadziłem cios w stronę śmiejącego się Ceesta. Ostrze przecięło powietrze dobre pięćdziesiąt centymetrów od bestii. Był poza moim zasięgiem. Bezradność zaczęła się wgryzać w mą duszę, gasząc zakorzenioną w mej piersi wampirzą siłę, jaka zawsze towarzyszy mi w starciu z przeciwnikiem...

I wtedy usłyszałem śpiew AK-47. Spojrzałem w dół i zobaczyłem mojego wychowanka. Klęczał na jednym kolanie i co parę sekund metodycznie naciskał spust. Arachne wydał z siebie przeciągły pisk, który wwiercał się w mój mózg, zniewalając myśli. W jego tułowiu, w miejscach trafień, pojawiły się niewielkie dziury, z których po chwili wystrzeliła fontanna ciemnozielonej krwi. Ceest, mimo ran, nie starał się uciekać. Dolną parą rąk chwycił grubą na dwa pale, mocną pajęczynę, której drugi koniec wbił się w moje ramię. Następnie szarpnął mocno w prawo, pozwalając bym niczym rozpędzone wahadło uderzył w zwisający ze sklepienia stalaktyt. Spotkanie z wapiennym soplem o mało nie pozbawiło mnie przytomności. Promieniujący ból w okolicy żeber świadczył o wielu złamaniach. Zacisnąłem mocno zęby, czując w ustach własną krew. Byłem pewny, że kolejnego uderzenia mogę nie przeżyć. Pajęczy człowiek zaczął się przemieszczać w głąb pieczary. Poruszanie się po suficie nie sprawiało mu większych trudności. Kiedy się zatrzymał, spojrzał na mnie i oblizując się ryknął:
- Czas zregenerować siły, wampirze! Twe ścierwo wyleczy mnie w parę sekund, a wtedy zejdę na dół, by rozprawić się z twoimi przyjaciółmi! - zaśmiał się, widząc moje daremne próby oswobodzenia - Twojego ludzkiego niewolnika zostawię na sam koniec...
- Nie! - krzyknąłem, robiąc ponownie zamach demonicznym mieczem - Najpierw spróbujesz tego!
Rzucony oręż poszybował w stronę szyi potwora, przebijając umięśnione sploty. Arachne wydał z siebie jęk i chwytając dwoma rękoma za rękojeść, zaczął wyciągać z siebie metrowej długości ostrze.
- "Dzisiaj zginę"... - pomyślałem, widząc że pajęcza bestia wpadła w jeszcze większą wściekłość...
Gdzieś tam w dole mój wychowanek strzelał ze swojego AK. Ceest szarpnął siecią, by kolejny raz uderzyć mną o skały, a potem...

Potem runęliśmy w dół!
Ból, szok, otępienie. To wszystko towarzyszyło mi w chwili upadku. Klęczałem oszołomiony, nie bardzo wiedząc, co się dzieje... Jakaś substancja zaczęła zalewać mi twarz, wyraźnie utrudniając rozeznanie się w sytuacji. Uniosłem dłoń i przetarłem oczy. To była krew. Moja krew! Podniosłem się z klęczek w chwili, gdy podbiegł do mnie Solo. Wampir wziął potężny zamach i uderzył toporem w pajęczą linę, na której więził mnie Arachne. Usłyszałem strzały. Odwróciłem się i zobaczyłem Vegetę opróżniającego kolejny magazynek. Ceest wściekle się miotał. Rzucając przekleństwami, ruszył w stronę młodzieńca, ciągnąc za sobą dwie wyrwane ze stawów kończyny. Zatrzymał się nagle i unosząc potężne ramię, wystrzelił pajęczą siecią. Lepki pocisk trafił w wysłużony karabin ,odrzucając mojego wychowanka dobre dwa metry w tył.
- Nie pozwól mu go skrzywdzić! - krzyknąłem do Solo - Ratuj mojego syna!
Siłacz zaatakował... Pierwsze uderzenie potężnego topora odrąbało pajęczemu bogowi górne ramię. Nie-umarły sprawiał wrażenie jakby szkolono go do walki z takimi przeciwnikami. Umiejętnie unikał ciosów wielkich ramion, by w następnej chwili zadać cios w którąś z kończyn. Arachne, mimo okrutnych zniszczeń, jakich doznał w wyniku upadku oraz z ręki młodego wampira, nie wykazywał najmniejszych objawów zmęczenia. Walka trwała... Udałem się w kierunku nieprzytomnego chłopca. Każdy krok sprawiał mi niewyobrażalny ból. Cały czas rozglądałem się za moim drugim mieczem. Uklęknąłem przy Vegecie i sprawdziłem, czy żyje. Kiedy wyczułem puls, odetchnąłem z ulgą.
- Dość już tego! - warknąłem - Nikt nie będzie krzywdził mojego syna!
Wstałem i podszedłem do stojącej nieopodal świecącej jasnym światłem lampy oliwnej. Podniosłem ją w chwili, gdy Ceest trafił siłacza potężną pięścią w ramię. Siła ciosu była tak duża, że wampir poleciał w bok, dewastując przy okazji pokaźnych rozmiarów wapienny filar. Arachne zawył zwycięsko, podążając w stronę pokonanego przeciwnika. Jego odwłok pozbawiony większości kończyn ciągnął się po ziemi, zostawiając za sobą turkusową maź...
- Zabiję was! - skrzeczał - Zeżrę wasze ciała, a wasza wampirza krew mnie uzdrowi!
Podszedłem bliżej pajęczego boga. Ceest najwidoczniej wyczuł za sobą ruch, bo natychmiast odwrócił się w moją stronę. Przez kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy. Uniosłem lampę i wyszeptałem:
- Wszyscy, którzy próbowali skrzywdzić mojego syna, nie żyją... Dlaczego myślisz, że teraz będzie inaczej?!
Nie czekałem na odpowiedź. Lampa poszybowała w stronę potwora, roztrzaskując się na jego torsie. W ułamku sekundy całe ciało Ceesta stanęło w kłębach ognistych płomieni. Pajęczy bóg miotał się, próbując zagasić trawiący go żar. Smród palącego się ciała zapierał dech w mojej piersi, wywołując kaszel. Cofnąłem się o parę kroków i zobaczyłem Vegetę. Chłopiec siedział na ziemi. Masując kark, przyglądał się umierającemu Arachne. Zbliżyłem się do niego i jęcząc z bólu, usiadłem obok.
- Jestem już chyba na to za stary. - powiedziałem - Wszystko mnie boli, jestem głodny i chyba rusza się mi ząb.
- Ty za stary? - zaćwierkał Vegeta - Nie żartuj! Przecież wy, wampiry, się nie starzejecie...
- No tak... Cholera! Zapomniałem o tym! - zaśmiałem się, czując że zaraz od tego śmiechu odpadnie mi szczęka.
Chłopiec wstał, poklepał mnie po ramieniu i przybliżając dłonie do ust, krzyknął:
- Solo, żyjesz?
Odpowiedź przyszła prawie natychmiast:
- Tak! Ale co to za życie... Czy zamiast plotkować któryś z was przyszedłby tu, żeby nastawić mi ramię?
- Jęczy, czyli nic mu nie będzie. - szepnąłem do chłopca, mrugając porozumiewawczo...
- Słyszałem! - zawołał siłacz, udając że się obraził - Następnym razem, zanim uratuję wasze dupska, dwa razy się zastanowię!
Wybuchnęliśmy wszyscy salwą śmiechu, wpatrując się w dogasające szczątki Arachne. Bestia piekieł, pajęczy bóg, istota zrodzona ze zła, nigdy już nie skrzywdzi żadnego z ludzi.

Zadanie zostało wykonane.

Cały następny dzień spędziliśmy na grzebaniu ciał zmarłych towarzyszy. Ich mogiły wykopaliśmy przy skalnym wyłomie, gdzie wśród śnieżnej zamieci będą spoczywać na wieki. Ofiara Ceesta, Magnuss, który przez trzy lata był pod jego wpływem, został poddany przemianie w nie-umarłego. Opowiedział nam historię o tym, jak ukąszony przez pająka odciął linę nad przepaścią w chwili, gdy przeprawiali się po niej na drugą stronę jego kompani. Powiedział, że nigdy nie zapomni tego, co zrobił swoim bliskim. Było mi go żal, bo mimo przemiany w wampira, pozostały w nim ludzkie uczucia...
Jeszcze tego samego dnia nie-umarły nas opuścił, wychodząc wąską szczeliną w szalejącą, śnieżną zamieć. Miałem jednak niejasne uczucie, że z tym wampirem los jeszcze niejednokrotnie mnie zetknie.

Wieczorem, po opatrzeniu ran, udaliśmy się w drogę powrotną. W czasie wędrówki mój wychowanek, który niósł ostatnią ocalałą, oliwną lampę, od czasu do czasu pochylał się, by podnieść z ziemi świecące zielonkawym światłem żywiczne kulki.
- Musimy wszystkie zebrać. - powiedział - Nie będziemy przecież nikomu zostawiać śladów do naszego miasta...
Tak też zrobiliśmy. Po trzech dniach wędrówki ciemnymi korytarzami doszliśmy do "wolnego" miasta. Stojący na palisadzie wartownik, ujrzawszy nas, wydarł się na całe gardło:
- Wrócili!!! Turok wrócił!
Natychmiast otworzono bramę i wpuszczono nas do środka... Mym oczom ukazały się cztery mogiły wykute w podłożu twardej skały. W jaskini było tłoczno od uzbrojonych we wszelką broń ludzi. Podszedłem do brodatego mężczyzny próbującego zapanować nad wszechobecnym chaosem.
- Co się tutaj stało? - zapytałem, czując że odpowiedź, którą otrzymam, nie będzie wesoła.
Brodaty, szczupły mężczyzna, kłaniając mi się, odpowiedział:
- Panie! Przed główną bramą stoi elitarny oddział siewców śmierci!
Spojrzałem z przerażeniem na mojego wychowanka:
- To pogoń!!!
CDN.

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584
10-09-2009 08:03 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
nieWybREDNA
Triple Ace


images/avatars/avatar-22753.gif

Data rejestracji: 22-12-2006
Postów: 167
Klan: nABK
Skąd: Eversong Forest

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

zajefajne opowiadania
dzis przez nie raczej do pracy sie spoznie Tongue

Siła i Honor

__________________

For the Horde
Przejmę jakas postac na R1
10-09-2009 10:13 nieWybREDNA jest offline Szukaj postów użytkownika: nieWybREDNA Dodaj nieWybREDNA do Listy kontaktów
Mefir
Newbie


Data rejestracji: 02-01-2008
Postów: 6
Klan: MIDIAN
Kraina: Necropolia; Moria III
Skąd: Gniezno

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Czekać trzeba było długo, lecz warto Big Grin
świetne Big Grin zawsze gdy nuda mnie zżera czytam po kolei każde z opowiadań ;]
pozdro Tongue CzarnyAfgan

__________________
R1- rhmir
R9 - Mefir
R13 - Mefirr
12-09-2009 20:30 Mefir jest offline Szukaj postów użytkownika: Mefir Dodaj Mefir do Listy kontaktów
Ewunia
Junior Member


Data rejestracji: 14-11-2007
Postów: 22
Kraina: Necropolia
Skąd: 7-me Niebo

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Nie mnie Ciebie oceniac Smile
Masz dar wspanialy
a my mozemy tylko czekac i zachwycac sie Tym co maluja Twe bezcenne rece
i bezgraniczna fantazja Smile
moge powiedziec tylko

wooooooooooooooooooow

i prosic o dalszy ciag
nie przestawaj
Jestes sola BW dla nas

Sam wiesz jak losy sie tocza tu

Ty mistrzowsko malujesz portrety nam
Pozostan taki nie zmieniaj sie plisss
i pisz Smile
Czekamy Smile
pozdrawiam
gapa BK
ja Smile
13-09-2009 07:52 Ewunia jest offline Szukaj postów użytkownika: Ewunia Dodaj Ewunia do Listy kontaktów
Blight
Full Member


Data rejestracji: 10-08-2009
Postów: 73
Kraina: Moria

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

gdy walczę bronią białą z mistrzem Zazą. Z czym przybywasz bracie?
"bronią białą" brzmi nieco sztucznie jak dla mnie. Wg mnie można wykasować Smile

ich ciała uległy zbyt dużym uszkodzeniom.
"uszkodzeniom." słowo bardziej odnoszące się to rzeczy/przedmiotów. Może lepiej "ich zmasakrowanych.spopielonych ciał nie dało się uratować"

EDIT: zapomniałem o jednym.. brakuje masy przecinków Smile
to tyle jeśli chodzi o łowców Smile Ogólnie bardzo fajnie opowiadanie i ciekawy pomysł.

EDIT2: Zemsta

leżała głowa jednego z braci krwi, kompana wielu wojen, przyjaciela z dzieciństwa. Na pozbawionej reszty ciała głowie - 2 razy głowa. zmień jakoś Smile

Atak był nagły i precyzyjny! Musiałem dostać czymś w głowę, inaczej leżałoby tu sporo trupów! - nie rozumiem tego zdania. Trupy i tak leżą Twoich towarzyszy wiec jeśli chodzi o wrogów to zaznacz to jakoś Happy

i ta końcówka z łzą króla trochę kiczowate i mi popsuło efekt Smile ogólnie dobre opowiadanko.

EDIT3: Bitwa

I wtedy tępo wzrośnie! - ort! tempo Smile

Wtedy im pokarzą co znaczy broń biała w rękach zwinkowca - ort! pokażą i ponownie ta nieszczęsna broń biała. lepiej brzmiało by "ostrze" i "zwinkowiec" nie pasuje do klimatu jak dla mnie.

Dobiegł do pierwszego rzędu gdy - 1-szego rzędu walczących?

Wybacz, o Wielki tak marnej istocie jaką jestem, że ośmielam się swym skromnym zdaniem, naruszyć świetność ołtarza uwielbienia jakim jest cały ten temat.

EDIT4: Legenda cz.1

Mmm trochę mnie to zezłościło ale.. no cóż nie mam się do czego przyczepić. Przy dwóch przypadkach powstrzymała mnie znajoma, twierdząc, że to już by było czepialstwo ^^ Bardzo udana część, różniąca się diametralnie poziomem od poprzednich. Gratuluję..

EDIT5: Legenda cz.2

Uśmierciłem zarządcę w taki sposób, że można było go przywrócić do nie-życia, dając innym pradawnym do zrozumienia, że ukarałem go jedynie za naruszenie mojej godności.
po "nie-życia" dałbym "i jednocześnie dając innym..." coby ten przecinek wyeliminować bo zbyt złożone zdanie tu powstało.

Idź teraz, załatw swoje sprawy związane z tym... padłem - wskazał na chłopca
nie rozumiem tego "padłem" może za głupi jestem, czego nie wykluczam.

Zanim zdążyłem się podnieść z ziemi, upadło na nią następnych dwóch pradawnych.
i zaraz potem jest znów "następnych dwóch" możesz zamienić na kolejne dwie postaci.

Ogólnie też bardzo dobre opowiadanko . I tak jak w pierwszej części, interpunkcje są przez kogoś poprawione tak wiec pozdrowienia i gratulacje dla tajemniczego osobnika/osobniczki bo biorąc pod uwagę poprzednie części, sądzę, że to nie Ty o to zadbałeś Smile

EDIT6: Legenda cz.3 i EDIT:8 (wiek malucha)

Trzyma wysoki poziom, widać sporo włożonego wysiłku. Nie doszukałem się niczego konkretnego chociaż ten malec (nie pamiętam wieku - poprawka w następnej części jest wzmianka. po 7 latach ma ich 14. Wybacz ale 7 latek byłby wielkości tego karabinu i zdecydowanie przydałoby sie to zmienić tzn. jego wiek) trochę to naciągane, że potrafił jednym strzałem trafić w czaszkę wampira. Jak wspomniałeś, sam odrzut mógłby mu złamać bark a z pewnością odrzucić w tył. Seria z karabinu i jakaś szczęśliwa kulka mogłaby trafić ale jego zachowanie jako rasowego snajpera u mnie nie przejdzie ^^

I tu odp dla Zangetsu.. Zgadzam się, że KAŻDEMU się mogą zdarzyć błędy i od tego są ludzie z korekty, którzy te błędy wskazują, by opowiadanie było w idealnej formie a nie, żeby wyśmiać pisarza "o patrz masz tu literówkę, a tu powtórzenie, jesteś beznadziejny <szyderczy śmiech>". Nie piszę tego by kogokolwiek stłamsić i zmieszać z błotem, tylko wyrażam swoją opinię (która nie musi być słuszna) co można by zmienić.

EDIT:7 Legenda cz.4

Z jego ręki wypał miecz. - literówka

__________________
...bo pierw dla własnej przyjemności,
a później dla cudzego oka...

Ten post był edytowany 8 raz(y), ostatnio edytowany przez Blight: 15-09-2009 20:21.

14-09-2009 14:49 Blight jest offline Szukaj postów użytkownika: Blight Dodaj Blight do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

cytat:
Blight napisał(a)
gdy walczę bronią białą z mistrzem Zazą. Z czym przybywasz bracie?

"bronią białą" brzmi nieco sztucznie jak dla mnie. Wg mnie można wykasować Smile

ich ciała uległy zbyt dużym uszkodzeniom.

"uszkodzeniom." słowo bardziej odnoszące sie to rzeczy/przedmiotów. Moze lepiej "ich zmasakrowanych.spopielonych ciał nie dało się uratować"

EDIT: zapomniałem o jednym.. brakuje masy przecinków Smile

to tyle jeśli chodzi o łowców Smile Ogólnie bardzo fajnie opowiadanie i ciekawy pomysł.


EDIT2: Zemsta

leżała głowa jednego z braci krwi, kompana wielu wojen, przyjaciela z dzieciństwa. Na pozbawionej reszty ciała głowie - 2 razy głowa. zmień jakoś Smile

Atak był nagły i precyzyjny! Musiałem dostać czymś w głowę, inaczej leżałoby tu sporo trupów! - nie rozumiem tego zdania. Trupy i tak leżą Twoich towarzyszy wiec jeśli chodzi o wrogów to zaznacz to jakoś Happy

i ta końcówka z łzą króla trochę kiczowate i mi popsuło efekt Smile ogólnie dobre opowiadanko.


To ja też dam Ci radę: Nie noś pracy do domu! Roll Eyes Bo czepiasz się jakbyś w szkole pracował... Napisz coś i wrzuć na forum to sam się przekonasz jak Ci się przykro zrobi gdy jakiś xxxxx zacznie się czepiać przecinków.

Pozdrawiam wszystkich "normalnych" czytelników Big Grin

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584
14-09-2009 15:21 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Anarella
Forum Ace


Data rejestracji: 18-02-2008
Postów: 95
Klan: Transilvania / Assamici
Kraina: Moria; Moria III

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Hahahaha, tak się składa, że pisze^^ i to sporoTongue
Nie rozumiem oburzenia.
Konstruktywna krytyka powinna być wzięta pod uwagę. Poza tym, ja nie widzę tutaj żeby Blight Cię zjechał od najgłupszych, a jedynie podkreślił pewne niedociągnięcia...


Hmm... co najmniej dziwneSmile
____________________________

edit:

a to ja też jestem nienormalna ????? Bo używam znaków interpunkcyjnych ???

__________________
...bo pierw dla własnej przyjemności,
a później dla cudzego oka...

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Anarella: 14-09-2009 15:33.

14-09-2009 15:32 Anarella jest offline Szukaj postów użytkownika: Anarella Dodaj Anarella do Listy kontaktów
Blight
Full Member


Data rejestracji: 10-08-2009
Postów: 73
Kraina: Moria

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

cytat:
Grax33 napisał(a)
cytat:
Blight napisał(a)
gdy walczę bronią białą z mistrzem Zazą. Z czym przybywasz bracie?

"bronią białą" brzmi nieco sztucznie jak dla mnie. Wg mnie można wykasować Smile

ich ciała uległy zbyt dużym uszkodzeniom.

"uszkodzeniom." słowo bardziej odnoszące sie to rzeczy/przedmiotów. Moze lepiej "ich zmasakrowanych.spopielonych ciał nie dało się uratować"

EDIT: zapomniałem o jednym.. brakuje masy przecinków Smile

to tyle jeśli chodzi o łowców Smile Ogólnie bardzo fajnie opowiadanie i ciekawy pomysł.


EDIT2: Zemsta

leżała głowa jednego z braci krwi, kompana wielu wojen, przyjaciela z dzieciństwa. Na pozbawionej reszty ciała głowie - 2 razy głowa. zmień jakoś Smile

Atak był nagły i precyzyjny! Musiałem dostać czymś w głowę, inaczej leżałoby tu sporo trupów! - nie rozumiem tego zdania. Trupy i tak leżą Twoich towarzyszy wiec jeśli chodzi o wrogów to zaznacz to jakoś Happy

i ta końcówka z łzą króla trochę kiczowate i mi popsuło efekt Smile ogólnie dobre opowiadanko.


To ja też dam Ci radę: Nie noś pracy do domu! Roll Eyes Bo czepiasz się jakbyś w szkole pracował... Napisz coś i wrzuć na forum to sam się przekonasz jak Ci się przykro zrobi gdy jakiś xxxxx zacznie się czepiać przecinków.

Pozdrawiam wszystkich "normalnych" czytelników Big Grin



Buuuu teraz to straciłeś w moich oczach Smile Wybacz, że ośmieliłem Ci wytknąć te kilka rzeczy, które MOIM ZDANIEM nie pasują i nie wychwalałem Cię pod niebiosa jak pozostali znajomi i czytelnicy. Zaznaczyłem, że ogólnie opowiadanie mi się podoba i jedynie dałem przykłady co można zmienić, jednak widzę, że ktoś tu nie znosi krytyki "nienormalnych" czytelników a szkoda.. A wiec by stać się normalnym..

Uważam, że jesteś boski a opowiadaniu daję milion pkt na 10 i nie ma tam ani jednego błędu. Happy Skoro taka wypowiedź bardziej do Ciebie dociera to masz.

pozdrawiam


EDIT: dopisz w takim razie, w tytule "proszę wszystkich o POZYTYWNE komentarze" wtedy to będzie dobrze ujęte.

EDIT2: kilka literówek i brak przecinka Happy

__________________
...bo pierw dla własnej przyjemności,
a później dla cudzego oka...

Ten post był edytowany 2 raz(y), ostatnio edytowany przez Blight: 14-09-2009 16:00.

14-09-2009 15:34 Blight jest offline Szukaj postów użytkownika: Blight Dodaj Blight do Listy kontaktów
ZANGETSOU
Newbie


Data rejestracji: 19-08-2009
Postów: 1

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Mi podoba się bardzo. Co z tego, że mogą się zdarzyć jakieś błędy?? Weźcie jakąkolwiek książkę i tez znajdziecie sporo literówek i braków przecinków nawet w wielonakładowym druku. Te opowiadania są super. Jeszcze jakby dorzucić do nich ilustracje wyszedłby niezły komiks za który zbierał byś laury Grax33.

Moje gratulacje talentu!!!
14-09-2009 20:14 ZANGETSOU jest offline Szukaj postów użytkownika: ZANGETSOU Dodaj ZANGETSOU do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Opowiadania takie jak "ADHD", czy "Legenda" są już poddane korekcie. Łowcy, zemsta i bitwa tego nie miały...
Może i faktycznie MÓJ BŁĄD, ale mnie jako prostego chłopaka te błędy nie rażą

Pozdrawiam! Smile

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Grax33: 14-09-2009 21:09.

14-09-2009 20:58 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
pocisk000
Junior Member


Data rejestracji: 28-09-2008
Postów: 10
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia
Skąd: Pern

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Ja powiem tak z każdym opowiadaniem, lub natępną częścią jesteś coraz lepszy i widać to wyraźnie. Co do błędów to każdemu moze się jakiś wkraść nawet i najlepszym, pod wzgledem tresci uważam, że są super więc nieprzejmuj się drobną krytyką tylko pisz dalej bo zawsze znajdą się tacy co jakieś błędy będą wytykać.Więc pisz dalej
pozdrawiam
15-09-2009 12:16 pocisk000 jest offline Szukaj postów użytkownika: pocisk000 Dodaj pocisk000 do Listy kontaktów
Blight
Full Member


Data rejestracji: 10-08-2009
Postów: 73
Kraina: Moria

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Ostatniej części już nie będę poddawał pod korektę, z jednego powodu. Mimo edycji swojego posta szanowny Graxie, jedna osoba zauważyła, że po raz drugi mnie w nim niesłusznie obrażałeś. Twoja wola, jednak jak już po fakcie dostrzegłeś, czytam wszystko i nie wypowiadam się, nie znając całej treści. Ale do rzeczy.. O ile poprzednie opowiadania są naprawdę dobre i daję mocną 7 to legenda w pełni zasługuje na 10. Miło się czyta. Też jestem prostym facetem ale nie boję się wypowiadać jeśli uznam, że coś można zapisać inaczej (lepiej?). I o ile nie zaprzeczam, że masz talent do pisania to jednak Twoje podejście do wytykania sobie błędów, strasznie mnie do Ciebie zraziło. Nie bądź taki zadufany w sobie. Jasne, że miło poczytać te niemal fanatyczne komentarze na temat Twoich opowiadań, bo jest to świetna praca jednak nie pozwól, żeby przez to miejsce kultu (podziękowania za pomysł dla tej JedynejSmile ) woda sodowa uderzyła ci do głowy. Bądź otwarty na krytykę i nie bierz tego jako atak na siebie a jako chęć pomocy. To tyle moich wypocin Smile

pozdrawiam wszystkich "nienormalnych" czytelników

P.S Tu a propos Pociska i tych"zawsze wytykających błędy". Naucz się rozróżniać cel wskazywanych błędów, gdyż w moim przypadku z pewnością nie chodzi by zrazić Graxa do pisania.

__________________
...bo pierw dla własnej przyjemności,
a później dla cudzego oka...

15-09-2009 13:35 Blight jest offline Szukaj postów użytkownika: Blight Dodaj Blight do Listy kontaktów
Bac^
King


images/avatars/avatar-20306.jpg

Data rejestracji: 09-11-2008
Postów: 992
Klan: Night Blood Hunters
Kraina: Moria
Skąd: Łódź

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

hehe wyobraznia duza Smile ale grunt ze ciekawe ! gratulacja Smile btw a co jakby bw bylo az tak rozbudowane ?;p

__________________
Ex Trade Moderator


R2 - Bac - Emerytura
R9 - Bac - NBH
Zbanowany za rozmowki na Sb klanowym Smile
15-09-2009 15:53 Bac^ jest offline Szukaj postów użytkownika: Bac^ Dodaj Bac^ do Listy kontaktów
jill4U
Member


Data rejestracji: 02-05-2008
Postów: 49
Klan: MROK/ABK
Kraina: Necropolia
Skąd: NimfomANIA

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

......i tak oto właśnie z cudownej bajeczki o maleńkim Vegecie i początkowo nudnym nie-życiu TUROKA zrodziła się niczym dziecko znanego poety nowa akcja i wspaniały wątek, który jest owiany GROZĄ!!! Tak moi drodzy, przeczytałam wszyskto od pierwszej litery na ostatniej kończąc! I wiecie co?.......nie wiecie........pierwsze części sa wspaniałe, ale czytając tę część powiem wam , że WARTO!!!!! żałujcie CI, którzy nie czytaliście! Żałujcie, że nie możecie poczuć tych emocji, które z każdym zdaniem się nasilały!. GRAX, Twoje opowiadanie jest CUDOWNE, WSPANIAŁE. Nawet moja wybujała wyobraźnia nie zdołałaby tego, czego Ty dokonałeś pisząc swoje opowiadanie! Ten epizod z POTWORNYMI włochatymi PAJĄKAMI....to po prpstu był fantastyczny pomysł i jak świetnie Ci wyszło wplecienie tego w akcję wampirów z ludźmi! I tak pisząc o tych dwóch rasach poradziłeś sobie z tym bardzo dobrze, pokazałeś nam w sposób bardzo inteligentny, że ludzie i wampiry żyją w Nekropoli tak a nie inaczej, że jedni mają jakieś prawa a drudzy ich mają mniej lub wcale i to wydaje się być na miejscu ale dopasowanie wątka, gdzie ludzie wreszcie wyszli spod jarzma wamirzego i zdołali jakoś samodzielnie funkcjonować.......mało tego, zobaczyłam, że poradziłeś sobie nawet z umieszczeniem TUROKA, wygnanego, gardzonego i odwiecznie poszukiwanego jako WYBAWCĘ! I to czyjego wybawcę! Powiem wam Ci którzy nie czytaliście, że wybawce nędznych ludzi. Ale czy oni sa tacy nędzni? Sami się przekonajcie czytając opowiadanie Graxa.
Twoje opowiadanie Grzesiu jest wspaniała konstrukcją mocnych podwalin odwiecznie wiadomych dla wampirów PRAW oraz PRAW ludzkich, które można w pewien sposób pogodzić naginając to jedne i drugie, byle tylko kierować się umiejętnie swoją intuicją i dobrem. To jest bardzo ciekawe. Prawa te Ty sam stworzyłes pisząc to opowiadanie a to zadanie nie było na pewno łatwe bo pisząc dalej opowieść sam musisz o nich pamiętać by całość miała &#8220;ręce i nogi&#8221;. Jestem na prawdę pod wielkim wrażeniem!Smile

PS. włosy stanęły mi dęba w momencie gdy BigBoy stracił w tak bestialski sposób życie! BRRRRRRR, no nie spodziewałam sie takiego zwrotu akcji a nawet byłam pewna, iz przeżyje do końca tej mrożącej krew w żyłach ekspedycji.

I na koniec jeszcze aby ostudzić wstrętne obrazy pajęczaków i złego do szpiku....kości? bożka Anarche niezły dowcip! To było świetne. Rozluźniające i kojące i miłe zakończenie.....ale tylko zakończenie tego rozdziału. Tak, tak, przypuszczałam, iż już nastąpi smutny koniec twej lektury po tak obfitym rozlewie tego rozdziału....i prosze! Na końcu cudowne&#8221;CDN&#8221;Smile ) no i kolejny uśmiech na twarzy bo wiem, że dalsze losy będą splatały TUROKA z Magnussem! To tez będzie zapewne ciekawe, bo myślę, że Magnuss będzie nietypowym pradawnym....i w ogóle w kilku innych miejscach w tym rozdziale uśmiałąm sie, no poza całą reszta, która trzymała mnie ostro w naięciu!.

..się rozpisałam, ale mogłabym tak jeszcze i jeszcze.....nie mogę się nadziwić Graxiku, Twego wspaniałemu talentowi! Czekam na &#8220;CDN&#8221;! PozdrawiamSmile )


i...
EJJJ, krytykę też sie przyjmujeWink ) mam tu namyśli Blight.Grax nie zrozumiał może od razu Twojego podejściaWink wiem, że pewnie je akceptujeWink to mądry facet!Wink ))
a tak, Blight ma rację nieco.....ja tam bym te rady wzięła do siebieWink i Grax tez to zapewne uczyniWink )
nuuuuu juz dobrze prawda? nie obrażajcie sieWink ) Tongue

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez jill4U: 15-09-2009 17:03.

15-09-2009 17:00 jill4U jest offline Szukaj postów użytkownika: jill4U Dodaj jill4U do Listy kontaktów
hormonwzrostu
Junior Member


images/avatars/avatar-17862.gif

Data rejestracji: 15-09-2009
Postów: 17
Klan: aDeHaDe
Kraina: Necropolia
Skąd: z piekła rodem

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Dla mnie te opowiadanka są jednym słowem ZABÓJCZESmile
Fajny opis świata BW i poszczególnych postaci robi bardzo duże wrażenie..
Czytając kolejne Twoje opowiadanka przenosiłem się myślami do miejsc które opisujesz.
Szczegółowe opisy krwawych bitew.
Splatają wszystko w całość i sprawia to że czyta się twoje opowiadania naprawdę fajnie,czekając na kolejny bieg wydarzeń z zapartym tchem.

Oceniam twoje opowiadanka na 10



A co do krytyki i napisania że coś da się napisać lepiej.
Proszę napisz coś lepiej PANIE KRYTYK!!
A później wytykaj błędy innym.
Nie chodzi tu o postawienie przecinka w odpowiednim miejscu.
To nie jest jakiś konkurs pisarski tylko nasza twórczość Tu się pomysł liczy i wyobraźnia a tych rzeczy akurat tu nie brakuje!!

Chyle czoła GRAXIK.Oby tak dalej czekam na więcej.....................

__________________
(R1)The Crow Big Grin
15-09-2009 18:00 hormonwzrostu jest offline Szukaj postów użytkownika: hormonwzrostu Dodaj hormonwzrostu do Listy kontaktów
jill4U
Member


Data rejestracji: 02-05-2008
Postów: 49
Klan: MROK/ABK
Kraina: Necropolia
Skąd: NimfomANIA

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

nooooo małe wskazówki też sa cenne, ALE czytelników ciekawi...i tutaj uwaga......TREŚĆ! oczywiścieWink ))) tak jak napisała synthol, pochłania je sie jednym tchem, jak świerze bułeczki! które leżały na zapleczu w pracy podczas gdy ja nie mogłam się oderwać od czytania!Jak Grax będzie wydawać tomik to oczywiście poprawi przecinkiWink a co! jest zdolny do tegoWink prawda?
15-09-2009 18:37 jill4U jest offline Szukaj postów użytkownika: jill4U Dodaj jill4U do Listy kontaktów
Blight
Full Member


Data rejestracji: 10-08-2009
Postów: 73
Kraina: Moria

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Panie hormon.. Na 8 opowiadań składających się z tysiąca zdań, ja wskazałem wyłącznie kilka, które uznałem, ze można zmienić by wyglądało to lepiej czy też lepiej się czytało. Uważam, że twój kolega pisze znacznie lepiej ode mnie co nie zmienia faktu, że popełnił kilka błędów, które żaden problem poprawić. Nie rób wiec burzy o coś takiego. Tak konkursem literackim to nie jest ale błędy ort, braki interpunkcji itd psują efekt. To jak zajebisty sportowy samochód z porysowaną karoserią. Niby jest genialnym samochodem, kształty są boskie ale jednak rysy psują nieco wygląd. Jak już pisałem kilka krotnie nie mam nic do jego pomysłu bo jest bardzo fajny. Czytajcie ze zrozumieniem, proszę tylko o to. Od każdej formy literackiej jednak czegoś sie wymaga i powtórzę to raz jeszcze. Nie każda krytyka jest formą ataku na twórce i wytknięcia mu błędów by mu sie zrobiło gorzej. Takie trudne do zrozumienia? Trochę dystansu do siebie.. ufff.

zdrówko

EDIT: Zapomniałem... Jill dwukrotnie Twój kolega dał mi do zrozumienia, ze jakakolwiek próba wskazania mu błędu, wiązać się będzie z posądzeniem o atak na jego boską osobę. Cieszy mnie, ze chociaż Ty podzielasz moje zdanie wśród tego tłumu i rozumiesz w jakim celu to wszystko napisałem. Smile Z całym szacunkiem ale Twojego zdania o nim jednak nie podzielam.

__________________
...bo pierw dla własnej przyjemności,
a później dla cudzego oka...

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Blight: 15-09-2009 20:10.

15-09-2009 20:07 Blight jest offline Szukaj postów użytkownika: Blight Dodaj Blight do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Dajcie już sobie wszyscy na luz... rotfl To jakie kto o mnie ma zdanie, za bardzo mnie nie interesuje i wszystkie tego typu żale będę traktował jako spam!

Jeśli pan Blight odpisuje panu hormonowi, to proponuję, by zrobił to w swoim temacie.



Za wszystkie uwagi serdecznie dziękuję i obiecuję w przyszłości poprawić wszystkie te ortografy, przecinki i literówki, które tak wszystkich rażą! Big Grin Big Grin Big Grin Przepraszam też za to, że jestem wredny, zadufany w sobie i za to, że robię błędy...



Koniec kłótni!!! Happy

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584
15-09-2009 20:42 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Strony (8): « pierwszy ... « poprzednie 3 4 [5] 6 7 następny » ... ostatni » Struktura drzewiasta | Struktura tablicy
Przejdź do:
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » "Łowcy smoków","Zemsta","Bitwa","ADHD" Oraz 6 rozdział "Legenda"(20.03.10) Proszę o komentarz!

Oprogramowanie Forum: Burning Board 2.3.6, Opracowane przez WoltLab GmbH