Przejdź do strony głównej Zarejestruj się Kalendarz Lista użytkowników Członkowie Teamu Szukaj Często Zadawane Pytania
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » "Łowcy smoków","Zemsta","Bitwa","ADHD" Oraz 6 rozdział "Legenda"(20.03.10) Proszę o komentarz! » Witamy gościa [Zaloguj się|Zarejestruj się]
Ostatni Post | Pierwszy Nieczytany Post Drukuj | Dodaj Temat do Ulubionych
Strony (8): « poprzednie 1 2 [3] 4 5 następny » ... ostatni » Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Przeskocz na dół strony "Łowcy smoków","Zemsta","Bitwa","ADHD" Oraz 6 rozdział "Legenda"(20.03.10) Proszę o komentarz! 146 Ankieta - średnia ocena: 8,80146 Ankieta - średnia ocena: 8,80146 Ankieta - średnia ocena: 8,80146 Ankieta - średnia ocena: 8,80
Autor
Post « Poprzedni Temat | Następny Temat »
Dracko
Viking


images/avatars/avatar-9311.jpg

Data rejestracji: 10-10-2006
Postów: 585
Klan: DerG
Kraina: Necropolia II

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

nie wiem co mam napisac
jestes lata swietlne ponad reszta pisarzy z tego forum, toj lekki styl pisania i bogactwo uzywanego jezyka pozwala dokladnie wyobrazic sobie sytuacje i przezywac emocje bohaterow

gratuluje talentu
11-03-2009 20:03 Dracko jest offline Szukaj postów użytkownika: Dracko Dodaj Dracko do Listy kontaktów
Sandro00
Member


Data rejestracji: 09-01-2009
Postów: 31
Klan: Love and Peace
Kraina: Moria VI

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

CDN normalnie jak w anime Tongue mam nadzieje ze sie szybko ukarze kolejny roddzial


a opowiadanie jest niesamowite........jak zwykle Smile

ksiazka by glupia nie byla Tongue
11-03-2009 21:57 Sandro00 jest offline Szukaj postów użytkownika: Sandro00 Dodaj Sandro00 do Listy kontaktów
jill4U
Member


Data rejestracji: 02-05-2008
Postów: 49
Klan: MROK/ABK
Kraina: Necropolia
Skąd: NimfomANIA

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Absolutnie
Bestselerowe
Cudowne
z Dreszczem emocji
Ekscytujące
Fascynujące,
z Grozą,
Harmonijnie zgrane fakty
Innowacyjne,
Jasno odzwierciedlasz to o czym chcesz poinformować czytelnika
Krwiste
Lawina opisów bitwy i świata Nekropoli
Ładne
Mordercze
Na prawdę Exstra
Oszłamiające
Porywające
Rozbrajające
Straszne momentamiSmile
Trzymające w napięciu
Uzmysławiające wielkość Twojej twórczości
Wyobraźnia działa jak oszalała
Zadziwiające



Grax-zabrakło mi literek w alfabecie!żeby określić Twoje CUDO!!!!! Żałuję że nie ma ich więcej, to po prostu jest rewela! Ja będę Twoją maszynopisarką, jak chcesz, Ty wymyślaj teksty ja będę szybko pisać, mam wprawęWink )) a przy okazji będę na bieżąco jak tworzysz, jak widzisz Ty niektóre fakty, jak wszytsko opisujesz, będę chłonęła treść jak świeże bułeczkiSmile Jestem pod wielkim wrażeniem, ba , przypuszczam, że Ty zostaniesz WIELKIM PISARZEM na tym serwie, i wryjesz się w pamięć milionom.....
A ten opis roztrzaskującej się głowy na kawałki.....przechodzi moje wyobrażenia, normalnie aż coś się robi. I ten dzieciak, który znosi tortury....jego siła charekteru! skąd ty masz takie poczucie wyobraźni?! wspaniałe, Opowiadanko to tylko przedsmak całości.....a co ja będę przeżywać czytając dalsze losy....JUż pachnie mi tu NIEOPISANĄ wręcz kombinacją Twoich możliwości twórczych!!! Czekam z utęsknieniem na kolejne dzieje małego Vegety i jego wybawcy. Co spotka ich razem? Czy będą obaj jakiś czas i na ile los ich drogi splącze? Co z małego wyrośnie? Jaki stanie się Turok pod wpłymem człowieczego niewolnka? Jakich uczuć obaj się od siebie nauczą? to jest tylko kilka z nurtujących mnie pytań.Smile wiem że juz wkrótce się o tym przekonamSmile

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez jill4U: 12-03-2009 18:26.

12-03-2009 18:24 jill4U jest offline Szukaj postów użytkownika: jill4U Dodaj jill4U do Listy kontaktów
IIIGIII
Junior Member


images/avatars/avatar-13547.jpg

Data rejestracji: 24-02-2009
Postów: 15

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

ja mysle ze spotkaja niecny charakter juz niedlugo - ale o tym szaaa

__________________

12-03-2009 19:25 IIIGIII jest offline Szukaj postów użytkownika: IIIGIII Dodaj IIIGIII do Listy kontaktów
black_stars
Member


images/avatars/avatar-13487.jpg

Data rejestracji: 04-03-2009
Postów: 35
Kraina: Necropolia
Skąd: Poznań

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

grax czytajac to az mi lezka poleciala Smile

szacunek rotfl

__________________

cytat:
C47 napisał(a)

czy muszę każdemu dziecku powtarzać, że pisze się przez CH? ;] jak już przeklinać to przynajmniej bez błędów, szczególnie tak 'popularne' słowo

13-03-2009 12:22 black_stars jest offline Szukaj postów użytkownika: black_stars Dodaj black_stars do Listy kontaktów
d4mn3d
Newbie


images/avatars/avatar-9654.jpg

Data rejestracji: 26-05-2008
Postów: 9
Klan: no bez nie/stety
Kraina: Necropolia III
Skąd: Rzeszów

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Wieszcz nam sie rozwija i nie przestaje zadziwiaćSmile
mam nadzieje że nigdy Ci nie przejdzie wykorzystywanie wolnego w ten sposób...Smile rewelacyja jak dla mnie, ocalały wampir, ludzkie dziecie.... do czego to zmierzachytry czekam na c.d. Smile

__________________
jak coś wylicytuje, bądź wylicytujesz coś u mnie, daj znać.
r4: mydełkofa

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584
16-03-2009 09:59 d4mn3d jest offline Szukaj postów użytkownika: d4mn3d Dodaj d4mn3d do Listy kontaktów
Ignavis
Newbie


images/avatars/avatar-15538.jpg

Data rejestracji: 08-11-2008
Postów: 3

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

ta część mnie osobiście najbardziej wciągnełaWink i mam nadzieje że dasz znać jak ta część dalsza nastąpi, moze nie powinnam porównywać, ale momentami przypominała mi Gortreka i jego przygody w świecie warhammera;D zwłaszcza jak w tle sobie puściłam
http://www.youtube.com/watch?v=iTEi_PlFEWU&feature=related
ładnie opowiadanie suneło naprzód nawet nie wiem kiedy przeczytałamCrying

dzięki za motywację do czytania;D

__________________

r15 - Ignavis

19-03-2009 18:10 Ignavis jest offline Szukaj postów użytkownika: Ignavis Dodaj Ignavis do Listy kontaktów
pocisk000
Junior Member


Data rejestracji: 28-09-2008
Postów: 10
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia
Skąd: Pern

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Grax jak już kiedyś pisałem dla mnie bomba i czekam na nastempne części, dołącze się do innych że książka z tego była by niegłupia
26-03-2009 22:57 pocisk000 jest offline Szukaj postów użytkownika: pocisk000 Dodaj pocisk000 do Listy kontaktów
Sheenakh
King


images/avatars/avatar-17350.gif

Data rejestracji: 27-03-2008
Postów: 940
Kraina: Necropolia VI; Necropolia IX
Skąd: Inąd

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

masakra...stale utrzymujesz wysoki poziom opowiadań Smile
z przyjemnością tu zaglądam...tylko za zadko sie cos pojawia Big Grin

__________________
r10/r12-Sheenakh



ex- fiolet i zielony
26-03-2009 22:59 Sheenakh jest offline Strona domowa Sheenakh Szukaj postów użytkownika: Sheenakh Dodaj Sheenakh do Listy kontaktów Zobacz profil MSN Sheenakh
Darkhanis
Newbie


Data rejestracji: 13-01-2009
Postów: 1

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Po prostu świetne !!! Po zakończeniu lektury pozostał niedosyt ze nie ma ich więcej. Gratuluje talentu , cytując bohatera Twojego opowiadania wiesz co "zrobić z piórem i kawałkiem papieru" czekam na kolejne odcinki Pleased
28-03-2009 22:37 Darkhanis jest offline Szukaj postów użytkownika: Darkhanis Dodaj Darkhanis do Listy kontaktów
violka
Member


Data rejestracji: 12-05-2008
Postów: 29

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

naprawde swietne ,jestem pod wielkim wrazeniem ,mysle ze bedzie ciag dalszy niedlugo Big Grin -pozdrawiam goraco violka
p.s oby tak dalej
28-03-2009 23:40 violka jest offline Szukaj postów użytkownika: violka Dodaj violka do Listy kontaktów
vegeta1970
Full Member


images/avatars/avatar-15602.gif

Data rejestracji: 21-03-2009
Postów: 71
Klan: DATE
Kraina: Necropolia
Skąd: Poznań/Malbork

Big Grin Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

SUPER!!!! Brat Super!!!!
05-04-2009 22:47 vegeta1970 jest offline Szukaj postów użytkownika: vegeta1970 Dodaj vegeta1970 do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

"Legenda" rozdział 2.

Spieszyłem się...
Wiedziałem, że z klanu Najemnicy Zła wyruszy za nami pościg. Z osady pozwolono mi wyjść jedynie z dwóch powodów... Uśmierciłem zarządcę w taki sposób, że można było go przywrócić do nie-życia, dając innym pradawnym do zrozumienia, że ukarałem go jedynie za naruszenie mojej godności. To było zgodne z wampirzym kodeksem. Drugim powodem wypuszczenia mnie poza palisadę był fakt, że poznali moje imię... Wiedzieli dobrze, że Turoka nie zdoła pokonać w walce byle kmiot. Mieli spore straty po niedawnej bitwie i mimo że część wampirów uda się wybudzić, zajmie im to co najmniej dobę. Następne dwa, trzy dni stracą na znalezienie najemników, chcących zarobić po kilkadziesiąt sztabek złomu z puli 3000 sztuk wyznaczonych za moją głowę w listach gończych rozwieszonych w całej Necropolii. Poruszałem się zarówno w nocy, jak i w dzień. Nie spałem już drugą dobę, szukając wioski, w której mógłbym pozbyć się balastu... Niecałe dwie godziny po rozpoczęciu ucieczki chłopiec zemdlał. Od ran na plecach jego odzież zrobiła się purpurowa. Na początku pomyślałem, by go zostawić. Skuteczne unikanie pogoni z umierającym ludzkim chłopcem na plecach nie wchodziło w grę... Patrzyłem na Vegetę przez dobrych parę minut. Blade policzki i perlisty pot na czole nie wróżyły nic dobrego. Schyliłem się po wątłe ciało, mówiąc bardziej do siebie niż do dziecka.
- Masz szczęście, że jestem uparty. Zostawię cię w jakiejś wiosce lub na ludzkiej farmie i dopilnuję, by otoczono solidną opieką. Nie po to narobiłem sobie tyle kłopotów, byś mi teraz umarł....
Tak więc przerzuciłem ludzkie szczenię przez plecy i podążyłem na zachód z myślą, że gdy nadarzy się okazja, pozbędę się malca i ruszę dalej swoją drogą... Wieczorem dotarłem do niewielkiej wioski kontrolowanej zaledwie przez kilkunastu pradawnych. Mur, którym była otoczona, nie kwalifikował się do kategorii obronnej. Był zbyt niski i spełniał jedynie funkcję zabezpieczającą przed ucieczką licznego inwentarza, jaki hodowano zwykle na farmach. Zbliżając się do bramy, zobaczyłem kilkadziesiąt świeżych mogił. Były to ludzkie pochówki, nie mające żadnych oznaczeń, jakie umieszczano jedynie na wampirzych grobach. Początkowo pomyślałem, że osadę wyniszczyła jakaś epidemia, jednak z błędu wyprowadził mnie brodaty, olbrzymi wampir.
-Witaj, panie. - przemówił dźwięcznym głosem - Zanim wejdziesz w nasze skromne progi, muszę cię uprzedzić, że wioska od jakiegoś czasu jest nawiedzana przez wilkołaki, a my nie jesteśmy w stanie sobie z nimi poradzić... - przerwał na chwilę, wnikliwie mnie oglądając, po czym podjął. - Radzę ci odejść, póki jeszcze jest jasno...
- Nie mogę! - przerwałem mu stanowczo. - Potrzebuję dobrego znachora dla... dla tego szczeniaka. - Spojrzałem na obcego, a widząc jego zdziwioną minę, szybko dodałem: - Nie cierpię spożywać chorego bydła... Lubię mieć zabezpieczenie w postaci nadwyżki świeżej, zdrowej krwi w czasie długich podróży. Zapłacę sowicie za jego wyleczenie.
- Różnych dziwaków widziałem... - zaśmiał się - ale Ty bijesz wszystkich na głowę! Niech i tak będzie! Mamy wśród niewolników jednego, jak w ich gwarze się mówi: "lekarza". Nie spuszczamy z niego krwi, bo dba, by reszta ludzkiego bydła była zdrowa. Zanieś tego... mikrusa do tamtego dużego baraku. Tam się nim zajmą. Mamy kilka pustych chałup, więc możesz którąś zająć.
- Dzięki. - odpowiedziałem. - Jeśli potrzebujecie pomocy, to mogę was wesprzeć w walce z wilkołakami.
- Jakiej walce? - odkrzyknął drwiąco. - Byli tacy, co próbowali. A jakże! Wyszli w nocy patrolować okolice wioski i nie dotrwali do rana. Ich flaki jeszcze wiszą na murku... Resztę spaliliśmy z obawy przed epidemią. Sam widziałeś, wszędzie same mogiły.
- Mam pewne doświadczenie w ubijaniu tych bestii - odparłem.
- O proszę... - zaśmiał się osiłek, waląc zaciśniętą ręką w swoją kolczugę - pogromca nam się trafił... he, he! Ja też zabiłem dwie sztuki pierwszej księżycowej nocy i mówię ci, że to nie przelewki. Teraz wszyscy się zamykamy w budynkach za każdym razem, gdy tylko księżyc wyjdzie zza chmur... Ale jeśli chcesz spróbować swoich sił, to mogę jedynie pogratulować odwagi... - podał mi dłoń w przyjacielskim geście mówiąc.- Nazywam się Rumburak i jestem zarządcą w tej dziurze, a ciebie jak zwą?
- Trigen - skłamałem, odwzajemniając uścisk. Byłem wyraźnie zaskoczony siłą, z jaką pradawny omal nie zgniótł mi dłoni. Rumburak, widząc moją minę, zaśmiał się i poluźnił zabójczy chwyt mówiąc:
- Kiedyś byłem kowalem, ale to stare czasy... Idź teraz, załatw swoje sprawy związane z tym... padłem - wskazał na chłopca - a potem przyjdź do tawerny, poznasz resztę wampirzego towarzystwa.
Kiwnąłem głową i skręciłem między budynki...
Gdy wszedłem do baraku z malcem na rękach wszystkie rozmowy, jakie przed chwilą jeszcze słyszałem, ucichły... W środku było dość jasno dzięki wielkim świecom przytwierdzonym do stołów. Wszyscy niewolnicy przebywający w pomieszczeniu zerwali się z krzeseł i łóżek, czekając ze spuszczonymi głowami na to, co zwykle.
- Nie przyszedłem tutaj, by się wami posilić. - powiedziałem głośno. - Szukam człowieka nazywanego przez was "lekarzem", reszta może wrócić do swoich zajęć.
Usłyszałem szmer... Wyraźnie usłyszałem wystraszone szepty:
"Czego on chce?", " Tylko nie Marcusa!", " Proszę, nie jego!".
- Szukam lekarza! - powtórzyłem głośno. - Nie przyszedłem tutaj nikogo krzywdzić...
- Przepuśćcie mnie! - usłyszałem gdzieś z tłumu. - Zróbcie mi przejście...
Pierwszy rząd niewolników rozstąpił się i moim oczom ukazała się postać siwiejącego staruszka. Podszedł do mnie, wspierając się na całkiem solidnej lasce. Było pewne, że niewolnikowi zostało co najwyżej parę wiosen życia...
- Wzywałeś mnie, pradawny - stwierdził raczej niż zapytał starzec.
- Chcę byś obejrzał i wyleczył tego chłopca - powiedziałem- a widząc zdziwienie w błękitnych oczach lekarza, dodałem. - Sowicie cię wynagrodzę...
Starzec bez słowa skinął na dwóch młodych mężczyzn, którzy stali tuż za nim. Podeszli i zabrali z mych rąk bladego Vegetę... Położyli go na stole i rozebrali z zakrwawionych ubrań. Marcus podszedł do stołu, i odłożywszy laskę na bok, zaczął oględziny... Stałem bez słowa, korzystając z wampirzych mocy czytałem w ludzkich umysłach wciąż powtarzające się pytania:
- "Czego może chcieć od tego chłopca?"
- "Czyżby chciał mu pomóc?"
- "Czy leczy go po to tylko, by się nim nakarmić?"
- "Wampir i człowiek... Co z tego wyniknie?"
Dobre pytania - pomyślałem- jednak najciekawsze rzeczy wyciągnąłem z głowy tego starca...
Lekarz obejrzał rany na plecach, zbadał puls i podniósł powieki chłopca, by obejrzeć oczy...
- " Kiedy te potwory zrozumieją, że my ludzie musimy jeść codziennie" - ryknął starzec w myślach . Wytrzeszczyłem oczy, gdy dotarło do mnie, że od kilku dni dzieciak faktycznie nie miał nic w ustach! My wampiry posilamy się raz na kilka dni w przeciwieństwie do ludzi, którzy muszą to robić nawet kilka razy dziennie. Wiedziałem o tym i ... najnormalniej wyleciało mi z głowy.
Spojrzałem na Marcusa, który akurat skończył badać pacjenta. Lekarz spuścił wzrok, czekając na pozwolenie wypowiedzenia opinii o stanie zdrowia Vegety.
- Mów! - powiedziałem, patrząc na chłopca. Starzec podniósł laskę, i zbliżając się do mnie, przemówił:
- Chłopiec jest bardzo osłabiony, panie. Rany na plecach przyspieszyły omdlenie dziecka, jednak głównym powodem było niedożywienie. Co najmniej tydzień ten młody człowiek nie miał nic w ustach...
- Możesz mu pomóc? - spytałem.
- Oczywiście, mogę postawić go na nogi w przeciągu dwóch, trzech dni, jeśli zdobędę jedzenie... Musisz zrozumieć, panie, że my tutaj także głodujemy...
Wyjąłem z sakwy sześć sztabek złomu, i wręczając je niewolnikowi, powiedziałem:
- To powinno wystarczyć na zakup żywności na cały tydzień dla twoich ludzi. Chłopiec ma być wyleczony i dobrze traktowany. - spojrzałem na szepczących między sobą niewolników i dodałem - Zostanie z wami w tej wiosce, gdy wyjadę.
- Jak sobie życzysz, panie. - starszy człowiek, mówiąc to ukłonił się nisko, a otaczający go ludzie poszli w jego ślady.
Odwróciłem się i wyszedłem na dwór. Było już ciemno, więc udałem się do niewielkiej chałupy położonej sześć metrów od tawerny.
Wchodząc do chaty, zauważyłem, że drzwi od zewnątrz były całe podrapane, a skobel po wewnętrznej stronie wyrwany. Zrozumiałem, że przydzielono mi pomieszczenie, w którym wilkołaki wymordowały domowników. Rzuciłem ekwipunek na łóżko, zostawiając przy pasie sakwę i przytroczone miecze. Wolałem nie ryzykować spotkania z bestiami z pustymi rękoma. Gdy przekraczałem próg gospody, uderzyła mnie woń samogonu oraz krwi polewanej z wielkiej, dębowej beczki. W środku było jasno, przy stołach siedziało około dziesięciu nie-umarłych. Na mój widok rozmowy przycichły. Dopiero, gdy zza ławy wstał Rumburak, kiwając przyjacielsko, bym się zbliżył, w lokalu rozbrzmiały dyskusje. Usiadłem przy kowalu, a on, klepiąc mnie w ramię, krzyknął do swoich kompanów:
- Bracia, przedstawiam wam Trigena, słynnego zabójcę wilkołaków! - ton jego głosu był drwiący. Wampir kontynuował... - Zaproponował on swą cenną pomoc, mimo mych ostrzeżeń - zaśmiał się... - Chwała mu za to!
Wszyscy wznieśli niewielkie, szklane naczynia. Jedną szklankę napełnioną bimbrem wręczono także i mnie. Spojrzałem na mętną ciecz. Podniosłem trunek do góry, chcąc go powąchać, ale Rumburak złapał mój nadgarstek i śmiejąc się powiedział:
- Wąchać tego nie radzę, no chyba że chcesz stracić zmysł węchu!
Wszyscy zaczęli chichotać i jakby chcąc potwierdzić słowa zarządcy, równocześnie jedną ręką zatkali nosy, drugą wlewając zawartość w uśmiechnięte mordy. Niecodziennym widokiem było obserwowanie ich reakcji po wypiciu trunku. Każdy robił to inaczej...Stojąc tak ze szklanicą w dłoni i głupawą miną, nie wiedziałem czy to cholerstwo jest naprawdę takie ohydne, czy najnormalniej sobie ze mnie żarty robią...
- Co z tobą? - powiedział z drugiego końca stołu blondwłosy, niski wampir - Pij chłopie, bo moc ucieka!
- Pij! Pij! - zawtórowało towarzystwo.
Nie miałem wyjścia. Zatkałem nos tak samo jak moi nowi kompani i przechyliłem całą szklanicę bimbru.
Zanim cokolwiek poczułem, zauważyłem kątem oka, jak pradawni siedzący przy stole szturchają się łokciami, robiąc głupie miny.
- "Co jest?" - pomyślałem...
Ogień spłynął do mojego wnętrza żrąc i pochłaniając wszystko na swojej drodze. W oczach mi pociemniało, a łzy same popłynęły po bordowych policzkach. W uszach mi zadudniło, a płuca odmówiły posłuszeństwa, nie mogąc nabrać powietrza... W oddali słyszałem diabelski śmiech pradawnych, najwidoczniej zachwyconych reakcją mojego organizmu na twórczy wynalazek jakiegoś bimbrownika... Po jakimś czasie, gdy oddech powrócił do łask, a ja przestałem kaszleć, siedzący obok Rumburak, klepiąc mnie po plecach, powiedział:
- No, teraz jesteś jednym z nas, bo wypiłeś trunek zrobiony przez Hardego...
Rozejrzałem się, by znaleźć twórcę najgorszego alkoholu, jaki zdarzyło mi się wypić w swym trzystuletnim życiu. Brodacz, odgadując moje myśli, szepnął konspiracyjnie:
- Nie znajdziesz go w tawernie, przyjacielu...
- A co? - zapytałem - Zatrzymały go jakieś pilne sprawy, że nie mógł przyjść?
- No tak... - odpowiedział wielkolud, a reszta przy stole przycichła... - Hardy nie przyjdzie, bo... Zachlał się na śmierć!
Wszyscy ryknęli śmiechem, a ja sam już nie wiedziałem, co o tym myśleć. Gdy wrzawa nieco ucichła, postanowiłem drążyć temat dalej...
- Nie rób ze mnie głupca. - rzekłem - To, że trunek smakuje jak diabelskie szczyny, nie zmienia faktu, że nie jest on w stanie zabić wampira, nawet po wypiciu większej ilości.
- Hardy był naszym barmanem. - odpowiedział Rumburak - Łaził opity tym świństwem i w dzień, i w nocy. Często, że tak powiem, film mu się urywał... Po pierwszym ataku wilkołaków zabroniłem mu dotykać alkoholu. Nie posłuchał, łaził dalej nocami po wiosce i darł ryja do księżyca. Któregoś ranka niewolnicy znaleźli jego głowę w wiejskiej studni... Od tamtej pory mówimy, że zabiła go wóda, mimo że tak naprawdę był to wilkołak...Wóda go zabiła, przyjacielu, i tyle!
Kamraci przytaknęli słowom zarządcy, spuszczając głowy.... Pokiwałem głową, wyczuwając w pomieszczeniu zapach strachu i rezygnacji...
- Musimy zabić bestie, zanim wyrżną wszystkich niewolników - powiedziałem stanowczo. Rumburak, patrząc mi prosto w oczy, rzekł półgłosem:
- To już nie jest nasz problem. Trzy dni temu wysłaliśmy gońca do pobliskiego miasteczka z prośbą o przysłanie wsparcia w postaci kilkunastu ciężkozbrojnych - wampir przerwał na chwilę, by polać w szklanicę. Przechylił trunek i kontynuował. - Za parę dni dostarczą oni cysternę przystosowaną do przewozu wielkiej ilości krwi... i wtedy zaczniemy eksterminację stu dwudziestu niewolników żyjących na tej farmie...
Tego się nie spodziewałem. Likwidacja niewolników na tak dużą skalę zdarzała się bardzo rzadko. Zwykle starano się rozwiązać problem poprzez zniszczenie zagrożenia. Spojrzałem na otaczających mnie pradawnych i zrozumiałem, że byli najnormalniej wystraszeni. Postanowiłem, że spróbuję ich przekonać, żeby raz jeszcze wznieśli miecz przeciwko potworom atakującym wioskę...
- Jeśli mi pomożecie - przemówiłem - to wspólnie pozbędziemy się bestii.
- Żartujesz - zaśmiał się Rumburak - Ostatnim razem, gdy namówiłem sześciu zaprawionych w bojach nie-umarłych, by wyrżnąć plagę wilkołaków, polowanie zamieniło się w masakrę.... - przerwał na chwilę, by wytrzeć pot obficie cieknący mu po twarzy. Wyglądał bardzo blado, tak jakby wypity niedawno bimber mu zaszkodził... - Zabiliśmy trzy sztuki, jednak bestii było co najmniej pięć. W trakcie walki wyrywały moim kompanom ręce, odgryzały głowy. To, co wtedy wydawało się niemożliwe, stało się faktem zaledwie w parę minut... Wszyscy zginęli, a ja... - wstrząsnęły nim dziwne drgawki. Poprosił siedzącego z brzegu blondyna, by nalał mu kufel ludzkiej krwi i podjął opowieść, gdy tamten udał się za bar. - Ja zostałem przyparty do drzwi tej tawerny, walcząc, a raczej broniąc się przed kłapiącymi wściekle wilkołakami...
- Daj spokój, Rumburak... - zaczął najstarszy z grupy, łysiejący wampir.
- Nie! - ryknął kowal, waląc przy tym potężną pięścią w stół. Jego oczy zaszły krwią. - Zamknij się, Rafi! - stęknął przy tym jakby mowa sprawiała mu trudność. - Niech usłyszy! O tych, z którymi chce wyjść przeciwko tym krwiożerczym istotom... - warknął w gniewie, a wtedy wszyscy spuścili głowy... - Broniąc się przed pazurami i szczękami, krzyczałem, aby moi niedawni przyjaciele mnie wpuścili! Byli tutaj wszyscy, zamknięci od środka, bezpieczni, i jak się okazało, nieczuli na me błagania! Nie wiem, jak udało mi się uciec do lasu. Po prostu nie wiem...
Zapadła cisza. Wysłany po "napój" blondyn właśnie przechodził przy okratowanym oknie, gdy nagle przystanął... Usłyszałem trzask tłuczonego szkła prawie równocześnie z wyciem dobiegającym zza okna. Zerwałem się na równe nogi...
- Pełnia! - krzyknął wampir, nie próbując nawet ukryć w głosie przerażenia. - Na siły ciemności! Pełnia!!!
Wszyscy podbiegliśmy do okna. Do naszych uszu dotarły krzyki ludzkich niewolników. W którymś z baraków zaczęła się masakra... Za moimi plecami rozległ się krzyk, przechodzący w przeciągły skowyt... Odskoczyłem instynktownie w bok, by w ostatniej chwili uniknąć ostrych jak brzytwa pazurów.... Blondyn nie miał tyle szczęścia. Jego głowa wybuchła na wszystkie strony, bryzgając krwią i kawałkami ciała...
Kudłata łapa należała do Rumburaka, a raczej istoty, w którą się przemienił... Górujący nad wszystkimi wilkołak machał na lewo i prawo śmiercionośnymi kończynami. Jego głowa wykrzywiona we wściekłym grymasie kończyła właśnie przemieniać się w wilczą, najeżoną licznymi zębami paszczę. Zanim zdążyłem się podnieść z ziemi, upadło na nią następnych dwóch pradawnych. Ich ręce leżały pod przeciwległą ścianą pomieszczenia. Wyjąłem miecze, patrząc jak następnych dwóch nie-umarłych z rozbebeszonymi brzuchami osuwa się przy ścianie. Doskoczyłem do kreatury, tnąc zamaszyście na skos przez klatkę. Ostrze wgryzło się w kolczugę, wywołując słup iskier. Wilcza istota cofnęła się, unikając drugiego cięcia. Ponowiłem natarcie. Ostrze mojego miecza ruszyło od góry w stronę owłosionego łba... Pozostali pradawni krzyczeli przeraźliwie, próbując ominąć wilkołaka, by ujść z życiem przez frontowe drzwi. Jedynie może trzech było na tyle przytomnych, by tego nie próbować. Wyciągnęli miecze i parowali ciosy potwora. Mój demon zatopił się w bezgłowym ciele, którym zasłonił się przemieniony nie-umarły. Biorąc potężny zamach, rzucił trupem w pozostałych przy życiu niedawnych towarzyszy... Nie dałem rady utrzymać miecza, który szybując wraz z denatem, natrafił swym wystającym z ciała ostrzem na szyję łysiejącego wampira... Kolejna głowa spadła na ziemię... Przekląłem siarczyście, wiedząc, że w tak małym pomieszczeniu możemy przegrać walkę. Skoczyłem raz jeszcze w stronę Rumburaka, trzymając demoniczny miecz oburącz. Zadałem cios w chwili, gdy wampir rozrywał kolejnego nieszczęśnika, chlapiąc dookoła flakami. Ostrze mignęło w świetle świecy, oddzielając szponiastą łapę od wilczego ciała... Bestia zawyła przeciągle i z całą mocą uderzyła mnie w pierś umięśnionym kikutem. Cios był potężny. Poczułem, że tracę oddech, a moje ciało leci na ścianę budynku. Gdy doszło do zderzenia, pociemniało mi w oczach. Próbowałem się podnieść. Po kilku sekundach, gdy przeszła już fala mdłości, a świat przestał wirować, rozejrzałem się... W pomieszczeniu poza mną, trupami i pozostałymi przy życiu czterema wampirami, nie było nikogo. Bestia znikła, pozostawiając w miejscu, gdzie kiedyś były drzwi, wielką, czarną wyrwę...
- Cholera! - krzyknąłem i wyrywając z leżącego trupa miecz, wybiegłem w księżycową noc.
Przecież tam został Vegeta!!! Biegłem w stronę baraku, gdzie oddałem chłopca pod opiekę niewolników. Od budynku dzieliło mnie jakieś sześćdziesiąt metrów. Mijałem rozszarpane ludzkie ciała rozrzucone po całej wiosce. Przy budynku zwolniłem widząc, że jedna z bestii pożywia się dopiero co schwytaną zdobyczą. Nieszczęśnik miotał się jeszcze, jęcząc cicho. Usłyszałem trzask kości... Wilkołak szarpnął paszczą w bok, wyrywając ofierze kręgosłup... Kiedy mnie zobaczył, mój miecz pikował akurat w stronę paszczy. Uchylił się, jednak nie uniknął przeznaczenia. Zgrzyt przecinanego obojczyka i kręgosłupa upewniły mnie, że już nigdy się nikim nie pożywi. Uderzyłem dla pewności drugim mieczem, krwista posoka zalała ubitą ziemię, tworząc niewielką kałużę. W tym samym momencie usłyszałem szmer dochodzący z dachu budynku... Spojrzałem do góry w chwili, gdy wilkołak szykował się do skoku. Wielka szczęka kłapnęła tuż przy moim uchu. Padłem na kolana, wznosząc miecz akurat, gdy stwór szybował nade mną... Jedna trzecia ostrza zatopiona w okolicy owłosionej klatki rozorała ciało wilkołaka na całej długości. Potwór wylądował dwa metry dalej, skomląc przeciągle. Próbował najwidoczniej uciec, robiąc jeszcze kilka kroków. Przystanął nagle i opuścił łeb między przednie łapy. To, co zobaczył, musiało nim wstrząsnąć, gdyż ucichł, a jego ciało zaczęło się trząść. Podszedłem ostrożnie bliżej, by go dobić. Ominąłem łukiem wnętrzności, które ciągnęły się dobre półtora metra za drapieżnikiem.
- Giń, bestio! - krzyknąłem, przykładając do jego szyi skrzyżowane demoniczne miecze, chcąc zastosować cios nazywany w sztuce fechtunku "cięciem nożycowym".
I wtedy zauważyłem, że ciało wilkołaka zaczęło się kurczyć. Gęste futro potwora odpadało wielkimi płatami wraz ze skórą na ziemię w wielką plamę krwi. Po mych plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz, gdy po kilkunastosekundowej transformacji mym oczom ukazała się młoda, naga, ludzka kobieta. Klęcząc we własnych flakach, ostatkiem sił uniosła głowę i spojrzała na mnie. Poruszyła nieznacznie ustami, próbując coś szepnąć... Wielka łza spłynęła po jej policzku, gdy pojęła, że już nigdy nie wypowie żadnego słowa. Jednak ja ją słyszałem... Słyszałem każde jej słowo, jej krzyk, rozpacz i prośbę...
Spełniłem życzenie, kończąc jej żywot. Zrobiłem to szybko, zdecydowanym ruchem. Odwróciłem się od bezgłowego ciała i wszedłem do baraku w nadziei, że dziecko, z którym splotło mnie przeznaczenie nadal żyje...

Gdy wszedłem do środka, w moje nozdrza uderzył ostry zapach wnętrzności i moczu. Rozejrzałem się po izbie. W mym kilkusetletnim życiu czegoś takiego jeszcze nie widziałem... Na podłodze, w gęstej brei krwi i flaków, leżało kilkanaście porozrywanych ciał. Ręce i nogi były porozrzucane w taki sposób, że ciężko by było połapać się, z których zwłok zostały oderwane. Potknąłem się o głowę jakiegoś dziecka. Schyliłem się, by stwierdzić, że nie należała ona do mojego podopiecznego... Zganiłem się w myślach, gdy zdałem sobie sprawę, że widząc wykrzywioną i pozbawioną oczu twarz martwej dziewczynki, poczułem ulgę, że to nie Vegeta... Mimo panujących ciemności dostrzegłem jakiś ruch w drugim końcu baraku... Zatrzymałem się, przyjmując postawę obronną. W mym kierunku zbliżała się jakaś postać...Był to młody mężczyzna. Podszedł do mnie, nie wydając żadnego dźwięku. Z jego rąk spływała krew. Uniosłem miecz i przytknąłem ostrze do piersi niewolnika. Młodzieniec zatrzymał się i uniósł dłonie do twarzy, by zetrzeć z niej krzepnącą posokę. Stałem w milczeniu, dziękując w myślach, że księżyc skrył się za gęstymi chmurami. Człowiek najwyraźniej nie był świadomy swojej niedawnej transformacji, bo z wytrzeszczonymi oczami rozejrzał się dookoła, próbując zrozumieć, co się stało. Następnie spojrzał na miecz, który nadal nie pozwalał na bliższe podejście.
- Co tu się stało? - zapytał, a w głosie tym wyczułem paniczny strach. - Dlaczego oni wszyscy nie żyją?
- Zabiłeś ich, chłopcze. - odpowiedziałem chłodno. - Jesteś naznaczony wilczym piętnem.
Niewolnik cofnął się nieznacznie jeszcze bardziej przerażony po tym, co usłyszał. Spojrzał ponownie na zakrwawione dłonie, i opuszczając je, z całej siły naparł na miecz...
- "Słuszna decyzja" - pomyślałem, ścinając jego głowę drugim mieczem. Nigdy wcześniej nie podejrzewałem, że taki słaby gatunek, jakim są ludzie, stać na tak odważny czyn. Targnął się na własne życie, by zażegnać zagrożenie wśród własnego ludu... Byłem naprawdę zdziwiony wiedząc, że niektórym wampirom nigdy by to nawet nie przeszło przez myśl...

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584

Ten post był edytowany 2 raz(y), ostatnio edytowany przez Grax33: 06-04-2009 01:46.

06-04-2009 00:40 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Doszedłem do końca izby w poszukiwaniu ciała chłopca... Nagle usłyszałem jakiś szmer dochodzący z podłogi. Pochyliłem się i odrzuciwszy pod ścianę półnagie, pozbawione nogi ciało, zobaczyłem solidny, mosiężny uchwyt... W podłodze była klapa! Ostrożnie uniosłem drewniane skrzydło. Tej nocy pierwszy raz uśmiech zagościł na mojej twarzy. W niewielkim zagłębieniu piwniczki zobaczyłem starca z czwórką ludzkich szczeniąt.
- Ha! Ha! - zaśmiałem się serdecznie, widząc wśród nich Vegetę. - Chłopcze! Pan ciemności czuwa nad tobą!
Malec był przytomny. Spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami z taką nadzieją, że poczułem się nieswojo... Dwadzieścia minut później, trzymając malca na rękach, zwołałem wszystkich niewolników. Nadeszła pora, by omówić kilka spraw z czterema wampirami, którzy przeżyli masakrę. Byłem pewny, że ta rozmowa się im nie spodoba... Spojrzałem na tłum ubranych w szmaty niewolników. Na ich czele stał starzec, czekając aż go przywołam. Skinąłem głową, by podszedł. Zbliżył się chwiejnym krokiem podtrzymywany przez młodą dziewczynę. Tulący się do mojej zbroi Vegeta, poruszył się niespokojnie. Spojrzał na mnie i cichym głosem szepnął błagalnie:
- Uratuj ich, mój panie... - Jego prośba zaskoczyła mnie. Ten brzdąc miał odwagę, by odezwać się niepytany. Spojrzałem na niego, unosząc brew... Vegeta ponowił prośbę:
- Pomóż im, proszę... Starszy ludu mówił, że wszyscy zginiemy! Nie pozwól, by stała się im krzywda.
- "Starszy ludu. No, proszę!" - pomyślałem. Nigdy nie słyszałem, by wśród niewolników była jakaś hierarchia!
- Nikt już dzisiaj nie zginie - obiecałem. Ku mojemu zdziwieniu malec uśmiechnął się mówiąc:
- Dziękuję, Turok!
Syknąłem na niego nie chcąc, by zbliżający się niewolnik usłyszał rozmowę. Chłopiec zamilkł, lecz nawet na chwilę nie przestał się do mnie przytulać. Nie bardzo wiedząc jak się zachować, podałem go niewolnicy mówiąc:
- Pilnuj go i nakarm. Jedzenie możesz zabrać z wiejskiej spiżarni.
Młoda kobieta bez słowa skinęła głową, wykonując polecenie. Gdy już oddaliła się o kilka metrów, zwróciłem się do Marcusa:
- Ilu ludzi przeżyło masakrę?
- Sześćdziesięciu dziewięciu - odpowiedział lekarz - Z czego sześciu jest ciężko rannych...
- Czy któryś ranny został ugryziony? - spytałem z obawą.
- Nie, panie. Już to sprawdziłem. To są same złamania.
Spojrzałem w oczy siwiejącego człowieka pojmując, że mimo tak kruchej sylwetki jest bardzo zaradnym stworzeniem.
- Dobra... Więc słuchaj uważnie, co ci powiem - rzekłem cicho - Niedługo będzie świtać... Każ swoim ludziom przynieść z karczmy cały zapas bimbru, jaki tam znajdziesz... Musisz też pozbierać szczątki ciał swoich bliskich, którzy stracili życie tej nocy i złożyć je w baraku, w którym dokonano masakry. Budynek musi spłonąć doszczętnie, tak aby nie można było dojść, ile ciał tam pochowano.
- Tak będzie, panie - niewolnik skinął głową.
- Przygotujcie się do południa na długą wędrówkę - mówiłem, starannie dobierając słowa, by mnie zrozumiał. - Nie możecie zostać w wiosce. Najprawdopodobniej pojutrze przybędzie tutaj oddział siewców śmierci wraz z cysterną...
Staruszek nie wydawał się zaskoczony nowiną o oddziale żołnierzy. Spojrzał na mnie pierwszy raz odkąd przybyłem do osady, a w jego oczach zobaczyłem łzy...
- Dziękuję ci, panie - jego głos drżał. - Nigdy nie zapomnimy o twoich czynach.
- Nie dziękuj - żachnąłem się. - Wcale nie jest powiedziane, że zdołacie ujść pogoni... Zabierzcie cały prowiant ze spichlerza, a budynek podpalcie. Broń i narzędzia też się przydadzą. W stajni są konie. Jednego zabieram, reszta jest wasza. Kierujcie się w stronę gór, najlepiej strumieniami, by nie pozostawiać śladów. Z przodu karawany niech podążają kilkuosobowe, uzbrojone patrole, które w razie natknięcia się na kogokolwiek będą usuwać zagrożenie...
- Tak zrobimy... - "starszy wioski" nie krył wzruszenia.
- A teraz idź i dopilnuj wszystkiego - powiedziałem. Gdy odszedł parę metrów, zawołałem głośno. - I pamiętaj! Musisz zabić każdego wampira lub człowieka, jakiego spotkasz na swojej drodze. Tym razem nie ma tu miejsca na kompromis. Od tego, czy ktoś się o was dowie czy nie, będzie zależeć wasza przyszłość. Kto wie, może wam się uda...
Odwróciłem się na pięcie i udałem do tawerny na spotkanie pozostałych przy życiu czterech pradawnych. Miałem nadzieję, że w jakiś sposób uda mi się przekonać ich bez użycia miecza do uwolnienia niewolników...
- Ech, stary już chyba jestem! - mruknąłem do siebie - Bo grzęznę w gównie coraz bardziej...
Tak oto komentując swoje niedawne decyzje i czyny, kreśliłem w myślach misterny plan, przekraczając rozwalone drzwi tawerny...
Nie-umarli zasypali mnie gradem oskarżeń i pytań. Nie kryli zdenerwowania i dopiero mój miecz wbity w podłogę ich uciszył. Spojrzałem na nich władczo i powiedziałem:
- Sprawa wygląda tak... Z masakry wyszliście tylko wy i sześćdziesięciu dziewięciu niewolników. Z wilkołaków przeżył najprawdopodobniej tylko Rumburak. Kazałem niewolnikom pozbierać ciała, zarówno ludzi jak i wampirów, i spalić w baraku, w którym dokonano rzezi. W ten sposób nie będzie wiadomo, jakie straty tak naprawdę poniosła wioska.
- Jak niby mamy przetrwać kolejne dwie noce? - zapytał niski, tęgi pradawny, od którego mocno trąciło alkoholem.
- Nie przetrwacie!- rzuciłem chłodno. - Rumburak wyrżnie was wszystkich w pień. Tym bardziej, jeśli będziecie pijani...
- Ale pomożesz nam bronić wioski? - zapytał stojący obok, ubrany w skórzaną kurtkę, osobnik. - Sami nie damy rady, ale z tobą.... - ucichł widząc, że zaprzeczyłem ruchem głowy.
- Opuszczam wioskę przed południem. Zabieram swojego niewolnika i konia. Powiedzmy, że to zapłata za uratowanie wam życia.
W pomieszczeniu zapadła cisza, którą po chwili przerwał grubasek:
- Doradź nam, co mamy robić! Nie chcę skończyć jak ci tutaj... - ruchem ręki wskazał bezgłowego wampira, który jako pierwszy stracił nie-życie... Odczekałem chwilę, patrząc po kolei na każdego z pradawnych. W ich oczach widziałem strach i niemoc.
- Jest jeden sposób na uratowanie waszych tyłków, ale musicie zastosować się do moich instrukcji.
Po licznych i jakże gorących zapewnieniach kontynuowałem:
- Opuścicie natychmiast osadę. Zabierzecie jedynie cztery konie ze stajni i udacie się do swojego klanu...
- A co z niewolnikami? - zawołał grubas. - Jeśli zjawimy się w siedzibie głównej, pozostawiając tutaj choćby jednego niewolnika, starsi klanu skażą nas na śmierć...
- Trzeba ich zarżnąć... - zaczął drugi wampir.
- Nikogo nie będziecie zarzynać! - uciąłem temat stanowczo. - Jeśli zlikwidujecie ludzkie bydło, Rumburak podąży za wami i mimo braku dłoni, jestem pewny, że da radę was wymordować!
- Skąd wiesz? Może podąży za tobą? - grubas nie ustępował.
Zaśmiałem się złowrogo i podniosłem z ziemi wilkołaczą łapę. Rzuciłem ją wampirowi w ręce i zachichotałem widząc, że się wzdrygnął.
- Powiedz mi, czy będąc wilkołakiem podążyłbyś za nie-umarłym ryzykując, że stracisz następną łapę? Czy za czterema srającymi pod siebie ze strachu wampirami, którzy jeśli dotrą do klanu, sprowadzą na ciebie śmierć w postaci szwadronu żołnierzy? Odpowiesz mi, mądralo!
Wampir pobladł, najwyraźniej zrozumiawszy moje pytanie...
- Mów! - poprosił cicho - Już ci nie będę przerywał.
- A więc tak: pojedziecie w stronę swojego klanu, a gdy po drodze spotkacie oddział z cysterną, zawrócicie ich mówiąc, że cała niewolnicza wioska została wymordowana przez wilkołaki. Na dowód, że walczyliście z nimi dzielnie tak długo jak było to jeszcze opłacalne, pokażecie tę łapę.
- A Rumburak? - zapytał ten w skórze.
- Kowal, a raczej to, czym się stał, nie podąży już za wami, jeśli nie zabijecie niewolników. Są oni łatwiejszym celem i jest ich dużo. Kazałem im po spaleniu wioski udać się w stronę oazy przeznaczenia, dając nadzieję na nowe życie.... Oczywiście, wilkołak już pierwszej nocy przemieni kilku, by wzmocnić swoją pozycję i bezpieczeństwo. Tak więc wszyscy zginą i wasza tajemnica zostanie jedynie między wami.
- Z klanu wyślą tropicieli, by upewnić się czy mówimy prawdę - zaczął grubas...
Stojący obok niego pryszczaty, dobrze zbudowany nie-umarły nie odzywający się do tej pory, przerwał mu:
- Głupi jesteś co najmniej tak samo jak gruby! - zgrzytnął przy tym zębami. - W tych stronach prawie codziennie pada, więc po wilkołaku i karawanie ludzkiego bydła nie będzie najmniejszego śladu. To jest dobry plan i ja się na to piszę, bo nie zamierzam tutaj być dłużej niż muszę, a skoro wszystko jest ustalone, to pozostało mi jedynie podziękować naszemu dobroczyńcy...
Uśmiechnąłem się zadowolony z faktu, że łyknęli przynętę.
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedziałem. Widząc, że "zarządcy" udają się w stronę rozwalonych drzwi, dodałem - Panowie, oczywiście, nie wspomną, że odwiedziłem tę wioskę, prawda?
- Prawda. - odpowiedzieli chórem i udali się w stronę stajni.
Piętnaście minut później byłem jedynym nie-umarłym w wiosce. Stałem w promieniach słońca, obserwując przygotowania niewolników do długiej i niebezpiecznej wędrówki. Od wschodniej strony, gnany porannym wiatrem, gryzący dym nie dawał mi zapomnieć o koszmarze minionej nocy. Płonące budynki jęczały, skrzętnie wypalając tajemnicę skropioną wampirzym bimbrem... Zastanawiałem się, w co jeszcze wplącze mnie los, a myśl, że wpadłem w jego sidła, wywołała uśmiech na mojej twarzy. Oto ja, Turok, postrach nie-umarłych i najbardziej uhonorowany członek nie istniejącego już klanu DATE, pomagałem istotom będącym do tej pory moim głównym składnikiem pożywienia.
Skierowałem się w stronę Marcusa, by dać mu ostatnie instrukcje dotyczące chłopca na wypadek, gdyby polowanie na Rumburaka, na które zamierzałem się zaraz wybrać, skończyło się moją porażką... Lekarz kończył właśnie zmieniać opatrunek na plecach Vegety, który zdawał się bardziej interesować pałaszowaniem wielkiej kromki chleba niż poczynaniami starca. Na mój widok obaj, jakby na umówione hasło, uśmiechnęli się. Mały szczerzył się tak bardzo, że chleb, który jeszcze niedawno przeżuwał, zaczął wysuwać się spomiędzy zębów. Odwzajemniłem uśmiech, mówiąc do ludzkiego przywódcy:
- Jeśli nie wrócę do południa, opuścicie wioskę, a ty zaopiekujesz się chłopcem. Muszę odnaleźć Rumburaka i zakończyć raz na zawsze widmo wilkołactwa nawiedzające twoich ludzi...
Uśmiech dziecka zastąpiło przerażenie, a oczy zrobiły się szkliste. Z nadludzkim wysiłkiem przełknął wielką ilość chleba, zapychającą jego buzię, mówiąc:
- Idę z tobą, mój panie.
- Nie ma takiej opcji - powiedziałem - Byłbyś tylko ciężarem, a ja muszę pilnować własnego tyłka podczas walki z kowalem. Mimo poważnej rany, jaką mu zadałem, jest nadal groźnym przeciwnikiem. Zaczekasz tutaj z doktorem, aż wrócę.
Chłopiec zrobił upartą minę i pewnie jeszcze próbowałby się kłócić, gdyby nie starzec...
- Zaopiekuję się nim, - powiedział - Możesz być spokojny. A ty, młody człowieku, - mówiąc to pogroził Vegecie palcem - powinieneś słuchać się starszych...
Malec spuścił głowę, najwyraźniej zrozumiawszy, że nic nie wskóra, nie mając poparcia u żadnego z dorosłych. Wyciągnąłem rękę i zmierzwiłem jego i tak potargane blond włosy. Pociągnął nosem i spojrzał mi prosto w oczy mówiąc:
- Obiecaj, że wrócisz po mnie.
Gdzieś głęboko w mym wampirzym sercu, rozlało się dziwne ciepło. Odwróciłem się szybko, spłoszony tym dziwnym uczuciem.
- Taki mam zamiar - odpowiedziałem krótko, mając nadzieję, że zarówno starzec jak i szczeniak nie dostrzegli drżenia w mym głosie...

Wytropienie kowala nie sprawiło mi większych trudności. Czerwona posoka ciągnęła się obficie od drzwi płonącej tawerny, aż do położonego czterysta metrów od wioski niewielkiego lasu. Uciekający wilkołak nawet nie próbował zacierać śladów... Kluczyłem między drzewami, dostrzegając połamane gałęzie, krew na liściach paproci i odbite w ściółce wilkołacze łapy. W pewnym momencie zatrzymałem się i wyciągnąłem z pochwy miecze. Stałem w miejscu, gdzie wilkołak dokonał przemiany w wampirzą postać. Ziemia była tutaj rozorana, mieszając się z wielką ilością zakrwawionej sierści. Ruszyłem dalej śladami bosych stóp, które z powodu dużej wagi pradawnego były dość wyraźne. Las z minuty na minutę zaczął rzednąć, ustępując miejsca olbrzymiej polanie. Poczułem zapach ogniska, zwolniłem kroku w obawie przed zasadzką. Byłem świadomy faktu, że moje zmysły w świetle dziennym są nieco przytępione. Zobaczyłem go...
Stał na środku polany, najwyraźniej czekając na mnie. Opierał się o swój miecz, by niepotrzebnie nie tracić sił i tak nadwątlonych z powodu odniesionej w nocy poważnej rany. Nawet z daleka było widać jego niesamowitą muskulaturę. Zdjęta kolczuga była teraz dokładnie owinięta wokół pozbawionego dłoni kikuta. Patrząc na niego, wiedziałem, że nie był nowicjuszem we władaniu bronią. Musiał brać udział w wielu bitwach, o czym świadczyły blizny na jego ciele. Zatrzymałem się jakieś cztery metry od niego mówiąc:
- Osobiście wolę ciebie w wampirzej skórze...
Zaśmiał się, jednak dostrzegłem w tym śmiechu nutę goryczy. Rumburak splunął krwią w płonące nieopodal ognisko.
- Cieszę się, że z tobą będę walczyć, a nie z którymś z tamtych wioskowych idiotów - powiedział. - Nie zamierzam ciebie też prosić... przyjacielu o darowanie mi życia...
Wzniósł rękę, w której trzymał miecz i starł przedramieniem obficie cieknący z czoła pot. Uśmiechnął się smutno mówiąc:
- Nazywam się Rumburak i chcę byś wiedział, że od ponad trzech tygodni ma dusza nie należy do mnie... Kiedyś byłem kowalem i kochałem swój zawód tak jak ty kochasz swoją profesję... - przerwał na chwilę, patrząc na mnie... - Tak, Turok... znam cię. Od samego początku wiedziałem, kim jesteś. A jesteś żywą legendą, na którą wszyscy polują! Czyż to nie ironia losu, że teraz stanąłeś naprzeciwko stworzenia, na które od lat poluje cała Necropolia? - zaśmiał się i spytał - Nic nie powiesz?
- Nie jesteśmy tacy sami! - mruknąłem. - Ja jeszcze umiem rozróżnić dobro od zła.
- Jestem, kim jestem i wierz mi, że nie cieszyłem się, gdy tamtej nocy wielki, włochaty wilkołak wgryzł się w moją krtań. Z jednej rzeczy się cieszę, wiesz?
- Z jakiej? - spytałem.
Zaśmiał się, wskazując moje miecze.
- Z tego, że nawet jeśli dzisiaj zginę, to dzieło mych rąk dalej będzie krążyć po całej Necropolii, sławiąc mój kunszt. Te miecze zostały zrobione przeze mnie na zlecenie samego Lopezzo, głównego dowódcy wielkiego klanu DATE. Trzy lata później, po decydującej bitwie z Legionem, w której dzięki twym bohaterskim czynom klan DATE rozgromił przeciwnika, otrzymałeś od niego te miecze. No, ale o tym przecież sam wiesz. Czas zakończyć spór o to, który z nas powróci do wioski...
Skinąłem głową, zgadzając się z rozmówcą i zaatakowałem...

Miecze tańczyły w świetle dziennym, rzucając refleksy po całej polanie. Dźwięk stali tworzył rytmiczną melodię przyspieszającą z każdą sekundą. Przeciwnik był groźny... parował wszystkie ciosy, które wyprowadzałem, zasłaniając się owiniętą kolczugą wokół kalekiej ręki jak tarczą, by w następnej chwili uderzyć mieczem. Przy kolejnym takim ciosie usłyszałem metaliczny dźwięk dochodzący z mojej zbroi. Natarłem na niego z całą determinacją, atakując nagi tors. Cienka, czerwona szrama pojawiła się na prawej piersi kowala, ciągnąc się po skosie, aż do dolnej partii żeber. Jednak pradawny nie przestawał walczyć. Atakował z zawziętością godną żołnierzy DATE... Jego miecz przeleciał tuż nad moją głową. Byłem pewny, że ściął mi pukiel włosów, gdyż poczułem powiew szybującej stali. Po kolejnym uderzeniu skoczyłem do przodu, jednym mieczem blokując jego oręż. To była ta chwila... Drugi demon strzelił prosto w mostek pradawnego. Zgrzytnęły kości, a struga ciepłej krwi zmieniła klingę demonicznego miecza na rubinowy kolor. Kowal wypuścił z dłoni swoją broń i łapiąc mnie za naramiennik, przyciągnął do siebie...
- Siła i honor, przyjacielu! - wyszeptał cichym głosem...
- Siła i honor! - powtórzyłem, biorąc zamach...

Rumburak został pochowany w miejscu stoczonego pojedynku. Wracając tuż przed samym południem do wioski, cały czas miałem w pamięci słowa kowala... Słowa: "siła i honor" były od niepamiętnych czasów używane w formie pozdrowienia lub pożegnania osoby, którą się szanuje... Było coś jeszcze...
Moje miecze, dzieło Rumburaka, miały runy na dolnej części ostrza. W pradawnym wampirzym języku znaczyły dokładnie to samo: "siła i honor".
- "Szkoda, że nie poznaliśmy się w innych okolicznościach". - pomyślałem - "Na tym świecie jest niewielu pradawnych przestrzegających wampirzego kodeksu"...

Tak oto bijąc się z myślami, wkroczyłem do wioski. Ludzie na mój widok zaczęli wiwatować. W powietrze wzbił się okrzyk zwycięstwa.
- Turok! Turok! - z siedemdziesięciu gardeł wydobywało się moje imię...
Podszedłem do starca, i życząc mu powodzenia, odebrałem Vegetę. Chłopiec szczerzył swoje białe zęby... Posadziłem malca na koniu, a gdy usiadłem tuż za nim, pochyliłem się do przodu i szepnąłem do ucha:
- Nie szczerz się, gnido! Na pierwszym postoju, na jakim przyjdzie się nam zatrzymać, wyjaśnisz mi, skąd u licha cała wieś dowiedziała się, jak mam na imię!
Chłopiec skulił się i przylgnął do mojej zbroi. Zaśmiałem się w duchu...
Szarpnąłem ręką za uzdę. Wierzchowiec stanął dęba i niczym wicher pognał ku przeznaczeniu, które, znając mojego pecha, już zakreśla nowe przygody na barwnej karcie mojego nie-życia.

CDN


Jak zwykle proszę wszystkich o komentarz! Dziękuję! Tongue

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Grax33: 06-04-2009 01:36.

06-04-2009 00:42 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Morela10
Junior Member


Data rejestracji: 19-02-2009
Postów: 22
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Jestem pierwsza! I już przeczytałam!Smile Pewnie inni będą po mnie powtarzać,więc tylko napiszę,że ten rozdział jest jeszcze lepszy od poprzedniegoSmile Gratuluję pomysłów i świetnej korekty rotfl
06-04-2009 00:52 Morela10 jest offline Szukaj postów użytkownika: Morela10 Dodaj Morela10 do Listy kontaktów
IIIGIII
Junior Member


images/avatars/avatar-13547.jpg

Data rejestracji: 24-02-2009
Postów: 15

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Mogę powiedziec tylko jedno


<Siła i Honor>

__________________

06-04-2009 02:27 IIIGIII jest offline Szukaj postów użytkownika: IIIGIII Dodaj IIIGIII do Listy kontaktów
astra
Newbie


Data rejestracji: 06-11-2008
Postów: 2
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

No gratki wielkie Graxiu poprostu super!!!!!!!!!!
Tworcy tej gry powinni Cie zaciagnac zebys pisal opowiadanka na wyprawy, expy do tej gry. Zawsze cos nowego by sie pojawilo w tej grze. Pisz dalej
06-04-2009 08:59 astra jest offline Szukaj postów użytkownika: astra Dodaj astra do Listy kontaktów
Maratha
Member


Data rejestracji: 26-03-2008
Postów: 26
Klan: tam gdzie dobrze płacą :P
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia
Skąd: Częstochowa/Cieszyn

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

ech... Twoje pomysły są genialne...
i chcę więcej Big Grin

__________________
R1 nick Maratha
Najemnik za repa
www.lustrokaren.blog.onet.pl

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Maratha: 06-04-2009 11:22.

06-04-2009 11:19 Maratha jest offline Strona domowa Maratha Szukaj postów użytkownika: Maratha Dodaj Maratha do Listy kontaktów
pocisk000
Junior Member


Data rejestracji: 28-09-2008
Postów: 10
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia
Skąd: Pern

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

GRAX z każdym następnym opowiadaniem jesteś coraz lepszy, czekam na następne opowiadania, trzymaj tak dalej
06-04-2009 12:39 pocisk000 jest offline Szukaj postów użytkownika: pocisk000 Dodaj pocisk000 do Listy kontaktów
kabanek
Full Member


Data rejestracji: 05-11-2008
Postów: 63
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Moria III
Skąd: z Twoich koszmarów

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

no cóż zacząłem od pierwszego i nie moglem się oderwać do końca ostatniego z Twoich opowiadań..wszystkie są wspaniale..gratuluje i już nie mogę się doczekać następnej części

Siła i honor!!!

__________________

06-04-2009 17:47 kabanek jest offline Szukaj postów użytkownika: kabanek Dodaj kabanek do Listy kontaktów
black_stars
Member


images/avatars/avatar-13487.jpg

Data rejestracji: 04-03-2009
Postów: 35
Kraina: Necropolia
Skąd: Poznań

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

i mija mi 30 min jak sie wczytuje Big Grin

byloby ciekawie gdybys wkleil do swojego opowadania pewna ciekawostke o walce Big Grin ( '' .. gdy zobaczyłem co zostało po masakrze przypomniał mi sie Adhd i zaczęłem działać tak jak on.. Tongue '' )

w tamtym opowiadaniu bylo wiecej krwi Tongue bo w sumie o mnie ale nie ważne , tu chodzi o ciebie Big Grin

Powiem ci jedno Wampirze : Siła i Honor Smile

Oby tak dalejBig Grin

PS. Ponoć jill też pisze opowiadanie Big Grin hehe i też sie tam znajde Big Grin

__________________

cytat:
C47 napisał(a)

czy muszę każdemu dziecku powtarzać, że pisze się przez CH? ;] jak już przeklinać to przynajmniej bez błędów, szczególnie tak 'popularne' słowo

06-04-2009 21:01 black_stars jest offline Szukaj postów użytkownika: black_stars Dodaj black_stars do Listy kontaktów
Maratha
Member


Data rejestracji: 26-03-2008
Postów: 26
Klan: tam gdzie dobrze płacą :P
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia
Skąd: Częstochowa/Cieszyn

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

a ja i tak czekam w tych opowiadaniach na jakąś ponętną wampirzycę.... ale to takie bardziej moje...
Co nie zmienia faktu, że jest świetne

__________________
R1 nick Maratha
Najemnik za repa
www.lustrokaren.blog.onet.pl

Ten post był edytowany 1 raz(y), ostatnio edytowany przez Maratha: 10-04-2009 23:42.

07-04-2009 00:20 Maratha jest offline Strona domowa Maratha Szukaj postów użytkownika: Maratha Dodaj Maratha do Listy kontaktów
jill4U
Member


Data rejestracji: 02-05-2008
Postów: 49
Klan: MROK/ABK
Kraina: Necropolia
Skąd: NimfomANIA

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Imponujące...Znalazłam tutaj kilka odpowiedzi na moje pytania dotyczące Vegety i Turoka, ale to nie koniec...na pewno będzie coś jeszcze co wynika z zakończeniaSmile Znowu będę się stresowac kiedy go napiszesz....ale teraz zasłużyłeś sobie na odpoczynek po takiej dozie wspaniałej treści! Akcja, akcja, akcja! U Ciebie to jest dobre, człek nie nudzi się jak czyta, chłonie każde zdanie jak gąbka wodę. Żądna wiedzy jestem dalszych losów i wiem, że doczekasz się licznych wspaniałych głosów, jeśli ktoś czyta ze zrozumieniemWink
Ja czytam wiele i muszę przyznać, że dorównujesz bestselerom! Jakbyś miał czas napisałbyś fantastyczne KSIĘGI NEKROPOLI.
na 10 daje Ci 20!

Graxsiu, bardzo mi sie podoba, ale czuję niedosty....pospiesz się z dalszymi loasmi Big Grin


PS-zaniecham pisania......nie mogę się równac z Tobą Smile
07-04-2009 00:35 jill4U jest offline Szukaj postów użytkownika: jill4U Dodaj jill4U do Listy kontaktów
żabcia
Newbie


Data rejestracji: 08-04-2008
Postów: 4
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Jill~!!! musiałaś się tak rozgadac ??!! i co ja mam teraz powiedzieć jak Ty mnie wyręczyłaś , hę? Tongue

Graxiu , patrzę wstecz na pierwsze opowiadania i kolejne... w pierwszych można było się dopatrzeć drobnych usterek stylistycznych. W tym opowiadaniu nie widzę żadnych chociaż wielkim znawcą polonistyki nie jestem .

Masz swój niepowtarzalny styl, który Cię charakteryzuje i to jest super . Mogę nie znać autora a i tak będę wiedziała ,że to Twoje dzieło..

Kochany !!! rozwijasz się w bardzo dobrym kierunku, już to kiedyś pisałam :
dla mnie Twoje opowiadania dorównują najlepszym bestsellerom gatunku !!!!

tak trzymaj , no i ....
kiedy będzie następne? rotfl
07-04-2009 12:39 żabcia jest offline Szukaj postów użytkownika: żabcia Dodaj żabcia do Listy kontaktów
dakota
Member


images/avatars/avatar-5700.jpg

Data rejestracji: 05-11-2007
Postów: 35
Klan: Public Enemies
Kraina: Necropolia VI
Skąd: Wrocław

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

No Graxiku jak obiecałam tak nadrobiłam zaległości i co ja mam Ci tu napisać hmyy ...po prostu...

Siła i honor!!!

i czekam na ciąg dalszy Big Grin

__________________


R10: SIRENIA R1: Sirenia R11: COCAINA

10-04-2009 13:23 dakota jest offline Szukaj postów użytkownika: dakota Dodaj dakota do Listy kontaktów
barney
Triple Ace


images/avatars/avatar-12598.jpg

Data rejestracji: 11-01-2008
Postów: 187
Rasa w grze: Ssak
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

<brawo> i chce jeszcze. Świetny styl i klasa sama w sobie, co tu wiecej napisac?:
rób to Co Ci wychodzi najlepiej ;]

__________________
WYPOZYCZAM SPRZET NA WSZYSTKIE PIELGRZYMKI

23-04-2009 09:23 barney jest offline Szukaj postów użytkownika: barney Dodaj barney do Listy kontaktów
MARKOWO
Junior Member


images/avatars/avatar-14206.jpg

Data rejestracji: 17-04-2009
Postów: 13
Klan: NA ZAWSZE [smok]
Kraina: Necropolia III

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

naprawde świetne

z reguly niczego nieczytam ale się opłacało Wink

i chce więcej ......... rotfl

10/10

__________________

JEŚLI CHCESZ MI ZŁOZYĆ JAKĄŚ OFE ŚMIAŁO KLIKAJ NA OBRAZEK
07-05-2009 14:12 MARKOWO jest offline Szukaj postów użytkownika: MARKOWO Dodaj MARKOWO do Listy kontaktów
alter-ego
Lord


images/avatars/avatar-12237.jpg

Data rejestracji: 06-01-2008
Postów: 311
Kraina: Necropolia

Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

dziś miałem troszkę luźniejszy dzień w pracy...
na ogół jest nas w pokoju 4 osoby - dziś sam siedziałem...

zastanawiałem się co robić bo pracy w poniedziałki to za dużo nie ma ;p

filmy mam obejrzane, grać w nic mi się nie chce...

wszedłem na forum, przeglądałem sobie dział sprzedam r1 ;]

natrafiłem na link z opowiadaniami, myślę sobie - zerknę
wydrukowałem sobie wszystkie i usoiadłem do czytania...

kilka telefonów w wmiędzy czasie się trafiło i musiałem się odrywać...

przeczytałem wszystkie i powiem Ci chłopie - świetne są Big Grin


tych, którzy jeszcze nie przeczytali - zachęcam serdecznie Big Grin



a ja z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy Big Grin












pozdrawiam
18-05-2009 15:25 alter-ego jest offline Szukaj postów użytkownika: alter-ego Dodaj alter-ego do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

"LEGENDA" Rozdział 3.


Słońce znikało już za horyzontem, leniwie ziewając ostatnimi promieniami światła, gdy postanowiłem zatrzymać się na nocleg. Z powodu Vegety już wcześniej podjąłem decyzję, że będziemy podróżować za dnia. Nocą rozbijaliśmy niewielki obóz i pozwalaliśmy sobie na rozpalenie niewielkiego ogniska. W ciągu tych czterech dni rany na plecach chłopca ładnie się zagoiły. Była to zasługa cudownej maści Marcusa, który przed wyjazdem wręczył mi słoiczek tłumacząc, jak stosować lekarstwo. Teren nadawał się idealnie do tego, by spędzić tutaj noc. Za nami znajdowało się spore wzniesienie, porośnięte bujną, soczystą trawą. Z jego szczytu można było obserwować dalekie stepy, które jak okiem sięgnąć ciągnęły się na zachód, aż po sam horyzont.
- "W razie pogoni będę mógł się przygotować do walki"- pomyślałem.
Z kolei przed nami niecałe trzydzieści metrów od miejsca, w którym staliśmy, płynęła rzeka, w której, jak zauważył Vegeta, żyły ryby. Woda niczym wąż wiła się w wysokiej trawie, by w końcu z melodyjnym szumem zniknąć w gęstym listowiu zielonego lasu.
- Turok! Turok! - świergotał malec. - Nałapiemy ryb, prawda?
Jego podniecony głosik i żwawe podskoki w miejscu wywołały uśmiech na mojej twarzy. Przez te parę dni pokochałem tego malca... Teraz już wiem, czego mi brakowało przez te dwa lata ciągłej ucieczki, przerywanej jedynie krwawymi potyczkami. Brakowało mi bratniej duszy, osoby, z którą mógłbym porozmawiać, pośmiać się lub choćby posiedzieć przy ognisku. Byłem na tym świecie sam, odarty ze szlachectwa i sporej fortuny, jaką kiedyś posiadałem jako elitarny żołnierz klanu Date. Zawsze myślałem, że zostałem stworzony przez pana ciemności, by walczyć dla chwały klanu. W tym fachu byłem najlepszy, o czym wiedziały wszystkie wielkie klany Necropolii. Zapracowałem na to miano, biorąc udział w tysiącach potyczek. Nigdy nie zginąłem... Jednak teraz dostrzegłem inną drogę. Zapragnąłem zaopiekować się człowiekiem... Może i stałem się dziwakiem. Kto to wie? A może chroniąc tego chłopca, w jakiś sposób chciałem zmazać choćby niewielką część grzechów, jakich dopuściłem się w młodości. Niektórych czynów wstydzę się do dziś... Jednak rozkaz był rozkazem i jako żołnierz wypełniałem polecenia Lopezzo bardzo sumiennie. Może aż za bardzo...
Postanowiłem, że wychowam tego chłopca, kładąc nacisk na jego edukację. Świat się zmienia, a my wampiry stoimy nad krwawą przepaścią, rozdartą wiecznymi kłótniami i wojnami. "Może los tak chciał, by chociaż to ludzkie szczenię żyło godniej niż jego współplemieńcy..."
- Turok! Słyszysz mnie? - Vegeta nie dawał za wygraną, brutalnie przerywając moje myśli. - Idziemy na ryby?
- Pójdziemy - odpowiedziałem spokojnym głosem - ale dopiero jak uzbierasz trochę chrustu potrzebnego do rozpalenia ogniska.
Zanim jeszcze skończyłem mówić, dzieciak zginął w leśnej gęstwinie. Dwie godziny później stałem przy ognisku, wykręcając swoje mokre ubranie. Po drugiej stronie paleniska siedział Vegeta. Pałaszował ze smakiem upieczoną rybę. Zerkając co chwilę w moją stronę, nie mógł powstrzymać się od chichotu.
- Jeśli zaraz nie przestaniesz się ze mnie śmiać, to sam skończysz jako wampirza karma - mruknąłem bardziej zły na siebie niż na niego.
Malec spoważniał na moment, by po krótkiej analizie mojej groźby zaśmiać się jeszcze głośniej:
- Nie zrobisz tego, Turok - odparł z takim przekonaniem, że gdybym nie wiedział, że ludzie nie mają daru czytania w umysłach, myślałbym, że malec mnie przeskanował.
- A skąd ta pewność? - zapytałem ciekawy, co odpowie.
Chłopiec przełknął ostatni kawałek ryby, oblizał palce i szczerząc się do mnie szepnął:
- Bo ty mnie lubisz. I to bardzo! - mówiąc to zatrzepotał niewinnie powiekami. - Poza tym dobrze wiesz, że nie skąpałeś się przeze mnie. Sam się zdziwiłem, że nie zobaczyłeś tego czegoś wystającego z wody... Mój tatko zawsze mówił, że wampiry mają doskonały wzrok. - kiedy wspomniał ojca jego uśmiech zgasł niczym zdmuchnięta świeca, a w oczach pojawiły się łzy.
Nastała cisza, której przez długi czas nie umiałem przerwać. Nie wiedziałem, co powiedzieć... Zbliżyłem się do chłopca i siadając blisko niego powiedziałem:
- Twój ojciec był mądrym człowiekiem. Miał rację mówiąc, że moja rasa ma bardzo dobrze rozwiniętą zdolność widzenia. Widzimy tak samo dobrze w dzień, jak i w nocy. Faktem jest, że ganiając za twoją kolacją nie zauważyłem drutu wystającego z wody...
- Drutu? - dzieciak z zaciekawieniem uniósł głowę.
- Tak. To był drut kolczasty. - potwierdziłem łagodnie - W dawnych czasach, czasach ludzi, stawiano takie ogrodzenia zrobione z cienkiej stali. Na ich wierzchołku mocowano taki właśnie drut, by na teren grodzony nie przedostał się żaden intruz.
- A po co? - Vegeta domagał się odpowiedzi.
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami - Może było to ogrodzenie dla bydła, którego właściciel chronił swoje stado przed złodziejami. Możliwości jest wiele. Jak chcesz, to jutro powęszymy trochę. Może dowiemy się czegoś o tym miejscu.
- Pewnie, że chcę! - krzyknął ochoczo chłopiec.
- A więc rano zrobimy mały zwiad. A teraz kładź się spać, a ja rozejrzę się wokół z tego wielkiego wzgórza, by się upewnić, że jesteśmy bezpieczni.
Chłopiec nie protestował. Pięć minut później jego oddech stał się wyrównany. Wstałem, by dorzucić niewielki konar do przygasającego ogniska i udałem się w stronę wzniesienia. Siedząc na jego szczycie, obserwowałem dalekie równiny oświetlone wielkim świetlistym księżycem. W oddali, poza zasięgiem mojego wzroku, w wysokiej trawie ucztowała wataha wilków. Ich tryumfalny śpiew przeplatał się z innymi odgłosami nocy. Kiedy wróciłem do obozowiska, płomienie w palenisku już dawno wymarły. Wyjąłem z plecaka drugi koc, by dodatkowo przykryć malca i kładąc się obok, natychmiast zasnąłem.

Rankiem, gdy pierwsze promienie przedarłszy się nad koroną pobliskich drzew oświetliły polanę, wstałem, by rozpalić ognisko. Oślepiony słońcem odwróciłem się w stronę towarzysza podróży. Chłopiec nie spał. Siedział niecałe dwa metry ode mnie z podkulonymi nogami, bacznie mi się przyglądając...
- Cześć, ranny ptaszku - zagadałem, rozciągając ramiona; czułem przypływ sił pomimo krótkiego snu - Co słychać?
- Ale miałem sen! - szepnął malec, wytrzeszczając oczy w nadziei, że rozbudzi moją ciekawość.
- Tak? A co ci się śniło? - spytałem, ściszając głos do konspiracyjnego szeptu - Pieczone ryby ci się śniły?
- Nie! - stanowczo odpowiedział, kręcąc przy tym głową. - Śniło mi się, że mnie zjadłeś! Tak normalnie, z głodu, wiesz?!
Tego się nie spodziewałem. Zaśmiałem się i udając, że się oblizuję, rzekłem:
- To bardzo kusząca propozycja, tylko, wiesz co? Taki chuchrak jak ty wystarczyłby mi ledwo na śniadanie. Na dodatek jestem przekonany, że jesteś za bardzo żylasty! Normalnie skóra i kości. Ale kto wie, może za tydzień lub dwa, jak będziesz tyle jadł, się skuszę...
Reakcja chłopca rozśmieszyła mnie jeszcze bardziej. Jego oczy na moment zrobiły się wielkie, a brzuch, wypukły po wczorajszej, obfitej kolacji, stał się nagle wklęsły niczym lej po bombie. Dopiero po kilku sekundach Vegeta zrozumiał, że żartuję, bo parsknął śmiechem i podbiegł, by się przytulić.
- No, już dobrze, starczy tego obściskiwania! - mruknąłem, nieprzyzwyczajony do takich sytuacji - Zjemy coś i rozejrzymy się po okolicy. Muszę upolować jakieś grubsze zwierzę i napełnić swoją manierkę, bo faktycznie krew skończyła mi się dwa dni temu...
Wstałem, podniosłem z ziemi zbroję i ubrawszy ją, zacząłem zapinać skórzane troki ciągnące się z boku od pachy w dół.
- Wiesz, Turok? - zagadał mały - Kiedy spałeś, byłem obejrzeć ten drut. - wskazał ręką w stronę rzeczki - Jest tego tam bardzo dużo...
Spojrzałem w tamtą stronę. Na wydeptanej trawie przy samym brzegu leżało mnóstwo kolczastego drutu. Dałbym sobie głowę obciąć, że wczoraj była tam tylko trawa.
- Właziłeś do wody. - stwierdziłem raczej niż spytałem.
- Ale tylko na chwilę - zarzekał się. - Złapałem za sam koniec i mocno pociągnąłem. Samo wylazło z wody. A potem, gdy już sobie ten drut obejrzałem, byłem popatrzeć na tamte kamienie. - uniósł rękę, wskazując przeciwny kierunek.
Odwróciłem się, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi... Nawet, jeśli coś tam było, to rosnąca bujnie trawa skutecznie maskowała znalezisko chłopca.
- I co wypatrzyłeś w tych kamieniach? - uśmiechnąłem się, zdając sobie sprawę z faktu, że muszę w przyszłości bardziej pilnować tego małego włóczęgi.
- Śmieszne są takie - odpowiedział siedmiolatek dumnym głosikiem - Są całe szare z drutami w środku!
- Z drutami? - powtórzyłem jak echo, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.
- No tak! Z drutami. - przytaknął, kiwając głową. - Druty są grubsze niż te nad rzeczką. Chciałem jednego wydłubać twoim sztyletem, ale kamień jest strasznie twardy...
- A kto ci pozwolił grzebać w moim plecaku? Co? - podniosłem głos na tyle, by dać Vegecie do zrozumienia, żeby nie robił tego w przyszłości.
Malec spuścił głowę i zaczął tłumaczyć się cicho.
- Chciałem zapytać, ale spałeś. Więc wziąłem. Drut by się przydał do nabijania ryb i pieczenia nad ogniskiem...
Spojrzałem na chłopca, kręcąc głową. Dopiero teraz zauważyłem, że ma pozdzierane obydwa kolana. Podszedłem do plecaka i wyjąłem leczniczą maść.
- Chodź tu do mnie. - rzekłem - Niech przyjrzę się tym kolanom. Nimi też próbowałeś skruszyć kamień?
Naniosłem niewielką ilość kleistej substancji na drobne skaleczenie.
- Odpowiesz mi, czy będziesz się boczył cały dzień?
- Nic nimi nie próbowałem rozbić - odparł, cicho sycząc. Maść zaczęła oczyszczać ranę. - Kiedy nie udało mi się wyjąć tego pręta, chciałem szybko odnieść sztylet na miejsce. W pośpiechu nie zauważyłem śmiesznych drzwi umocowanych w ziemi i potknąłem się o taki dziwny uchwyt.
Zamarłem w bezruchu...
- Drzwi w ziemi?
- No, takie okrągłe... - malec miał najwyraźniej trudności z opisaniem tego, co zobaczył.
- Gdzie to jest? - nie wytrzymałem - Chodź pokaż!
Szliśmy razem, a Vegeta cały czas coś świergotał. Nie słuchałem go. W głowie z każdą sekundą zaczynałem kleić w całość wszystkie słowa siedmiolatka. "Drut kolczasty, kamienie z prętami w środku, drzwi w ziemi. Do tego dochodziło jeszcze to odludne miejsce z dostępem do świeżej wody... To mogło być tylko jedno. Vegeta znalazł jakiś schron z czasów zmierzchu ludzi".

Dwie minuty później okazało się, że miałem rację!!!

Właz do podziemia wyglądał na solidny. Nachyliłem się i chwyciłem obiema rękoma za wielki uchwyt. Szarpnąłem mocno w górę, mając nadzieję, że klapa nie była zamknięta od środka. Coś jęknęło. Zaparłem się jeszcze mocniej, czując, że dam radę.
Naszym oczom ukazał się wielki, czarny otwór schodzący pionowo w dół. Klęknąłem na jego skraju i wsadziłem głowę w mroczną czeluść.
- Głęboko! - stwierdziłem - Co najmniej sześć metrów.
- Zejdziemy tam? - zapytał Vegeta z lekką obawą.
- Ja zejdę, a ty tu zaczekasz, na dole mogą być pułapki...
Chłopiec nie protestował. Usiadł na pobliskim, wielkim bloku zbrojonego betonu, mówiąc:
- Tylko nie siedź tam za długo, bo wejdę za tobą.
Uśmiechnąłem się do niego, spodziewając się takiej właśnie odpowiedzi. Zaparłem się o stalową ramę otworu i opuściłem w czarną otchłań. Sprawę ułatwiły mi metalowe pręty, które zamocowane były w betonie, najwyraźniej zastępując drabinę. Powietrze na dole było suche i stęchłe. Ruszyłem ostrożnie do przodu ku następnym metalowym drzwiom. Na ich środku umocowane było wielkie koło, podobne do tego, jakie mieliśmy w zbrojowni nieistniejącego już klanu Date. Naparłem całym ciałem, łapiąc za pokrętło i szarpiąc w lewo. Usłyszałem dźwięk odsuwanych zasuw i moim oczom ukazało się olbrzymie pomieszczenie z sześcioma solidnymi regałami. Na każdym spoczywały wielkie, drewniane skrzynie. Po przeciwnej stronie znajdowały się następne drzwi, wyraźnie różniące się od tych pierwszych. Zbliżyłem się do nich i nacisnąłem niewielką, aluminiową klamkę. Otworzyły się bezszelestnie na całą szerokość, a mym oczom ukazała się dziwna maszyna. Stałem chwilę, przyglądając się masie przycisków umieszczonych na panelu kontrolnym.
- Mam nadzieję, że nic nie wysadzę - mruknąłem do siebie, wciskając największy guzik...
Na początku nic się nie stało. Dopiero po kilku sekundach, kiedy się odwróciłem z zamiarem sprawdzenia zawartości skrzyń, do moich uszu dobiegł nienaturalny warkot. Z czasem przestał czkać, redukując szum do minimum. Coś błysnęło. Skoczyłem w bok, wydobywając miecze. Całe pomieszczenie rozbłysło jasnym światłem wydobywającym się ze szklanych przedmiotów umocowanych do stropu.
- A niech mnie! - zaśmiałem się, chowając broń z powrotem do pochwy - Mamy światło!
Usłyszałem wołanie Vegety:
- Turok, żyjesz? Co się stało? - sądząc po barwie głosu, chłopiec był bliski płaczu.
- Nic mi nie jest! - krzyknąłem głośno - Już po ciebie idę...
Ogarnąłem wzrokiem jeszcze raz całe pomieszczenie. Poza agregatem stała w nim metalowa szafka i coś, co kiedyś było najprawdopodobniej łóżkiem, lecz przez lata zamieniło się w zniekształconą masę desek wymieszanych z kawałkami skóry. Wróciłem do wyjścia, by pomóc malcowi zejść na dół. Stanęło na tym, że ja schodziłem po drabince, a Vegeta niczym kleszcz wisiał na moich plecach.
- Turok? Co jest w tych skrzyniach? - zapytał, wytrzeszczając oczy - I jak to możliwe, że jest tu tak jasno?
- Skrzyń jeszcze nie otwierałem, ale zaraz sprawdzimy, jakie skarby kryją. A światło... - zastanowiłem się przez chwilę, jakich słów użyć, by mnie zrozumiał - to rodzaj czarów... - stwierdziłem, że pójdę na łatwiznę.
- Wow! Nie wiedziałem, że umiesz czarować! - oczy malca zrobiły się wielkie jak talary.
- Eee... To nie tak! Zresztą, coś tam umiem. Wytłumaczę ci potem. Teraz się odsuń, bo skrzynia może być spróchniała.
Złapałem za mosiężne uchwyty i zsunąłem całość na ziemię.
- " Ciężka" - pomyślałem, unosząc drewnianą pokrywę. Zatkało mnie...
W skrzyni spoczywało sześć sztuk idealnych, nigdy nieużywanych AK-47! Wszystkie były w doskonałym stanie. Drżącymi rękoma ściągnąłem następną skrzynię, by zobaczyć w niej identyczną zawartość. Zaśmiałem się głośno, biorąc do ręki karabin. Odbezpieczyłem rygiel znajdujący się z boku metalowego korpusu i składając się do strzału, zsynchronizowałem muszkę ze szczerbinką.
- Idealna! - szepnąłem, naciskając spust.
W pomieszczeniu rozległ się metaliczny dźwięk, upewniając mnie tym samym, że broń działa bez zarzutu. Spojrzałem na Vegetę. Stał z rozdziawioną buzią, zaciskając z emocji pięści tak mocno, że zrobiły się całe czerwone.
- Masz, jest twój! - powiedziałem - Zasłużyłeś sobie.
Malec natychmiast wyciągnął ręce po prezent. Zważył go w dłoniach, zajrzał do lufy i zapytał:
- Kiedy będziemy strzelać?
- Ha, ha - zaśmiałem się. - Jesteś jeszcze za mały. Siła odrzutu w czasie oddawania strzału mogłaby złamać ci bark... - widząc, że posmutniał, dodałem - Na razie nauczę ciebie, jak dbać o to, by karabin się nie zniszczył, a za kilka lat, jak trochę podrośniesz, nauczę cię strzelać. Nie ma pośpiechu, tym bardziej, że postanowiłem, że zostaniemy tu jakiś czas. Rzeczka jest pełna ryb, a z taką bronią upolowanie grubszej zwierzyny w pobliskich lasach nie powinno sprawić większych problemów. Co ty na to, chłopcze? Chcesz tutaj zamieszkać ze starym Turokiem?
- Jasne! - zawołał malec, i wypuszczając z rąk swoją broń, skoczył na moje ręce... Przytuliłem go mocno odkrywając, że gdzieś głęboko w mym wampirzym sercu zagościło ciepło...

Całe popołudnie spędziłem na liczeniu broni i sprawdzaniu zawartości pozostałych regałów. Vegeta przez pierwsze dwie godziny łaził za mną jak duch, potem jednak stwierdził, że pójdzie nałapać w ręce trochę ryb. Wyszedłem z nim na powierzchnię i upewniwszy się, że jesteśmy bezpieczni, zostawiłem go nad rzeką. Wieczorem, przy ognisku, nie spuszczając z oczu wędzącej się ryby, malec zapytał:
- I jak tam twoja interazacja?
- Inwentaryzacja - poprawiłem mądralę.
- No, przecież tak powiedziałem - rzekł, oblizując się na widok smakowitego pstrąga.
Wyjąłem z kieszeni spodni niewielką kartkę i po kilku sekundach zacząłem czytać:
1. Regał - piętnaście skrzyń karabinów AK-47, w każdej po sześć sztuk, co daje nam 90 sztuk broni.
2. Regał - dziesięć skrzyń amunicji kalibru 7.62 mm i trzy skrzynie z napisem F1 z dziwnymi metalowymi jajami niewiadomego zastosowania.
3. Regał - żywność zapakowana w metalowe pojemniki (niestety, niezdatna do spożycia)
4. Regał - książki, mapy i jakaś dokumentacja zapakowana w plastikowe próżniowe pojemniki (są w dobrym stanie) i dwa plastikowe kanistry (puste).
5. i 6. Regał - drut kolczasty i olbrzymia ilość zjedzonych przez mole mundurów wojskowych.
- Jest tego troszeczkę - powiedziałem, składając kartkę i chowając ją z powrotem do kieszeni - Znalazłem też za ostatnim regałem niewielkie pomieszczenie, w którym kiedyś można było się umyć. Niestety, wszystkie metalowe części są zardzewiałe, a z kranu leci jedynie ciemna breja.

Gdy mały skończył jeść, zgasiłem ognisko i zdjąłem z wierzchowca siodło, by odpoczął. Z uwagi na drut kolczasty postanowiłem nie puszczać go luzem. Stwierdziłem, że tę noc spędzimy tam na dole, w miejscu, gdzie nikt nas nie znajdzie. Wziąłem pod pachę koce i wołając Vegeta, udałem się w stronę zejścia do podziemia. Nie martwiłem się o konia. W razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa mój czuły słuch w porę wychwyciłby rżenie wystraszonego zwierzęcia. Kiedy tak leżeliśmy na kocach w jasnym pomieszczeniu, malec zapytał:
- Turok? A kiedy nauczysz mnie czytać? Bo nauczysz, prawda?
- Oczywiście, że nauczę - odpowiedziałem - Ale najpierw musimy się tu jakoś urządzić... Teraz śpij, bo nie wiadomo, co może nam przynieść jutro.
- Dobranoc, Turok - szepnął malec, nieznacznie przysuwając się do mnie.
- Dobranoc, Vegeta - odparłem i zamknąłem oczy...
Jeszcze długo tak leżałem, rozmyślając o naszym znalezisku. W końcu zmęczenie wygrało nierówną walkę z moim ciałem i usnąłem.

Rankiem następnego dnia zastałem Vegetę grzebiącego w skrzyni ze starymi książkami. Malec oglądał jakąś encyklopedię z takim zapałem, że nie zauważył, kiedy podszedłem. Kucnąłem koło niego i wskazując palcem na umieszczone tam zdjęcia, powiedziałem:
- W takich domach żyli kiedyś ludzie. W jednym budynku mieszkało nawet trzysta rodzin.
Dzieciak pokiwał głową i dotykając delikatnie kartki zapytał:
- Czyli w tym mieście musiało żyć tysiące... Dużo tysięcy mieszkańców? - wytrzeszczył oczy i zadał kolejne pytanie - To ilu Pradawnych pilnowało porządku?
Uśmiechnąłem się, wiedząc, że dzieciak nie da mi wytchnienia, póki nie zaspokoi swojej ciekawości.
- To nie tak, chłopcze. Dawniej na świecie rządzili ludzie. Takich miast jak to były całe setki, a w każdym z nich mieszkały miliony wolnych obywateli, którzy o nas, wampirach, nie wiedzieli nic... Pradawnych w tamtych czasach było zaledwie kilkuset i to w większości uśpionych. Wampir budził się raz na dekadę, by po obfitym posileniu powrócić do dalszego snu. Taka forma egzystencji była dla mojej rasy najbezpieczniejsza i jak najbardziej zadowalająca. Oczywiście, czuwały odpowiednie komórki odpowiedzialne za to, by monitorować poczynania ludzi i w razie jakichkolwiek zagrożeń zaalarmować wampirzą brać. Jednak czterysta lat temu coś poszło nie tak... W sanktuariach wybudzono wszystkich naraz. Niestety, za późno... Na ziemi trwały już wojny. Zniszczenia były tak wielkie, że gdy wampiry wyszły na powierzchnię, nie rozpoznały niczego. Śmierć i cierpienie milionów konających ludzkich istot były tak wielkie, że znaczna część nieśmiertelnych, chłonąc wszystko dopiero co rozbudzonym umysłem, oszalała... Rozpoczęła się mordercza rzeź, którą zakończono po dziesięciu latach, doprowadzając do zniewolenia tej niewielkiej cząstki ludzkości, jaka ocalała po wojnie nuklearnej.
Vegeta, który słuchał uważnie, spojrzał jeszcze raz na zdjęcie i zapytał:
- Pamiętasz te czasy?
- Niestety nie, chłopcze. Ja urodziłem się prawie sto lat później. Historię tę opowiedział mi Lopezzo. On, Cyrax, Drakonek, Diil i jeszcze kilku innych znali historię ludzkości od czasów średniowiecza... Pamiętam, że gdy o tym opowiadał, w jego oku kręciła się łezka. To właśnie oni, najstarsi z wampirzego rodu wprowadzili kodeks, który był wzorowany na pradawnym średniowiecznym kodeksie rycerskim. No, ale starczy tych opowieści. Idę złowić kilka wielkich pstrągów, byś mi z głodu nie umarł. Idziesz ze mną?
Pokręcił przecząco głową. Odłożył książkę, a gdy już zacząłem oddalać się w stronę włazu, zapytał cicho:
- Turok, a czy nie dałoby się czegoś zrobić, by ludzie i wampiry żyli w harmonii? Jak dawniej?
Zatrzymałem się. Pytanie Vegety zaskoczyło mnie.
- To dobre pytanie - stwierdziłem po namyśle - Jednak, niestety, nie znam na nie odpowiedzi.

Trzy godziny później siedzieliśmy razem przy ognisku. Obserwowałem, jak malec ogołaca z ości kolejnego pstrąga. Na jego kolanach spoczywało AK-47. Uśmiechnąłem się na myśl, że niejeden wampir w Necropilii za taką broń dałby się posiekać... Taki karabin był wart w tych krwawych czasach całkiem sporą fortunę...
- I co takiego robiłeś tam na dole, kiedy łowiłem dla ciebie to iście książęce danie? - zagadnąłem, widząc Vegetę tradycyjnie oblizującego palce po skończonym posiłku - Dalej przeglądałeś encyklopedię?
- Nie. - odpowiedział chłopiec, kończąc zabieg - Rozebrałem i złożyłem na powrót karabin.
Powiedział to z taką dumą, jakby ustrzelił nim smoka.
- Sam rozłożyłeś i złożyłeś AK-47? - spytałem, nie bardzo wierząc jego słowom.
- Tak! A co? - zapytał buńczucznie - Znalazłem taką małą książeczkę z rysunkami i rozłożyłem! - mówiąc to wyjął zza pazuchy niewielki, wymięty zlepek kartek. Wziąłem od niego książkę i przeczytałem zatarty napis na okładce:"Awtomat Kałasznikowa - Dane Techniczne". Przekartkowałem stronę po stronie, oglądając rysunki i statystyki:
- Faktycznie! - powiedziałem - To instrukcja obsługi karabinu. - spojrzałem na Vegetę. Szczerzył się od ucha do ucha, zadzierając nos wyżej od czoła.
- A nie zostało ci kilka części? No wiesz, jak już go złożyłeś?
- Nie. A co?
- Ee, nic... - odparłem nieco zaskoczony - Pokażesz mi na chwilę swoją broń?
- Oczywiście, masz! - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Z niemałą trudnością uniósł broń z kolan i wręczył mi mówiąc:
- Nie wierzysz mi...
- To nie jest sprawa wiary - odparłem - AK jest zbyt cenne, by ktoś, kto nigdy nie miał go wcześniej w ręku, rozkładał je bez nadzoru doświadczonej osoby. - mówiąc to, przeładowałem karabin. Ułożyłem broń w taki sposób, jakbym chciał oddać strzał i nacisnąłem spust w nadziei, że usłyszę ciche tąpnięcie. To, co się stało, zburzyło mój stoicki spokój... Z lufy zionął ogień, a całą polanę poderwał niewyobrażalny huk... Z wytrzeszczonymi oczami patrzyłem to na karabin, to na bladego Vegetę. Gdy w moich uszach zelżał nieco natrętny pisk, powiedziałem:
- Przysiągłbym, że gdy dawałem ci broń, magazynek był pusty!
Malec spuścił głowę i cicho szepnął:
- Tak było... Ale pomyślałem sobie, że fajnie by było go napełnić...
Tego było za wiele. Wstałem i gasząc ognisko jednym kopnięciem, warknąłem:
- A czy pomyślałeś, co by się stało, gdybym ciebie postrzelił? Nie zasłużyłeś na taki dar! Masz natychmiast odnieść broń do magazynu. Słyszysz?!
Vegeta nic nie odpowiedział, wziął ode mnie AK i posłusznie poszedł w stronę włazu. Kiedy był już przy samym wejściu do schronu, padł nagle na ziemię. Nie wiedząc, co się stało, zacząłem biec w jego stronę. Nagle wyhamowałem gwałtownie... Zza wzgórza w pełnym galopie wjechało na polanę dziesięciu uzbrojonych jeźdźców.

TO BYŁA POGOŃ!!!

- A niech to! - syknąłem, uświadamiając sobie, że moje miecze oparte były o konar przy ognisku. Zawróciłem, mając nadzieję, że zdążę dobiec do broni przed naszymi prześladowcami. Jeźdźcy gnali w moją stronę niczym wicher. Tuż za plecami usłyszałem okrzyk zwycięstwa. Nieznacznie odwróciłem głowę i zobaczyłem oślepiające światło odbijające się od stali lecącej w moją stronę. Nie było czasu, by się zastanawiać. Zrobiłem unik, skacząc szczupakiem w lewo. Miecz przeciął powietrze kilkanaście centymetrów od mojego barku... Poderwałem się z ziemi, by z całym impetem uderzyć w opancerzoną pierś bojowego rumaka. Świat zawirował i ciemniejąc jakby spowolnił. Wstałem oszołomiony z ziemi, ciężko dysząc. Próbowałem złapać równowagę, lecz musiałem klęknąć na jedno kolano, by ponownie nie upaść... Jeźdźcy w tym czasie dojechali do miejsca, gdzie spoczywała moja broń... Nie spieszyli się, zsiadając z koni, najwyraźniej pewni, iż bez niej zabicie mnie będzie zwykłą formalnością. Podniosłem się z klęczek i ruszyłem powoli w ich stronę. Rozpoznałem jedynie dwóch spośród dziesięciu najemników... Rudzielca, któremu wybiłem większość zębów przed pamiętną potyczką z asgardzkim oddziałem i zwalistego, odzianego w ćwiekowaną, skórzaną zbroję zarządcę z wioski Vegety. Reszty nie znałem. Wszyscy czekali na mnie z wyciągniętą bronią. Wszyscy poza jednym, który nawet nie raczył zsiąść z konia. Siedział na wierzchowcu oddalony jakieś trzy metry od grupy i ze znudzoną miną przyglądał się całemu zdarzeniu.
- "Kim on jest?" - zastanawiałem się, zatrzymując kilka metrów od przeciwników - Jest bogato odziany i nie bardzo pasuję do reszty bandy.
Milczenie przerwał wielki oprawca, którego miałem już przyjemność raz zabić w klanie Najemników Zła. Tym razem w ręku nie miał bata, lecz wielką kosę.
- Witaj, psie! - rzucił oschle - Mówiłem ci, że nie spocznę, póki cię nie dorwę! Pewnie żałujesz teraz, że nie pozbyłeś się mnie raz na zawsze?
Przez polanę przetoczył się buńczuczny śmiech.
- Wampir uczy się na błędach... - odpowiedziałem cicho- Dzisiaj skończę to, co spieprzyłem tamtego dnia, gdy torturowałeś chłopca.
- Ale on ma tupet! - krzyknął rudzielec - Zaraz zginiesz, rozumiesz? Zginiesz za to, coś mi zrobił... - jego histeryczny śmiech uwydatnił wszystkie braki w jamie ustnej.
- Nie szczerz się, bo ci przez ten brak kłów podniebienie widać - żachnąłem się zjadliwie - Chyba nie myślisz, że takie mizeroty jak wy zdołają zrobić mi krzywdę? Przecież jest was tylko dziesięciu!
- Ty kanalio! - ryknął zarządca - Masz tupet jeszcze nas obrażać? - ruszył w moją stronę krzycząc - Brać go!!!
Moja prowokacja odniosła zamierzony skutek. Musiałem tylko uważać na plączący się pod nogami drut kolczasty, którego całe mnóstwo wyciągnął na brzeg nudzący się Vegeta. W chwili, gdy pomyślałem o malcu, usłyszałem piorunujący odgłos AK-47. W pobliskim lesie ptaki poderwały się nad korony drzew, a głowy napastników zaczęły w panice rozglądać się na wszystkie strony, nie wiedząc skąd padł strzał. Zobaczyłem, że siedzący do tej pory na koniu "szlachcic", zsunął się na ziemię. Jego twarz była cała zakrwawiona... To był tylko moment, chwila chaosu i totalnej dezorganizacji... TO BYŁA MOJA CHWILA! Ostrze kosy szybowało w moją stronę. Padłem na trawę, pozwalając, by przeleciało nade mną. Chwyciłem pełną garścią drut kolczasty leżący koło mnie. Skoczyłem do przodu, ciągnąc go w sam środek nacierających w moją stronę przeciwników. Z tyłu, za plecami, słyszałem wyzwiska zarządcy. Najwyraźniej podążając za mną, zaplątał się nogami w kolczaste sploty. Nie miałem czasu, by się upewnić, gdyż musiałem zablokować atak rudzielca, który wzniósł miecz, chcąc zadać nim cios od góry. Złapałem go za nadgarstek i walnąłem z całej siły głową. Poczułem chrzęst kości. W miejscu, gdzie kiedyś miał twarz, teraz była tylko krwawa miazga. Odebrałem jego miecz, a wyjące nieludzko ciało cisnąłem wprost pod kosę unieruchomionego stalowym drutem kolosa. Usłyszałem cichy zgrzyt, po którym rudy ucichł, a jego korpus poleciał na ziemię, ciągnąc za sobą całe mnóstwo flaków... Zadałem cios mieczem kolejnemu wampirowi. Jego ręka dzierżąca sztylet leżała teraz pod zwalistymi nogami, cały czas zaciskając się na rękojeści. Wbiłem ofierze ostrze w brzuch, jednocześnie sięgając drugą ręką po sztylet. Gdy już go chwyciłem, szarpnąłem mieczem ku górze. Niczym rozsuwany zamek błyskawiczny, brzuch i cały splot słoneczny wybuchły wypchane przez wydostające się ze środka wnętrzności. Z prawej strony natarło na mnie trzech nieumarłych. Maczuga pierwszego niechybnie szybując z góry roztrzaskałaby mi głowę, lecz dzięki temu, że zrobiłem krok w tył, uderzyła w ziemię, ciągnąc swym ciężarem jej właściciela w moją stronę. Wykorzystałem ten moment i jedną ręką parując mieczem ataki wściekle machających pradawnych, drugą, w której trzymałem sztylet, uderzyłem ku górze. Długie na trzydzieści centymetrów ostrze znikło w krtani nieumarłego próbującego się podnieść po nieudanym ataku maczugą. Wyrwałem sztylet, a z rany buchnęła strumieniem karmazynowa rzeka. Dopiero teraz poczułem, jaki byłem głodny... Jednak na ucztę było za wcześnie. Wyprowadziłem kopnięcie widząc, że jeden z atakujących stoi w zbyt dużym rozkroku. Wampir złapał się za krocze, nie mogąc nabrać powietrza. Gdy mój miecz opadł ciężko, jego głowa potoczyła się pod nogi walczącego obok zbira.

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584

Ten post był edytowany 4 raz(y), ostatnio edytowany przez Grax33: 14-06-2009 03:46.

14-06-2009 02:56 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Grax33
Emperor


images/avatars/avatar-16844.png

Data rejestracji: 19-09-2008
Postów: 1.143
Klan: Najlepszy!:)
Rasa w grze: Kultysta
Kraina: Necropolia
Skąd: R1 nick: Grax

Autor tematu Temat rozpoczęty przez Grax33
Odpowiedź na Posta Odpowiedź z cytatem Edytuj/Usuń Posty Zgłoś Posta do Moderatora       Przeskocz na górę strony

Zaśmiałem się widząc, że zarządca, chcąc uwolnić się z zasieków, na dobre się zaplątał.
- Ciebie zostawię na koniec! - krzyknąłem i podrzynając gardło kolejnemu pradawnemu, dodałem - Jak tylko zarżnę tych trzech!
Stojący po lewej stronie wampir odskoczył nagle do tyłu, i wypuszczając na ziemię swoje miecze, pognał w stronę koni. Nie mogłem pozwolić mu uciec... Parując kolejne uderzenia zadawane przez dwóch żołnierzy, rzuciłem sztyletem. Ostrze przecięło powietrze w chwili, gdy uciekinier dosiadał wierzchowca. Rumak stanął dęba i wyrwał w galopie do przodu, pozbywając się martwego ciała. Trup padł na plecy, drgając w konwulsjach. Pozostałych dwóch pradawnych zaczęło się cofać pod nawałem zadawanych przeze mnie ciosów. Wyglądało na to, że stracili ochotę do walki. Nie odpuściłem im. Uderzyłem mieczem z całą mocą w hełm jednego z nich. Przepołowiona głowa, niczym łeb hydry, bryzgała czerwoną fontanną. Szarpnąłem mieczem, by stwierdzić, że ugrzązł w niej na dobre. Z tyłu usłyszałem ryk sadystycznego zarządcy szamoczącego się w stalowych splotach:
- Teraz! Do diabła! Na co czekasz?! On nie ma miecza! Zarżnij go albo on zarżnie nas! Słyszysz, idioto? - słowa skierowane były do pozostałego przy życiu wampira. Puściłem klingę, i rozpostarłszy szeroko ręce, ruszyłem do przodu. Mym krokom towarzyszył śmiech. Mój śmiech!!!
- Już po tobie! - ryknąłem widząc, że napastnik zlał się nie tylko potem.
- Daruj! - szepnął rozpaczliwie, ubrany w stalową kolczugę najemnik, zasłaniając się mieczem.
- Przestań jęczeć! - syknąłem - I giń godnie!
Skoczyłem zniesmaczony faktem, że nawet nie próbował się bronić. Zadałem cios w kolczugę zaciśniętą pięścią. Ofiara zgięła się wpół, gubiąc broń. Wbiłem zęby w jej kark i pożywiłem się krwią. Odkrwione ścierwo padło na ziemię, a ja udałem się do miejsca, gdzie ostatni raz widziałem Vegetę. Za moimi plecami słyszałem wyzwiska pradawnego, który w szale ciął kosą wszędobylski drut kolczasty... Chłopca znalazłem niecałe trzy metry od włazu. Siedział na ziemi, masując obolałe ramię.
Obok niego na niewysokiej stercie gruzu leżało AK-47.
- Trafiłem! Widziałeś? Trafiłem! - szeptał malec.
- Tak. Widziałem chłopcze. - powiedziałem, wycierając łzy lecące mu po policzku - Powiem więcej, uratowałeś mi życie!
- Fakt, jesteśmy kwita... - szepnął - Co zrobimy z tym mordercą?
Jego spojrzenie padło na zarządcę, który uwolniwszy się, ciężko sapiąc ruszył w naszą stronę... Podniosłem AK-47 i podałem go Vegecie. Malec wytarł twarz w łachmany, splunął na ziemię i przyjmując za murkiem pozycję strzelecką, szepnął:
- To za moich rodziców i wszystkich, których zabiłeś!
Zarządca przystanął i patrząc to na chłopca, to na mnie, zawył w panice:
- Chyba nie pozwolisz temu ludzkiemu szczeniakowi mnie zabić? Żądam walki honorowej! - jego głos stał się piskliwy - Słyszysz, psie?! Żądam walki zgodnej z wampirzym kodeksem!
Zaśmiałem się, słysząc jego słowa.
- Żądasz honorowej walki po tym, jak przyjechałeś zapolować na mnie ze swoją chciwą świtą? - mój głos stał się zimny niczym poranny wiatr - Więc walcz, kundlu, z tym dzieckiem, jeśli zdołasz!
Huk zawładnął doliną, a śmiercionośna kula ugrzęzła w czole zarządcy ludzkich niewolników... Malec wstał z ziemi i zabezpieczając karabin, przewiesił go przez ramię. Staliśmy tak, w milczeniu patrząc na pobojowisko. Zastanawiałem się, co przyniesie nam kolejny dzień. Co może spotkać w przyszłości mnie i tego jakby nie było utalentowanego małego strzelca? Czy nasza wampirzo - ludzka znajomość ma szansę na przetrwanie w tych okrutnych, jakże krwawych czasach? Rozmyślania moje przerwał śmiech chłopca. Spojrzałem na niego zdziwiony. Popatrzył na mnie i cały czas się śmiejąc, krzyknął:
- W końcu było ich tylko dziesięciu!
- Masz rację. - odparłem chichocząc - Następnym razem będą musieli bardziej się postarać!
Jeszcze długo w dolinie hulał wiatr, próbując rozgonić nasz śmiech. Z czasem i on ucichł, ginąc wśród wysokiej, soczystej trawy. Dziękowałem panu ciemności za to, że przygoda z pościgiem zakończyła się dla nas łaskawie. Równocześnie modliłem się w duchu, by i w przyszłości otoczył on mnie i tego chłopca swoją opieką. Czas miał pokazać, czy moja gorąca prośba została wysłuchana...
CDN

__________________
nick: Grax.

http://forum.bloodwars.interia.pl/thread.php?threadid=538584
14-06-2009 03:08 Grax33 jest offline Szukaj postów użytkownika: Grax33 Dodaj Grax33 do Listy kontaktów
Strony (8): « poprzednie 1 2 [3] 4 5 następny » ... ostatni » Struktura drzewiasta | Struktura tablicy
Przejdź do:
Zamieść nowy temat Odpowiedz na Post
Oficjalne Forum Blood Wars » Różne » Nasza twórczość » Nasze historie » "Łowcy smoków","Zemsta","Bitwa","ADHD" Oraz 6 rozdział "Legenda"(20.03.10) Proszę o komentarz!

Oprogramowanie Forum: Burning Board 2.3.6, Opracowane przez WoltLab GmbH